Wyremontowana scena...Światła lekko przygaszone...Samotny fortepian...Lekki pomruk Widowni...Tak właściwie zaczyna się każde przedstawienie...
No nie...
Jest jeszcze ta magiczna chwila "przed", w której czuje się delikatne igiełki zaciekawienia i zniecierpliwienia...
A potem ??
Potem powinno być już tylko lepiej...
Powinno...
Chociaż nie zawsze się udaje...
Rzadko bywamy w tym przybytku, chociaż mamy do niego przysłowiowy rzut beretem...
Wczoraj po raz któryś z rzędu przekonałam się dlaczego...
Solistka...Solista...Akompaniator...
Repertuar, którego właściwie nie można zepsuć, choćby się Wykonawca bardzo starał...
Operetka od wielu wieków broni się sama...
Dwie prezentacje i zaczyna prześladować mnie myśl, że jeśli teraz wykonamy strategiczny odwrót, to będzie katastrofa...Siedzimy bardzo blisko sceny...
Solistka w bardziej niż średnim wieku usiłuje wydać z siebie odpowiednie dźwięki...Frazy grzęzną gdzieś między przeponą, a krtanią...Biała suknia mająca podkreślić walory Amantki, zwisa nieforemnie i kłuje w oczy spranymi falbanami...
Przyłapuję się na tym, że kiedy brakuje Jej tchu zaczynam odruchowo wspomagać Ją oddechem...Przy wyższych partiach zaciskam palce na dłoni Pana N. ...
I znowu nie dała rady...
Solista w równie średnim wieku z nonszalancją usiłuje przybliżyć Widowni arkana operetkowych niuansów, wdzięczy się, uwodzi, podryguje...
W czasie podrygów spod fraka wylewa się ponadnormatywna ilość tkanki tłuszczowej...Ona też chce się zaprezentować godnie...
Lubieżny uśmieszek przywodzi mi na myśl bardziej Satyra niż Apolla...
Pan Solista radzi sobie z frazami znacznie lepiej, chociaż słychać "zamykane" z nagła dźwięki...
To będzie bardzo długi występ...
Spoglądam na pomarszczoną szyję Amantki, na cellulit widoczny w blasku lamp, na ociekające potem czoło Amanta...
I nagle, moje myśli biegną w całkiem innym kierunku...
Zaczynam Im współczuć...
Będąc Profesjonalistami mają zapewne świadomość, iż Ich występy znacznie odbiegają od "poziomu"...Nie mogą już ufać ani swojemu głosowi, ani swojemu ciału...Pamiętają czasy własnej świetności i muszą ten stan rzeczy zaakceptować...
Gorzej...
Muszą go zaakceptować publicznie...
Fakt...Na widowni zasiadają głównie tacy jak Oni "Średniacy", ale to przecież Oni muszą zabawić, zaciekawić, porwać...
No to się starają...
Solistka wdzięczy się zalotnie wyciągając pomarszczoną szyję...Solista uwodzicielsko trzęsie brzuchem...
Czuję zażenowanie...
Czy kiedy zaczynali swoje kariery wiele lat temu, myśleli o takiej chwili ??
Nawet nie wiem, czy lubią to co robią...
Ich twarze są aż do bólu sztuczne...
Ostanie dźwięki fortepianu...Światła przygasają...Szmer pustoszejącej widowni...
Ufff...
Jak to dobrze, że nie muszę nikogo udawać...
Takie zdanie
OdpowiedzUsuńmam na duszy,
jak nie możesz,
to czy musisz?
Trzeba robić, żeby jeść...I cześć...
UsuńOsoby niektóre,
Usuńchcą emeryturę.
Niechaj się stanie...
UsuńNiedoczekanie...;o)
Chyba wiedzą co robią ?
OdpowiedzUsuńA może nie ?
Chyba nie mają innego wyjścia...
UsuńNie wiem, co napisać... W jednym zdaniu się nie da, temat wymagałby rozpatrywania na wielu stronach.
OdpowiedzUsuńnotaria
Bardzo wielu, szczerze mówiąc...
UsuńAle każdy z tych aspektów jest smutny...
I to jest właśnie negatywny aspekt TAKIEJ pracy. Myślę, że źle obsadzono artystów w tej operetce lub źle dobrano ją do artystów (jeśli są jedynymi, którymi dysponuje opera).
OdpowiedzUsuńTo jest główna przyczyna porażki sztuki, którą miałaś okazję oglądać....
To był raczej przymus jakiemu ulegają Artyści...Ról, które mogli by obsadzić jest niewiele, rachunki płacić trzeba, więc błąkają się po Zaściankach...Głos mający 67 lat ?? To dopiero będą emocje...
UsuńSmutne. Budzi się we mnie ciekawość - już musieli, czy jeszcze chcieli? Czuli zażenowanie podobne do Twojego, czy nie są świadomi odbioru? Zarabiają na chleb, czy realizują swoją misję?
OdpowiedzUsuń