Ponad trzydzieści lat temu, z okien pewnego mieszkania w naszej klatce zaczął wydobywać się dym, i co logiczne, smród spalenizny...W kilka minut na klatce schodowej zebrali się zaniepokojeni mieszkańcy...Dobijanie się do drzwi i wydzwanianie w ruchu ciągłym nie przynosiło efektów...
Decyzja ??
No cóż...
Lato, drzwi balkonowe pouchylane, więc jakaś opcja bezpieczeństwa jest...
Ochotnik wdrapał się na balkon, drzwi do mieszkania otworzył i zaczęła się akcja...
Sąsiad zmożony kilkoma piwami i poranną zmianą, nastawił sobie rondelek z jedzeniem (Sąsiadka wybyła z Dzieciakami na wakacje), i zasnął...Zasnął licząc pieniądze z wypłaty...
Mieszkanie kompletnie zadymione, zasmrodzone, a na podłodze "życie" całej Rodziny...
Sąsiad był "nie do obudzenia", więc pozostało rondel zabezpieczyć, mieszkanie przewietrzyć, pieniądze pozbierać i schować...Zbiorowo opuściliśmy lokal, a Ochotnik zamknął mieszkanie od środka i wyszedł przez balkon...Tyle akcji...
Sąsiad się na kanapie wyspał, przez tydzień wszystkim dziękował, a Sąsiadka o incydencie dowiedziała się pół roku później, przez przypadek (od jakiejś "pepli" z sąsiedniego bloku)...
A ledwie kilka dni temu...
Sześć jednostek straży pożarnej i policja...
Straż nawet nie rozwinęła węży (trochę wody pociekło z zaworów) i po kwadransie było po "pożarze"...Przyczyna była analogiczna...Rondelek na gazie...Zadymienie...Zadyma...
Właściwie najwięcej pracy miała policja, bo nawet matki z dziećmi na rękach przybiegły oglądać "widowisko"...Zawsze jakaś rozrywka...
Smużka dymu była maleńka (ja jej nie widziałam, a Strażacy wykryli ją po kilku minutach), smrodu spalenizny nie czułam, ale jedno jest pewne...Od dwóch dni przejeżdżające samochody zwalniają, a piesi dziarsko unoszą głowy do góry...Każdy chce zobaczyć ślady "wielkiej akcji"...Śladów brak...
Kiedyś ludzie ruszali z pomocą, tak było trzeba, normalka...Teraz ruszają uzbrojeni w komórki...Liczy się news...
Dzisiaj zamroczony sąsiad po wytrzeźwieniu oskarżyłby ratującego przez balkon o kradzież pieniędzy z wypłaty ;-) Ale fakt, obyczaje się zmieniły, można umierać na ulicy, za to filmik na pewno w internecie się ukaże. Znam historię o nastolatce, która zemdlała w panice, że na Trzech Koronach straciła zasięg w swoim smartfonie i nie mogła zdawać relacji na żywo na swoje jakieś tam konto.
OdpowiedzUsuńWłaśnie tak to wygląda...;o)
UsuńJakieś 2 miesiące temu taka strażowa wataha przyjechała pod naszą kamienicę, a strażacy chodzili po klatce i szukali pożaru. Ponoć dostali zgłoszenie, że jakieś objawy są na poddaszu, jednakoż nic pożarowo się na szczęście u nas nie działo.
OdpowiedzUsuńJakoś na wiosnę, takie najazdy straży pożarnej w okolicy naszej kamienicy zdarzyły się kilkakrotnie, bez żadnych objawów pożarowych. Nie wiem czy to nie była sprawka jakiegoś żartownisia. Zastanawia mnie czy oni muszą jeździć gromadnie? Za każdym razem przyjeżdżały 4 duże samochody.
Jest interwencja, są pieniążki...;o)
UsuńA może niektórzy się nudzą i dzwonią do służb, aby cos się działo?
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, nigdy nie wiadomo czy to prawdziwe nieszczęście czy drobiazg...
Dlatego Strażacy mają przekichane...;o)
UsuńChory świat...
OdpowiedzUsuńChoroba się pogłębia...;o)
UsuńCałkiem jak niedawno u nas, dwie wozy strażackie przyjechały, policja też. Był i garnek i zamknięte drzwi.
OdpowiedzUsuńOby Strażacy mieli tylko takie interwencje...;o)
UsuńTak czy inaczej nerwy są .... bo wyobraźnia działa.....bo ogień rozprzestrzenia się szybko....
OdpowiedzUsuńTemu trudno zaprzeczyć...;o)
Usuń