Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 11 czerwca 2013

Nowy model macierzyństwa...

     - Mamusiu...Czy będę mógł pojechać w sobotę do Tatusia...?? - zapytał, może sześcioletni Chłopiec...
     - Pojedziesz... - odpowiedziała pytana Kobieta...
     - A ja...?? - dociekał drugi z towarzyszących Jej Chłopców...Może ośmioletni...
     - Twój Tata jest w trasie...Pojedziesz za tydzień... - wyjaśniła Kobieta...I nim zdążyłam zareagować w jakikolwiek sposób (chociaż nie zamierzałam), zwróciła się do mnie...
     - Tak nam się to wszystko skomplikowało...
Pokiwałam głową ze zrozumieniem...
Nie Jej pierwszej...Nie Jej jedynej...
     Niedaleko jest maleńki sklepik, w którym pracowała pewna Dziewczyna...Na "oko" nie miała nawet trzydziestu lat...Chociaż mogę się mylić...
Miała kilkunastoletnią Córkę i Synka...Pięciolatka...
Czasem, kiedy wstępowałam na zakupy, widziałam Jej zapłakane oczy...
Któregoś dnia wylała swoją gorycz...
     " Z pierwszym Mężem mi się nie układało jeszcze przed ślubem...Ale ciąża, Rodzina...No to wlazłam w to piekło...Po roku już byłam Rozwódką...Ojca Małego poznałam niedługo potem...Taki opiekuńczy był...Zakochany...Jak zaszłam w ciążę to cieszył się jak dziecko...A potem było coraz gorzej...To moje...To Twoje...To mojego Syna...To Twojej Córki...Wniosłam o rozwód...Wpadł w depresję i się powiesił...Nawet dokumenty jeszcze nie były podpisane...Zostałam Wdową...".
Moje współczucie dla tej Dziewczyny wypełniało mnie po brzegi...
Aż do dnie, w którym spotkałam Ją przypadkowo na ulicy...
     Ledwie dwa miesiące po tej pamiętnej rozmowie szła ulicą w towarzystwie Córki i Syna...
Była w ciąży...Zaawansowanej...Szósty, może siódmy miesiąc...
W pierwszej chwili pomyślałam, że to pamiątka po Mężu...
Z uśmiechem na ustach wyprowadziła mnie z błędu...
"Autorem" ciąży był Kolega...
Ponoć: " Tak jakoś wyszło"...
Kiedy zapytałam: Czy planuje kolejny ślub ??
Energicznie zaprzeczyła...
     - Nie opłaca mi się wychodzić za mąż...
Echhh...
     Wspomniałam wówczas rozmowę z pewną Dyrektorką Przedszkola...
     - Na sto podań prawie siedemdziesiąt to "samotne Matki"...Nawet szans nie ma, żeby Małżeństwo wcisnąć...- opowiadała...
     Czyżby to był nowy model macierzyństwa...??
     Matka i gromadka Dzieci...Każde z innym Ojcem...??

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Orły...Sokoły...Biedronki, czyli o Reprezentacji słów kilka...

     Co prawda obiecałam amnestię dla Pana Bońka, i że nie będę się czepiać PZPN-u przez rok, ale mecz naszej Reprezentacji z Mołdawią przelał kielich gordyjskiej goryczy...
Wiem,wiem...
Nie oglądacie...
Ja tak sobie tylko bazgram, żeby się nadmiaru żółci z organizmu pozbyć...
     To był mecz, który wedle założeń musieliśmy wygrać...
     Musieliśmy, ale żeśmy nie wygrali...
     Remis...
     Nawet nie mogę napisać, że nasi Chłopcy źle grali...Grali przyzwoicie...Błaszczykowski strzelił ładną brameczkę...A potem nastąpił krach niemocy...
Mołdawiacy głupi nie są, więc wcale się nie przejęli faktem, że to my mamy zarobić trzy punkty i strzelili gola na wyrównanie...
     Remis...
     Czyli według założeń przedmeczowych porażka...
     I znowu zaczęła się dyskusja narodowa "kto winien"...
     No bo ktoś winien być musi...
No cóż...
Baba jestem i się pewnie wypowiadać nie powinnam, ale mnie strasznie jęzor świerzbi...
No to szukamy winnego...
     PZPN...
     Reformy przeprowadzane przez nowych Włodarzy całkiem nieźle się zapowiadają i przyznam, że śledząc poczynania Prezesa Bońka trudno akurat tutaj znaleźć Winowajcę...
Co mogą organizują...
Grosza nie skąpią...
Za Kibicami murem stoją...
     Selekcjoner...
     Dostaje na zgrupowania Piłkarzy, każdy z innej parafii, nazwiska w Świecie znane i nieznane...Taki koktajl, żeby nie napisać "Mołotowa"...
Grając w swoich Ligach brameczki strzelają, bronią niczym Rejtani, kondycyjnie wytrzymują nawet sto dwadzieścia minut...
Może Ich ten nasz Orzełek przygniata...??
     Po meczach Reprezentacji wychodzą Chłopaki do wywiadów i mruczą coś niewyraźnie...
     A niby co mają powiedzieć...??
Że gra w polskiej Reprezentacji to żaden prestiż...??
Że Ci z "górnej półki" muszą dbać o siebie, bo Ich zdrowie to Ich kasa...??
Że Ci z naszej Ligi umiejętnościami odbiegają znacznie od średniej europejskiej, że o światowej nie wspomnę...??
Że matematycznie to my znowu mamy szanse na Mistrzostwo Świata...??
No to mruczą...
     Prezes Boniek ogłosił, że nie zna Selekcjonera, który by cudu dokonał i naszą Reprezentację na "nogi" postawił...
Fakt...
Taki się chyba jeszcze nie urodził...
     To może zanim poczęty zostanie czas na egzorcyzmy...??
     Może trzeba "uroki" odczynić...
     Zaklętych Rycerzy obudzić...
I niech Ich te orle skrzydła od zwycięstwa do zwycięstwa niosą...
Bo póki co nasza Reprezentacja dużo łapkami macha, ale bez efektu...
Niczym ta Biedronka...

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozsądkiem w procedury, czyli jak podważyć prawo...

     Już sama nie wiem, czy nasz Pan Premier bardziej zasługuje na beatyfikację, czy na potępienie...
     Z jednej strony wykazuje się bowiem świętą wręcz cierpliwością co do poczynań Pani Muchy, a z drugiej strony składa publiczne oświadczenia, które po prostu powalają...
     Ostatnio oświadczył, że może Pani Minister nie kierowała się przepisami prawa, ale zdroworozsądkowe myślenie to podstawa postępowania...
     Zdroworozsądkowe myślenie...
     Moje ?? 
     Pani Minister ?? 
     A może Pana Premiera ??
     Bo jak Świat Światem, rozsądek każdy ma indywidualny...
     Jak na mój gust to się Pani Minister nie wykazała ani znajomością obowiązujących w Rzeczpospolitej przepisów, a do zdrowego rozsądku miała "jak na Marsa"...
     Rzecz idzie o koncert Madonny...
     Osobiście do Madonny nic nie mam, bo ani nie pałam do Niej specjalną estymą, ani nie krzywię się z obrzydzeniem...
Padło na Bidulę przypadkiem to Ją teraz wszyscy na ozorach noszą...
     Jak można stracić na koncercie Madonny ?? 
     Tego nie wiedzą nawet najstarsi Górale, bo z tego co Media przekazywały Stadion był pełen...
     Kto kasiorę "zdefraudował" to pewnie nie wyśledzi nawet "Bednarski"...
     A kłopot pozostaje...
Gdzie się podziało sześć milionów...
Ziuuuttt...
Nie ma...
     Ale do zdrowego rozsądku wracajmy...
     Nie wiem skąd Pan Premier czerpie Doradców i kto się w sprawach procedur wypowiada w Ministerstwie Sportu, ale każdy "Szaraczek", który kiedykolwiek się o dotacje publiczne starał wie, że jak ofertę składa, to jest to dokument wiążący...
Trzeba pół roku wcześniej przewidzieć ile się wyda na paliwo, na artykuły biurowe, na diety, nawet na opłaty pocztowe...
Punkt po punkcie...
     Potem siada do takiej oferty Komisja i ocenia, czy dotacja się należy, czy się nie należy, a jeśli się należy to ile...
     Następuje realizacja projektu (tu się to nazywało "promocja Stadionu Narodowego")...
     I zonk, jeśli nam się to wszystko "nie dopnie"...
     W sprawozdaniu muszą się pozycje zgodzić...
     Nie zgadzają się ??
     No to albo piszemy korektę do oferty i gęsto się tłumaczymy z przesunięć finansów, albo czym prędzej zwracamy sporną kwotę...Wraz z odsetkami...
Jeśli korekta nie spotka się ze zdroworozsądkowym zrozumieniem, to również kasiorkę zwrócić trzeba...
     Tak działają wszystkie Jednostki korzystające z pieniędzy publicznych...
     Nie ma zmiłuj...
     Jest procedura, jest realizacja...
     Czasem tych dotacji jest dziesięć tysięcy...Czasem sto...Ale wszystkich obowiązują te same zasady...
     W obrocie pieniędzmi publicznymi nie ma samowolki !!
     I rozsądek nie ma tu nic do powiedzenia...
     Przydał by się może bardziej w trakcie tworzenia owego prawa, ustaw, procedur...
Ale...
Nie oczekujmy zbyt wiele...

sobota, 8 czerwca 2013

Sok cytrynowy, czyli Matki Natury dopieszczanie na kwaśno...

     No to czas na kolejny "gordyjski wynalazek"...
     Nie to, żebym z nagła doznała objawienia, albo odkryłam w sobie pierwiastek geniuszu, ale dobry eksperyment wart każdych pieniędzy, a eksperyment prowadzący do poprawy stanu zdrowia to już majątek, że ho ho ho...
     Kiedy wiele lat temu mój organizm totalnie "oszalał" zrzuciłam to oczywiście na karb tak zwanego "błogosławionego stanu"...
     Kto z Was nie słyszał jakich fanaberii dostają Kobiety w ciąży ??
     No to moja fanaberia nie była może jakaś spektakularna, ale utrudniała żywot innych Człowieków w sposób ciągły...
     Moja "ciąża" żarła cytryny...
     Żarła je w sposób najbardziej perfidny z możliwych...
     W miejscach publicznych (pracowałam wówczas w Czytelni jednej z Bibliotek)...
     Bez żadnych "dosładzających" dodatków...
     Po prostu obierałam cytrynę i ją żarłam...Potem następną...I następną...
     Ile miałam tyle żarłam...
     A miałam sporo, mimo braków na rynku, bo wszyscy Przyjaciele, Znajomi, Rodzina, a nawet Czytelnicy z owej Biblioteki, wiedzieli, że za cytryną mogą ze mną załatwić wiele...
Korupcja taka...Cytrynowa...
     Jedynym dyskomfortem owej "manii" był fakt, iż wszyscy siadali do mnie tyłem, chcąc uniknąć wzmożonego ślinotoku...Nawet w owej Czytelni...
     Moja "mania" jak przyszła tak odeszła, więc mojego cytrynowego bzika zrzuciłam w całości na karb Pierworodnego...
     Lata mijały...Herbatkę sobie z cytrynką popijałam jak wszyscy...Ale napadów "cytrynowej agresji" już nie miewałam...
Kilka dni temu Pan N. oświadczył z nagła...
     - Ty musisz to poczytać !! To jest genialne !! 
     I nim zdążyłam zareagować rozpoczął akcję "głośnego czytania"...
Aż przysiadłam z wrażenia...
Całość opracowań możecie sobie wygooglować, więc streszczę tylko rzeczy najistotniejsze...

     Przeprowadzenie cytrynowej kuracji odkwaszającej powoduje oczyszczenie organizmu z nierozpuszczalnych soli i śluzów. Kwas cytrynowy wiąże się bowiem z wapniem, wynikiem czego powstaje unikalna sól, która w wyniku rozpuszczenia daje organizmowi fosfor i wapń w formach bardziej przyswajalnych, a te z kolei wspomagają idealnie przemianę materii i regenerację tkanki kostnej...
     Sok zmniejsza łaknienie, powoduje wydalanie wszelkich złogów, soli, niestrawionych tłuszczy i odpadów żywieniowych, a więc...CHUDNIEMY !!
     Przy okazji oczyszczania organizmu dostajemy najlepszej jakości wapń, co wspomaga nasz układ kostny...KRĘGOSŁUP...STAWY...MIĘŚNIE...NACZYNIA KRWIONOŚNE...
Skąd takie cuda ??
     Sok z cytryny w skutek reakcji w organizmie zmienia się w kwas aminocytrynowy, który jest podstawą wszelkich środków farmakologicznych aplikowanych nam przez Lekarzy...
     Przy okazji oczyszczamy sobie nereczki (rozpuszcza nawet kamienie nerkowe), pozbywamy się soli moczanowych (w pewnym wieku mamy tej soli zawsze w naddatku), no i miłe Panie...
     Sok z cytryny posiada hormon fitoestrogenowy, niezbędny we wszystkich kuracjach hormonalnych i POPRAWIA CERĘ !!
     Wiadomo, że nie jedna cytrynka młodymi nas uczyni, ale piłam sok z jednej świeżo wyciśniętej cytrynki przez dziesięć dni i efekt jest widoczny !! 
Ło Matko i Córko...
Się porobiło...
     Dodatkowo, można stosować plasterek cytryny do ssania, zamiast leków na ból gardła (wypróbuję przy pierwszej anginie)...Płukanie wodą z dodatkiem soku z cytryny wskazane jest przy bólach dziąseł i paradontozie (dwa razy dziennie)...
     A nacieranie głowy kawałkami cytryny (można wykorzystać te odpady z wyciskania) świetnie działają na łupież i wypadanie włosów...
     
     Cytrynę wpisuję w galerię "gordyjskich wynalazków"...!!


     Nie polecam jej jedynie jeśli cierpicie na wrzody żołądka lub nadkwasotę...Chociaż można spróbować jak Wasz organizm na sok zareaguje...

Z "kwaśnym" pozdrowieniem...:o)




czwartek, 6 czerwca 2013

A to pasztet...

     Cala Polska żyje ostatnio zbliżającą się "śmieciową rewolucją"...Jedni tracą intratne stanowiska, drudzy liczą w marzeniach kokosy jakie na tych śmieciach zrobią...
Każdy wie, że śmieci to żyła złota...
A czasem jeszcze więcej...
     Dagusia też wie...
     Nawet wie lepiej niż my wszyscy razem wzięci...
     Skąd ta wiedza ??
     Dagusia postanowiła, a właściwie została przymuszona przez okoliczności, do przeprowadzenia remontu...
Tak się złożyło, że zasiedlany przez Nią lokal ma pewien defekt...
Od lat w jednym z pokoi spada sufit...Ot tak...
Nie jeden Budowlaniec już sobie zęby na tym suficie połamał...A sufit jak odpadał tak odpada...
Kaprys ma taki...
Żeby się tylko sypał to pół biedy...Dagusiny sufit spada płatami...
No to czas na kolejne "siekacze" następnego Budowlańca...
Ofiarę Dagusia już upatrzyła...
     Remont jak to remont...Przeżyć trudno...
     Pełna zapału Dagusia postanowiła rzetelnie się do owego kataklizmu przygotować...
Naszykowała potężne wory śmieciowe, żeby przy okazji selekcję w szafach przeprowadzić...
Podzieliła odzienie według kategorii: 
- nowa-do schowania, 
- stara- do wyrzucenia, 
- szarobura - do remontu...
Worzyska powiązała solidnie i pełna poświęcenia na śmietnik wyniosła...
Ufff...
Już sobie miała Bidula przysiąść na chwilunię, kiedy do drzwi zadzwoniła...
No kto ??
Wiadomo !! 
Anusia, Siostrzyca umiłowana...
Anusia nie bacząc na umęczone liczko Dagusi zagoniła Ją Bidulkę do segregowania zalegających na regałach papierzysk...
Jedna sterta - WAŻNE...
Druga sterta - na śmietnik...
     Kiedy zmrok zapadał misja tworzenia śmieci była na ukończeniu...
Dagusia wór zawiązała i...
Ło Matko i Córko...
Nijak go Bidulka udźwignąć nie mogła...
Z odsieczą przybyła Anusia...
Wór w cztery ręce złapały i posapując równomiernie do śmietnika ruszyły...
Anusia klapę od kontenera uniosła...
Zamach wzięły Siostrzyce zamaszysty i...
Wzrok Dagusi padł na wystające z kontenera "szmatki"...
     - A co tu robi moja nowiutka piżamka ?? - zapytała Anusię...
Anusia zamarła trzymając w objęciach potężne worzysko...
     - I ten sweterek też taki sam jak ten co ostatnio kupiłam... - kontynuowała Dagusia...
Anusia oparła worzysko o kontener...
     - To skąd to ?? - zapytała...
     - Ja chyba... - zawahała się Dagusia... - pomyliłam worki... - wyznała...
     - I co ?? - zapytała mało przytomnie Anusia...
     - Trzymaj klapę !! - wrzasnęła Dagusia...
I nim Anusia zdążyła zareagować, Jej Siostra już nurkowała w kontener...
Piżamka...Sweterek...Koszulka...
Dagusia z obrzydzeniem wygrzebywała swoje ciuszki...
     - Kijka mi daj !! - komenderowała...
Już Anusia klapę kontenera puszczała...
Klapa zachwiała się niepewnie...
     - Klapę trzymaj !! - zmieniła zdanie Dagusia i ruszyła na kijkowe poszukiwania...
Uzbrojona w kosturek rozpoczęła dogłębniejszą analizę śmietnika...
     - Oooo... - wymruczała po chwili Dagusia...
     - Co masz ?? - z zainteresowaniem zapytała Anusia przerywając spazmatyczny śmiech...
     - Ktoś ma w domu króliczka...- oznajmiła Dagusia...
Anusia ryknęła perlistym śmiechem...
     - Koszulka...- wyszperała kolejny ciuszek Dagusia...
I to by było na tyle...
Dagusia straciła cała swoją najlepszą garderobę...
Śmietnikowi Szperacze zdążyli już przeprowadzić wstępną selekcję...
Widocznie te łaszki nie były w Ich guście...
A Dagusia ??
     Dagusia zamierza przez jakiś czas udawać Menela...Może ją ten Sąsiad "od króliczka" na pasztet zaprosi ??

 

poniedziałek, 3 czerwca 2013

Muśnięcie skrzydłami Anioła, czyli o poetycznym zakończeniu...

     Czy to koniec naszej "włóczęgi"...??
     W żadnym wypadku !!
     Dotarliśmy do domeczku w sobotę, ledwie żywi, ale z naładowanymi akumulatorkami...
Wieczorem zasiedliśmy podziwiać nasz "Dywizjon 303" w akcji, czyli meczyk BVB...
Nie udało się Chłopakom niestety, ale oczko było na czym zawiesić...
     W niedzielę wieczorkiem ruszyliśmy znowu do Krakowa...
     Umęczeni...Fakt...
     Ale tego sobie odpuścić nie mogłam, bo czekałam na ten koncert długo...
     W krakowskiej Rotundzie występował SDM...
Może nie taki jak w czasach świetności...Jakieś dwadzieścia lat temu...Ale poezji śpiewanej nigdy dość...
     Sala z niecierpliwością czekała na pierwsze dźwięki gitary...


     Miło było popatrzeć na twarze zgromadzonych Słuchaczy...
Nastolatki z "kitkami"...
Studenci dyskutujący o czymś energicznie...
"Średniaki" rozglądające się po sali...
I wyciszone klimatem Rotundy "Starszaki"...
Przestrzał wieku od dwa do sześćdziesiąt...
Niech mi ktoś powie, że nie lubimy poezji...
     I zaczęli...




     Początek był gorzki...
     To już nie "Studenciaki", z którymi można "iść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko"...
To Faceci po przejściach...
     A życie Ich nie oszczędzało...
Tracili Przyjaciół...
Chorowali...
Przeżywali rozczarowania...
Młodzieńcze marzenia nie realizowały się Im tak jak nam...
     Było gorzko...
     Ich bieszczadzkie klimaty przykryła patyna...
     Anioły przepędził wiatr...
     Ale kiedy zaaplikowali Widowni kilka swoich "starych" piosenek odżyli...
     Ich twarze się wygładzały w nostalgicznych uśmiechach, a Słuchacze chętnie śpiewali razem z Nimi...
Młodzi, bo dla Nich szlaki bieszczadzkie to przygoda...
Starsi, bo dla Nich to piękne wspomnienia...
     W Rotundzie zapachniało bukowym lasem...
     Z mroku sali uśmiechały się Anioły...
     One wiedzą, że każda duszyczka na tej sali kocha Je ponad wszystko...
     No bo jak można nie kochać Bieszczadzkich Aniołów...

                   A to specjalny Anioł dla moich Przyjaciół z WP...:o)

niedziela, 2 czerwca 2013

Moczenie "Nornic", czyli zakończenie z pluskiem...

    Nasz sklepik nazywamy "Norką"...Powierzchnię ma jak "norka"...Usytuowany jest jak "norka"...I jak to w norkach bywa Słoneczka tam nie uświadczysz...
No nie...
Słoneczko zagląda...A jakże...
Kilka dni w roku, akurat jak jesteśmy na urlopie...
     Przebywając w tym lokum przez sporą część naszego żywota już dawno przywykliśmy do myśli, że jesteśmy "Nornicami"...
Świat widzimy tylko w drodze "do" i "ze" sklepu...
Nawet piękna, nowiutka witryna tego nie zmieniła...
     Od czasu do czasu "Nornice" muszą wypełznąć z "norki", żeby nie popaść w jakieś nornicze frustracje...
A to wypełzają w góry...
A to nad jeziora...
A czasem dostają "szwędaka" i wypełzają "gdziekolwiek"...
     Ostatnio jak wiecie, poniosło nas w Tatry i chociaż wypad ten do najdłuższych nie należał, owocny był bardzo... 
Była i Dolina Kościeliska...
Była Jaskinia Mroźna...
Było Schronisko na Ornaku...
I Staw Smreczyński zaliczony...
A w drodze powrotnej...
Hmmm...
     Mimo wody, którą nieustannie zsyłały nam niebiosa, zapragnęliśmy "moczenia nornic"...
     W Bukowinie byliśmy już nie raz, więc atrakcja żadna...
     Postawiliśmy tym razem na wizytę premierową i porównawczą w Szaflarach...


     Jeśli Bukowinę można określić jako "Kombinat" to Szaflary były by "Oddziałem Zamiejscowym"...
Mniejsze...Skromniejsze...Ale z charakterkiem...








     W odróżnieniu od Bukowiny strefy "cicha" i "głośnia" funkcjonują tutaj wspólnie, i chociaż miałam co do tego wątpliwości, wcale sobie nie przeszkadzają...
     Kto chce wykłada się na wodnych leżaczkach, a kto chce bryka...
     Radochę mają wszyscy...







     Atmosfera jest niewątpliwie "inna"...
     Przede wszystkim Obsługa nie uśmiecha się "służbowo", ale z sympatią...
To bardzo miłe...
     Popływać się nie popływa, bo baseników "do pływania" nie posiadają, ale "namoczyć" można się do woli...
No i jeszcze jedno...
     W barze sprzedają pyszne ciacha...:o)
     Mnie skorumpowali tym ciachem absolutnie...
     Na dodatek dostałam to ciacho w darze, bo Termy w Szaflarach właśnie świętowały "Dzień Matki"...

     A potem ruszyliśmy na rekonesans, żeby Wam wszystko pokazać...




I szatnie...




I korytarze...




I prysznice...




I suszarki...




I Motelik, w którym można trochę odsapnąć...

     "Nornice" były bardzo usatysfakcjonowane...
     Ale czas wracać do domeczku...