Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 14 grudnia 2015

Opowieść przedwigilijna...

     W małym miasteczku, w którym prawie wszyscy się znają, mieszkała sobie pewna Rodzina. Wcale nie różniła się od wielu rodzin, które zamieszkiwały inne takie miasteczka...
     Był Tata, który pracował dla Rodziny...Była Mama, która dbała, żeby Rodzina była szczęśliwa...I była Córka, która dorastała otoczona miłością...
     Można Ich było spotkać na ulicy, kiedy spacerowali z uśmiechami na twarzach...Bo uśmiechali się często... 
     Nie byli ani specjalnie bogaci, ani szczególnie majętni, ale na twarzach wypisane mieli szczęście...Taka pieczęć od losu...
     Po kilku latach pojawiło się w Rodzinie kolejne dziecko...Po kolejnych, los ich doświadczył chorobą...Ale przecież byli silni swoją miłością...
I żyli sobie tak, dzień za dniem...
     Córka właśnie kończyła szkołę i snuła wspaniałe marzenia na przyszłość...Studia...Praca...Rodzina...
Wiedziała, że może swoje marzenia budować dowolnie...
Wiedziała aż do dnia, w którym musiała poinformować Rodziców, że jest w ciąży...
No cóż...
Właściwie, to tylko zmiana priorytetów...
Najpierw Rodzina...
     Może kiedyś Jej marzenia jeszcze się spełnią ??
     Ale Rodzice ciężko znieśli ową sytuację...
Ona też nie była zachwycona...
     Ojcem dziecka, które miało się urodzić, było kolega Jej Ojca...
I rówieśnik Ojca...
     To, co jeszcze kilka dni temu wydawało się fajną przygodą, teraz nabierało innego znaczenia...
Facet miał Rodzinę, miał Dzieci...
     Nie wiem, czy rozwiódł się po, czy przed gorącym romansem z Nastolatką, ale postanowił, że to właśnie Ona będzie teraz Jego nową Partnerką...
Wprowadził się do swoich nowych Teściów, którzy jeszcze kilka dni temu byli Jego przyjaciółmi...
Byli przyjaciółmi...To dobre określenie...
Od tego dnia trudno było o uśmiech w tym domu... 
     Mama musiała odpierać ataki "ludzkich języków"...Ojciec musiał pogodzić się z trudną do zniesienia sytuacją...Dziewczyna...
Dziewczyna z każdym dniem robiła się coraz smutniejsza...
Nie cieszyła Jej ani ciąża, ani pierwsze ruchy Dziecka, ani nawet szczęśliwy poród...
     Z każdym dniem docierał do Niej fakt, że jedną decyzją zniszczyła wszystko...
     Pieczęć szczęścia pokrył nalot smutku i zniechęcenia...
     Z każdym dniem warstwa tej "patyny" była coraz grubsza...
Teraz, po kilku latach nie uśmiecha się już wcale...
Nie uśmiecha się też Ojciec...Nie uśmiecha się Mama...
Nikt nie jest już szczęśliwy w tym domu...
     Chodzą ulicami tego małego miasteczka, ze smutkiem wypisanym na twarzach, a potem wracają do domu, w którym panuje smutek...
Dla Nich każde Święta są trudne...

12 komentarzy:

  1. I jak tu wierzyć w szczęście?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie wiadomo kiedy się na nas wypnie...;o)

      Usuń
  2. Hmm, ja tu nie widzę ani szczęścia, ani nieszczęścia, ot, konsekwencje ludzkich decyzji, to wszystko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale przecież właśnie te "konsekwencje" określamy jako szczęście lub jego brak...Taka niekonsekwencja...;o)

      Usuń
  3. Stereotyp szczęścia został zburzony i ....... nieszczęście....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno się przystosować do nowej rzeczywistości...;o)

      Usuń
  4. Myślę, że dziewczynę i jej partnera mogłaby uratować tylko wyprowadzka z jej rodzinnego domu i stworzenie innej rodziny, ale już w nowym miejscu.
    Zapewne wszystkim ciąży teraz ten układ:
    - dziewczynie, bo za szybko, a może i wiek partnera stał się przeszkodą
    - mężczyźnie, który wszedł w romans z młodą dziewczyną, bo zostawił, a właściwie zniszczył swoją wcześniejszą rodzinę - na czyimś nieszczęściu nie da się budować własnego szczęścia
    - rodzice dziewczyny, bo stracili przyjaciela, przez którego czują się zdradzeni.
    Tylko zmiana miejsca zamieszkania może tu pomóc.
    Oczywiście, jeśli wciąż chcą być ze sobą...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od wielu lat nas zastanawia, dlaczego Facet nic nie robi w tym kierunku, ale akurat On wygląda na najbardziej szczęśliwego...;o)

      Usuń
  5. Ale o jakich "decyzjach" tu mowa? "Decyzja" była tylko jedna - urodzić czy usunąć. Cała reszta po prostu się zadziała, bez planu i pomysłu co w razie gdyby...?
    Szkoda, bo to faktycznie sytuacja nie do pozazdroszczenia. Ale też nie rozumiem, dlaczego się nie wyprowadzą, nie zaczną gdzieś życia na własny rachunek. Pokręcone losy:(

    OdpowiedzUsuń
  6. "Po prostu się zadziała...?" - ciekawe podejście...

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie wyobrażam sobie takiego "przyjaciela", a już na pewno nie pod swoim dachem. A swoją drogą, dziwi mnie dorosły facet i tego rodzaju zachowanie. Rozumiem córkę, która nie dorosła ewidentnie, by ponosić konsekwencje swoich czynów, ale ten pseudo przyjaciel? Ech, życie pisze dziwne scenariusze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może on jest jeszcze mniej dojrzały niż ta dziewczyna...

      Usuń