Tradycyjnie do rzeczy podchodząc wiadomo, że jak się kogoś nawiedza pierwszy raz w nowym mieszkaniu, to musowo wręczyć jakiś prezencik na to nowe pomieszkanie...
A tradycja rzecz święta...
Nasi Młodzi po weselnej zadymie wpadli w życiowy kołowrotek w niezłym tempie...Jak na Młodych przystało urlopiku mają rozmiary skromne, więc wszystko cokolwiek trzeba było pozałatwiać przybrało format "przed pracą", albo "po pracy"...
Drobiazgi, pal sześć, ale ledwie nogi przestały Ich boleć po weselnych szaleństwach stanęli przed pierwszym poważnym wyborem...
Musieli poszukać sobie mieszkanka do wynajęcia, bo przecież w "studenckiej komunie" trudno o małżeńską stabilizację...
W niedzielę pojechaliśmy to owo lokum podziwiać...
Ledwie próg żeśmy przekroczyli i owo "M" oczętami omietli, spojrzałam na Pana N. porozumiewawczo i przemowę rodzicielską zaczęłam...
- Zgodnie z tradycją powinniśmy Wam teraz wręczyć coś na nowe mieszkanie...Powinno to być albo coś praktycznego, co jest wykluczone skoro nie wiedzieliśmy co już w majątku posiadacie...Albo coś roślinkowego, ale skoro wiemy że w zamierzeniach macie jeszcze kilka przeprowadzek i wojaży malowniczych, więc i to żeśmy wykluczyli, żeby Wam życiorysów nie komplikować...Albo coś co młode małżeństwo scali, więc jakieś zwierzątko...- i głos w tym momencie zawiesiłam delikatnie.
Synowa moją przemowę przyjęła jak zawsze z malowniczymi dołeczkami na policzkach, uśmiechając się do mnie promieniście...
Syn z każdym słowem bladł...Bladł, a w Jego oczach pojawiało się przerażenie...Wiedział, że Rodziców ma raczej z gatunku "nieobliczalnych" i nerwowo rozglądał się gdzie owego żywego stwora żeśmy ukryli...Twarz rozświetlało milion myśli jakie przelatywały mu przez głowę...
- Postanowiliśmy więc, podarować Wam to... - i z fałd pelerynki wydobyłam małego słonika, z purpurową różyczką w trąbie, w trąbie oczywiście wywiniętej do góry...
Mina Syna ??
Bezcenna !!
Słonik oczywiście zaraz znalazł swoje miejsce na półeczce, a Syn z widoczną ulgą zaczął uświadamiać Synową jakież to było zagrożenie...
- To był taki mały rewanżyk Synku, za wiercenie nam dziury w brzuchach o psa...- przyznałam się szczerze...
Allle zastrzeliłaś wszystkich o mały włos !
OdpowiedzUsuńTeż czytałam w napięciu co to będzie ;-)))
No to się udało...;o)
UsuńSłoń w karafce to dopiero byłoby coś! :-)
OdpowiedzUsuńnotaria
Następnym razem się postaramy...;o)
UsuńOj będzie będzie gordyjko z trgo co piszesz o nich:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńWitaj Urlopowiczko...:o)
UsuńByłam pewna, że jakiś ssak tudzież inny płazowaty:) A niech Cię, niezły rozgardiasz w głowie Rodzonego wprowadziłaś:)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Oj tam...malusie takie zamieszanko...;o)
OdpowiedzUsuńMamusiu... jak mozesz nerwować swojego pierwszorodzonego... ech...
OdpowiedzUsuńj
Niech Młody trenuje odporność na stres...;o)
UsuńGdy przemyśleć
OdpowiedzUsuńnależycie,
słonik też ma...
pieskie życie.
Też dla Młodych
pozdrowienia,
choć prezentu
nie wymieniam.
Przekazać to
wirtualnie,
to jest trochę
nierealne,
ale życzę
szczęścia tyle
by im było...
jak najmilej.
LW
Dzięki...:o)...przekażę...:)...jak tylko wrócą ze Stolicy...;o)
UsuńChyba w pobliżu mnie bywasz,
Usuńa siostra pewnie szczęśliwa.
LW
Niestety, w Stolicy nie ja,
Usuńwięc Siora w smutku trwa...:o(
Zapraszam do mnie na odpowiedź WP.
OdpowiedzUsuńLW