Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

środa, 19 czerwca 2013

Listek figowy to za mało...;o)

     "Nie mam się w co ubrać"...
     Która z Pań nie wypowiedziała tego magicznego zwrotu chociaż raz...??
     Który z Panów nie był Adresatem owego stwierdzenia...??
     Łapki w górę !!
Lasu rąk nie widzę...
Możecie już opuścić łapki...
Wyjąteczki...
     Ten zwrot jest bardziej znany w Świecie niż szekspirowskie "Być, albo nie być..."
     "Nie mam się w co ubrać"...A szafa pęka w "szwach"...
     Żebyście sobie nie myśleli, że się Gordyjka za poradnictwo modowe bierze !!
W żadnym wypadku...!!
Ja po prostu lubię to stwierdzenie...:o)
     Pan N. wypowiada je z taką satysfakcją, tak mięciuśko...Mniammm...
     Bo u nas w Stadle to właśnie Pan N. jest specjalistą od "nie mam się w co ubrać"...
Otwiera szafę i robi taką nieszczęśliwie-szczęśliwą minkę...
Echhh...
     Przeprowadzany od kilkunastu miesięcy proces "odmładzania" przynosi wyśmienite efekty, ale jak każde działanie, ma to również drugą stronę...
Paski do spodni domagają się ciągle nowych otworków, spodnie układają się pod paskiem w "piękną" falbankę, a koszulki zwisają rysując linię ramion w okolicach łokcia...
Pan N. wygląda w tej garderobie jakby pożyczył jej od dużo starszego, i sporo większego brata...
I wtedy właśnie pojawia się owo: "nie mam się w co ubrać"...
Pychotka...:o)
"Lajkuję" to dwiema łapkami !!
Jak można nie lubić tego zwrotu ??
Nie można !!
Że Żona ciągle tak mówi ??
     Mili Panowie...Przypomnijcie sobie to magiczne uczucie kiedy po raz pierwszy podjeżdżacie na parking nowym samochodem...
Tą satysfakcję...
Tą dumę...
I te zawistne spojrzenia Sąsiadów...
To jest właśnie to uczucie !!
     Nowy ciuch Waszej Pani powoduje dokładnie ten sam przypływ endorfin i adrenalinki...
     Pełnia szczęścia...:o) 


wtorek, 18 czerwca 2013

Boska dieta Łakomczucha...:o)

     Kiedy trzy lata temu Pierworodny zaproponował nam te badania, nasz sceptycyzm sięgał Zenitu...Chociaż ciekawość, nie powiem, obudziła się w nas nieziemska...
Kilka dni spędzonych w sieci i stanowisko zostało uzgodnione...
Na pierwszy ogień idzie Pan N.
Nie to, żebym Ślubnego skazywała na "ścięcie"...
Po prostu, Pan N. pracuje w warunkach, które w moim mniemaniu, pustoszą Jego organizm...
Chemia...Chemia...Chemia...
Z wielką niecierpliwością czekałam na wyniki...
Będzie ten mój Ślubny świecił w nocy, czy nie...??
Interesowała mnie głównie jedna tabela: PIERWIASTKI TOKSYCZNE...
Nie będzie świecił...
Uffff...
Ale gospodarka pierwiastkowa organizmu Pana N. nie przedstawiała się najlepiej...
Zaczęliśmy drążyć temat...
     Po trzech latach Pan N. ma wyniki badań jak Młodzieniaszek...
Zniknęło wiele dolegliwości, z którymi walczył od lat...
A sam twierdzi, że czuje się lepiej niż dwadzieścia lat temu...
Echhh...
No i, schudł...Ze 102 kg zszedł do 86kg, bez żadnych drakońskich diet i męczarni...
     Wyrównanie minerałów, drobne zmiany żywieniowe i mam Ślubnego Nówka Sztuka...
     Miesiąc temu osobista nasza Synowa dokonała postrzyżyn i moje włosie powędrowało w Świat...
Niedawno dostałam wyniki...


Szczycić się nie mam czym, bo kiepściutko to wygląda...
Już sobie wyobrażam miny Laborantów, jak ową "szczecinę" badali...
Jak nic dziwny stwór...:o)


     Sporo pracy przede mną, żeby doprowadzić się do ładu...
Ale najbardziej podobała mi się przykładowa dieta dołączona do badań...
Nie dość, że mam wcinać dosłownie wszystko co lubię, to w bonusie dostałam zalecenia żarcia czekolady...:o)
     Boska ta Dieta...:o)


P.S. Fajnie się czyta książkę o sobie...;o)
   

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Opolska "Perełka"...

     Tak się jakoś złożyło, że zapuściłam wczoraj oko na Opole...
     Nie zdarza mi się to często, więc anomalię ową należy chyba skomentować...
Nie to, żebym była w opozycji do polskiej piosenki, ale prezentowana tam twórczość jakoś mija się z moim poczuciem muzycznej estetyki...
Kabaretony i owszem, bo dobrego żartu nigdy dosyć, ale jeśli chodzi o piosenki, to najlepiej brzmi opolska Publiczność...
Ale w końcu, na 50-siątkę można się poświęcić...
No to oko zapuściłam...
     Na Estradzie całe Konstelacje...
     Nazwiska takie, że jakby w Amfiteatrze prąd wyłączyli, to i tak od blasku owych Gwiazd było by jaśniutko...
To nie byli jacyś tam Celebryci jednego sezonu...
Siedziałam sobie, słuchałam i uśmiechałam się z nostalgią...
"Opole" to całe moje życie...
Z zadumy wyrwał mnie energiczny głos...
Ulubione dźwięki rozlały się w duszy...
I aż wstrzymałam oddech...
Była dobra !! Na prawdę dobra !!
     Natalia Niemen śpiewała "Dziwny jest ten Świat" Ojca...
On to śpiewał z nostalgią, zadziwieniem...
Ona zaśpiewała z pasją...
Oboje wiedzieli o co im chodzi...
Dawno nie słyszałam tak dobrej interpretacji, a raczej prezentacji Niemena...
A "Dziwny Świat" już niejednego wokalnego Zapaleńca ustawił w szeregu...
Okazało się, że Pan Niemen pozostawił nam oprócz swojej nietuzinkowej Twórczości Kogoś, Kto umie nam ją przekazać...
Tylko, czy Jego przesłanie trafi dalej niż "w ucho"...??

                                          "Przyszedł już czas,
                                           najwyższy czas,
                                           nienawiść zniszczyć w sobie."

Jakoś przez tyle lat nie trafiło...

niedziela, 16 czerwca 2013

Las jaki jest, każdy wie...

     Jak wiecie częściej bywamy na spacerku pod "Wafelkiem" niż w lesie oddalonym od naszego lokum o przysłowiowy "rzut beretem"...
To chyba znak naszych "zagonionych" czasów, że niedzielne spacerki odeszły w zapomnienie...
     Kiedy Dzieciaki były młodsze (nie wiem czy wiecie, ale Dzieci starzeją się znacznie szybciej niż Ich Rodzice), spacerki rodzinne były na porządku dziennym...
     Potem na przymusowe spacerki wyprowadzał nas Cezary (kiedy Dzieciaki wybyły z gniazda w celach edukacyjnych)...
     A teraz...
     Teraz to sąsiadujący z Osiedlem las widzimy z balkonu...A na spacer pod "Wafelka"...
Wczoraj Pan N. zarządził wietrzenie...
Orzesz...(ko)...
     Najpierw chciałam zaprotestować gorąco, bo i sterty papierzysk na obrobienie czekały, i sobotni obrządek jeszcze był nie ruszony, a co najbardziej ów bunt powodowało, w sypialce czekały rozłożone witrażówki...
Echhh...
Ale zapas lasu...Delikatny poszum drzew...Ptasie trele...
No i poszliśmy delektować się owym, że tak powiem, łonem natury...
     Ledwie pierwsze kroki na leśnej ścieżynce, a tu autochtoni na powitanie wyszli...Tyle, że zamiast chlebem i solą, chrupanymi właśnie szyszeczkami nas witają...






     Żebyście oczków nie wypatrywali nadaremno to Wam owego autochtona strzałeczką zaznaczyłam...
     Skąd wiem, że to "on" ??
     Uzgodniliśmy płeć owego "Baśka", żeby parytety zachować...No bo niby "fiefiórka" sama w sobie już owo równouprawnienie łamie formę żeńską reprezentując, a przecież trudno pominąć wpływ "fiefiórków" w zachowanie gatunku...
No to to jest "Basiek"...
I zaraz się okazało, że słusznie żeśmy ów wkład męskiej populacji "fiefiórów" podkreślili, bo ledwie kilka kroków i już wkład "panów" był widoczny...
Może ledwie (widoczny), ale jednak...
Na gałązeczkach cieniusich leżakowała sobie...




Maleńka...Rudzieńka..."Fiefióreczka"...
Cudności...:o)
Leżakowała sobie i wcinała szyszunię...Aż jej się kitka trzęsła...
I chociaż staraliśmy się nawet "nie oddychać", w pewnym momencie...





I tyle widowiska...
Chociaż przyznać muszę, że w "fiefiórki" to nam w tym roku obrodziło...
Może z czasem i zajączki wrócą, wygnane kiedyś ze swojego terytorium przez "cywilizację"...
Bo o sarenkach to nawet marzyć nie śmiem...
Ale bywało...
     Kiedy Dzieciaki były małe to nasz las był prawdziwą kopalnią wiedzy...
     Potem stał się "kopalnią piasku"...(Do remontów...)
     Potem "kopalnią pomysłów" dla osiedlowych Kilkulatków...
     A teraz, po latach zaczyna żyć własnym życiem...
Pachnącym...Szeleszczącym...Rozśpiewanym...

sobota, 15 czerwca 2013

Wspomnienie pewnego uśmiechu...

     Justysia została naszą Sąsiadką w wieku kilku lat...
     Urocza Dziewuszka, którą charakteryzowały dwie rzeczy...
     Po pierwsze nigdy się nie spieszyła...
     Widział Ktoś Kilkulatka, który człapie sobie dostojnie zamiast podskakiwać, albo truchtać ?? 
Justysia właśnie tak dostojnie człapała...
Powiedzmy, że w drodze do Szkoły było by to całkiem zrozumiałe, albo na obiadek do domu, ale na podwórko ?? 
W życiu nie widziałam takiej "Anomalii"...
A Justyśka tak miała...
Człap...Człap...Człap...
Jakby właśnie w tym rejonie Wszechświata czas się zatrzymał...
     Po drugie Justysia zawsze uśmiechała się całą sobą...
     Jej poważna zazwyczaj twarzyczka umiała się rozjaśnić w tak niewyobrażalny sposób, że zwykłe "dzień dobry" nabierało jakiegoś innego wymiaru...
Dokładała ten swój uśmiech do każdego słowa w gratisie...
     Minęło ponad dwadzieścia lat...
     W czwartek wieczorną ciszę przerwały bardzo skoczne rytmy...
     Uśmiechnęłam się do siebie, chociaż z reguły taka muzyka mnie irytuje...
     Przed oczami zobaczyłam kilkuletnią Dziewuszkę człapiącą niespiesznie po schodach...
Uśmiechnęła się do mnie, tak jak tylko Ona potrafiła i wyszeptała...
     "Już czas"...
     "Czas"... - potwierdziłam...
     Śmiech młodych Ludzi rozbrzmiewał echem na całej ulicy...
     W piątek wieczorem nasza klatka schodowa, z reguły cicha i senna, "ożyła"  radosnymi głosami Sąsiadów...
Kokardeczki...Szpileczki...Różyczki...
Tak...Tak...
Nadszedł czas dekorowania korytarza...
Justysia wychodzi za mąż...
Kolejny nasz Ptak wyfruwa z gniazda...
     Obyś Justysiu zawsze miała na twarzy ten promienny, niepowtarzalny uśmiech i obyś nigdy nie musiała się spieszyć...










     Wszystkiego Dobrego Justysiu...

czwartek, 13 czerwca 2013

Temida przejrzała na oczy ??

     Janek R. jest w trudnej sytuacji...
Orzesz...(ko)...
     Od rana wszystkie Media trąbią jaka to krzywda Pana Janka w Ojczyźnie spotkała...
     Politycy, jeden po drugim ogłaszają jaką to pomoc zamierzają Ukrzywdzonemu przekazać...
Dylemat mają tylko taki, czy się Kolega Janek nie obrazi...
     Czyli, żeby przedstawić sprawę po polsku...
     Sąd Sądem, a sprawiedliwość ma być po Ich stronie...
     A gdzież to szanowni Politycy byli, kiedy aresztowano upośledzonego umysłowo Chłopaka i władowano Go do więzienia, chociaż jasnym było, że nie jest świadom swoich czynów, a wymierzona kara nie przyniesie żadnego efektu...No może poza dodatkową traumą...??
     Dlaczego nie słychać było wówczas politycznych protestów ??
     Dlaczego Matka Chłopaka odsyłana jest "od Augiasza do Kajfasza", a Chłopak jak siedział tak siedzi...??
     Ta sprawa Polityków nie "ugryzła"...??
     Gdzież byli owi Sprawiedliwi kiedy odbierano Dzieci Rodzicom w Krakowie, tylko dlatego że przerwali terapię ??
     To mniej bulwersuje niż portfel Pana Jana ??
     Gdzież działania legislacyjne mające uzdrowić nasze  "chore" sądownictwo ??
     Mnie portfel Pana Jana nie boli...
     Skoro Małżeństwo z Kielc (Mąż właśnie wczoraj się podpalił w Stolicy) ma się utrzymać za 570 zł miesięcznie, to Pan Jan też może...
Trzeba będzie pewnie zrezygnować z nowych kapeluszy i wyjazdów wakacyjnych do ciepłych Krajów...
Ale skoro Pan Jan zdecydował się zakończyć polityczną karierę, to chyba czas zorientować się jak żyją "Szaraczki"...
"Szaraczki", miły Panie Janie klepią biedę...
Już taka Bidula wyklepana jest, że ho ho ho...
     Mamy kiepskie Prawo ?? 
     Niesprawiedliwe Sądy ??
     Zbiurokratyzowaną prokuraturę ?? 
     To Pan, Panie Janie, był między innymi Twórcą naszego Prawodawstwa...
I aż się ciśnie pod paluchy...
     "Nosił wilk razy kilka...Ponieśli i wilka..."

środa, 12 czerwca 2013

O nicnierobieniu, czyli kuchenne rewolucje w planie urlopowym...

     - A jak wrócimy z urlopiku... - rozpoczął swoją myśl Pan N.
     - To nie będziemy robić żadnego remontu... - dokończyłam myśl, chociaż wiedziałam, że założenie Ślubnego było cokolwiek inne...
     - Jak to...?? - zapytał Pan N. ze zdziwieniem... - nic a nic...??
     - Nic...!! Jak wrócimy z urlopku to będę się delektować nicnierobieniem...- i owa myśl, tak piękna...Tak słodka...Rozlała się w mej duszyczce błogością...
Urlopowe nicnierobienie...
Echhh...
     - Może chociaż listwy w sypialce położymy...?? - próbował jeszcze Pan N.
     - Listwy możemy...- przyzwoliłam łaskawie... - listwy to nie remont...- stwierdziłam...
     - To może jeszcze wentylator w kuchni... - kontynuował targi Ślubny...
     - Wentylator też może być...Ty kujesz...Ty osadzasz...Ty murujesz...Takie remonty mi się podobają... - mruczałam i dalej delektowałam się wizją nicnierobienia...
     Myśl owa leniwa towarzyszyła mej duszy przez miesiąc...
     Trzy dni temu, kiedy wyciągałam pieczony karczek z piekarnika...
Rzzzzzyyytttt...
Coś zazgrzytało i drzwiczki pozostały mi w dłoniach...
Orzesz...(ko)...
Duszyczka załkała utraconymi złudzeniami...
     - Piecyk strzelił...- oznajmiłam Ślubnemu ledwie przekroczył próg...
     - Naprawiamy...?? - zapytał z nadzieją, że zaprzeczę...
     - Nie ma opcji...Trzeba kupić nowy... - i znowu ta moja biedna duszyczka załkała...
     - Ale... -Pan N. popatrzył na mnie ze zdziwieniem...
     - Wiem...Będzie remoncik po powrocie z urlopiku...Echhh... - moja kapitulacja okrutnie bolała...
No cóż...
Przedmioty martwe czasem podejmują za nas decyzje...
     Rok temu udało nam się ten biedny piecyk jakoś poskładać, ale ponowne rozbieranie go, ponowna demolka w kuchni i ponowne męki przy "składaniu"...To było zbyt dużo...Nowego przynajmniej rozbierać nie będę  musiała...
Chociaż taki stary piecyk to przecież kawał historii...
Dwadzieścia siedem lat smakołyków...
Dobrze służył...
Nawet jak drzwiczki "wylatały"...
     Jeszcze dziś pamiętam swój zachwyt, kiedy po raz pierwszy zaświeciłam światełko i monitorowałam pieczonego, pierwszego biszkopta...
     Jakież to było wspaniałe uczucie po piekarniku w "starym piecu" z dziurawym rusztem...
Taki piekarnikowy "nowy Świat"...
Echhh...
     Ale z nicnierobienia urlopowego nie rezygnuję !! Kuchenny remoncik, według założeń rozkładamy na raty...:o)