Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

środa, 21 listopada 2012

Na Dyzmę to ja się nie nadaję...;o)

     Jakiś czas temu opowiadałam Wam, jak to moja Babcia, zwana potocznie Babą Jagą usiłowała zrobić ze mnie Chórzystkę w pewnej Parafii...
Zakusy Babci na moją wolność osobistą nie powiodły się dzięki życzliwości Pana Organisty, a ja mogłam wrócić do łażenia po płotach, dachach i drzewach...
Ufff...
Ale faktem jest, że to nie były pierwsze zakusy rodzinne na zrobienie ze mnie trąby...tfu...tfu...tfu...
Chciałam powiedzieć Muzyka...
     Nie mam pojęcia dlaczego, ale moja Rodzinka uważała, że jedyny w Stale egzemplarz płci żeńskiej powinien się muzycznymi zdolnościami wykazywać...
     Pierwszą próbę podjął, jak na prawdziwego Mężczyznę przystało, mój osobisty Rodziciel...
     Dziecięciem byłam wówczas ledwie kilkuletnim, na Mikołaja, Gwiazdkę i inne choinki czekałam jak na zbawienie, bo to przecież czas obfitości wszelakiej był dla Dziecięcia ( w tym przypadku mnie)...
Nie pamiętam czy była to śnieżna zima, nie pamiętam ile dokładnie miałam lat, ale pamiętam, że Mikołaj popełnił wówczas największe faux pas, jakie mógł popełnić...
     Ja wybrednym Dzieciakiem nie byłam, byle portki od dresu sprawiały mi radość niezmierną, że o trampkach nie wspomnę, ale tego to ja Mu przebaczyć przed długie lata nie mogłam...
Tak zmarnować porę obdarowywania !! 
     Mała choineczka stała sobie na szafie i zalotnie mrugała światełkami, w domeczku pachniało słodkawo, Mama obierała zdobyte z narażeniem życia pomarańcze, a Tata z tajemniczą miną wręczył mi pokaźnych rozmiarów pakunek z informacją, że znalazł ów pakunek na progu, i że wedle Jego wiedzy jest to dla mnie...
     Jak każdy Dzieciak wypieków dostałam i niczym harpia rzuciłam się rozrywać opakowanie składające się z szarego papieru i sznurka...
Wielkość prezentu świadczyła o tym, że Mikołaj zapomniał o moich życiowych wpadkach...
     Zapomniał, że mimo zakazu znowu plątałam się po starym strychu, że wlazłam do ruin hotelu robotniczego i mało nie zlądowałam dwa piętra przez spróchniałą podłogę, że nosiłam mięso z własnego obiadu psu, który pilnował złomowiska (to już były dwa rodzicielskie paragrafy za jednym zamachem - obiad i obcy pies)...
Zapomniał...
     Otwierałam niespodziankę i taka radość mi serducho zalewała, iż postanowiłam, że za to mikołajowe zapomnienie to ja teraz już nigdy więcej poza te paragrafy nie wyjdę...
Nawet "mielonego" zjem...
Trudno...
     Dobrze, że się nie rozpędziłam w tych przyrzeczeniach na zupę szczawiową, szpinak i flaki...
     Ostatnie szarpnięcie i...
     Ło Matko i Córko !! 
     Nie zapomniał !! 
     Wypisz wymaluj Mikołaj chyba sobie wszystko skrzętnie notował, bo innego wyjaśnienia nie było...
     Pod stertami papieru odkryłam...Mandolinę !! 
Normalną...Tradycyjną...Tak mandolinową, że już bardziej mandolinowa być nie mogła...
Z paniką w oczach rozejrzałam się po pokoju...
Twarze Rodziców oczekiwały entuzjazmu...
Oświetlenie choinki traciło blask...
Mandolina...
Orzesz...(ko)...
     Ekspresowo odwołałam wszystkie przyrzeczenia złożone Mikołajowi...Siedziałam i patrzyłam na toto z rozpaczą w duszy...
Już widziałam siebie wystrojoną w białą bluzeczkę, granatową spódniczkę, z ogromną "aksamitką" wywiązaną pod brodą i pitolącą na mandolinie...
Ohyda...
Brrr...
     - Piękna !! Prawda ?? - usłyszałam z dna Tartaru głos Ojca...
     - Ehhh...- wyrwało mi się w odpowiedzi...
     - Razem się będziemy uczyć !! - entuzjazm Taty był wręcz niebotyczny...
     - Ahhh... - potwierdziłam...
     Zapał Rodziciela był tak ogromny, że wyrwał mi to nieszczęście z rąk i rozpoczął proces strojenia (kamerton i kostki były do kompletu), a chwilę później brzdękolił coś z wielkim zaangażowaniem...
Przyzwoitość wymagała uczestniczyć w tym procesie...
Z dwojga złego niech się już lepiej Ojciec wykazuje, niż ja...
     No nie można powiedzieć...Szło mu nieźle...
     W czasie kolejnego Bożego Narodzenia Tata wykonał dla Rodziny kolędę...
Sztuk jedna...
Nigdy nie pokonał kolejnej granicy dźwięku...
     A ja ?? 
     Ja skoncentrowałam się na udawadnianiu Mikołajowi, że jest Gamoniem, i że moje zdolności idą w całkiem innym kierunku...
     Nigdy nie wydobyłam z mandoliny ani jednego dźwięku...
     Never...

15 komentarzy:

  1. O masz, co za prezent oryginalny ??
    Cóż Ojciec chciał na pewno dobrze...
    A że Ciebie to nie interesowało...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oryginalny to bardzo delikatne określenie...to był prezent do d... ;o)

      Usuń
  2. Żeby chociaż flet to był... Takim dajmy na to fletem można przyłoić komuś w łepetynę, albo przywiązać sznurek i mógłby służyć za bat poganiający leniwych niewolników, ale "mandolinowa" mandolina? :))))))))))))
    Pozdrawiam Gordyjko:)

    OdpowiedzUsuń
  3. jantoni341.bloog.pl21 listopada 2012 19:54

    W czasach mrocznej okupacji początków
    lat czterdziestych mieliśmy... akordeon
    i mama nawet nieźle na nim podgrywała.
    Miała dobry słuch, ale dziwne, że chciała
    przelać to na mnie, ale ja za "Pije Kuba..."
    nie przeszedłem i nagle spotkało mnie szczęście.
    Potrzebne były na coś tam pieniążki
    i akordeon, w pięknym futerale,
    wylądował na Bazarze Różyckiego.
    Pozdrawiam.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przynajmniej Ty mnie Ludwiczku rozumiesz...;o)

      Usuń
    2. jantoni341.bloog.pl21 listopada 2012 20:47

      Szczególnie jak
      to... odrzuca.
      LW

      Usuń
    3. Odrzucenie bywa...bolesne...;o)

      Usuń
    4. jantoni341.bloog.pl22 listopada 2012 18:23

      Teraz to ja mam
      już spokój święty,
      bo nikt nie zmusza
      bym miał... talenty.
      LW

      Usuń
    5. Błogosławiony wiek srebrny i złoty,
      gdy nie musimy już miauczeć jak koty...;o)

      Usuń
  4. NO i tak, nigdy nie dostałam mandoliny a grałam na niej 6 lat, i jeszcze mi dodali gitarę, i skrzypca a ja sobie dołozyłam trąbkę, a i tak nie lubiłam grać, ale 12 lat dmuchałam, grałam i w koncu uwolniłam się od tej sztuki pięknej i oprócz słuchania nie mam w tym miejscu wiecej nic do dodania, mam moja chciała grać a ja musiałam spełniać jej marzenia, brrrrrrr ufff jak dobrze, ze nie chciałam aby moje dzieci były baletnicami, sportowcami i innymi cudami , za to moga robić co sobie wymyslą wg własnych potrzeb w granicach przyzwoitości, ech
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To u mnie tylko ja jestem wyrodkiem...:o) Pan N. gra na wszystkim :o) Pierworodny obrabia gitarę :o) Córcia zaliczyła skrzypce, fortepian, organy, gitarę, flet, cymbałki i nerwy :o)

      Usuń
    2. jantoni341.bloog.pl22 listopada 2012 18:26

      Biedna jesteś Gordyjko,
      córcia zabrała wszystko.
      LW

      Usuń
    3. Bo mam zadęcie,
      na beztalencie...:o)

      Usuń
  5. No dobra...przyznam się...na nerwach to i ja umiem...;o)

    OdpowiedzUsuń