Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Robin Schudł, czyli ciąg dalszy żółwiowej historii...


     Pan Żółw był lokatorem w naszym domku wiele lat temu…Dzieciaki były Podfruwajkami nieletnimi, wujaszek Googol nie był członkiem rodziny, a wiedzę miało się w głowach lub w Encyklopedii kilkutomowej…
Encyklopedyczna wiedza pachniała papierem i szeptała szmerem wertowanych stron…
Echhh…
     Jak już nadmieniłam, moja wiedza o żółwiowatych była taka raczej nijaka i składała się z kilku zapisanych na kartce uwag…
W Encyklopedii doczytałam gdzie toto żyje i jakie osiąga rozmiary…
Do żółwia z Galapagos to mu było daleko…uff…
     Dni płynęły sobie leniwie…Pies gonił żółwia…Żółw chował się w skorupę…Pies „ziajał”…Żółw lądował na „plecach”…
Karmienie…Mycie…Spacer…
Termin powrotu Dzieciaków się zbliżał…
Jakoś przeżyłam tą matczyną tęsknotę za hałasem…
     Kiedy już czas był najwyższy przygotować się na powrót Pociech postanowiłam w dobroci serca wyszorować żółwiową skorupę z lekka przybrudzoną harcami z Cezarym…
Przygotowałam miseczkę z wodą odpowiedniej temperatury, flanelowe szmatki, miękka szczoteczkę i poczłapałam po żółwia…
Orzesz…(ko)…
Mało zawału nie dostałam…
Jak nic żółw zamierzał zejść z tego padoła w sposób spektakularny, choć jak dla mnie tajemniczy…
Zamierzał się dematerializować !!
Zaczął znikanie od skorupy…
Całe akwarium wysłane było żółwiowymi szczątkami…W makabrycznym bałaganie zalegał żółw…
Nie to, żeby zalegał agonalnie, bo wcale po nim nie było widać, żeby zamierzał zdychać, ale jak nic rozpadał się po kawałku…
W głowie zaświtała mi jedna logiczna myśl: „instrukcja”!!
Musowo było sprawdzić, czy tam coś stoi nabazgrane w temacie żółwiowego zanikania…
Aż mi się ręce trzęsły z przejęcia…
Kartka czytana od początku do końca i od końca do początku ani słóweczkiem nie wtrącała wiedzy o żółwiowym rozbieraniu…
Uśmierciłam gadzinę !!
Jak nic uśmierciłam…
     Co prawda żółw jak na umrzyka miał całkiem niezły apetyt i w dalszym ciągu uczestniczył w psich wyścigach z wielkim zaangażowaniem, ale może bidulek nie miał świadomości, że się rozpada…
     Posprzątałam akwarium…Wymyłam żółwia solidnie i pełna najgorszych przeczuć monitorowałam jego stan mniej więcej co kwadrans…
Hmmm…Dychał jeszcze…
Wieczorem zaczęła mnie prześladować kolejna myśl z gatunku tych „genialnych”:
     - Co ja powiem Dzieciakom ??
     Kolejny poranek rozpoczęłam oczywiście od lustracji akwarium…
Ło Matko i Córko…
Wszędzie masa skorupowego truchła…
Jakbym w tym akwarium całe stado żółwi trzymała, a nie jednego niedorostka…
O nie !! Czas zasięgnąć wiedzy fachowca…
Pognałam do weterynarza…
Lipa…
Weterynarz na urlopie…
Orzesz…(ko)…
     Po kiego mi ten żółw był w życiorysie potrzebny ??
     Walka z żółwiowymi odpadami trwała jeszcze dwa dni i na progu stanęły Dzieciaki…
Uśmiechnięte…Opalone…Głodne…
Parę powitalnych buziaków i…
     - Mamo !! Coś Ty z tym żółwiem zrobiła ?? – usłyszałam jak wyrok słowa Pierworodnego…
     - A co ?? – spróbowałam metody „ja nic nie wiem, to nie ja”…
     - No jak co ?? Olbrzymi jest !! Patrz !!  - i Syn położył żółwia na dłoniach Córci – przed wakacjami się mieścił z zapasem !!
Orzesz…(ko)…
Fakt…
Żółwisko było raz takie…
Teraz to on mógł polegiwać jedynie na dłoniach Pana N. i to złączonych…
     - Mamo… - usłyszałam przyganę w głosie Córci…
No jak nic przedobrzyłam…
     - On w ogóle jakiś niefartowny jest…kruszy się cały… -wydukałam pokutnym głosem i opowiedziałam o skorupowych szczątkach…Przyznałam się nawet do galopady po wiedzę do weterynarza…
Niestety Dzieciaki też wiedzą na zadany temat nie dysponowały, ale dysponowały adresem Pani od biologii…Zapakowałam więc żółwiowe „szczątki” do woreczka (skrzętnie wszystko zbierałam, żeby nie było, że coś ze zwierzaka zdefraudowałam) i Dzieciaki ruszyły z misją specjalną…
Po dwóch godzinach moja wiedza o żółwiowatych znacząco wzrosła, a atmosfera w domu zrobiła się wręcz sielankowa…
Dzieciaki zajadały się ciastem z wiśniami, ja i Pan N. piliśmy popołudniową kawusię, a po podłodze buszował żółw i Cezary…a właściwie Cezary i Robin Schudł, bo żółw w ramach rekompensaty za skorupę otrzymał imię…
A skorupa ?? 
Ze skorupą było wszystko w porządku…
Po prostu, tak karmiłam owego stwora, że rósł bardzo szybko, więc i skorupka musiała zmienić rozmiary z „S” na „L”…albo na „XL”…
Ale czy to moja wina, że umiałam trafić perfekcyjnie w gastronomiczne gusta Robina ?? 
     Po dwóch miesiącach żółw wrócił do szkoły…
     Pan N. pięknie skleił mu terrarium specjalnym klejem do szkła…Ja naszykowałam paczuszkę z prowiantem…
Kiedy Syn pakował Robina do pudełka Cezary aż zawył z rozpaczy, a i mnie zrobiło się jakoś tak smutnawo…
     - ”Spotkamy się na wywiadówce” – wyszeptałam i pogładziłam żółwiową skorupę, a on jakby rozumiejąc moje słowa pokiwał potakująco małą główką…     

8 komentarzy:

  1. Ciepłych, pełnych radosnej nadziei Świąt Zmartwychwstania Pańskiego, a także kolorowych spotkań z budzącą się do życia przyrodą. Zdrowia, szczęścia, humoru dobrego, a przy tym wszystkim stołu bogatego. Mokrego dyngusa, smacznego jajka i niech te święta będą jak bajka. Na tę Wielkanoc życzyć Ci wypada ciepła domowego, miłości bliźniego, placka wybornego i spokoju świętego.

    Niech Wam jajeczko dobrze smakuje,
    bogaty zajączek uśmiechem czaruje.
    Mały kurczaczek spełni marzenia,
    wiary, radości, miłości, spełnienia.

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszęnic tylko odzywić dobrze to i urośnie i pies radość miał, ale mam nadzieję, że żółw wrócił znowu do was, czy nie?
    j

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie przewidywałam żółwia w życiorysie na dłużej...:o)

      Usuń
  3. jantoni341bloog.pl3 kwietnia 2012 16:50

    Węże linieją,
    a może to była jakaś krzyżówka
    z żółwiem?
    LW

    OdpowiedzUsuń
  4. I jak wywiadówki? Randki z żółwikiem długo jeszcze trwały? czekam na jeszcze... heheeh.. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń