Dwa światy...

Bardzo Ważni Goście

wtorek, 14 lutego 2012

O wafelku, który nie był wafelkiem i o autokarowym balaście...


     Wszyscy dzisiaj wtrącają chociaż słówkiem o „walentynkach” to i gordyjskie pióro suchym pozostać nie może…

     Było to jakiś czas temu, kiedy „walentynki” wcale nie były w naszym kraju obchodzone, a my wszelkie okazje do świętowania lubiliśmy pasjami. 
Pan N. wówczas, piastował pewną funkcję społeczną w swoim zakładzie pracy i z owej funkcji, jako się rzekło „społecznej”, profit mieliśmy jeden…Raz w roku zakład pracy organizował dwudniowy wyjazd dla owych działaczy, wyjazd plenerowy, na dodatek z Połowicami…
Nie wiem dokładnie, czy taki był zamysł Organizatora, ale termin owych wyjazdów zbiegał się zawsze z owymi, nie obchodzonymi powszechnie „walentynkami”.

     Autokar podjechał na przystanek o umówionej godzinie, radosna gromada wsypała się do niego wykrzykując powitania i ruszyliśmy w ów „plener”.
Jako, że podróż autobusami nie była moim ulubionym zajęciem Pan N. postarał się o miejsca na przedzie pojazdu, bo wgapiając się w przednią szybę jakoś mniej cierpiałam…
Siedziałam znęka okrutnie samym faktem uciążliwej podróży kiedy z nagła mój żołądek upomniał się o jakąś paszę…Upomniał się o paszę wbrew wszelkiej logice, bo z reguły nie spożywałam zapobiegawczo niczego kilka godzin przed podróżą…
     - Ale bym zjadła coś słodkiego… - wymruczałam w nachylone ucho Ślubnego.
     - Słodkiego ?? – Pan N. nie mógł uwierzyć w to co słyszał.
     - Nooo…na przykład jakiegoś wafelka…
Mąż malowniczo zanurkował w bagaże i po chwili podał mi coś na kształt wafelka…tylko papierek jakiś nie wafelkowy. 
Oczywiście wcale na to uwagi nie zwróciłam i wzięłam się do rozrywania kilku warstw papieru…
A pod papierem było pudełeczko…
A w pudełeczku leżał śliczny zegareczek z czarnym cyferblatem i czarnym paseczkiem…
Paseczek oczywiście tradycyjnie za duży o dwa rozmiary, ale to było totalnie nieistotne…
Czasomierz był piękny…
     Przez autobus przeszedł cichy pomruk, bo siedząc „z przodu” byliśmy na cenzurowanym, ale co tam…
Chcecie zazdraszczać to zazdraszczajcie…
Ochota na wafelka mi przeszła…
     Dojeżdżamy pod ogromniastą górę, na szczycie Ośrodek, w którym mamy spędzić owe dwa upojne dni…Autokar jakoś daje sobie radę z zalegającymi zaspami śniegu…
Kiedy już właściwie czuliśmy zapach kolacji autokar malowniczo zarzucił „kuprem”, silnik zawył, a Pan Kierowca odwracając się do nas rozłożył ramiona…
     - No tośmy się zakopali… - i okrasił swą wypowiedź zatroskanym spojrzeniem…
Droga wąziutka, jak to w górach…Zmrok zapadł już malowniczy…A my stoimy sobie jakieś dwieście metrów od Ośrodka…
     - Wypchniemy !! – wrzasnął z nagła ktoś ochoczo i Pasażerowie ruszyli w stronę drzwi…
     - Panowie do pchania !! Panie na tył do obciążenia !! – komenderował nasz imprezowy Wodzirej.
     Kiedy tylko Panowie opuścili autokar Panie rozpoczęły marszrutę na tył pojazdu, a jako, że istota ze mnie zdyscyplinowana i bardzo prospołeczna, więc również zamierzałam ruszyć z pomocą…
Ledwie jednak powstałam ze swojego siedzenia Pan Kierowca zerknął na mnie i z uśmiechem stwierdził…
     - Pani niech siedzi…na balast się Pani nie nadaje…
Tak we mnie owa wypowiedź uderzyła, że z rozpędu klapnęłam na siedzenie…
Orzesz…(ko)…
     Panie chichotały na tyle przemieszczając się zgodnie z komendami Pana Kierowcy, Panowie sił wszystkich używali, żeby pojazd z zaspy wypchnąć, a ja siedziałam naburmuszona i wpatrzona w mrok…
I nagle „zły” mi na ramieniu zachichotał…
     „Ale z Ciebie sierota…!! Echhh…Chłopak Ci komplementy prawi a ty niczym indor się nabzdyczyłaś !! Balast jak już jest niepotrzebny to się za burtę wyrzuca, na przykład w takim balonie…a skoro się na balast nie nadajesz to musowo Cię na pokładzie trzeba zatrzymać”…
     Logika owego chichotu aż mną wstrząsnęła…
     „Ma rację diablisko…” -i z uśmiechem spojrzałam na Pana Kierowcę…
     Autokar jakby na mój uśmiech czekał…zakołysał się pięknie i niczym torpeda ruszył w kierunku parkingu…
Moje pięćdziesiąt kilo żywej wagi nabrało innego wymiaru…;o)


7 komentarzy:

  1. jantoni341bloog.pl14 lutego 2012 17:35

    Przed kobietą ja mam pietra
    choćby ważyła... pół metra.
    LW

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Choćby ważyła dwa deka
      lepiej się czasem trzymać z daleka...;o)

      Usuń
  2. Pozdrawiam nie - balastową Gordyjkę Walentynkowo:)))

    OdpowiedzUsuń
  3. A niech Ci Krzysiaczku...:o) i nawzajem ;o)

    OdpowiedzUsuń
  4. jantoni341bloog.pl14 lutego 2012 22:08

    Poznam wszystko
    kiedym... blisko.
    LW

    OdpowiedzUsuń
  5. delikatność zawsze była mile widziana :) pozdrawiam walentynkowo

    OdpowiedzUsuń
  6. Pozory mylą Merlin...;o)

    OdpowiedzUsuń