Dzień wstał wyjątkowo przyjazny...Przyjazny do pracy...Słoneczko delikatnie przebijało się przez chmurki, wietrzyk drzemał gdzieś w konarach śliw...
- Dzisiaj robię ścieżki w "rosarium"... - oświadczyłam...
I ruszyłam do pracy, nim Pan N. stwierdził, że to za ciężka robota...
- To Ci chociaż podwiozę taczkę żwirku, żebyś tego targać wiaderkiem nie musiała...- zakomunikował...
Pieliłam, układałam obrzeża z drewnianych plastrów, usypywałam ścieżki...
Robota szła, aż miło...
Kiedy w taczce zaświtało dno, spojrzałam na "rosarium" z dumą...
Zaczęło przypominać "ogródek"...
- To może kawy się napijemy ?? - zarządził "pit stopa" Ślubny...
- Może być...- chętnie przystałam...- Zadzwonię do Miśków, jak Księciunio po turnusie się trzyma...
Sięgam do kiszeniu po komórkę i...
Nie ma !!
Przewijam te kieszenie jakby ich sto było, o gabarytach zbliżonych do kontenera...
Nie ma !!
Rozglądam się po warsztacie, podnoszę kubeczki, pod którymi nie zmieściła by się nawet paczka zapałek...
Nie ma !!
Komóreczkę co prawda, mam malusią (telefon służy do dzwonienia), ale żeby tak wsiąkła ??
Pan N. poinformowany o zgubie, wydzwania na mój numer...
Poza zasięgiem !!
Ki czort ??
Może mi wypadła z kieszeni, jak te ścieżki równałam ??
Wpadam do "rosarium", żwirek palcami grabię...
Nie ma !!
Pod każdą roślinkę zaglądam, każdy krążek drewniany podnoszę...
Nie ma !!
Orzesz...(ko)
A jak mi wypadła przy stercie żwiru koło "orzeszka" ??
To kilka ton do przerzucenia...
Wzięłam "pazurki", bo paluchy miałam do krwi zdarte od tego "grabienia" w "rosarium" i "dziabam" pazurkami...
Nie ma !!
Pan N. ciągle wydzwania...
Może jak krążków szukałam ??
Przerzuciłam całą stertę...
Nie ma !!
- Trzeba te ścieżki całe przesiać...- stwierdza Pan N.
A mnie dusza łka...
Cztery godziny roboty pójdzie w kosmos !!
- Poczekaj...Pomyślę, gdzie jeszcze łaziłam...- próbuję pertraktować...
Ale jedyne co wymyśliłam, to konieczność wsparcia...
Ruszyłam w sad i mruczę...
"Święty Antoni Padewski..."
Bez Niego misja nie ma szans powodzenia...
Powtarzana "mantra" zmusza szare komórki do wysiłku...
Nie ma !!
Pan N. podjeżdża taczką i zaczynamy niszczyć całą moją pracę...
Zbieramy żwirek...Przesypujemy go powoli z łopaty...
Nie ma !!
"Rosarium" jest znowu "kwietnym ugorem"...
Ruszam znowu z "pazurkami" do sterty pod "orzeszkiem"...
Ponownie drepczę przez Wrzosowisko, zaglądając pod każdy liść...
Znowu podnoszę każdy drewniany krążek...
Wiem, że to bezcelowe, ale coś muszę robić...
- Usiądź...Odpocznij... - uspokaja mnie Ślubny...
"Święty Antoni Padewski..."
Ale usiadłam...
Kiedy skończyłam ścieżki, też usiadłam...Pan N. poszedł nastawić wodę na kawę...
Koncentruję się tak, że aż mi się w głowie kręci...
Usiadłam i...
Przechylam się przez oparcie krzesła i moje serducho zamiera...
Komórka leży na bloczka koło stołu !!
Kiedy siadałam kieszeń się "rozłożyła" i komóreczka zrobiła "hyc"...
Upadła na drewniana podkładkę i nie było słychać...
Oparła się o nogę stołową, więc jej widać też właściwie nie było...
A brak zasięgu ??
Upadając z wysokości metra, walnęła na tyle mocno, że tylna obudowa spadła i bateria się wysunęła...
Ot, przypadek...
Nerwy puściły...Kilka łez potoczyło się po policzkach...Antoni otrzymał godne podziękowanie...
A ja ??
Wypiłam kawusię, podciągnęłam portki, komóreczkę położyłam na stole w warsztacie (pogłaśniając sygnały) i ruszyłam do "rosarium" układać ścieżki...
Miały być ?? To będą !!
Bo jak się Baba uprze...;o)
No i po klopocie.
OdpowiedzUsuńMoja zawsze jest w kieszeni torby
i tam wszedzie podrozuje.
Na Wrzosowisku est z komóreczką kłopot, szczególnie kiedy czekam na jakieś ważne połączenie...Teraz przymusowo leżakuje na stole, a a uprawiam "sprinty do komórki"...;o)
UsuńJa sie nie gniewam
Usuńgdy w torbie spiewa.
Antonio to fajny gość :)
OdpowiedzUsuńDobrze, że sie znalazła ... ja do kieszeni rzadko telefon kładę, a jeśli już, to tylko do takiej na zamek...
Najważniejsze, że ścieżki zrobione :)
Ja nałogowo noszę w kieszeniach...;o) A bez Antosia życie byłoby koszmarem...;o)
UsuńSama wypadła, to ma za swoje ;-) To jeszcze nic, a ja sama potrafię komórkę gdzieś w "widocznym" miejscu położyć, a potem zapominam gdzie i robię przeszukanie terenu na sto metrów wokół ;-)
OdpowiedzUsuńBo najgorzej położyć coś "na widoku"...;o)
UsuńŁoooooooo kurrrrrrna to siem narobiło!!!
OdpowiedzUsuńPrawdziwy horror !! ;o)
UsuńGratuluję uporu! :) a z komórką tez mi się zdarza zatracić ją na amen i być "poza zasięgiem", więc znam to uczucie bezsilności... A raz na łące przysiadłam podczas spaceru i położyłam klucze od domu w trawie, wstałam poszłam do domu i wtedy jak strzała, jak grom z jasnego nieba: KLUCZE!!!
OdpowiedzUsuńPowiem Ci, że miałam więcej szczęścia niż rozumu, bo takie szukanie w hektarach łąki, gdzie wszystko jednakowo ukwiecone, to jak igły w stogu siana...
Ja na łące zgubiłam pierścionek od Pana N. !! Dawno, dawno temu...;o) Wtedy to chyba nawet święty Antoni się spocił...;o)
UsuńA jakie piękne wspomnienia!
OdpowiedzUsuńI ile radości że się komórencja znalazła!
I jaka FRAJDA że rosarium jeszcze raz robiłaś :-)))
Ja Ci kurna, serdecznie za takie wspomnienia dziękuję !! ;o)
UsuńNiegziećna komólecka, oj niegziećna!:)))
OdpowiedzUsuńTotalny brak dyscypliny !! ;o)
UsuńRety! Dobrze że Antoś czuwa!.......:o))))
OdpowiedzUsuńKoszmar na Wrzosowisku !! ;o)
UsuńOczamj wyobrazni widze cie z rozwianym wlosem, biegajaca tu i tam i lamentujaca… biedna ty! No i drugi raz sciezka…. po prostu sciezka zdrowia :)))
OdpowiedzUsuńLamentu nie było, ale reszta się zgadza...;o)
Usuń