Tak sobie myślę od kilku dni, że Politycy lekko nie mają...
Zwyczajny Człowiek wsiada do samolotu, leci, wysiada i tyle...
A na takiego biednego Polityka, to co i rusz "napadają" jakieś niezdyscyplinowane Jednostki...
Na naszych Polityków uwzięły się Jednostki niemieckie...
Ledwie ucichły echa rozróby spowodowanej przez Pana R. na pokładzie niemieckiej jednostki latającej, a już następna afera z ich lotnictwem się szykuje...
Tak jakby nie wiedzieli, że nasi Politycy jak tylko Stolicę zasiedlą to już ważniejsi są od Pana Boga...
Gdzie czołobitność za sam fakt, iż niemiecką Ziemię depczą szlachetnymi stópkami ??
Nie ma !!
I tutaj zaczyna się problem...
Bo jak tu taki "Wybraniec" ma ze zwykłym śmiertelnikiem nawiązywać jakąś dysputę ??
I to dysputę po niemiecku...
A wiadomo, że oprócz kilku jednostek w tym języku wykształconych, w Narodzie panuje wiedza na poziomie dialogów z "Czterech Pancernych"...
Niewątpliwą pomocą w takich sytuacjach bywa alkohol...
Wszak nawet Starożytni wiedzieli, że alkohol języki rozwiązuje...
Czyli założyć można, że się po kieliszku, czy dwóch, zasób słownictwa rozszerza...
Że nie w tym kierunku ??
Jak się jest Polskim Politykiem to kierunek nie jest istotny...Liczy się ranga !!
A tak poważnie rzecz ujmując...
Wstyd...Totalny wstyd...
Reprezentanci Narodu...
Nawet jeśli wina leżała by po stronie Obsługi, to bycie Politykiem zobowiązuje...
Przynajmniej w normalnych standardach...
Jeśli mam na tyle słabą głowę, że dwie buteleczki wina wyzwalają we mnie agresję...To nie piję w miejscach publicznych...
Przynajmniej ja bym tak zrobiła...
Tyle, że ja nie jestem Politykiem...
piątek, 28 lutego 2014
wtorek, 25 lutego 2014
O Szewcu Gordyjce...
Mówiłam już, że mi skowronki w czerepie pitolą ??
No cóż...
Niekiedy tak pitolą, że aż słychać...
A kiedy te "wredoty" zorientowały się, że wiosna tuż tuż, to tak mną zakręciły, że aż mi się w makówce zakręciło...
Jak oprzytomniałam to na stole stało to...
Ewidentny dowód, że misie już się obudziły...
A żeby dać lepsze wyobrażenie o numeracji owego obuwia, wrzucę porównanie...
Jak nic zostanę Szewcem Gordyjką...
No cóż...
Niekiedy tak pitolą, że aż słychać...
A kiedy te "wredoty" zorientowały się, że wiosna tuż tuż, to tak mną zakręciły, że aż mi się w makówce zakręciło...
Jak oprzytomniałam to na stole stało to...
Ewidentny dowód, że misie już się obudziły...
A żeby dać lepsze wyobrażenie o numeracji owego obuwia, wrzucę porównanie...
Jak nic zostanę Szewcem Gordyjką...
poniedziałek, 24 lutego 2014
Moja nowa przyjaciółka...Erika...
Doby brakuje...Normalnie, doby brakuje...
Albo mnie coś opętało, albo już sama nie wiem co jest...
Autentycznie styki mi się grzeją...
Na cokolwiek nie spojrzę, zaraz mi się rodzą jakieś pomysły...
Jak nic to przez tą zimę mało wydarzoną...
Bo jakże tak...
Jak śnieg przysypie, albo mrozem zetnie, to się człek widać na "przetrwanie" przestawia i mu się skowronki w mózgownicy nie lęgną...A jak w lutym wiosna przyjdzie...
Echhh...
Doby mało...
Teraz to ja sobie powinnam siedzieć w długie zimowe wieczory, kocysiem otulona...Herbatka powinna parować z "kanarkiem"...A ja powinnam unosić się w niebycie zgromadzonych lektur...
Taki był plan...
No i zagwozdka...
Czytać ?? Czy nie czytać ??
Orzesz...(ko)...
No to czytam...
Szczególnie wieczorami, ale takimi bardziej nocnymi, że tak powiem...
W dzień to mi się te wiosenne "skowronki" pitolą...
I przyznam, że tym razem moja lektura wywołuje u mnie same pozytywne emocje...
Taka niespodziewana niespodzianka...
Przedstawiam Wam dzisiaj Camillę Lackberg...Szwedzką Pisarkę, o której jeszcze kilka tygodni temu nie wiedziałam nic...No może prawie nic...
Pewne jest jedno...
O Jej kryminalnej Sadze miałam mgliste pojęcie...
1.Księżniczka z lodu,
2.Kaznodzieja,
3.Kamieniarz,
4.Ofiara losu,
5.Niemiecki bękart,
6.Syrenka,
7.Latarnik,
8.Fabrykantka aniołków.
Na dowód przedstawię fakt, iż będąc w posiadaniu połowy owej Sagi rozpoczęłam od środka...
Taka ze mnie niemota literacka...
Rozpoczęłam od części, której tytuł najbardziej przemawiał do mnie "kryminalnie"...
"Kamieniarz"...
I kiedy po czterech wieczorach zamykałam ostatnią stronę, dłoń bezwiednie skierowała się na szczyt mojej zimowej stertki...
Pani Camilla zyskała kolejnego Czytelnika...
Już wiedziałam, że nie odpuszczę...
Jeśli lubicie klasyczne sensacje, gdzie trup ściele się gęsto, a główny bohater ma zdolności analityczne Einsteina, to szkoda czasu...
Nie ta kategoria...
Saga Pani Camilli to opowieść o miejscach, które dobrze zna, o klimatach które kocha i ludziach, których życiorysy są Jej bliskie...To takie "bajanie" przy kawie...
Czyta się idealnie !!
A do tego coś z czym nie jest łatwo się oswoić...
Obraz szwedzkiego Miasteczka, wypisz wymaluj jak mój Zaścianek, tylko po szwedzku...
Wszyscy się znają...Każdy ma jakąś tajemnicę...I ten klimat...
Echhh...
Tylko, że mój Zaścianek nie ma morza...
No i trupów znajdujemy znacznie mniej...
Chociaż to akurat nie bardzo mi przeszkadza...
Idealne książki na zimowe wieczory...Nawet jeśli zima nie dopisze...
Na słoneczną plażę nie polecam, bo można z "zaczytania" zejść spalonym na "raczka"...
W sumie, można by się było doczepić do kilku błędów wydawniczych, ale w zestawieniu z przyjemnością czytania i poznawania Szwecji bez sztampy i sztuczności, mogę przyjąć nawet, że jednostką monetarną w Szwajcarii jest korona...
Ot, taki lapsus...
Urok Eriki, głównej Bohaterki zaciera wszystkie "niedoróby"...
To po prostu warto przeczytać...
A jeśli po przeczytaniu nie odczujecie zaskoczenia...
To znaczy, że po przeczytaniu setek powieści kryminalnych, wcale się na tym nie znam...:o)
Albo mnie coś opętało, albo już sama nie wiem co jest...
Autentycznie styki mi się grzeją...
Na cokolwiek nie spojrzę, zaraz mi się rodzą jakieś pomysły...
Jak nic to przez tą zimę mało wydarzoną...
Bo jakże tak...
Jak śnieg przysypie, albo mrozem zetnie, to się człek widać na "przetrwanie" przestawia i mu się skowronki w mózgownicy nie lęgną...A jak w lutym wiosna przyjdzie...
Echhh...
Doby mało...
Teraz to ja sobie powinnam siedzieć w długie zimowe wieczory, kocysiem otulona...Herbatka powinna parować z "kanarkiem"...A ja powinnam unosić się w niebycie zgromadzonych lektur...
Taki był plan...
No i zagwozdka...
Czytać ?? Czy nie czytać ??
Orzesz...(ko)...
No to czytam...
Szczególnie wieczorami, ale takimi bardziej nocnymi, że tak powiem...
W dzień to mi się te wiosenne "skowronki" pitolą...
I przyznam, że tym razem moja lektura wywołuje u mnie same pozytywne emocje...
Taka niespodziewana niespodzianka...
Przedstawiam Wam dzisiaj Camillę Lackberg...Szwedzką Pisarkę, o której jeszcze kilka tygodni temu nie wiedziałam nic...No może prawie nic...
Pewne jest jedno...
O Jej kryminalnej Sadze miałam mgliste pojęcie...
1.Księżniczka z lodu,
2.Kaznodzieja,
3.Kamieniarz,
4.Ofiara losu,
5.Niemiecki bękart,
6.Syrenka,
7.Latarnik,
8.Fabrykantka aniołków.
Na dowód przedstawię fakt, iż będąc w posiadaniu połowy owej Sagi rozpoczęłam od środka...
Taka ze mnie niemota literacka...
Rozpoczęłam od części, której tytuł najbardziej przemawiał do mnie "kryminalnie"...
"Kamieniarz"...
I kiedy po czterech wieczorach zamykałam ostatnią stronę, dłoń bezwiednie skierowała się na szczyt mojej zimowej stertki...
Pani Camilla zyskała kolejnego Czytelnika...
Już wiedziałam, że nie odpuszczę...
Jeśli lubicie klasyczne sensacje, gdzie trup ściele się gęsto, a główny bohater ma zdolności analityczne Einsteina, to szkoda czasu...
Nie ta kategoria...
Saga Pani Camilli to opowieść o miejscach, które dobrze zna, o klimatach które kocha i ludziach, których życiorysy są Jej bliskie...To takie "bajanie" przy kawie...
Czyta się idealnie !!
A do tego coś z czym nie jest łatwo się oswoić...
Obraz szwedzkiego Miasteczka, wypisz wymaluj jak mój Zaścianek, tylko po szwedzku...
Wszyscy się znają...Każdy ma jakąś tajemnicę...I ten klimat...
Echhh...
Tylko, że mój Zaścianek nie ma morza...
No i trupów znajdujemy znacznie mniej...
Chociaż to akurat nie bardzo mi przeszkadza...
Idealne książki na zimowe wieczory...Nawet jeśli zima nie dopisze...
Na słoneczną plażę nie polecam, bo można z "zaczytania" zejść spalonym na "raczka"...
W sumie, można by się było doczepić do kilku błędów wydawniczych, ale w zestawieniu z przyjemnością czytania i poznawania Szwecji bez sztampy i sztuczności, mogę przyjąć nawet, że jednostką monetarną w Szwajcarii jest korona...
Ot, taki lapsus...
Urok Eriki, głównej Bohaterki zaciera wszystkie "niedoróby"...
To po prostu warto przeczytać...
A jeśli po przeczytaniu nie odczujecie zaskoczenia...
To znaczy, że po przeczytaniu setek powieści kryminalnych, wcale się na tym nie znam...:o)
sobota, 22 lutego 2014
Lepiej późno niż wcale, czyli Gordyjka zostaje Ekspertem...
Jak każda szanująca się Gospodyni Domowa, Gordyjka ubrała dzisiaj buciki i powędrowała uzupełnić zapasy...
Polowanie na "dziczyznę" uskuteczniła wczoraj, więc dzisiejsze zakupki miały być bez emocji...
Człapie sobie, człapie...Ptaszęta świergolą...Duszyczka w Gordyjce się cieszy...
Wiosna w lutym ??
Toż to jak kumulacja w Lotto !!
No to sobie Dziewuszka niespiesznie człapie...
Siateczki powoli się napełniają...
Portfelik się opróżnia...
Wchodzi Gordyjka do jednego z osiedlowych Sklepików i w progu ją zamurowało...
- Jak dobrze, że Pani przyszła !! - krzyknęła na jej widok Pani Właścicielka... - Czekałam od wczoraj !!
Rozejrzała się Gordyjka wkoło, kogóż to tak radośnie wita Kobieta i nijak euforii zrozumieć nie może...
Orzesz...(ko)...
Czyżby to jej skromna osoba takie emocje spowodowała ??
- Dzień dobry...- odpowiada grzecznie i czeka na jakieś wyjaśnienia...
Pani Właścicielka czeka z niecierpliwością, aż Gordyjka zakupy skompletuje, a kiedy ta do kasy podchodzi, Właścicielka przymilnie się uśmiecha...
- Widzi Pani...Mamy problem ogromny...Mąż wczoraj przywiózł nowe słodycze...Opisy takie jakieś nieprecyzyjne...Czort wie co się w tych papierkach kryje...A Klient przecież musi wiedzieć co kupuje...
I Pani Właścicielka zamilkła zawstydzona...
- Tak ?? - zapytała Gordyjka, bo ów wywód nie tłumaczył gromkiego powitania...
- Ja na diecie jestem...Ewusia, nasza Pracownica też się odchudza...Mąż się na tym nie zna...A Pani... - wymruczała nieśmiało i zamilkła znowu...
Stoi Gordyjka i gapi się na Panią Właścicielkę niczym gawron...Oczka szeroko otworzyła...Gębusia otwarta...
Ło Matko i Córko...
Cóż to jest ??
- Ja bardzo Panią proszę...- duka Pani Właścicielka...- niech Pani powie co to warte...- i podaje na otwartej dłoni garść cukierków...
Nim do makówki gordyjskiej dotarło cóż to wszystko znaczy, już miała gębusię pełną słodyczy, a Pani Właścicielka kasowała zakupy...
Sklepik zapełnia się Klientami...Pani Właścicielka skrupulatnie notuje...Gordyjka wcina cukierki...
- Bardzo pani dziękuję !! - słyszy na pożegnanie...- A to dla pani !! - i w siatce gordyjskiej ląduje woreczek cukierków...
Echhh...
"Żeby mnie takim ekspertem obwołali jakieś czterdzieści lat temu...Albo chociaż trzydzieści...Wtedy to ja dopiero spuścik miałam..." - myśli sobie Gordyjka...
Ale Ekspert to Ekspert...
Lepiej późno niż wcale...;o)
Polowanie na "dziczyznę" uskuteczniła wczoraj, więc dzisiejsze zakupki miały być bez emocji...
Człapie sobie, człapie...Ptaszęta świergolą...Duszyczka w Gordyjce się cieszy...
Wiosna w lutym ??
Toż to jak kumulacja w Lotto !!
No to sobie Dziewuszka niespiesznie człapie...
Siateczki powoli się napełniają...
Portfelik się opróżnia...
Wchodzi Gordyjka do jednego z osiedlowych Sklepików i w progu ją zamurowało...
- Jak dobrze, że Pani przyszła !! - krzyknęła na jej widok Pani Właścicielka... - Czekałam od wczoraj !!
Rozejrzała się Gordyjka wkoło, kogóż to tak radośnie wita Kobieta i nijak euforii zrozumieć nie może...
Orzesz...(ko)...
Czyżby to jej skromna osoba takie emocje spowodowała ??
- Dzień dobry...- odpowiada grzecznie i czeka na jakieś wyjaśnienia...
Pani Właścicielka czeka z niecierpliwością, aż Gordyjka zakupy skompletuje, a kiedy ta do kasy podchodzi, Właścicielka przymilnie się uśmiecha...
- Widzi Pani...Mamy problem ogromny...Mąż wczoraj przywiózł nowe słodycze...Opisy takie jakieś nieprecyzyjne...Czort wie co się w tych papierkach kryje...A Klient przecież musi wiedzieć co kupuje...
I Pani Właścicielka zamilkła zawstydzona...
- Tak ?? - zapytała Gordyjka, bo ów wywód nie tłumaczył gromkiego powitania...
- Ja na diecie jestem...Ewusia, nasza Pracownica też się odchudza...Mąż się na tym nie zna...A Pani... - wymruczała nieśmiało i zamilkła znowu...
Stoi Gordyjka i gapi się na Panią Właścicielkę niczym gawron...Oczka szeroko otworzyła...Gębusia otwarta...
Ło Matko i Córko...
Cóż to jest ??
- Ja bardzo Panią proszę...- duka Pani Właścicielka...- niech Pani powie co to warte...- i podaje na otwartej dłoni garść cukierków...
Nim do makówki gordyjskiej dotarło cóż to wszystko znaczy, już miała gębusię pełną słodyczy, a Pani Właścicielka kasowała zakupy...
Sklepik zapełnia się Klientami...Pani Właścicielka skrupulatnie notuje...Gordyjka wcina cukierki...
- Bardzo pani dziękuję !! - słyszy na pożegnanie...- A to dla pani !! - i w siatce gordyjskiej ląduje woreczek cukierków...
Echhh...
"Żeby mnie takim ekspertem obwołali jakieś czterdzieści lat temu...Albo chociaż trzydzieści...Wtedy to ja dopiero spuścik miałam..." - myśli sobie Gordyjka...
Ale Ekspert to Ekspert...
Lepiej późno niż wcale...;o)
piątek, 21 lutego 2014
Dzień Ukrainy...
-
-
- Nie umarła jeszcze Ukraina
-
- Nie umarła jeszcze Ukraina ani chwała, ani wolność,
- Jeszcze do nas, bracia Ukraińcy, uśmiechnie się los.
- Zginą wrogowie nasi jak rosa na słońcu,
- Zapanujemy i my bracia, w naszym kraju.
-
- Duszę, ciało poświęcimy dla naszej wolności,
- Pokażemy, żeśmy bracia, z kozackiego rodu.
- Staniemy bracia do krwawego boju od Sanu do Donu,
- Panować w domu ojców nie damy nikomu.
- Czarne Morze się uśmiechnie, dziad Dniepr rozraduje,
- W naszej Ukrainie dola się odmieni.
- Duszę, ciało poświęcimy dla naszej wolności,
- Pokażemy, żeśmy bracia, z kozackiego rodu.
-
- Praca rąk i zapał szczery swoje dopowiedzą
- I wolności pieśń huczna po kraju się rozleje,
- Za Karpaty się odbije i po stepach zagrzmi,
- Chwała Ukrainy stanie między narodami.
-
- Duszę, ciało poświęcimy dla naszej wolności,
- Pokażemy, żeśmy bracia, z kozackiego rodu.
- P.S. Ukraina spływa krwią...Jak kiedyś my...
- Ukraina łyka gorzkie łzy...Jak kiedyś my...
- Ukraina żyje nadzieją...Jak kiedyś my...
środa, 19 lutego 2014
Do Pana Premiera...
Drogi Panie Premierze...
Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż użycie formy "drogi" nie oznacza bynajmniej, że się będę czepiać autostrad, czy innych dróg szybkiego ruchu, albo wymawiać koszty związane z polityką prowadzonego przez Pana Rządu...
Bynajmniej...
Podziwiając wyczyny naszych Olimpijczyków byłam mimowolnym świadkiem, kiedy ogłosił Pan wszem i wobec, iż zamierza Pan rozważyć możliwość budowy krytego toru łyżwiarskiego i to właśnie jest powodem mojej dzisiejszej korespondencji...A że prośba jest gorąca, to odrobina "wazeliny" nie zawadzi...
Oczywiście, jak najbardziej popieram samo założenie, bo aż wstyd pomyśleć, że nasz Mistrz Olimpijski miałby teraz trenować na jakimś parkingu przy markecie, albo placyku za śmietnikiem...
Dokąd Mistrzem nie był, to pół biedy, ale teraz to już nijak nam nie wypada...
Tak więc, kryty tor łyżwiarski powstać powinien...
Moje wątpliwości wzbudził jednak fakt lokalizacji owego obiektu...
Nadmienił Pan nieśmiało, iż owa budowla powstać by miała w Krakowie lub Zakopanem...
Dlaczego ??
Kraków już sam w sobie atrakcji ma multum, a Zakopane jako centrum olimpijskie wzbudza we mnie, jak i u większości Kibiców spore obawy...
Może niech się owo Zakopane skoncentruje bardziej na budowie jakiś dróg dojazdowych, bo przecież desantem spadochroniarskim Olimpijczyków zrzucać nie będziemy...
Argumentacją popierającą owe Miasta jest ponoć fakt organizacji Igrzysk 2022...
No cóż...
Z tego co się zdążyłam zorientować, to część dyscyplin ma się odbywać w Myślenicach i katowickim Spodku, więc niekoniecznie tor musi być w Krakowie, czy Zakopanem...
Mam dla Pana Premiera piękną lokalizację...
Bardzo proszę o wybudowanie krytego toru łyżwiarskiego w moim Zaścianku !!
Nie to, żebym z egoizmu owej inwestycji się domagała...
Logika !! Logika Panie Premierze...
Zaścianek leży przy drodze krajowej, pięknie wyremontowanej, więc problemy logistyczne rozwiązane bez nakładów...
Okolica sprzyja treningom w terenie, bo i równinki mamy i pagórków kilka się znajdzie...
Powietrze w porównaniu do takiego Krakowa, to jak Szwajcaria, bo przemysł został całkiem przez ostatnie dwudziestolecie zniszczony...
Baza hotelowa jest całkiem niezła, a i wolnych terenów pod zabudowę mamy sporo, a jak się Pan Premier z decyzją pospieszy, to może zamiast "galerii", którą chcą nam na siłę nasi Radni sprezentować, właśnie coś sensownego powstanie...
Mamy kompleks basenów, i mały stadion sportowy...
(Chociaż akurat te obiekty to mało do Europy pasują, ale jakby już ten tor budowali to może trochę materiałów budowlanych by zostało i co nie co można by było odrestaurować...)
A jakby Sportowcom przyszła ochota zaszaleć, to do Wielkiej Cywilizacji mamy z Zaścianka ledwie rzut beretem...
Co do bazy noclegowej, to nadmienię, iż dla Zbysia Bródki to ja mogę w ostateczności osobistą sypialnię oddać, żeby się Chłopak dobrze przed startami wyspał i równie skutecznie Holendrów ponękał...(Do Holendrów nic nie mam, bo Oni zawsze mają depresję...)
Do Władz Zaścianka mojej prośby nie kieruję, bo tam od lat jak w góralskiej "kumoterce"...Stan osobowy ten sam, tylko Woźnica się zmienia...A z doświadczenia wiem, że jak Pan Premier nie każe, to Oni nawet paluchem nie kiwną...
Ale, że niewiele do tej pory robili to potencjał w Nich drzemie ogromny...
Jak więc Pan Premier zauważył, Zaścianek to idealne wręcz miejsce dla krytego toru łyżwiarskiego, bo nie tylko, że będzie miał wpływ na formę naszych Zawodników, ale również znacznie podniesie formę Mieszkańców Zaścianka...I tą fizyczną...I tą finansową...Że o prestiżu nie wspomnę...
Mając nadzieję, na rozważenie mej gorącej prośby...
Pozostająca z nadzieją...
Gordyjka :o)
P.S. Jeśli moją epistołę będzie czytał któryś z Doradców Pana Premiera, to pokornie proszę o jej wydrukowanie i położenie w widocznym miejscu, na biurku Pana Premiera...Co by się w jakiejś "zamrażalce" nie zapodziała...
Na wstępie pragnę zaznaczyć, iż użycie formy "drogi" nie oznacza bynajmniej, że się będę czepiać autostrad, czy innych dróg szybkiego ruchu, albo wymawiać koszty związane z polityką prowadzonego przez Pana Rządu...
Bynajmniej...
Podziwiając wyczyny naszych Olimpijczyków byłam mimowolnym świadkiem, kiedy ogłosił Pan wszem i wobec, iż zamierza Pan rozważyć możliwość budowy krytego toru łyżwiarskiego i to właśnie jest powodem mojej dzisiejszej korespondencji...A że prośba jest gorąca, to odrobina "wazeliny" nie zawadzi...
Oczywiście, jak najbardziej popieram samo założenie, bo aż wstyd pomyśleć, że nasz Mistrz Olimpijski miałby teraz trenować na jakimś parkingu przy markecie, albo placyku za śmietnikiem...
Dokąd Mistrzem nie był, to pół biedy, ale teraz to już nijak nam nie wypada...
Tak więc, kryty tor łyżwiarski powstać powinien...
Moje wątpliwości wzbudził jednak fakt lokalizacji owego obiektu...
Nadmienił Pan nieśmiało, iż owa budowla powstać by miała w Krakowie lub Zakopanem...
Dlaczego ??
Kraków już sam w sobie atrakcji ma multum, a Zakopane jako centrum olimpijskie wzbudza we mnie, jak i u większości Kibiców spore obawy...
Może niech się owo Zakopane skoncentruje bardziej na budowie jakiś dróg dojazdowych, bo przecież desantem spadochroniarskim Olimpijczyków zrzucać nie będziemy...
Argumentacją popierającą owe Miasta jest ponoć fakt organizacji Igrzysk 2022...
No cóż...
Z tego co się zdążyłam zorientować, to część dyscyplin ma się odbywać w Myślenicach i katowickim Spodku, więc niekoniecznie tor musi być w Krakowie, czy Zakopanem...
Mam dla Pana Premiera piękną lokalizację...
Bardzo proszę o wybudowanie krytego toru łyżwiarskiego w moim Zaścianku !!
Nie to, żebym z egoizmu owej inwestycji się domagała...
Logika !! Logika Panie Premierze...
Zaścianek leży przy drodze krajowej, pięknie wyremontowanej, więc problemy logistyczne rozwiązane bez nakładów...
Okolica sprzyja treningom w terenie, bo i równinki mamy i pagórków kilka się znajdzie...
Powietrze w porównaniu do takiego Krakowa, to jak Szwajcaria, bo przemysł został całkiem przez ostatnie dwudziestolecie zniszczony...
Baza hotelowa jest całkiem niezła, a i wolnych terenów pod zabudowę mamy sporo, a jak się Pan Premier z decyzją pospieszy, to może zamiast "galerii", którą chcą nam na siłę nasi Radni sprezentować, właśnie coś sensownego powstanie...
Mamy kompleks basenów, i mały stadion sportowy...
(Chociaż akurat te obiekty to mało do Europy pasują, ale jakby już ten tor budowali to może trochę materiałów budowlanych by zostało i co nie co można by było odrestaurować...)
A jakby Sportowcom przyszła ochota zaszaleć, to do Wielkiej Cywilizacji mamy z Zaścianka ledwie rzut beretem...
Co do bazy noclegowej, to nadmienię, iż dla Zbysia Bródki to ja mogę w ostateczności osobistą sypialnię oddać, żeby się Chłopak dobrze przed startami wyspał i równie skutecznie Holendrów ponękał...(Do Holendrów nic nie mam, bo Oni zawsze mają depresję...)
Do Władz Zaścianka mojej prośby nie kieruję, bo tam od lat jak w góralskiej "kumoterce"...Stan osobowy ten sam, tylko Woźnica się zmienia...A z doświadczenia wiem, że jak Pan Premier nie każe, to Oni nawet paluchem nie kiwną...
Ale, że niewiele do tej pory robili to potencjał w Nich drzemie ogromny...
Jak więc Pan Premier zauważył, Zaścianek to idealne wręcz miejsce dla krytego toru łyżwiarskiego, bo nie tylko, że będzie miał wpływ na formę naszych Zawodników, ale również znacznie podniesie formę Mieszkańców Zaścianka...I tą fizyczną...I tą finansową...Że o prestiżu nie wspomnę...
Mając nadzieję, na rozważenie mej gorącej prośby...
Pozostająca z nadzieją...
Gordyjka :o)
P.S. Jeśli moją epistołę będzie czytał któryś z Doradców Pana Premiera, to pokornie proszę o jej wydrukowanie i położenie w widocznym miejscu, na biurku Pana Premiera...Co by się w jakiejś "zamrażalce" nie zapodziała...
poniedziałek, 17 lutego 2014
Daj nam Boże więcej takich "porażek"...
Od kilku dni jak wiecie obecna jestem tak bardziej cieleśnie, bo duszyczka podskakuje na wzgórzach wokół Soczi...
Aż mi dech zapiera, kiedy pomyślę, że za kilka dni ta pożywka się zakończy, a Igrzyska przejdą do historii...
Nic nie wyzwala tak pięknych emocji jak rywalizacja sportowa...
Przynajmniej u tych, którzy wiedzą jak wiele wysiłku owa rywalizacja wymaga...
Nie będę piać hymnów pochwalnych o naszych Medalistach...
Właściwie miałam póki co o Igrzyskach nie pisać, ale...
No właśnie...
Przed chwilą zakończyła się rywalizacja drużynowa w skokach i weszłam nieopatrznie na komentarze pod jednym z reportaży...
I tak mną zabulgotało, że się paluchy same na klawiaturze układają...
Zajęliśmy najlepsze w historii miejsce...
Nasi Reprezentanci nie odstawali od światowej czołówki...
Liczyliśmy się wśród potęg narciarskich...
A komentarze to jad, gorycz i epitety...
Jesteśmy wredni...
Po prostu wredni...
Z każdego sukcesu umiemy zrobić porażkę...
Kamil się kaja...Janek płacze...Maciek zamilkł...A Piotrek...Echh...Tego to już chyba zlinczują zaraz po lądowaniu...
Zamiast radosnych gratulacji, wyrzuty i pretensje...
Jesteśmy wredni...
A jeśli już nie będzie żadnego medalu ??
Czy to umniejszy wartość tych zdobytych ??
Wysiłek Justyny, Kamila i Zbyszka okaże się mniejszy ??
Staniemy za nimi murem, czy będziemy wypominać nieudolność ??
Jestem wściekła !!
Jest mi wstyd...
Chłopaki !! Byliście wspaniali !! Zrobiliście wszystko na co dzisiaj było Was stać !!
Kamil nie musi być perfekcyjny w każdym skoku, tylko dlatego, że jest podwójnym Mistrzem Olimpijskim...
Janek nie powinien dzisiaj ocierać żadnych innych łez poza łzami dumy ze swojego startu...
Maciek powinien stanąć z podniesioną głową i tym swoim nieśmiałym uśmiechem...
A drugi skok Piotrka był po prostu świetny...
Czwarte miejsce Drużyny na Zimowych Igrzyskach...
Porażka ??
Daj nam Boże więcej takich "porażek"...
Aż mi dech zapiera, kiedy pomyślę, że za kilka dni ta pożywka się zakończy, a Igrzyska przejdą do historii...
Nic nie wyzwala tak pięknych emocji jak rywalizacja sportowa...
Przynajmniej u tych, którzy wiedzą jak wiele wysiłku owa rywalizacja wymaga...
Nie będę piać hymnów pochwalnych o naszych Medalistach...
Właściwie miałam póki co o Igrzyskach nie pisać, ale...
No właśnie...
Przed chwilą zakończyła się rywalizacja drużynowa w skokach i weszłam nieopatrznie na komentarze pod jednym z reportaży...
I tak mną zabulgotało, że się paluchy same na klawiaturze układają...
Zajęliśmy najlepsze w historii miejsce...
Nasi Reprezentanci nie odstawali od światowej czołówki...
Liczyliśmy się wśród potęg narciarskich...
A komentarze to jad, gorycz i epitety...
Jesteśmy wredni...
Po prostu wredni...
Z każdego sukcesu umiemy zrobić porażkę...
Kamil się kaja...Janek płacze...Maciek zamilkł...A Piotrek...Echh...Tego to już chyba zlinczują zaraz po lądowaniu...
Zamiast radosnych gratulacji, wyrzuty i pretensje...
Jesteśmy wredni...
A jeśli już nie będzie żadnego medalu ??
Czy to umniejszy wartość tych zdobytych ??
Wysiłek Justyny, Kamila i Zbyszka okaże się mniejszy ??
Staniemy za nimi murem, czy będziemy wypominać nieudolność ??
Jestem wściekła !!
Jest mi wstyd...
Chłopaki !! Byliście wspaniali !! Zrobiliście wszystko na co dzisiaj było Was stać !!
Kamil nie musi być perfekcyjny w każdym skoku, tylko dlatego, że jest podwójnym Mistrzem Olimpijskim...
Janek nie powinien dzisiaj ocierać żadnych innych łez poza łzami dumy ze swojego startu...
Maciek powinien stanąć z podniesioną głową i tym swoim nieśmiałym uśmiechem...
A drugi skok Piotrka był po prostu świetny...
Czwarte miejsce Drużyny na Zimowych Igrzyskach...
Porażka ??
Daj nam Boże więcej takich "porażek"...
niedziela, 16 lutego 2014
Walentynkowe świętowanie, czyli cośmy zmalowali...
No to czas na grafomanię...Chociaż nie powiem, jedno oko i ucho nastawione na "odbiór"...
Igrzyska pochłonęły nas zupełnie...Echhh...
Ale ten temat będzie chyba zasługiwał na osobne bazgranie...
Dzisiaj będą informacje "z frontu", czyli o tym cośmy zmalowali przez ostatnie dni...
Świętowanie walentynkowe rozpoczęliśmy jak wiecie od wizyty u Zębologa...Żeby sprawiedliwości dziejowej stało się zadość fotelem podzieliliśmy się z Panem N. sprawiedliwie...
To chyba jest to, o czym mówi przysięga małżeńska...
"Na dobre i na złe"...
Po tak rozpoczętym świętowaniu pozostało nam tylko dzieło owo kontynuować, a że nasza najfajniejsza Szefowa dała nam wolny dzień, więc ruszyliśmy "na Urzędy"...
Odkładane od kilku tygodni sprawy miały doczekać się szczęśliwego końca...
I nie powiem...
Walentynki to świetny dzień na urzędowe "załawienia"...
Urzędnicy jacyś tacy uśmiechnięci i spolegliwi...Nawet Pani "na zastępstwie", mimo wstępnej dezaprobaty ruszyła "swoją szanowną" z krzesełka...
Sukces !!
Sto procent realizacji...
I niewątpliwa satysfakcja...
Przynajmniej na kilka tygodni mamy spokój...Ufff...
Potem był walentynkowy spacerek i walentynkowa kawusia...Kawusia dodam niespodziankowa...
Do piątku byliśmy przekonani, że najlepsze "latte" podają na Rynku w Mławie...
No i niespodzianka !!
Dokładnie tak jak w przysłowiu...Cudze chwalicie, swego nie znacie...
Zaścianek cudnie nas zaskoczył...
To była bardzo niespodziewana niespodzianka...
Szczególnie, że "latte" miało bardzo sympatyczne towarzystwo...Szarlotkę i serniczek na ciepło z lodami...
Być łasuchem to nie łakomstwo, to stan ducha...;o)
Ale prawdziwe świętowanie nastąpiło dopiero w sobotę, czyli ruszyliśmy na łyżewki...
Kiedy Zbysiu Bródka zdobywał dla nas złoty medal, my wspieraliśmy Go z całych sił krążąc po naszym ulubionym lodowisku...
Ewidentnie "panczeny" to praca zbiorowa...;o)
Tyle, że tym razem nasze "łyżewkowanie" miało wpływ nie tylko na ilość zdobytych przez naszą Reprezentację medali, ale również na rozwój poezji...
Pan N. popełnił rymcioklepkę...
Lód w Katowicach, nie w ciemię bity,
Szkrab mały na lodzie nie został ubity,
Fajnie się jeździło,
za szybko skończyło,
ran ciętych nie ma,
a reszta to ściema...
A że poezja wymaga ponoć interpretacji, więc ośmielę się donieść, iż Pan N. poświęcił swoje szanowne cztery litery, aby ratować pewnego Szkrabka od upadku...
Dzisiaj przy każdym ruchu dodaje sobie otuchy stwierdzając...
"Ale Szkrabek cały"...;o)
Igrzyska pochłonęły nas zupełnie...Echhh...
Ale ten temat będzie chyba zasługiwał na osobne bazgranie...
Dzisiaj będą informacje "z frontu", czyli o tym cośmy zmalowali przez ostatnie dni...
Świętowanie walentynkowe rozpoczęliśmy jak wiecie od wizyty u Zębologa...Żeby sprawiedliwości dziejowej stało się zadość fotelem podzieliliśmy się z Panem N. sprawiedliwie...
To chyba jest to, o czym mówi przysięga małżeńska...
"Na dobre i na złe"...
Po tak rozpoczętym świętowaniu pozostało nam tylko dzieło owo kontynuować, a że nasza najfajniejsza Szefowa dała nam wolny dzień, więc ruszyliśmy "na Urzędy"...
Odkładane od kilku tygodni sprawy miały doczekać się szczęśliwego końca...
I nie powiem...
Walentynki to świetny dzień na urzędowe "załawienia"...
Urzędnicy jacyś tacy uśmiechnięci i spolegliwi...Nawet Pani "na zastępstwie", mimo wstępnej dezaprobaty ruszyła "swoją szanowną" z krzesełka...
Sukces !!
Sto procent realizacji...
I niewątpliwa satysfakcja...
Przynajmniej na kilka tygodni mamy spokój...Ufff...
Potem był walentynkowy spacerek i walentynkowa kawusia...Kawusia dodam niespodziankowa...
Do piątku byliśmy przekonani, że najlepsze "latte" podają na Rynku w Mławie...
No i niespodzianka !!
Dokładnie tak jak w przysłowiu...Cudze chwalicie, swego nie znacie...
Zaścianek cudnie nas zaskoczył...
To była bardzo niespodziewana niespodzianka...
Szczególnie, że "latte" miało bardzo sympatyczne towarzystwo...Szarlotkę i serniczek na ciepło z lodami...
Być łasuchem to nie łakomstwo, to stan ducha...;o)
Ale prawdziwe świętowanie nastąpiło dopiero w sobotę, czyli ruszyliśmy na łyżewki...
Kiedy Zbysiu Bródka zdobywał dla nas złoty medal, my wspieraliśmy Go z całych sił krążąc po naszym ulubionym lodowisku...
Ewidentnie "panczeny" to praca zbiorowa...;o)
Tyle, że tym razem nasze "łyżewkowanie" miało wpływ nie tylko na ilość zdobytych przez naszą Reprezentację medali, ale również na rozwój poezji...
Pan N. popełnił rymcioklepkę...
Lód w Katowicach, nie w ciemię bity,
Szkrab mały na lodzie nie został ubity,
Fajnie się jeździło,
za szybko skończyło,
ran ciętych nie ma,
a reszta to ściema...
A że poezja wymaga ponoć interpretacji, więc ośmielę się donieść, iż Pan N. poświęcił swoje szanowne cztery litery, aby ratować pewnego Szkrabka od upadku...
Dzisiaj przy każdym ruchu dodaje sobie otuchy stwierdzając...
"Ale Szkrabek cały"...;o)
czwartek, 13 lutego 2014
Każde wypełnienie powoduje ubytek...;o)
Jeszcze przed chwilą siedziałam w pięknym, nowoczesnym gabinecie, a nasz "etatowy" Doktor Pawełek z uśmiechem się ze mną droczył...
- Ja bym leczył...
- A ja chcę wyrwać...
- Lepiej leczyć...
- A ja chcę wyrwać...
- Ale on całkiem nieźle wygląda...
- A ja chcę wyrwać...
- Jak tam Pani chce... - spojrzał na mnie Pawełek...- Ale gorsze ratowałem...On chyba Panią lubi...
Orzesz...(ko)...
Po kiego wybrałam sobie Dentystę, który zna się na zębowych uczuciach ??
Pawełek postanowił zaatakować moją "ekonomiczną" naturę...
- Finansowo wyjdzie Pani na to samo, a w promocji ząb zostanie...
Ło Matko i Córko...
- Znieczulonko damy...Wyczyścimy...Uzupełnimy..Będzie jak nowiutki... - zachwalał Pawełek...
By Cię "Czorcie"...
- No dobra...Leczymy...
I nim zdążyłam się usadowić, Pawełek już był gotów do pracy...Pewnie bał się, że w ostatniej chwili zmienię zdanie...
Zamknęłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam...Chociaż moja wyobraźnia podsunęła mi taki oto obraz...
A teraz...
Leżałam sobie wygodnie na mięciutkim foteliku...Zamiast warczącej machiny, wiertełko delikatnie brzęczało, a w ustach zamiast kłębiącej się ligniny, posapywał leniwie ssak...
Echhh...
Kiedy otwierałam oczy, widziałam uśmiechniętą twarz Doktora Pawełka...
W czasie zabiegu nie zabawia mnie "dysputą"...Wie, że nie lubię "gadanych" wizyt...
"Przed"...Owszem...
"Po"...Z przyjemnością...
Ale w trakcie zabiegu zmykam "do wyobraźni"...
- Gdzie dzisiaj byliśmy ?? - zapytał Pawełek kończąc zabieg...
- U Dentysty w mojej "podstawówce"...- odpowiedziałam...
Pawełek uśmiechnął się szelmowsko...
No cóż...Jego wówczas jeszcze na Świecie nie było...
Ząb rzeczywiście wygląda jak nowy...
Nawet ubytek w portfelu nie boli...;o)
- Ja bym leczył...
- A ja chcę wyrwać...
- Lepiej leczyć...
- A ja chcę wyrwać...
- Ale on całkiem nieźle wygląda...
- A ja chcę wyrwać...
- Jak tam Pani chce... - spojrzał na mnie Pawełek...- Ale gorsze ratowałem...On chyba Panią lubi...
Orzesz...(ko)...
Po kiego wybrałam sobie Dentystę, który zna się na zębowych uczuciach ??
Pawełek postanowił zaatakować moją "ekonomiczną" naturę...
- Finansowo wyjdzie Pani na to samo, a w promocji ząb zostanie...
Ło Matko i Córko...
- Znieczulonko damy...Wyczyścimy...Uzupełnimy..Będzie jak nowiutki... - zachwalał Pawełek...
By Cię "Czorcie"...
- No dobra...Leczymy...
I nim zdążyłam się usadowić, Pawełek już był gotów do pracy...Pewnie bał się, że w ostatniej chwili zmienię zdanie...
Zamknęłam oczy i mimowolnie się uśmiechnęłam...Chociaż moja wyobraźnia podsunęła mi taki oto obraz...
A teraz...
Leżałam sobie wygodnie na mięciutkim foteliku...Zamiast warczącej machiny, wiertełko delikatnie brzęczało, a w ustach zamiast kłębiącej się ligniny, posapywał leniwie ssak...
Echhh...
Kiedy otwierałam oczy, widziałam uśmiechniętą twarz Doktora Pawełka...
W czasie zabiegu nie zabawia mnie "dysputą"...Wie, że nie lubię "gadanych" wizyt...
"Przed"...Owszem...
"Po"...Z przyjemnością...
Ale w trakcie zabiegu zmykam "do wyobraźni"...
- Gdzie dzisiaj byliśmy ?? - zapytał Pawełek kończąc zabieg...
- U Dentysty w mojej "podstawówce"...- odpowiedziałam...
Pawełek uśmiechnął się szelmowsko...
No cóż...Jego wówczas jeszcze na Świecie nie było...
Ząb rzeczywiście wygląda jak nowy...
Nawet ubytek w portfelu nie boli...;o)
wtorek, 11 lutego 2014
Scenariusz do mydlanej opery...
Serduszka na prawo...Serduszka na lewo...Czyli widomy znak, że za kilka dni zagoszczą Walentynki...
I chociaż owo Święto ma tyluż Zwolenników co Przeciwników, to 14 lutego jest "sercowy"...
Sama skorzystałam z tej okazji, bo cóż to szkodzi poświętować ??
Przeciwnicy "sercomanii" zaraz będą przytaczać, że Walenty to był taki Święty od chorób psychicznych i innych epilepsji, że asymilujemy kolejne "obce" Święto...
No cóż...To wszystko prawda...
A kiedy spojrzy się na podobizny Świętego Walentego to również zrozumiałym się staje powiedzenie, że "miłość bywa ślepa"...
Hmmm...
Urodziwy to On raczej nie był...
Ale serducho miał dobre...
Święty Walenty żył sobie w Cesarstwie Rzymskim, kiedy owym cesarstwem rządził mało sympatyczny Klaudiusz II Gocki...
Ani się ten Władca specjalnie w historii nie zapisał, ani bohaterem szczególnym nie był, ale jeden z jego edyktów spowodował, iż imię Walentego zapisało się w historii Świata...
Cesarz Klaudiusz postanowił, iż w jego Cesarstwie nie wolno się żenić mężczyznom między 18-37 rokiem życia...
Czymże panowie tak Klaudiuszowi podpadli ??
Niczym...
W tym wieku obowiązywała służba wojskowa, a żołnierz żonaty był znacznie mniej skłonny do czynów heroicznych...
Rozsądku Klaudiuszowi odmówić nie można...
Ale przecież nawet w III wieku krew wodą nie była, a na wezwanie miłości człek głuchym być nie mógł...
I tutaj właśnie wkracza Walenty...
Wówczas jeszcze nie taki święty...
Ów Kapłan dostojny hurtem udzielał ślubów właśnie owym "cesarskim wyrzutkom"...
Na pohybel...
Służby wywiadowcze też już wówczas nieźle działały, więc czyny Walentego zaraz zostały Cesarzowi przedstawione...
Rach ciach i zamknęli Biedaka w lochach...
Siedział sobie Bidulek w tej celi, siedział...A że towarzystwo miał ograniczone, więc często rozmawiał z Córką swojego strażnika...
No i od słowa do słowa...Gadka szmatka...
I ziiiuuuutttt...
Walenty zabujał się totalnie...
Panienka też się zabujała, bo na szczęście Walentego niewidoma była, więc Jej mógł każdą ciemnotę o swojej urodzie wcisnąć...
I pewnie by sobie tak romansowali to pierwszego kursu dzikiego bociana na południe, gdyby nie to, że znowu znalazł się jakiś "życzliwy" i o amorach Walentego, Cesarzowi doniósł...
Walenty został skazany na śmierć...
Koniec ??
A gdzieżby...
Przeddzień egzekucji Zakochany Chłopak napisał do swej Oblubienicy list...Zapewne był to list miłosny...Chociaż niestety dowodów na to nie osiadam...W każdym razie list był...
Jedno jest pewne...
Ową epistołę Autor podpisał..."Od Twojego Walentego"...
Ot co !!
A żeby smaczku dopełnić to zgładzono Biedaka 14-go lutego 269 roku...
I tak czcimy corocznie owo dzieło piśmiennicze przez Walentego wyprodukowane i mord okrutny na Nim wykonany...
Jak nic scenariusz do mydlanej opery...
I chociaż owo Święto ma tyluż Zwolenników co Przeciwników, to 14 lutego jest "sercowy"...
Sama skorzystałam z tej okazji, bo cóż to szkodzi poświętować ??
Przeciwnicy "sercomanii" zaraz będą przytaczać, że Walenty to był taki Święty od chorób psychicznych i innych epilepsji, że asymilujemy kolejne "obce" Święto...
No cóż...To wszystko prawda...
A kiedy spojrzy się na podobizny Świętego Walentego to również zrozumiałym się staje powiedzenie, że "miłość bywa ślepa"...
Hmmm...
Urodziwy to On raczej nie był...
Ale serducho miał dobre...
Święty Walenty żył sobie w Cesarstwie Rzymskim, kiedy owym cesarstwem rządził mało sympatyczny Klaudiusz II Gocki...
Ani się ten Władca specjalnie w historii nie zapisał, ani bohaterem szczególnym nie był, ale jeden z jego edyktów spowodował, iż imię Walentego zapisało się w historii Świata...
Cesarz Klaudiusz postanowił, iż w jego Cesarstwie nie wolno się żenić mężczyznom między 18-37 rokiem życia...
Czymże panowie tak Klaudiuszowi podpadli ??
Niczym...
W tym wieku obowiązywała służba wojskowa, a żołnierz żonaty był znacznie mniej skłonny do czynów heroicznych...
Rozsądku Klaudiuszowi odmówić nie można...
Ale przecież nawet w III wieku krew wodą nie była, a na wezwanie miłości człek głuchym być nie mógł...
I tutaj właśnie wkracza Walenty...
Wówczas jeszcze nie taki święty...
Ów Kapłan dostojny hurtem udzielał ślubów właśnie owym "cesarskim wyrzutkom"...
Na pohybel...
Służby wywiadowcze też już wówczas nieźle działały, więc czyny Walentego zaraz zostały Cesarzowi przedstawione...
Rach ciach i zamknęli Biedaka w lochach...
Siedział sobie Bidulek w tej celi, siedział...A że towarzystwo miał ograniczone, więc często rozmawiał z Córką swojego strażnika...
No i od słowa do słowa...Gadka szmatka...
I ziiiuuuutttt...
Walenty zabujał się totalnie...
Panienka też się zabujała, bo na szczęście Walentego niewidoma była, więc Jej mógł każdą ciemnotę o swojej urodzie wcisnąć...
I pewnie by sobie tak romansowali to pierwszego kursu dzikiego bociana na południe, gdyby nie to, że znowu znalazł się jakiś "życzliwy" i o amorach Walentego, Cesarzowi doniósł...
Walenty został skazany na śmierć...
Koniec ??
A gdzieżby...
Przeddzień egzekucji Zakochany Chłopak napisał do swej Oblubienicy list...Zapewne był to list miłosny...Chociaż niestety dowodów na to nie osiadam...W każdym razie list był...
Jedno jest pewne...
Ową epistołę Autor podpisał..."Od Twojego Walentego"...
Ot co !!
A żeby smaczku dopełnić to zgładzono Biedaka 14-go lutego 269 roku...
I tak czcimy corocznie owo dzieło piśmiennicze przez Walentego wyprodukowane i mord okrutny na Nim wykonany...
Jak nic scenariusz do mydlanej opery...
niedziela, 9 lutego 2014
Na haczyku, czyli powrót do źródeł...
"Baba Jaga" nie była wzorem Babć...Nie przytulała...Nie dopieszczała...A Jej "preferencje płci" często wywoływały u mnie dziecięcy smutek...
Miała jednak wiele talentów, których nie dostaje się od Matki Natury awansem...
"Baba Jaga" była świetną Krawcową...Robiła masowo odzież na drutach, co dawało utrzymanie licznej Rodzinie przez cały okres wojenny i powojenny...No i przede wszystkim, robiła piękne firany i serwetki na szydełku...
Krawiecki dar "Baba Jagi" opłakałam niejednokrotnie będąc jedyną dziewczynką w Rodzinie, na której to dziewczynce "Baba Jaga" prezentowała swoje zdolności...
Talent "Baby Jagi" do robienia na drutach opłakiwała za to moja Mamciaśka, która od najmłodszych lat była zobowiązana do robienia "ściągaczy"...
Z resztą...
"Ściągacze" nie rozróżniały płci, więc robili je również moi Wujkowie i Dziadzio Stefan...
Kiedy "Baba Jaga" robiła serwetki, czy firany w domu obowiązywał septyczny porządek i idealna cisza...
Dokładając fakt, iż "Baba Jaga" pracowała zawodowo w zakładzie produkującym papę, to przyznam szczerze, że była pierwszym przypadkiem Pracoholika, z którym miałam do czynienie...
Niestety...Z Jej pięknych dzieł przetrwała tylko jedna, skromna serweteczka, która jest prawie moją równolatką...
Mamciaśka odziedziczyła talenty hurtem...
Najmilszym dla Niej wypoczynkiem było szycie, dzierganie, haftowanie...
Ależ to było użyteczne w czasach, kiedy byliśmy "Królestwem Octu"...
Ale ja nie o tym...
Wśród wielu zgryzot "Baba Jagi", poza tą najważniejszą, że jestem dziewczynką, była kolejna...Skoro już złośliwie urodziłam się dziewczynką to dlaczego nie zachowuję się jak na dziewczynkę przystało...
Fakt...W tym względzie byłam opornikiem...
Nie dość, że zamiast kiecek wybierałam "obszarpany dres", to na dodatek wolałam wrzucać węgiel do komórki, niż robić ściągacze...
Wyrodek...
Mamciaś, chyba po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, wcale mnie nie namawiała...
Może to była najlepsza metoda na takiego opornika...??
Jedno jest pewne...Teraz już "Baba Jaga" marudzić by nie musiała...
Po piętnastu latach "odwyku przymusowego" wzięłam do ręki szydełko...
Eksperymentalnie...
Może nie do końca eksperyment wyszedł, ale cieszy, bo mój...
Miała jednak wiele talentów, których nie dostaje się od Matki Natury awansem...
"Baba Jaga" była świetną Krawcową...Robiła masowo odzież na drutach, co dawało utrzymanie licznej Rodzinie przez cały okres wojenny i powojenny...No i przede wszystkim, robiła piękne firany i serwetki na szydełku...
Krawiecki dar "Baba Jagi" opłakałam niejednokrotnie będąc jedyną dziewczynką w Rodzinie, na której to dziewczynce "Baba Jaga" prezentowała swoje zdolności...
Talent "Baby Jagi" do robienia na drutach opłakiwała za to moja Mamciaśka, która od najmłodszych lat była zobowiązana do robienia "ściągaczy"...
Z resztą...
"Ściągacze" nie rozróżniały płci, więc robili je również moi Wujkowie i Dziadzio Stefan...
Kiedy "Baba Jaga" robiła serwetki, czy firany w domu obowiązywał septyczny porządek i idealna cisza...
Dokładając fakt, iż "Baba Jaga" pracowała zawodowo w zakładzie produkującym papę, to przyznam szczerze, że była pierwszym przypadkiem Pracoholika, z którym miałam do czynienie...
Niestety...Z Jej pięknych dzieł przetrwała tylko jedna, skromna serweteczka, która jest prawie moją równolatką...
Mamciaśka odziedziczyła talenty hurtem...
Najmilszym dla Niej wypoczynkiem było szycie, dzierganie, haftowanie...
Ależ to było użyteczne w czasach, kiedy byliśmy "Królestwem Octu"...
Ale ja nie o tym...
Wśród wielu zgryzot "Baba Jagi", poza tą najważniejszą, że jestem dziewczynką, była kolejna...Skoro już złośliwie urodziłam się dziewczynką to dlaczego nie zachowuję się jak na dziewczynkę przystało...
Fakt...W tym względzie byłam opornikiem...
Nie dość, że zamiast kiecek wybierałam "obszarpany dres", to na dodatek wolałam wrzucać węgiel do komórki, niż robić ściągacze...
Wyrodek...
Mamciaś, chyba po traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, wcale mnie nie namawiała...
Może to była najlepsza metoda na takiego opornika...??
Jedno jest pewne...Teraz już "Baba Jaga" marudzić by nie musiała...
Po piętnastu latach "odwyku przymusowego" wzięłam do ręki szydełko...
Eksperymentalnie...
Może nie do końca eksperyment wyszedł, ale cieszy, bo mój...
sobota, 8 lutego 2014
Ten "Cormoran" jest nielotem...
Skoro całe popołudnie i wieczór spędziłam przed komputerem, tworząc stosy dokumentów, to chyba czas najwyższy, żebym odrobinkę odpoczęła...
Czyli ??
Czyli siadłam przed monitorkiem i znowu zaczęłam klepać w klawisze...
Echhh...Nałóg...
Na dodatek będzie też o nałogu...
Kolejnym jaki mam w dorobku...
Co jest najlepsze na długie zimowe wieczory ??
Oczywiście poza Igrzyskami...;o)
Na długie zimowe wieczory najlepsze jest: czytanie !! Czytanie kryminałów w szczególności...
No to zapodałam sobie kolejne czytadełko...
"Wołanie Kukułki" Roberta Galbraitha...
Nie znacie ??
Znacie, znacie !!
Pan Robert to taki "wojownik gender"...Bo właściwie Pan Robert jest Kobietą i to dosyć sławną na dodatek...
Pan Robert to Joanne Rowling, czyli sławetna Autorka "Harrego Pottera"...
Dlaczego wydała kryminał pod pseudonimem ??
Wersja oficjalna podaje, iż nie chciała, żeby potencjalni Czytelnicy sugerowali się Jej dotychczasową twórczością...
Dlaczego Facet, a nie Kobieta ?? O tym media milczą...
W każdym razie, pozycja owa znalazła się na mojej "gwiazdkowej" liście...
Nie powiem...Od początku wiedziałam z kim mam przyjemność, bo problem "autorstwa" został rozwiązany przy pomocy "przecieku"...Hmmm...
"Harrego" przeczytałam w całości...
Po pierwsze dlatego, iż moje Dziecięta były wówczas w idealnym wieku do tej lektury, a ja starałam się podtykać książki, które znałam...
Po drugie dlatego, że sposób pisania Pani Rowling bardzo mi odpowiadał...
Idealne książki dla znękanych codziennością duszyczek...
No to ruszyłam zapoznać się z "dorosłą" twórczością Autorki...
Hmmm...
Jak można zauważyć, "Pan Robert" miał u mnie spory zapas "dobrych emocji"...
Miał...Bo już nie ma...
Kryminał jest...Poprawny...
I tyle można by było napisać...
Z każdą przeczytaną stroną "dobre emocje" topniały...
Jak na mój gust, Autorka o tak niesamowicie rozwiniętej wyobraźni, nie powinna ładować się w literaturę faktu...
Grozi to po prostu "katastrofą"...
Szereg pochlebnych opinii jakie przeczytałam świadczą jedynie o tym, że ich Autorzy albo czytają niewiele kryminałów, albo...Hmmm...Znajomi "Królika"??
No cóż...
Zachwytów brak...
Nijakość...Przeciętność...Poprawność...
Chyba odrobinę zbyt mało, żeby kontynuować kryminalną sagę o Cormoranie Striku...
Czyli ??
Czyli siadłam przed monitorkiem i znowu zaczęłam klepać w klawisze...
Echhh...Nałóg...
Na dodatek będzie też o nałogu...
Kolejnym jaki mam w dorobku...
Co jest najlepsze na długie zimowe wieczory ??
Oczywiście poza Igrzyskami...;o)
Na długie zimowe wieczory najlepsze jest: czytanie !! Czytanie kryminałów w szczególności...
No to zapodałam sobie kolejne czytadełko...
"Wołanie Kukułki" Roberta Galbraitha...
Nie znacie ??
Znacie, znacie !!
Pan Robert to taki "wojownik gender"...Bo właściwie Pan Robert jest Kobietą i to dosyć sławną na dodatek...
Pan Robert to Joanne Rowling, czyli sławetna Autorka "Harrego Pottera"...
Dlaczego wydała kryminał pod pseudonimem ??
Wersja oficjalna podaje, iż nie chciała, żeby potencjalni Czytelnicy sugerowali się Jej dotychczasową twórczością...
Dlaczego Facet, a nie Kobieta ?? O tym media milczą...
W każdym razie, pozycja owa znalazła się na mojej "gwiazdkowej" liście...
Nie powiem...Od początku wiedziałam z kim mam przyjemność, bo problem "autorstwa" został rozwiązany przy pomocy "przecieku"...Hmmm...
"Harrego" przeczytałam w całości...
Po pierwsze dlatego, iż moje Dziecięta były wówczas w idealnym wieku do tej lektury, a ja starałam się podtykać książki, które znałam...
Po drugie dlatego, że sposób pisania Pani Rowling bardzo mi odpowiadał...
Idealne książki dla znękanych codziennością duszyczek...
No to ruszyłam zapoznać się z "dorosłą" twórczością Autorki...
Hmmm...
Jak można zauważyć, "Pan Robert" miał u mnie spory zapas "dobrych emocji"...
Miał...Bo już nie ma...
Kryminał jest...Poprawny...
I tyle można by było napisać...
Z każdą przeczytaną stroną "dobre emocje" topniały...
Jak na mój gust, Autorka o tak niesamowicie rozwiniętej wyobraźni, nie powinna ładować się w literaturę faktu...
Grozi to po prostu "katastrofą"...
Szereg pochlebnych opinii jakie przeczytałam świadczą jedynie o tym, że ich Autorzy albo czytają niewiele kryminałów, albo...Hmmm...Znajomi "Królika"??
No cóż...
Zachwytów brak...
Nijakość...Przeciętność...Poprawność...
Chyba odrobinę zbyt mało, żeby kontynuować kryminalną sagę o Cormoranie Striku...
czwartek, 6 lutego 2014
Nie tylko ryby głosu nie mają...
Szczerze mówiąc to się już nawet pisać na ten temat nie chce...
Ale że uwielbiam prezydenckie "nie kcem ale muszem", więc klepię w te klawiszki...
Kroplą goryczy była dotacja Pana Ministra od kultury...
Biedna ta nasza kultura to ją z małej literki trzasnę...
Pan Minister ponoć przekazał na Świątynię Opatrzności Bożej 6 milionów złotych...
Pikuś...
Niechby dał i sześćdziesiąt...
Tyle, że inne dotacje "kulturalne" to ledwie 600 tysięcy...
Czyli można to uznać za "przegięcie"...
Na dodatek, żeby się czasem pod jakiś paragraf nie władować, to Pan Minister oficjalnie przekazał tą kasiorkę, nie na Świątynię, ale na Muzeum...
Muzeum Jana Pawła i Kardynała Wyszyńskiego...
Echhh...
Co prawda, ten drugi w testamencie wstrzemięźliwości nie zalecał, ale z tego co mnie się o uszy obiło, to też w zaszczytach nie gustował...Ten Pierwszy...
Orzesz...(ko)...
Ten Pierwszy to się już chyba w grobowcu na głowę odwrócił, bo boków to Mu pewnie brakło...
Testament testamentem, a racja po stronie żyjących...
Tak by można problem podsumować...
Nie chciał pomników ??
Pomników ma już setki, a następne rosną jak grzyby po deszczu...
Nie chciał placów i ulic ??
Trudno znaleźć miejscowość bez takowego przybytku...
Nie chciał aby Jego prywatne notatki zostały upublicznione ??
No to wydajemy !! Na chwałę Pana !!
Gdzie nasza pokora ?? Gdzie posłuszeństwo do woli Zmarłego ?? Gdzie zwykłe ludzkie zrozumienie ?? Gdzie przyzwoitość ??
Aż się boje kwietniowego "cyrku"...
"Nie budujcie mi pomników" - powiedział... - "Wesprzyjcie Chorych, Potrzebujących, Nieszczęśliwych"...
No cóż...
Ten mądry Człowiek nie przewidział jednego...
Chorzy...Potrzebujący...Nieszczęśliwi...I Zmarli głosu nie mają...
Liczy się tylko kasa...
Ale że uwielbiam prezydenckie "nie kcem ale muszem", więc klepię w te klawiszki...
Kroplą goryczy była dotacja Pana Ministra od kultury...
Biedna ta nasza kultura to ją z małej literki trzasnę...
Pan Minister ponoć przekazał na Świątynię Opatrzności Bożej 6 milionów złotych...
Pikuś...
Niechby dał i sześćdziesiąt...
Tyle, że inne dotacje "kulturalne" to ledwie 600 tysięcy...
Czyli można to uznać za "przegięcie"...
Na dodatek, żeby się czasem pod jakiś paragraf nie władować, to Pan Minister oficjalnie przekazał tą kasiorkę, nie na Świątynię, ale na Muzeum...
Muzeum Jana Pawła i Kardynała Wyszyńskiego...
Echhh...
Co prawda, ten drugi w testamencie wstrzemięźliwości nie zalecał, ale z tego co mnie się o uszy obiło, to też w zaszczytach nie gustował...Ten Pierwszy...
Orzesz...(ko)...
Ten Pierwszy to się już chyba w grobowcu na głowę odwrócił, bo boków to Mu pewnie brakło...
Testament testamentem, a racja po stronie żyjących...
Tak by można problem podsumować...
Nie chciał pomników ??
Pomników ma już setki, a następne rosną jak grzyby po deszczu...
Nie chciał placów i ulic ??
Trudno znaleźć miejscowość bez takowego przybytku...
Nie chciał aby Jego prywatne notatki zostały upublicznione ??
No to wydajemy !! Na chwałę Pana !!
Gdzie nasza pokora ?? Gdzie posłuszeństwo do woli Zmarłego ?? Gdzie zwykłe ludzkie zrozumienie ?? Gdzie przyzwoitość ??
Aż się boje kwietniowego "cyrku"...
"Nie budujcie mi pomników" - powiedział... - "Wesprzyjcie Chorych, Potrzebujących, Nieszczęśliwych"...
No cóż...
Ten mądry Człowiek nie przewidział jednego...
Chorzy...Potrzebujący...Nieszczęśliwi...I Zmarli głosu nie mają...
Liczy się tylko kasa...
wtorek, 4 lutego 2014
Szczyt grafomanii...
Kiedy będę bladym trupem,
czyli w ziemi złożę pupę...
Świat mi będzie zwisał cały,
choćby się i cuda działy.
Czy to w skrzynce, czy w słoiku...
Będzie koniec i po krzyku.
"Czy żałujesz" - Piotruś spyta -
"Boś żywotna dość kobita"...
I zadumam się przez chwilę,
czy me życie było miłe...
I do wspomnień zrobię oko...
Spojrzę z góry, choć wysoko...
Święty Piotr przygładzi brodę...
"Już zawrócić Cię nie mogę !!"
Rzeknę głosem anielicy,
na co może u mnie liczyć...
"Nie chcę śpiewać w waszym chórze !!
I nie będę dumać w chmurze !!
Grać na harfie nie potrafię !!
Na co się więc w niebie łapię ??"
Piotr zadumał się strapiony,
zerknął bystro w Świata strony...
-" Mam ja z tobą "krzyżyk pański"...
zostań więc Skrybą Niebiańskim !!
Spisuj to co nie spisane,
na niebiańskim naszym łanie !!"
Terytorium zlustrowałam,
za pisanie się zabrałam...
W mig się lament podniósł spory
i rozpierzchły się Anioły,
bo czymś pisać przecież muszę !!
Brak mi piór i karteluszek...
Więc co bardziej bujne skrzydła...
Przerzedziłam !! Ja przebrzydła...
A że papier w deficycie,
to na szatach bazgram skrycie...
Wezwał Piotr mnie na dywanik...
-"Ty masz nasze prawa za nic !!
Popłoch siejesz wśród Aniołów !!
Zamiast żyć z nimi pospołu...
Skończ napady chuligańskie !!
Mam tu pozwolenie Pańskie...
Masz internet...Masz lapciaka...
Niech to będzie korzyść jaka !!"
Uśmiech barwi moje lico...
Teraz będę Anielicą !!
Choć żem trupem, ja nieboga...
Nie przestanę pisać bloga !! ;o)
czyli w ziemi złożę pupę...
Świat mi będzie zwisał cały,
choćby się i cuda działy.
Czy to w skrzynce, czy w słoiku...
Będzie koniec i po krzyku.
"Czy żałujesz" - Piotruś spyta -
"Boś żywotna dość kobita"...
I zadumam się przez chwilę,
czy me życie było miłe...
I do wspomnień zrobię oko...
Spojrzę z góry, choć wysoko...
Święty Piotr przygładzi brodę...
"Już zawrócić Cię nie mogę !!"
Rzeknę głosem anielicy,
na co może u mnie liczyć...
"Nie chcę śpiewać w waszym chórze !!
I nie będę dumać w chmurze !!
Grać na harfie nie potrafię !!
Na co się więc w niebie łapię ??"
Piotr zadumał się strapiony,
zerknął bystro w Świata strony...
-" Mam ja z tobą "krzyżyk pański"...
zostań więc Skrybą Niebiańskim !!
Spisuj to co nie spisane,
na niebiańskim naszym łanie !!"
Terytorium zlustrowałam,
za pisanie się zabrałam...
W mig się lament podniósł spory
i rozpierzchły się Anioły,
bo czymś pisać przecież muszę !!
Brak mi piór i karteluszek...
Więc co bardziej bujne skrzydła...
Przerzedziłam !! Ja przebrzydła...
A że papier w deficycie,
to na szatach bazgram skrycie...
Wezwał Piotr mnie na dywanik...
-"Ty masz nasze prawa za nic !!
Popłoch siejesz wśród Aniołów !!
Zamiast żyć z nimi pospołu...
Skończ napady chuligańskie !!
Mam tu pozwolenie Pańskie...
Masz internet...Masz lapciaka...
Niech to będzie korzyść jaka !!"
Uśmiech barwi moje lico...
Teraz będę Anielicą !!
Choć żem trupem, ja nieboga...
Nie przestanę pisać bloga !! ;o)
poniedziałek, 3 lutego 2014
To nasz dzień !!
Wczoraj odbyłam przesympatyczną rozmowę, z pewną bardzo memu sercu miłą Duszyczką...
Po wymianie wszystkich "ochów" i "achów", Duszyczka owa rzecze do mnie...
- Taki mam humor zważony przez te jutrzejsze urodziny...
Orzesz...(ko)...
Co nam się kochany Narodzie porobiło ??
Toż urodziny to najważniejsze życiowe święto i nijak bez humoru ten dzień szczególny obchodzić !!
Że latka mijają ??
Że gładkie liczko z lekka zmarszczki poorały ??
Że oczka już tego płomienia nie rzucają ??
A kichać to !!
Urodziny to urodziny !!
Kto ma je hucznie świętować jeśli nie my ??
Odrobina egocentryzmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła...
Skoro otoczenie do porządku dziennego nad naszymi urodzinami przeszło, należy owym otoczeniem wstrząsnąć należycie !!
Nie żadne tam chandry, depresje i inne stany szczególne...
O nie !!
Radość !! Uśmiech !! Serdeczność !!
Kwiatów nikt nie dał ?? To do kwiaciarni i sponsorować sobie bukiecik...Choćby skromny...
O torcie nikt nie pomyślał ?? To biegusiem do cukierni i choćby to była drożdżówka z makiem, ale urodzinowa być może...
Uroczystej kolacji brak ?? To numer do najbliższej pizzerii i niech przynajmniej wątroba o owych urodzinkach przynajmniej ze dwa dni pamięta...
Czas i tak płynie, więc po kiego czorta mamy się tym przejmować ??
To nie numer pesel jest wyznacznikiem naszego wieku...To nie zmarszczki decydują jaka będzie przyszłość...
Bo przecież po każdych urodzinach mamy przyszłość przed sobą !!
Że krótszą niż rok temu ??
Jakoś w czasie "osiemnastki" nikt się tym nie przejmuje...;o)
P.S. Mam nadzieję, że Duszyczka posłuchała mojego pyszczenia i ten dzień będzie przepięknie urodzinowy...Bo najlepsze życzenia to ja ślę nieustannie...:o)
Po wymianie wszystkich "ochów" i "achów", Duszyczka owa rzecze do mnie...
- Taki mam humor zważony przez te jutrzejsze urodziny...
Orzesz...(ko)...
Co nam się kochany Narodzie porobiło ??
Toż urodziny to najważniejsze życiowe święto i nijak bez humoru ten dzień szczególny obchodzić !!
Że latka mijają ??
Że gładkie liczko z lekka zmarszczki poorały ??
Że oczka już tego płomienia nie rzucają ??
A kichać to !!
Urodziny to urodziny !!
Kto ma je hucznie świętować jeśli nie my ??
Odrobina egocentryzmu jeszcze nikomu nie zaszkodziła...
Skoro otoczenie do porządku dziennego nad naszymi urodzinami przeszło, należy owym otoczeniem wstrząsnąć należycie !!
Nie żadne tam chandry, depresje i inne stany szczególne...
O nie !!
Radość !! Uśmiech !! Serdeczność !!
Kwiatów nikt nie dał ?? To do kwiaciarni i sponsorować sobie bukiecik...Choćby skromny...
O torcie nikt nie pomyślał ?? To biegusiem do cukierni i choćby to była drożdżówka z makiem, ale urodzinowa być może...
Uroczystej kolacji brak ?? To numer do najbliższej pizzerii i niech przynajmniej wątroba o owych urodzinkach przynajmniej ze dwa dni pamięta...
Czas i tak płynie, więc po kiego czorta mamy się tym przejmować ??
To nie numer pesel jest wyznacznikiem naszego wieku...To nie zmarszczki decydują jaka będzie przyszłość...
Bo przecież po każdych urodzinach mamy przyszłość przed sobą !!
Że krótszą niż rok temu ??
Jakoś w czasie "osiemnastki" nikt się tym nie przejmuje...;o)
P.S. Mam nadzieję, że Duszyczka posłuchała mojego pyszczenia i ten dzień będzie przepięknie urodzinowy...Bo najlepsze życzenia to ja ślę nieustannie...:o)
sobota, 1 lutego 2014
Śnieżne szaleństwo...
No i lipa, a nie zima...Przynajmniej w Zaścianku...Jutro zalegnie już błotnista maź...
Czyli ??
Trzeba zmysły paść w Krainach w góry i śnieg bogatych...
Poduchy na pupy !!
Śnieżne szaleństwo...
I teraz się można napić herbatki z prądem...;o)
Czyli ??
Trzeba zmysły paść w Krainach w góry i śnieg bogatych...
Poduchy na pupy !!
Śnieżne szaleństwo...
I teraz się można napić herbatki z prądem...;o)