Weselne tradycje rzecz święta i mimo upływającego czasu i zmian cywilizacyjnych, są obrzędy niezmienne od pokoleń...
No może troszkę "zmienne", ale ich żywot trwa nieprzerwanie...
Zwyczajów tych opisywać nie będę, bo co Kraj to obyczaj, ale o jednym z nich chcę wtrącić kilka słówek...
Ot, tak mimochodem...
Każdy kto chociaż raz uczestniczył w ślubnych obrzędach w roli weselnika wie, że nie godzi się iść na ową uroczystość z pustymi rękami...
Kiedy ja składałam swoje ślubowanie najbardziej pożądanymi załącznikami były artykuły AGD...
Do dzisiaj pamiętam wzruszenie zatykające mi gardło, gdy jedna z moich Ciotek wręczyła nam żelazko...
Żelazko teflonem pokryte i z nawilżaczem...
Echhh...
Takiego cudu techniki to wtedy nawet w sklepach nie można było zobaczyć, a cóż dopiero je nabyć...
Od innej Cioteczki otrzymaliśmy komplet sztućców, który wywołał również łzy wzruszenia...
Byliśmy z Panem N. szczęściarzami...
Fakt, że najczęściej wówczas otrzymywało się serwisy do kawy i kryształowe wazy, bo to akurat było ogólnodostępne, ale takie żelazko potrafiło zrekompensować wszystkie kryształowe karafy...
Do prezentów obowiązkowy był bukiet kwiatów...
Orzesz...(ko)...
Te kwiaty właśnie bywały największym utrapieniem Młodych i Ich Rodziców...
Walka z woniami kilkudziesięciu bukietów bywała trudna...
Jedni wywozili je w darach dobroczynnych na cmentarze, inni składali je przed ołtarzami świątyń, jeszcze inni (Ci bardziej "uświadomieni" politycznie) gnali pod najbliższy pomnik "ku pamięci"...
W przysłowiowym "M" trudno było z owymi bukietami funkcjonować...
Ale tak wypadało...
Tak robili wszyscy...
No może nie wszyscy, ale większość...
Pamiętam minę mojej Mamciaś kiedy szłam na pierwsze "samodzielne" wesele i zamiast malowniczego wiechcia pod pachą trzymałam pluszowego małpoluda...
Nie był tak piękny jak dzisiejsze pluszaki, ale kiedy kilka lat temu spotkałam Koleżankę, która została nim obdarowana, ta zaraz po powitaniach oświadczyła...
- A pamiętasz tego paskudnego małpoluda coś nam na ślubie sprezentowała ??
- Pewnie, że pamiętam...czasem mi się śni w koszmarach... - wyznałam...
- Do dzisiaj siedzi w naszej sypialce i łóżka pilnuje...Troje dzieci wychował i się trzyma... - przybliżała mi historię małpoluda Koleżanka...
- A Dzieci traumy jakieś od niego nie dostały ?? - dopytywałam zaciekawiona...
- Nooo...drobne odchyły mają...ale w normie... - uspakajała moje wątpliwości Znajoma...
Z czasem maskotki skutecznie wyparły bukieciarstwo...
Wyparły, dodam, tak skutecznie, że Domy Dziecka i Przedszkola przestały przyjmować dary o charakterze "maskotkowym"...
Z czasem nastała moda na informowanie o "dodatkach"...
Coraz częściej Młodzi do ślubnego zaproszenia dołączają informację, czego w ramach tego "dodatku" oczekują...
Czasem są to słodycze, czasem alkohole, czasem książki, a czasem coś zupełnie innego...
Nasi Młodzi poprosili na przykład o przewodniki...
W sumie Pierworodny wiercika posiada okrutnego (nie mam pojęcia po kim tak ma ;o)), a Synowa też już łyknęła bakcyla włóczykija, to Przewodniki są ogromnie przydatne...I jest to piękny zalążek domowej biblioteki...
To, że Goście przy okazji wykazali się dowcipem jest jak najbardziej na miejscu...
Młodzi otrzymali przewodniki "po kobiecie", "po mężczyźnie", "po kuchni", "po małżeństwie"...No i najbardziej wyrazisty z Przewodników..."Kamasutrę"...
Z tych Przewodników geograficznych mają "cały Świat"...
Piękna pamiątka...
Na ostatnim weselu otrzymaliśmy informację, iż zamiast kwiatów Młodzi proszą o słodycze lub alkohol...
Myślę sobie tak...
"Alkohol...Hmmm...Już mój Bieszczadzki Dziadek mawiał, że się drzewa do lasu nie wozi...Toż profanacja by była jakbyśmy na wesele z butelczyną wparadowali...A słodycze ?? No fakt, że Młoda to raczej z tych "niewidzialnych" i parę kalorii by się Jej w trybie pilnym przydało, ale jak tak dostanie setkę bombonierek, to nawet ja bym tego nie pochłonęła przed końcem terminu przydatności do spożycia...A powszechnie wiadomo, że "zbielała" czekolada atrakcyjna nie jest...Nie ma to tamto...Tradycja tradycją, a my tym razem wparujemy na weselisko z bukietem"...
No i wparowaliśmy...
Z bukietem...
Teraz mamy przynajmniej pewność, że co najmniej przez miesiąc będą o zaślubinach pamiętać...;o)
piękny bukiet wymysliłąś, jesteś jak Pomysłowy Dobromir, super, a ja dostałam ręczniki, ścierki, komplet to kawy, talerze, odkurzac, to były zdobycze!!! a kwiaty też były, duzo i to bardzo, takie były wtedy czasy
OdpowiedzUsuńpozdrówka
j
Te kwiaty to był taki okup za te potrzebniejsze rzeczy...;o)
UsuńRozwiązał Wam się worek z weseliskami:) Podoba mi się pomysł z książkami, świetna sprawa! A wymyślony przez Ciebie bukiet bardzo oryginalny:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Mnie pomysł z książkami ogromnie przypadł do gustu...nawet rozważałam przez chwilę jakieś obchody "ku czci"...;o)
UsuńJak się ma talent w palcach, to można coś pomysłowego i oryginalnego zrobić :-) A z czego są kwiatki w środku? I te napisy? Mnie to na jakąś bibułę wygląda, ale może się mylę.
OdpowiedzUsuńnotaria
Kwiatuszki z bibułki, a w środeczku chupa chupsy...;o)cała konstrukcja osadzona na patyczkach do szaszłyków...:o)
UsuńNo to ja poproszę o wyjaśnienie, co to są chupa chupsy... No nie wiem... Domyślam się, że to coś do jedzenia.
Usuńnotaria
Lizaczki Noti...okrąglutkie, słodziutkie lizaczki o przeróżnych smakach...:o)
UsuńO, wyrosłam z lizaczków, dbam o zęby ;-)
Usuńnotaria
Z lizaczków się nie wyrasta...:o)
Usuń