Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 16 lipca 2013

Zaczarowany koniec Świata...

     Leżę sobie leniwie i obmyślam, czym też Wasze myśli zająć...
     Tyle wrażeń...
     Tyle miejsc...
     Tylu Ludzi...
Od czego zacząć ?? 
Hmmm...
Od początku ?? - mówicie...
No fakt...
Takie było założenie...
Nawet necik został zabezpieczony, żeby kontaktu ze Światem nie tracić...
Kontakt był...Nie powiem...
Tyle, że ani sił, ani czasu nie wystarczało...
To był bardzo pracowity urlopik...
Bardzo...Bardzo...
Ale, że Gordyjki to z reguły bardzo przewrotne stworzenia, więc zaczniemy od końca...
A koniec naszego urlopku był niesamowity...
     Kiedy pod koniec zeszłego roku zamówiłam portrety u pewnej Pani, nawet nie przypuszczałam, że nasza znajomość tak się przekształci...
Musiałam Ją poznać...
Musiałam na własne oczy zobaczyć dłonie, który zaklęły na papierze nasze dzieciństwo...
Po prostu musiałam...
Pan N. polubił Joasię zaraz po tym jak ochłonął po wręczonej niespodziance...
Joasia stała się naszą Przyjaciółką awansem...
Przecież znała nas "od dziecka"...;o)
Urlopowa podróż na północ miała nam w tym pomóc...
     Byliśmy tak podekscytowani owym faktem, że odległość pomiędzy miejscem naszego wypoczynku, a siedzibą Joasi sprawdziliśmy dopiero dwie doby przed wyjazdem...
Ło Matko i Córko...
Ależ ta nasza Matka Polska ogromna jest...
Po przeliczeniu kilometrów i dwóch telefonach plany zostały sprecyzowane...
Joasię nawiedzamy w drodze powrotnej...
Będziemy wracać zygzakiem ogromnym, ale na pohybel...
Jak mus to mus...
A mus mieliśmy ogromny...
     W niedzielę pożegnaliśmy gościnny Ośrodek i rezydentów...





     Żeby nie pozostawiać po sobie przykrych wspomnień użyliśmy oczywiście "załącznika", który przyjęty został życzliwie...




     No i w drogę...
     Ciągle zachwycał nas "płaski" horyzont...







     Droga była tak malownicza, że nasze zachwyty zagłuszały dźwięki z radyjka...







     Ale prawdziwe cuda dopiero na nas czekały...




    Malowniczy ryneczek...


     Przepięknie utrzymany Park...




     No i mój Ulubieniec...

     Ale to wszystko było mniej istotne, niż cel naszej podróży...
     Mało nam się łebki nie pourywały, kiedy poszukiwaliśmy w tłumie znanej nam tylko ze zdjęć Postaci...
     - Szukaj gromady Dzieci ... - podpowiadałam Panu N.
     - W tym tłumie ?? - sceptycznie zauważył Ślubny...
     - Tam gdzie Dzieci, tam Joasia !!  - potwierdziłam...
Ale sprawa prostą nie była...
Wokół nas krążyły tłumy Mieszkańców i Turystów...




     W końcu dotarliśmy pod ogrodzenie Kawiarenki w Parku...
Gdzież można malować Muławę...??
     I wtedy spostrzegłam, że stoimy w miejscu "przestępstwa"...
Tego się nie spodziewałam...
     Na parkanie przygotowane ze styropianu sylwetki Muław, a przy każdej grono pochłoniętych malowaniem Postaci...
Wiek dowolny...
Płeć dowolna...
Zaangażowanie ogromne...
A wśród tego grona Zapaleńców Ona...
     Nasza granatowa Muława...




Przez chwile staliśmy przed wejściem i przyglądaliśmy się Joasi...
Wiem, wiem...
Nie jest to zbyt grzeczne zachowanie...
Ale zobaczyć Joasię przy pracy to piękny widok...
     A potem nastąpiło powitanie...
Tak jakbyśmy się znały od lat...
     Pierwszy uśmiech Joasi...
     Pierwsze przymrużenie oczek...
     Pierwszy uścisk zaczarowanych rąk...
A potem Joasia porwała nas na koniec Świata...
Bo gdzie jak nie na końcu Świata mieszkają Zaczarowani Ludzie ??
Bo Joasia jest zaczarowana...
Andrzej też...
Zaczarowani Ludzie...
     Zaczarowany koniec Świata...




Nawet pies był zaczarowany...




Mimo mikrych rozmiarów potrafił powalić mnie na łopatki...Dopominając się głaskania...
     Niestety czas na końcu Świata też jest zaczarowany...
     Biegnie dużo szybciej niż w normalnym Świecie...
     Przyszedł czas pożegnać zaczarowaną Joasię i zaczarowanego Andrzeja...
Echhh...
  


16 komentarzy:

  1. Ja tez znam osobiście Zaczarowaną Joasię!!! Już trzy razy się z nią spotkałam. Jest naprawdę WYJĄTKOWA i WSPANIAŁA....
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie znam...:((((( buuu...:((. Ale z pewnością to miła pani, a należy się otaczać tylko miłymi paniami. Przynajmniej na urlopie. Wygląda na to, że naprawdę wyluzowałaś:))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pisz błagam tyle dobrych słów na raz bo mnie zatyka!
    Dobrze wiesz, że tylko wtedy ludzie się tak dobrze dogadują jak są z tej samej gliny, czy półki, czy po prostu czują siebie bez słów! Ja poczytawszy kilka napisanych przez Ciebie tekstów i komentarzy, wiedziałam:
    Świetna Dziewczyna!! A Świetna Dziewczyna przyjechała w towarzystwie Czułego Opiekuna!
    Jesteście niezwykli,i wcale nie piszę aby się zrewanżować, tylko płynie mi z serca taka tęsknota za Wami........:o)
    Walczę z sobą, aby za dużo nie ujawniać na forum, aby wszyscy oczekujący na Wasz przejazd, mnie nie natłukli, że sobie przywłaszczyłam urlopowiczów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A niech Cię zatyka :o)Mnie też zatykało i żyję...;o)
      A tajemnic nie ujawniaj bo powiem wszystkim gdzie jest "Koniec Świata" i dopiero się narobi...;o)

      Usuń
  4. A co ja mam zapisać
    jak Joasię i Stokrotkę poznałem osobiście,
    a Państwo N. tylko
    telefocznokorespondencyjnie?
    Bo tylko Was wszystkich pozdrowić,
    to naprawdę mało.
    LAW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem Ludwiczku...
      Ale obiecuję, że się poprawię...;o)

      Usuń
    2. Kiedyś to jeździłem nawet do Bukowiny,
      a w tym roku przejeżdżaliśmy
      obwodnicą koło Joasi,
      ale moja Panienka jest... zazdrosna
      i nie puści mnie samego.
      Poczekam na inną okazję,
      LAW

      Usuń
    3. To musi być schadzka potajemna...;o)

      Usuń
    4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    5. Popełniłem dwie literówki
      u Stokrotki i tu napisałem
      głupotę, proszę usuń i to.
      LAW

      Usuń
  5. ha! Jak miło, że spotkały się dwie bratnie dusze. Pozdrowienia dla was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wschód pozdrawia Zachód...Panno Wrocławianko :o)

      Usuń
  6. Nie od dziś wiadomo, że podróże zygzakiem najciekawsze są a do Bratniej Duszy to nawet pod prąd może być :) Pozdrawiam Was serdecznie.
    Pieseczek ze zdjęcia wywołał z mojej pamięci Średniownuczkową znajomość ras szczekających. Otóż ukochana nasza Wnusia jeszcze rok temu znała tylko trzy psie rasy, mianowicie Lupe (znaczy sunia domowa), cialalala i... - za przeproszeniem - burdel francuski. Mało tego! Twierdziła z całą stanowczością, że kiedy dorośnie, to kupi sobie "taki mały burdelik francuski" :))))))))))))))

    OdpowiedzUsuń