Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

piątek, 27 maja 2016

Puszka Pandory...cz.6

     Dlaczego tak skrupulatnie wszystko opisuję ?? Bo to wszystko miało znaczenie...Każda obelga była jak część fundamentu, na którym musieliśmy budować nasze życie...
     Ale ograniczę się jedynie do "Puszki Pandory"...Chociaż nie tylko ona waliła nas po łbach...
     Pierwsze rodzinne spotkanie było zaskakująco spokojne...Do Teścia nagle dotarło, że będzie miał Potomka...Takiego prawdziwego...Noszącego Jego nazwisko...
To miało dziwne konsekwencje...
     Teść zaczął o mnie dbać...
     Podsuwał mi "lepsze kąski", wygodniejsze krzesło, a nawet zamykał okno, kiedy skarżyłam się na przeciągi (Teść chorował na astmę, więc w mieszkaniu zawsze miał pootwierane okna)...
Swoim zachowaniem wywoływał szok u własnych Dzieci...
My przyjmowaliśmy to z wdzięcznością...
Siostra Pana N. miała z tym problem...
     Jej małżeństwo już wówczas nie układało się najlepiej...To uciekała od Męża do Ojca...To uciekała od Ojca do Męża...
Szczerze mówiąc, nie mieliśmy pojęcia o co w tym wszystkim chodzi...
Ale przestała bywać u Byłej Dziewczyny...
Co prawda kwartał po naszym ślubie, ale zawsze coś...
Cieszył nas każdy objaw sympatii...
Wtedy, byliśmy przekonani, że Jej zachowania kreuje w jakiś sposób Szwagier...
Nawet "szpile" w rodzaju:
     - Trzymacie się ciągle za ręce jak przedszkolaki...
albo:
     - Jak będziecie tyle po ślubie co my, to przestaniecie się całować publicznie...
Nie robiły na nas wrażenia...Postanowiliśmy być ponadto...
     Byłam w szóstym miesiącu ciąży, kiedy to Ona ogłosiła "radosną nowinę"...
Oczekiwali drugiego dziecka...
     Teść w nerwach (nie akceptował Zięcia w dużo większym stopniu niż mnie),poszedł z wizytą do mojego Ojca...Nawalili się jak "mesershmity" i doszło do rękoczynów...
To była trudna szkoła życia...
     Siostra Pana N. zaczęła oczekiwać względów jakie Teść "okazywał" mnie...
Teść drugą ciążę Córki potraktował jak idiotyzm...
Siedzieliśmy w tym wszystkim po uszy...
     Kiedy urodziłam, zrobiło się jeszcze gorzej...
Teść "oszalał" na punkcie Wnuka...Moi Rodzice też oszaleli...
My, życzliwością i serdecznością, usiłowaliśmy rekompensować Siostrze i Szwagrowi ten wybuch uczuć...
Organizowaliśmy wspólne wypady...Zapraszaliśmy na wspólne imprezy...
Ale ciągle byliśmy na straconej pozycji...
Zawsze było nie tak...
I znowu cała wina spadła na Szwagra...
     Tak się chroni tych, których się kocha, a Pan N. Siostrę kochał...
     Potem Pan N.wyjechał w delegację...
     Zostałam sama z dzieckiem i całym tym bałaganem...
     On pracował po kilkanaście godzin dziennie i brał wszystkie dodatkowe dniówki, żeby więcej czasu spędzać z nami...Ja usiłowałam przetrwać...
Przynajmniej "rozrywki" rodzinne ograniczyły się do moich Rodziców...Niewiele było dni, kiedy oboje byli trzeźwi...Awantury na porządku dziennym...
Od obcej kobiety, na ulicy, dowiedziałam się, że nic nie robię w domu, zaniedbuję dziecko, nawet własnej bielizny nie wypiorę...Źródłem tej wiedzy była moja Mamciaśka...
Poczułam się, jakby mnie ktoś traperem w brzuch kopnął...
     To były długie dwa lata...
     Teść wpadł w "fazę" i raz kochał Pana N., a raz Jego Siostrę...Ja wróciłam na pozycję "tej", albo "onej"...Szwagier miał przypisany epitet...
Jedyną stałość uczuć zyskał sobie nasz Pierworodny...
Ale my nigdy nie wiedzieliśmy co zastaniemy...Miłość, czy nienawiść...
     Po dwóch latach Pan N. wrócił z delegacji...15 lipca...
     22 lipca przeprowadzaliśmy się do Teścia...
Życie pod jednym dachem z moją Mamciaśką stało się niemożliwe...
Życie z Teściem też wydawało się nam niemożliwe, ale bezdomność nie była rozwiązaniem...
     Wytrzymaliśmy dwa tygodnie...Dwa tygodnie z Teściem ?? To było jak zaliczenie korony Himalajów...
     Pan N. wystąpił o przydział kwatery...

cdn ...
 

14 komentarzy:

  1. A była taka możliwość?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisaliśmy podanie do Prezydenta Miasta...Właściwie możliwości nie było, nie było kwater dla zameldowanych na stałe...Ale otrzymaliśmy "błogosławieństwo", że jeśli znajdziemy sami, to przydział dostaniemy...

      Usuń
  2. Ojej, to jeszcze nie koniec? ....

    OdpowiedzUsuń
  3. No proza życia. Trzeba przyznać, że warunki byly wtedy trudne... I to jest budujące,że zdołaliście to przetrwać. Tak myślę.Bo przecież to nie konieć?

    OdpowiedzUsuń
  4. I znależliście wkrótce mieszkanko! (no, nie mogłobyć inaczej) :-)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zajęłaś się pisaniem thrillerów, książke napisz!
    j

    OdpowiedzUsuń
  6. O rany... a mnie się wydawało, że teraz przyjdzie czas spokoju, sielanka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokój to jest w "dębówce" pod brzózkami...;o)

      Usuń
  7. O ile wiem, to zawsze byłaś chudzinka..;o) Jak udało Ci się brać te kłopoty na bary, nawet jak pan N.podtrzymywał? Nawet czytać trudno...;o)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urodziłam się w kiblu, więc w "szambie" jak w domu...;o)

      Usuń