Po co jeździ się w góry ??
Odpowiedź jest prosta...
Tam jest się bliżej nieba, marzeń i Boga...Każdy nazywa jak chce...
Czasem aż tchu brakuje, aby ogarnąć piękno wkoło nas...
A na szczycie...Echhh...
Szczyt dla Czterolatki ??
Górka z piasku...;o)
Chyba, że tą Czterolatką jest nasza Princeska...;o)
A szczytem jest Wielki Kopieniec, czyli 1328 m n.p.m.
Dokąd droga wyglądała tak...
Wnuki były niepocieszone...Takie góry ?? Taka wspinaczka ?? Lipa, a nie wyprawa...
Humory poprawiły się znacznie na widok tego...
Czym trudniej, tym lepiej...A samo podejście na szczyt ?? Miodzio !!
Princeska z premedytacją ciągała Dziadziusia po największych głazach...Jeśli było kilka godnych uwagi, zawracała i pieczołowicie gramoliła się znowu...Kilometrów natrzaskała niewyobrażalną ilość, a Jej pętelkowej trasy nie odtworzy chyba nikt...;o)
Księciunio maszerował rozważnie, wybierając trasę najprostszą lub najkrótszą i z radością przyjmował fakt, że Babcia drepcze Jego śladami...Zbaczał z trasy tylko wtedy, kiedy jakiś widoczek był godny uwiecznienia aparatem...;o)
Na szczycie oboje aż zaniemówili z wrażenia...A potem wrzasnęli zgodnie:
- Babciu !! Jeść !!
A Matka Natura przygotowała im kolejną niespodziankę...
Od gór nadciągnęła bura chmura i spadł deszcz...Właściwie, deszczyk...Ale jaki !! Takie deszczyki padają tylko w wysokich górach...Wielgachne, lodowate krople...
Wnuki odziane ekspresowo w kurtki, przyglądały się części spanikowanych turystów...
Babcia z Dziadkiem nawet kurtek nie ubierali...;o)
Deszczyk trwał kilka minut , a chmura odpłynęła tak szybko jak się pojawiła...
Piknik na szczycie się udał, potem obeszliśmy szczyt "granią" (radocha była ogromna) i ruszyliśmy w drogę powrotną...Żegnani słowami uznania dla Princeski i Księciunia...Wszyscy Zdobywcy byli pod wrażeniem Ich wyczynu...A Oni rośli w oczach...;o)
Pieczątki już oczywiście były w książeczkach...;o)
Przed bacówką deszcz lunął równą pompą, ale my mieliśmy już wówczas 5 minut drogi do parkingu...Wnuki ulokowane w fotelikach zasnęły zanim Dziadziuś ruszył w drogę...
Kolejna wyprawa zakończona sukcesem...;o)
P.S. Księciunio dowiedział się co to jest ścieżka-sralnia, a Wielki Kopieniec ma teraz kilka centymetrów więcej...;o)
Brawa dla wnuczków. Mam nadzieję, że wyrosną na wspaniałych piechurów. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńTeż mamy taką nadzieję...;o)
UsuńPodziwiam wytrwałość dzieci i Waszą:)
OdpowiedzUsuńI dygresja: kiedy byłam z wnuczką w górach, to opinia była podobna - dopóki nie pojawiły się głazy i okazje do wspinania, to było narzekanie, że co to za góry co się po nich ścieżką chodzi:)
Nudzie mówimy kategoryczne: NIE !! ;o)Góry powinny składać się z samych podejść...;o)
UsuńBrawa dla wszystkich po raz kolejny!
OdpowiedzUsuńPewnie, że im trudniej, tym ciekawiej:-)
Kolejnych szczytów i ścieżek bez niemiłych niespodzianek!
Spektakularnych wypadków już nie było...;o)Nawet Babcia była rozważna, a chwilami romantyczna...;o)
UsuńA dzieciaki nie mają żadnych uprzedzeń i jesteście z nich dumni.:)))
UsuńCoś tam Im możemy przekazać, póki siły pozwalają...;o)
UsuńMy mamy problem, bo jedno woli morze, a drugie góry.:)))
OdpowiedzUsuńMieliśmy podobny...Problem do rozwiązania...;o)
UsuńEch, nawet nie wiem, gdzie to jest...
OdpowiedzUsuńBo Ty zdobywasz inne szczyty...;o)
UsuńNawet nie wiesz jaka jestem dumna z Twoich wnuków:-))
OdpowiedzUsuńNo i gratuluję szczerze!!!!
Dziękujemy...;o)
UsuńDzielne wnuki, ale i dziadkowie odważni:)
OdpowiedzUsuńOooo !! W końcu nas ktoś docenił !! ;o)
UsuńSuper wyprawa!:-)
OdpowiedzUsuńNam też się podobała...;o)
UsuńHmmmm, ja tam dojrzałam do tej równiutkiej dróżki ;) I jeszcze naparstnice przy niej, bym se stanęła i robiła zdjęcia :)
OdpowiedzUsuńDzieci tak majo, nie lubiom monotonii i bardzo szybko regenerują siły, wystarczy im na kilka chwil przycupnąć, dlatego to są takie żywotne :)
To jestem niedojrzałą Babcią...;o)
UsuńAlbo dzieciakiem !! ;o)
Jak ja uwielbiam Twoje opowiastki o przygodach z Wnukami! Czyta się wyśmienicie, uśmiech i ciepło w sercu :)
OdpowiedzUsuńTrzeba korzystać, zanim nie staną się nabuzowanymi nastolatkami...;o)
Usuń