Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 6 lutego 2012

Mam "lenia bazgraka"...


     No dobra…nie ma co…Zdyscyplinowaliście mnie okrutnie…
     Kilka mailków…kilka gorzkich słów na gadule…No i już wiem…Podpadłam…
     Bardzo przepraszam wszystkich namiętnych moich Czytaczy, że w tak perfidny sposób zamilkłam, nie dając pożywki Waszym skołatanym duszom, ale załapałam „lenia bazgraka”…klasycznego „lenia bazgraka”…
Nie dość, że przyblokował niecnota moje grafomańskie zapędy to nawet nie chciał zrobić „kopiuj-wklej”, a to jak wiecie nie jest czynność specjalnie złożona…
     Na usprawiedliwienie owego stanu mogę podać tylko jeden powód…Moja doba ogromnie się skurczyła…i to skurczyła się nie od mrozu…
Początek roku to dla mnie zawsze bardzo „papierzany okres”, w którym przegarniam owej makulatury tony całe…
Przegarniam i przegarniam, a końca papierzanej sterty nie
widać…
Podsumowania, sprawozdania, wyliczenia…Echhh…to dopiero twórczość…
     W sumie to już przywykłam do owego natłoku i jakoś umiałam się odnaleźć w tej papierzanej rzeczywistości…tyle, że w tym roku jakoś tak odgórnie doszło mi trochę obowiązków. 
     Dzieciaki rozpoczęły rytuały przedślubne, w których musowo trzeba nam uczestniczyć. 
     Pan N. rozpoczął dewastację przedpokoju, która to dewastacja i dla mnie jest sporym wyzwaniem. 
     No i jeszcze wena…ta to dopiero daje mi popalić…Uwzięła się na mnie i już…
Ledwie Pan N. zakończy remontowanie którejś z naszych powierzchni, a moja wyobraźnia już podpowiada mi co też powinno na owej płaszczyźnie się znaleźć…
Tu „złota rybcia” pławiąca się w lustrzanych kipelach łazienkowych…Tam przestrzenna kompozycja ze srebrnego piaseczku i bursztynów…A tutaj…Echhh…
Opętało mnie zupełnie…
Na dodatek moje pomysły padają na podatny grunt i ledwie słowo rzucę już Pan N. rozpoczyna jego realizację…
     - Okno ?? – proszę bardzo – tylko wymiar sobie wybierz… - zachęca mnie Ślubny.
     - Potrzebujesz pleksę ??...już zamówiona… - szepcze z lisim uśmieszkiem.
Podpowiada, rozwiązuje techniczne dylematy, wspiera...tak jakby z tą moją weną w spółce jakiejś był…
A wena się rozkręca…wyobraźnia podpowiada coraz śmielsze pomysły…Zapas wykałaczek się kończy…
Tak, tak Czytacze moi mili, wpadłam w wir dziobania witraży i to jest właśnie główny powód mojego na blogu nieistnienia…
Przebaczcie…a ja gordyjskie słowo Wam daję, że postaram się te moje blogowe wagary ograniczyć…  

9 komentarzy:

  1. Uff:) Nie wiem jak u innych, ale u mnie jesteś rozgrzeszona:) Jeden waruneczek malutki wszakże...jak zakończysz te swoje kolejne dzieła witrażykowe, to pozwól i nam popodziwiać je na blogu:)
    Uspokojona pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki Krzysiaczku za rozgrzeszenie...:)wiedziałam, że łaskawa z Ciebie Kobitka...:)
    A witrażyk, pokażę...pewnie, że pokażę...jak się zmieści, bo jak dla mnie to prawdziwa "panorama racławicka"...;o)

    P.S.Dodam jeszcze, że Wasze blogi śledziłam caluśki czas...;o)ot, taka wazelinka ;o)

    OdpowiedzUsuń
  3. Byle szybko ... wrr. TJ

    OdpowiedzUsuń
  4. Szybko to się pchły łapie...:o)

    OdpowiedzUsuń
  5. ja tam rozumiem masz wene do tworzenia wytazy to korzystaj z niej a my cierpliwie poczekamy :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. No dobrze, a jak już zrobisz te witraże, to gdzie je zamierzasz wstawić?

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  7. Łeeee tam, jezeli to z powodu witraży, które ja kocham i mam w drzwiach do łazienki ( stare sa i odrzwia zakonczone sa szybkami a teraz maja witraże, i w kuchni szafki maja włożone witraże) to ja Ciebie kobieto rozgrzeszam, bo sama kocham witraże a jezeli i Ty - mysle za tak sądzac po moim pięknym kubku, to rozumiem i wybaczam
    j

    OdpowiedzUsuń
  8. Nasz przyjaciel ma piękny witraż przedstawiajacy bukiet kwiatów biedermajer w drzwiach pomiędzy kuchnia a jadalnią, wyglada pięknie

    OdpowiedzUsuń
  9. Merlin...może nie będzie aż tak źle...;o)

    Noti...to ma być wystrój przedpokoju...taki mniej typowy...;o)

    Jadwiniu...aż takich talentów nie posiadam, ale lubię tą dziobaninę...:o)

    OdpowiedzUsuń