Trzydniówka...
Echhh...
Plan strategiczny określony bardzo skrupulatnie...
1. Skończyć wycinkę.
2. Przygotować zagony do uprawy.
3. Posadzić cebulki.
4. Ogarnąć bałagan.
Ale nasz plan to był "pikuś", w porównaniu do planów Matki Natury...Ta to dopiero przyszalała...
W poniedziałek przygotowała dla nas klasykę marcową, czyli temperaturka około 6 stopni, lekki wietrzyk i wyglądające zza chmur słoneczko...
Ten "bobok" to nasza aronia... |
A ten "bobok" to Gordyjka sadząca sztobry wierzbowe... |
A potem był wtorek...
Trudno było uwierzyć w to, co widzieliśmy za oknami, a za szybkami "Naguska", to już widok był całkiem niewiarygodny...
Autentyczna podróż w czasie...
Matka Natura ewidentnie podglądała co mamy zapisane w notesie, bo lepszej pogody na wycinkę nie mogła dla nas przygotować...
Wiecie jak cudnie pniaki ślizgają się po takiej śniego-błotnej mazi ??
Cudnie się ślizgają...
Ciągnęliśmy właśnie tego ogromnego orzecha...
Pan N. ciągnął z jednej strony...Gordyjka z drugiej...
Nie powiem..."Bydlak" był wyjątkowo ciężki, więc mimo ogromnego wysiłku posuwaliśmy się kroczek za kroczkiem...
- Poczekaj, wezmę z drugiej strony...- powiedział Pan N. i z pełną fantazją puścił trzymany konar, zamierzając zmienić strony...
Zamarłam...
Chłopisko mi oczadziało...
Jak to zmienia strony ?!
To wszystko przeszło mi przez makówkę tak szybko, jak obrazy z życia, które wyświetlają się człekowi tuż przed zgonem...
Migło...
A ja, niczym na zwolnionym filmie rejestrowałam konsekwencje owej mężowskiej fantazji...
Pniak przechylił się niebezpiecznie w stronę puszczonego konara, moje ręce poczuły wzmożony ciężar, kręgosłup pochylił się automatycznie, kolana się ugięły i...
Gordyjka wylądowałam z gracją w śniegowo-błotnej mazi !!
Kiedy przyziemiałam, Pan N. pojął co zrobił...
Ja nie mogłam ze śmiechu wydusić słowa...
- Ty to przewidziałaś !! - oznajmił Ślubny...
Fakt...
Kiedy przebieraliśmy się w ubrania robocze, obwieściłam, że zakładam nieprzemakalne spodnie, bo czuję, że dzisiaj przyziemię...
Przyziemiłam...
- Aleś miał pomysł z tą zamianą miejsc !! - wydusiłam z siebie, kiedy przeszedł mi napad śmiechu...
- Nooo...Zaćmienia jakiegoś dostałem !! - podsumował przygodę Pan N.
Nie miałam szans z tym orzechem...
A potem była środa...
Kiedy dotarliśmy do Wrzosowiska czekały nas dwie niespodzianki...
Kompletny brak śniegu, piękny błękit, wspaniałe słońce i ciepełko...
O drugiej niespodziance wpis będzie osobny...
I było tak, jak na Wrzosowisku bywa często...
Było idealnie !!
Pierwszy w tym roku zachód Słońca z naszej ławeczki... |
Piękne te słoneczne poblaski na trawie!
OdpowiedzUsuńWiadomo: Matka Natura ma fantazję.:) U nas rano przymrozki i -3, potem słońce i +7. I klucze różnego ptactwa.
OdpowiedzUsuńLubię czytać takie opisy. Jak coś powstaje, coś ktoś tworzy, sadzi, porządkuje itp.:)
Pozdrawiam serdecznie:)
U nas w dzień było około +10
Usuńi słonecznie.
Idziemy do przodu !! Wiosna puka do okienka...;o)
UsuńNie z Wami te numery pogodowe.
OdpowiedzUsuńBo Wy robotni jesteście i już:-)))
Nie takie kataklizmy żeśmy przeżyli na Wrzosowisku...;o)
UsuńA czy Wy kiedyś siedzicie bezczynnie? ;)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla pracusiów :)
Pracusie to mało powiedziane.... To są PRACOHOLICY!
UsuńOdpoczywamy !! Jak już boli wszystko oprócz poopy...;o)
UsuńCieszę się, że wrzosowisko ożywa. Pięknie! Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuń