Zanim przejdziemy do zwiedzania "po naszemu", trzeba koniecznie odhaczyć rzeczy obowiązkowe...Inaczej się nie da...
A co obowiązkowego ma Kołobrzeg ??
Molo...
Uczciwie obeszliśmy całe, wdychając "jod" całymi płucami i wstępując do kawiarenki na molo, na drugie śniadanie...
Przy molo odkryliśmy jednego z przedstawicieli nowej kołobrzeskiej atrakcji...Mewy Mariany...Zdradzę Wam w tajemnicy, że to jest jedno z naszych wyzwań...Będziemy szukać Marianów !!
Ale ten jest najważniejszy, bo pierwszy...;o)
Z pełnymi brzuszkami ruszyliśmy do pomnika Zaślubin z Morzem, a potem dalej...Do latarni morskiej...
Princeska była zachwycona ilością schodów i kręciołkami...Babcia musiała nieźle śmigać, żeby wyrobić tempo Malucha...
Widok był piękny !! Księciuniowi zabrakło "ochów" i "achów", a Princeska obiegła taras w koło i stwierdziła: boję się !!
Ło Matko i Córko !!
Nasza Wnuczka czegoś się boi ??
Niemożliwe !!
Przy okazji zerknęliśmy na kolejną atrakcję...Molo przy Porcie...
I chociaż molo jest dwukrotnie dłuższe niż to spacerowe, nasi mali Wędrowcy ochoczo maszerowali...Aż do sygnalizatorów !!
Ale Dzieciaki zerkały zaciekawione w stronę Portu...
Hmmm...
Chyba trzeba coś z tą ciekawością zrobić...
Dziadziuś ruszył na "przeszpiegi", zasięgnął informacji i zostaliśmy zaokrętowani...
Dla Babci była to "jazda po bandzie", bo objawy choroby morskiej odczuwała od samego patrzenia, ale jak mus to mus...
Morze wydawało się spokojne...
Ale bujało nami jak "gupie"...;o)
Księciunio z Dziadziusiem pognali na dziób, bo przecież tam najlepiej buja i chlupie...
Babcia przeżywała katusze, łapiąc powietrze jak ryba na brzegu...
Princesia ochoczo pomagała statkowi się bujać...
Czegóż się jednak nie robi dla takiego zachodu słońca ??
Współczuję Gordyjko ja nie mam choroby morskiej, mogę rozkoszować się bujaniem, no ale bez przesady ;)
OdpowiedzUsuńBędąc 20 lat temu w sanatorium w Świnoujściu, pływałam jak i inni kuracjusze na stateczkach wolnocłowych. Dla mnie te rejsiki to była rekreacja, takie urozmaicenie kuracji, ale należałam do nielicznych wyjątków w tem względzie ;) Większość pływała w wiadomym celu...
W pogodę raczej mało spokojną wybraliśmy się w rejsik, z dwoma zakolegowanymi wyjątkami udaliśmy się na pokład, reszta pasażerów pognała pod pokład na...zakupy.
Siedzieliśmy sobie na ławeczce na pokładzie, bujało nas całkiem przyjemnie, pełny relaksik. A po rejsiku dowiedzieliśmy się, że zakupowicze są poobijani, bo ciskało ich po regałach, różnica w bujaniu pomiędzy górą a dołem, była spora, na niekorzyść dołu.
Jako dziecię, na koloniach w Gdyni, od samego patrzenia na kołyszące się statki w porcie narobiłam takiego bałaganu, że chyba ze dwa tygodnie sprzątali...;o)
UsuńPozostaje mi żegluga kajakiem, albo promy rzeczne (na spokojnej wodzie)...Natury nie oszukam...;o)
O matuchno, tego bujania to bym się bała najbardziej! Ale masz racje, czego się nie robi dla wnuków! Jednego jednak nie zrobię na pewno, nie wsiądę na karuzelę!
OdpowiedzUsuńOddychajcie , spacerujcie, zazdroszczę tylko i oglądam focie!
jotka
Wsiądziesz !! Nawet się nie zapieraj...;o) To będzie z kategorii "za Wnukami nawet w ogień"...;o)
UsuńMy też już tylko oglądamy...:o(
A ja się zastanawiam kto bardziej dzielny....Dziadkowie czy Wnuki????
OdpowiedzUsuńWnuki !! Nie ma co się zastanawiać...;o)
UsuńZ jakim przytupem? Przecie to chlupotanie było tylko ;-)
OdpowiedzUsuńEch, Kołobrzeg! Moje pierwsze spotkanie z morzem! Baaaardzo dawno temu, tak dawno, że nie pamiętam, pamiętam spotkanie drugie, też w Kołobrzegu - pole namiotowe, piasek i fale, miałam cztery i pół roku.. wieki temu!
Trzeba było przytupywać, żeby nogi nie zmarzły...;o)
UsuńWypisz, wymaluj - Princeska...;o)