Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

czwartek, 7 lutego 2013

Irlandia sobie "fika" z "Orłami" Fornalika...

     Pamiętam, pamiętam...
     Obiecywałam, że się przez rok czepiać nie będę ani nowych Władz PZPN, ani nowego Selekcjonera, ani Reprezentacji...
     Obiecywałam i słowa dotrzymam, bo jako żywo, u mnie słowo droższe pieniędzy...
Ale kilka słów o wczorajszym wydarzeniu sportowym napisać muszę, bo się rozpuknę...
     Niczym torpeda wpadłam do domeczku, jedzonka sobie nie grzałam, żeby czasu nie marnować, kanapki z dżemem truskawkowym wsunęłam i w wir pracy się rzuciłam...
Wir miał rozmiary spore, więc jak w ukropie się uwijałam, bo i kolacyjkę na gorąco trzeba było przygotować (mój Ślubny Bidulek pracuje na popołudniową zmianę), i oponek kilka trzeba było na czwartek usmażyć, i obrządek codzienny jakoś sam się zrobić nie chciał...
No to śmigałam po tym naszym "M" niczym to śmigadełko, a cel przyświecał mi jeden...
Skończyć i przed TV zasiąść, żeby się meczykiem delektować...(Dla mniej wtajemniczonych donoszę, że graliśmy wczoraj towarzyskie spotkanie z Irlandią)...
Żeby nie było niedomówień...
     Nowe Władze PZPN w osobie Pana Bońka zaprezentowały się godnie, i miło było popatrzeć jak się Pan Prezes ze wszystkimi serdecznie wita, a nie siedzi nabzdyczony w sektorze dla Vipów...
     Pan Selekcjoner prezentował się równie godnie, chociaż mniej serdecznie, bo powagę i stoicki spokój zachował przez caluśki meczyk i doliczone minuty...
     Nasza Reprezentacja...
     Hmmm...(Obiecałaś...Obiecałaś...)...
     Z naszą Reprezentacją było tak jak z tą operacją co to się udała, tyle że pacjent zmarł...
No cóż...
Oberwał bidulek dwa razy "szpadlem" pod żebra to się przekręcił...
     Pan Szpakowski komentujący owo spotkanie znowu oglądał inny mecz niż ja...
Jego euforia spowodowała, że ponadplanowo wyczyściłam sobie okulary, bo zakładałam przez chwilę, że to one są przyczyną innego odbioru owego meczu, a potem wyłączyłam wewnętrzną opcję słuchania, żeby mnie już całkiem krew góralska nie zalała...
Tak mi Pan Sz. w głowie namieszał, że w odruchu obronnym nawet sprawdziłam czy się ostatnio zasady w piłce nożnej nie zmieniły...
     "Proszę Państwa, przegraliśmy z Irlandią 0:2, ale byliśmy lepsi"... - zakomunikował...
Orzesz...(ko)...
Wyszło na to, że teraz nie bramki o wygranej decydują, ale jakieś jury, albo inne ciało wybiórcze...
     Przegraliśmy, a najlepszym naszym Piłkarzem w spotkaniu został ogłoszony Pan Lewandowski...
Nie mam pojęcia jakim cudem, bo jak na Snajpera spisał się raczej kiepsko, i każdy inny po tak rozegranym meczu został by skrytykowany niemiłosiernie, ale widocznie w głosowaniu brano pod uwagę zasługi "Lewego" w BD...
To im się bilans wyzerował...
Tyle, że w BD Pan Lewandowski bramki strzela, a w reprezentacji to już niekoniecznie...
Pewnie inaczej się gra za kasę, a inaczej dla idei...
     Inna sprawa, że jak się komuś nadaje ksywkę "Lewy" to trzeba brać pod uwagę ewentualne reperkusje z tym związane...
Lewy to lewy, taki raczej mało gramotny...
Może lepiej "Lewa"...
To się przynajmniej karciarzom będzie dobrze kojarzyło...
Jedno jest pewne...
Nasze piłkarskie "Gwiazdy" bledną znacznie jak tylko koszulki z Orzełkami przywdzieją...
Może Ich tak ten nasz Orzełek peszy ??
     No dobra...Nie ma o co kopii kruszyć...Meczyk był towarzyski...
     Tyle, że dotychczas mieliśmy bilans z Irlandią dodatni, a we wczorajszym spotkaniu my graliśmy w składzie optymalnym, a Oni bez kilku "Gwiazd"...
To może coś jest "na rzeczy"...??
Jedno jest dla mnie pewne...
Mecz z Ukrainą zaczyna się rysować jako widmo zagłady...

6 komentarzy:

  1. Ojej a ja nic a nic się nie znam na tym sporcie, ale jak czytam to masz rację...
    Coś jest nie tak...

    OdpowiedzUsuń
  2. jantoni341.bloog.pl7 lutego 2013 15:37

    A może Lewar,
    bo przyciężki
    i nieruchawy?
    LAW

    OdpowiedzUsuń
  3. Dlatego ja wolę operę. Nawet jeśli skład ekipy jest międzynarodowy, wszyscy grają do jednej bramki, bo inaczej spektakl się nie uda i widzowie wygwiżdżą wszystkich. A tak, nikt z nikim nie rywalizuje, tylko do efektu końcowego musi się przyłożyć każdy, żeby na koniec owacjom nie było końca. Jednakże nieraz zdarza się, że śpiewacy, czyli gracze, owacje dostają, a reżyser zostaje wygwizdany, bo np. wespół ze scenografem poubierał ich w niewłaściwe stroje ;-)


    notaria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym brakiem rywalizacji to ja bym nie przesadzała...:o)

      Usuń