Pewnie wielu Czytaczy pamięta, że Pan N. poderwał mnie na rodzynki...To fakt...
Dawno, dawno temu, Dziewczęta nie były może tak wybredne jak dzisiaj, a sąsiedztwo sklepu spożywczego przy szkole podstawowej kończyło się często takim dziwnym "podrywem"...
Na "długiej przerwie" Chłopaki wymykali się do sklepu (złapanie przez Woźną było równoznaczne z obniżeniem oceny ze sprawowania) i przynosili dobra różne...
Dlaczego nie były to ciasteczka, czekoladki, czy owoce ??
No cóż...W sklepach rzeczywiście bywało niewiele...A słodycze przez wiele lat były reglamentowane, czyli na kartki...
Z rzeczy "rozpustnych" pozostawała nam kapusta kiszona, ćwiartka chleba, bo ziemniaki i buraki wypadały blado...W takim zestawieniu podryw na rodzynki wygląda już całkiem nieźle ?? ;o)
Ale bywało, że jadaliśmy wspólnie i ćwiartkę chleba, i kapustę kiszoną...
Rodzynki były jak gdyby przejściem na kolejny etap związku...To była prawdziwa "inwestycja" w związek !! Bo groszem też żeśmy nie "śmierdzieli"...;o)
Tyle z "komunałków"...
Postanowiłam się Ślubnemu zrewanżować...
Zaczęłam od tego...
Pomidorki i chilli...;o) |
Dołożyłam to...
Ponad 2 kg botwinki, z pierwszego "tłoczenia"... |
Na dokładkę to...
Prawie 2 kg natki... |
A na deser...
Pan N. uwielbia zieleninę...Ja mam sitko...;o)
Ilość zbiorów powoduje u mnie ciągłe cierpnięcie kręgosłupa i ból głowy...Gdzie ja to wszystko upchnę ??
No cóż...Skoro nawet potrzaskana grusza rodzi, to wybrzydzać się nie godzi...
Maraton...Prawdziwy maraton...
A do końca sezonu daleko...
Jak mawiał klasyk...
"Padnę ja i pchły moje"...
Moje truchło dżdżownice rozwleką po okolicznych polach...
Hmmmm może jakiś straganik otworzysz, nabywcy na pewno by się znaleźli i zadowoleni by byli, a zgromadzone środki byłyby na wyprawy :)
OdpowiedzUsuńChyba nocny, bo dnia mało...;o)
UsuńTak, tak, straganik koniecznie, dorobisz na prezenty dla wnuków!
OdpowiedzUsuńA dżemiki babcine i kompociki kiedy zrobię ?? ;o)
UsuńA kto dziś pija kompociki?
UsuńZnam przynajmniej sześciu Konsumentów, a siódmy rośnie...;o)
UsuńWarzywa i owoce z własnej hodowli zawsze będą na topie. Pozdrawiam serdecznie i życzę wszystkiego co najlepsze z okazji Dnia Bloggera
OdpowiedzUsuńVice versacze !! Nie miałam pojęcia, że dzisiaj świętujemy...;o)
UsuńDopiero brak plonów byłby wielkim zmartwieniem.
OdpowiedzUsuńTyż prowda...;o)
UsuńU mnie wysyp pomidorów. Zjadamy i robimy zapasy na zimę:)
OdpowiedzUsuńPomidorów też mamy dostatek...;o)
UsuńTe Twoje komunałki cudowne. W pierwszej klasie podstawówki też chłopcy biegali do sklepiku vis a vis i kupowali oranżadę w proszku i czerwone galaretki w kształcie myszek. Uściski
OdpowiedzUsuńOranżadki w proszku ?? Jedzone z palca ?? Super !! ;o)
UsuńA galaretkowe myszki były w repertuarze "po religii"...;o)
Oranżadki w proszku i serek topiony. I potrafiliśmy się tym delektować.:)
OdpowiedzUsuńJa aktualnie czekam, aż wystygnie mi kisiel, bo wczoraj pozbyłam się ostatniej ósemki...
Serki to już była prawdziwa rozpusta...;o)
UsuńJak to się stało że ja taki fajny tekst dopiero teraz przeczytałam?
OdpowiedzUsuńCudności przecież!!!
Widocznie tak często zaglądasz...;o)
UsuńGordyjko Ty jak zawsze masz cudowne poczucie humoru. Rodzynki pychota,surowiec na wage zlota. Jako dziewczynka uwielbiam podkradalam mamie rodzynki z szafki, ktorych mama potrzebowala do ciasta. W ogole uwielbiam.suszone owoce, a szczegolnie sliwki. Pysznosci :)
OdpowiedzUsuńKto rodzynek nie podkradał, niech pierwszy rzuci kamieniem...;o)
Usuń