poniedziałek, 25 grudnia 2023

Niech będzie lepiej, jeszcze lepiej, cudnie !!

     - Ale mnie brzuch boli...- że zacytuję klasyka...;o)

Przeżarcie ??

A w życiu...;o)

     Babcia Gordyjka ma zakwasy od śmiechu !!

     Wigilia z Trzema Ancymonami okazała się tak radosna, jakby nowina Bożego Narodzenia dotarła do nas o dzień wcześniej...;o)

     Było dzielenie się opłatkiem...

     Było składanie życzeń (bo przyszły rok będzie obfitował w Bardzo Ważne Wydarzenia)...

     Było śpiewanie kolęd...

     Było wcinanie dwunastu dań (z dokładkami)...

     Było pełno paczek pod choinką...

     A kiedy Misiowy Tata dołożył jeszcze dwie ogromne torby prezentów, Babci Gordyjce się wydawało, że choineczka cichutko zaszumiała:

     - Taka malutka jestem...Całkiem mnie zasłonicie...

     Ale była dzielna !! Cierpliwie pilnowała wszystkich prezentów i radośnie mrugała światełkami do każdej rozwiązanej zagadki...

Zagadki ??

Tak, tak...

     Nasza Gwiazdka umyślała sobie, że w tym roku nie będzie łatwo, i na paczkach nie było podpisów, tylko zagadki...

     Księciunio czytał, a potem główkowali zgodnie do kogo trafi ta paczuszka...Princeska z Tygryskiem roznosili pakunki do Adresatów...

     No to zaczynamy...;o)

Od czegoś prostego...;o)

"Jak zostają sami, to bardzo tęsknią za Wnukami". Kto to ?"

Dziadkowie !!

"Tak się plecie, że mają najfajniejsze Dzieciaki na Świecie. Kto to?"

Misiowi Rodzice !!

"Siedzi w gabinecie i coś po angielsku plecie. Kto to ?"

Misiowy Tata !!

"Krząta się po domu, żeby niczego nie brakło nikomu. Kto to ?"

Misiowa Mama !!

To była łatwizna...;o)

"Wiadomo nie od dzisiaj, że w Mroźnej szukał misia. Kto to ?"

"Wiaderko piachu, wiaderko wody, i do radości już ma powody. Kto to ?"

"Lubi cyferki, ale omija literki". Kto to ?"

"Najlepiej się czuje, gdy z klocków buduje. Kto to ?"

"Bardzo się denerwuje, gdy mu się coś zepsuje. Kto to ?"

Księciunio !!

"Wyczuwa nosem, gdzie są mentosy. Kto to ?"

"Bez urazy, uwielbia wspinać się na głazy. Kto to ?"

"Nie ma w tym przesady, uwielbia każdą postać czekolady. Kto to ?"

"Ma piękne włosy, czasem w warkoczyk i bardzo dzielnie przez życie kroczy. Kto to ?"

"Lubi rysować, lubi malować i na wysokich drzewach się chować. Kto to ?"

Princeska !!

"W szkole go nie spotkasz, bo chodzi do żłobka. Kto to ?"

"Kiedy Dziadka widzi, to bardzo się wstydzi. Kto to ?"

"Przyklejony do Mamusi, widzieć Mamę zawsze musi. Kto to ?"

"Ma blond włoski i jest boski. Kto to ?"

Tygrysek !!

     (Spostrzegawczym wyjaśniam, że Najmłodszy nie został oszukany...;o) Jednym z prezentów była "babcina książka" o przygodach z Dziadkami, a Tygrysek na Wielkie Wyprawy jeszcze się nie załapał)...

Teraz coś trudniejszego...

"Wygina śmiało ciało i zawsze mu mało. Kto to ?"

"Kto lubi trudne wyzwania, dostanie przyrząd do stania. Kto to ?"

"Które z Dzieci w kosmos leci ?"

     Było zbiorowe przekrzykiwanie, były rączki wyciągnięte po paczkę, a potem radosna zgoda, bo paczki były dla wszystkich Ancymonów (dla Doroślaków też)...;o) A po rozpakowaniu jednego z nich, oczy Misiowego Taty zapaliły się niczym Gwiazdy...;o) Trafione !!

Ależ się Gwiazdka ucieszyła...;o) Gwiazdor też...;o)

No to czas na najtrudniejszą zagadkę...

"Jest cały żółty, ma fajne uszy, wygrywa zawsze, gdy do walki ruszy."

     Mózgownice Małolatów mało się nie zagotowały...;o) Każde przyznawało się do "fajnych uszu", a niektórzy nawet się przyznawali, że są "cali żółci"...;o)

Dzieciaki nie spodziewały się takiej pułapki...;o)

     Misiowy Tata podpowiadał...Babcia podpowiadała...Dziadziuś podpowiadał...Misiowa Mama podpowiedziała pierwszą literkę...I nic...

     Aż w końcu z Księciunia wyrwało się: Pikachu !!

No cóż...

     U nas cały rok rządziły Pokemony...;o)

Czy zapomnieliśmy o Luckim ??

W życiu !!

"Ma ogonek, cztery łapki, szorstkowłosy, a nie gładki. Kto to ?"

(Wielgachny precelek ze skórek i mięsa okazał się strzałem w dziesiątkę...)

     Teraz już rozumiecie dlaczego dzisiaj brzuch boli mnie ze śmiechu ??

Jakaż cudna to była Wilija...;o)

     Takich właśnie dni życzę Wszystkim nieustannie...;o)   

niedziela, 24 grudnia 2023

Boże Narodzenie 2023

    Nie dajmy się "zwariować" współczesnemu Światu...Nie dajmy się zdominować współczesnym technologiom...Czas uzbroić się w szczery uśmiech i serdeczny gest dłoni...;o)

Przedświątecznie...

Świątecznie...

Poświątecznie...

     Niech ta Moc będzie z nami...;o)

piątek, 15 grudnia 2023

Kichanie na wszystko...

 Aaaapsik !!

     - Na zdrowie !!

Aaaapsik !!

     - Sto latek !!

Aaaapsik !!

     - Babcia Józia !!

??

     Taki mamy rytuał przy kichawicy...;o)

     Szczególnie przydatny w czasie kataru, bo nieodmiennie wprawia w wyśmienity nastrój, powoduje śmiech (nawet u "zdechlaków") i ...

No właśnie, dlaczego Babcia Józia ??

     Bo moja Bieszczadzka Babcia nigdy nie kichała jeden raz, nie kichała dwa razy...Babcia kichała seriami...;o) Bywało, że nawet kilkanaście kichnięć wydobywało się z tej skromnej Kobiecinki (nie żeby szczuplutkiej)...

To Jej kichanie słynne było nie tylko w Rodzinie i wśród Znajomych, o Babcinej kichawicy wiedziała cała okolica...Był to (poza niebieską podomką i kremową chustką) znak rozpoznawczy...;o)

     Czy to był znak przeziębienia ?? 

     Nie sądzę, nie pamiętam, żeby Babcia Józia miała kiedykolwiek katar...Była zdrowa jak Rzepa !!

     A może to była oznaka alergii ??

     To słowo poznała Bieszczadzka Babcia kiedy się urodziłam i nijak nie mogła ogarnąć rozumem tego zjawiska...Kiedyś Wam opowiadałam o dramatycznej przygodzie z kubeczkiem mleka prosto od krowy...;o)

"Co to za miejskie dziwactwa, żeby dzieciak nie zjadł sera, jajka, albo mleka ??" - były lata sześćdziesiąte ubiegłego wieku...O alergiach słyszało niewielu...;o)

Ale wracajmy do Babci Józi...

     Alergia to nie była, bo Babcię kichawica "napadała" w różnym czasie i różnych miejscach...

     Bieszczadzki Dziadek miał pewną teorię...;o)

     Tak Babcia Józia pozbywała się złych emocji !! Jak się Jej pojemnik z "żółcią na wątrobie przepełniał" to następowało kichanie...;o) Bo z gruntu była bardzo spokojnym człowiekiem...

Fakt...

     Nigdy nie słyszałam Jej podniesionego głosu (chyba, że śpiewała)...A wychowała ośmioro Dzieci !! Jakaś przesłanka do zdenerwowania zawsze się znajdzie przy takiej gromadce...;o)

Prawie dwudziestka Wnuków też dawała popalić...;o)

A Babcia Józia nic...Tylko "Aaaapsik"...;o)

Martwić się martwiła, żeby nie powiedzieć zamartwiała...

Modlić się modliła za każdego z nas...

I to kichanie...;o)

     Dlatego do dzisiaj jest z nami...Wiecznie żywa we wspomnieniach...Ki(o)chająca Babcia Józia...♥

Aaaapsik !!


P.S. Nie mam kataru...;o) 

wtorek, 12 grudnia 2023

I posprzątane...

     - Wiesz, stwierdziła, że on musi być bardzo chory, bo testament spisał...- opowiadał mi Pan N. po powrocie z pracy...

     - Żartujesz ?? To my też nieświadomi, umrzykami jesteśmy...- odpowiedziałam, i bardzo nas to ubawiło...

     No cóż, kilka lat temu spisaliśmy testamenty "dla bezpieczeństwa"...;o)

     Prawo spadkowe zmienia się w naszym Kraju dosyć często (jak na tak stabilną dziedzinę), a że w nowych prawach często zdarzają się totalne prawne knoty, więc trudno wykluczyć, że i tutaj ktoś może zapomnieć przecinka, wpisać dziwne "albo" do nowelizacji, i rozpętać wojny spodkowe jakich świat nie widział...

Nasze zaufanie do legislacji jest mizerne...;o)

Poza tym mamy pewne doświadczenia w rolach spadkobierców...

Nie są to dobre doświadczenia...Nie zawsze zawinione przez Spadkodawców, komplikowały sytuację w rodzinie i powodowały dodatkową traumę po stracie bliskiej osoby...

     Czym jesteśmy starsi, tym bardziej "nieśmiertelni"...Odkładamy decyzje w bliżej nieokreśloną przyszłość...

     Mój Ojciec był takim "nieśmiertelnym"...

     "Zrobię to, tamto, owamto"...Robił to przez prawie dwadzieścia lat...I pewnego dnia się nie obudził...

Zostawił po sobie spory "bałagan", a ja zamiast przeżywać żałobę, z dnia na dzień byłam na Niego coraz bardziej wkurzona...Jedyne dobre było to, że bałagan był "jednoosobowy", bo nie mam rodzeństwa...

     Pan N. już tyle "szczęścia" nie miał...

     Po co "organizować" własnym dzieciom taką traumę ??

     Żyjmy i sto lat, ale nieśmiertelni nie jesteśmy...Pozostawienie bałaganu nie jest dobrym rozwiązaniem...

     Wiem, że nie są to łatwe rozmowy, że dzieci często reagują na nie buntem, wręcz wrogością, ale potem będą nam wdzięczne...

     My oprócz testamentów spisaliśmy "oświadczenia woli" dotyczące pochówku...To powinno jeszcze bardziej uprościć Im życie...

     Odetchnęliśmy z ulgą...Jedna rzecz posprzątana...;o)

sobota, 9 grudnia 2023

Prawo zemsty...

     Stałam w niewielkim "ogonku" i układałam w łepetynie plan działania, kiedy do moich uszu dotarła wymiana zdań między dwiema "Czterdziestkami" stojącymi przede mną...

     - A coś Ty taka zmachana ??

     - W Brico byłam...Na piechotę...

     - Stało się coś ??

     - Na Mikołaja dostałam patelnię...

     Mój "zły" zachichotał na ramieniu, a uszy stanęły na baczność...Zapowiadało się odlotowo...;o)

     - Ja jemu elegancką koszulę za prawie sto pięćdziesiąt zeta, a on mnie patelnię...- kończyła wątek pokrzywdzona...

     - A co ma Brico do tego ??

     - Hahaha...Na Gwiazdkę dostanie młotek...

     I cały pawilon wypełnił dźwięczny śmiech Czterdziestek...

No cóż...

     Odwróciłam się dyskretnie i chichotałam razem z nimi...Facet otworzył bramy do piekła...;o)

     Nie wiem czy młotek miał być symbolem "jesteś młotkiem", czy miał służyć do wybicia z głowy patelni w formie prezentu mikołajkowego...Duch w Narodzie nie ginie...;o)

środa, 6 grudnia 2023

Dieta cud, czyli syndrom adopciaka...

     No nie, żebym się odchudzała...;o) Aż tak mi jeszcze nie odbiło...;o)

     Ale kiedy Lucky się nam pochorował, nasz Wet wydał wyrok bezkompromisowy: "Musi schudnąć !!"...

     Pamiętacie jak ponad cztery lata temu opisywałam chudego pieska na wielkich łapach i z wielką głową ??

     Po roku było spostrzeżenie Misiowej Mamy : "On jest coraz szerszy"...

Aż przeszedł dzień wyroku...

     To mój błąd, doskonale zdaję sobie z tego sprawę...Błąd, który popełnia większość adoptujących zwierzaka, szczególnie takiego po "przejściach"..."Głód już poznał"..."Biedę poznał"...

     Jak odmówić zwierzakowi, który do tej pory znał tylko smak chleba i ziemniaków ?? Który przy zapachu makaronu wpadał w euforię (mimo, że mu szkodził)??

     Jak odmówić zwierzakowi, który przy nas poznaje smak mięsa (które w pierwszym odruchu wypluwa), smak jajka na twardo, smak gotowanej marchewki i pełną miskę ??

     On cieszył się z tej miski, a ja cieszyłam się razem z nim...;o)

     W cztery lata podwoiłam zawartość "psa w psie"...Na wadze pojawiło się magiczne dwadzieścia kilogramów...Kiedy wskazania zaczęły przebijać tę granicę, przyszła refleksja...Ograniczyłam posiłki do trzydziestu deko dziennie (ponoć, była to połowa zalecanej dawki żywieniowej)...Serducho bolało mnie strasznie...

     Po sześciu tygodniach nastąpił dramatyczny wieczór, kiedy to Lucky ledwie wrócił ze spaceru...Cierpiał, a my z nim...Kręgosłup odmówił współpracy...Tylne łapki odmówiły współpracy...Echhh...

Moja refleksja przyszła za późno...

     Orteza...Zastrzyki...Masaże...USG...RTG...Tabletki...

     "Musi schudnąć !!"...

     Okazało się, że zalecane dawki żywieniowe znacznie przewyższają możliwości spalania...Kilkukilometrowe spacery nie były antidotum...Lucky drastycznie zmienił środowisko i tego się już nie zmieni...

     Zawsze się zastanawiałam, cóż to za uczucie, kiedy człowiek boi się stanąć na wadze...Teraz już wiem...;o)

Przez sześć tygodni bałam się zważyć Luckiego !!

Widziałam, że wprowadzona dieta przynosi efekty...Widziałam...Ale ja na niego patrzę sercem...Waga nie...;o)

     Dwa tygodnie temu zebrałam się na odwagę i po porannym spacerze wyszperałam wagę...

     Taka byłam zestresowana, że nie dałam rady odjąć swojej wagi od "naszej" wagi...Popędziłam do kalkulatora...

Wynik ??

17,5 kilograma !!

2,5 kilograma zrzucone w sześć tygodni !! ;o)))

     Ależ to była radość !! Oczywiście moja, bo Lucky od powrotu z Gór Stołowych już nie korzysta z ortezy, nie przychodzi na masaże i wróciło mu zamiłowanie to barrrrdzo długich spacerków...

Ufff...

     Ale trzeba nad "linią" pracować dalej...;o) Marzeniem wiosennym jest piętnaście kilogramów i brak efektu jojo...;o)

     Odstawiliśmy wszelkie gotowe karmy (suche i mokre), odstawiliśmy gotowe smaczki...

     Pierwszy raz tak intensywnie uczestniczę w diecie, więc jestem bardzo przejęta (czytaj: zajęta)...Mięsko z kurczaczka gotuję z marcheweczką i jabłuszkiem...Zamiast smaczków suszę kąski w domu, bez wspomagaczy...Lucky oczywiście pomaga...;o) Najpierw dozoruje proces produkcyjny...Potem degustuje z wielkim apetytem...

     Po czterech latach pozbywamy się "syndromu adopciaka"...Razem ze zbędnymi kilogramami...;o)

niedziela, 3 grudnia 2023

Ostatni kwartał...

     Dlaczego lubię październik ??

Hmmm...

     Po pierwsze, na Wrzosowisku widać cały sezon pracy...A że niedługo wybije nam dziesięć lat "rolniczenia", więc i rozum ogarnia, że nie wszystko damy radę zrobić, że niezgrabione liście nie spowodują katastrofy, że jeśli coś zmarnieje - można dosadzić i że to nasze Wrzosowisko też nas trochę lubi...;o)

     Po drugie, właśnie w październiku "odkuwam" się z prasowaniem...W sezonie selekcja jest bardzo rygorystyczna...Na desce do prasowania lądują tylko rzeczy niezbędne...A ja uwielbiam prasować !! ;o) Serce boli mnie okrutnie, kiedy spoglądam na rosnącą stertę i czekam na połowę października jak nawiedzona...;o)

     Po trzecie, i najważniejsze...Od lat w październiku rozpoczynamy akcję prezentową !! Ależ to miły czas...;o) I bezstresowy !! Bo ceny nie szybują w kosmos ze względu na Święta...Bo mamy czas na wybieranie, przebieranie i klejenie zamówień...Bo nie przeciskamy się przez tłumy ludzi w sklepach, i nie musimy poszukiwać zamiennych paczkomatów, bo osiedlowy zapchany jest "po kokardy"...

     I listopad też polubiłam...;o)

Wrzosowisko zabezpieczone...

Prasowanie zakończone...

Prezenty kupione...

     Można spokojnie myśleć o Świętach...Zaplanować porządki (bez szału), zaplanować dekoracje (uzupełnić brakujące detale), ułożyć menu i uzupełnić zapasy...I uśmiechnąć się na wspomnienie radosnego Narodzenia...Echhh...;o)

     Grudzień będzie jeszcze lepszy...;o) 

środa, 29 listopada 2023

Laserem po oczach...

 Zaczęło się tak...

Potem krótki spacerek, żeby kręgosłupki się nie buntowały...

A potem...




     Havasi Symphonic Concert Show...

Havasi - był...

Symphonic - nie było...

Concert - nie było...

Show...?? Hmmm...

     Ja bym była skłonna opisać to jak "widowisko światło-dźwięk", ze wskazaniem na "światło"...

     Jeśli Pan Havasi jest "światowej sławy węgierskim Pianistą", to trudno...Być może...Ja się na światowych standardach mało znam...

     Do Tauron Areny przyjechał zarobić pieniądze...

Zarobił i wystarczy...

     Sądząc po minach Widzów opuszczających Arenę, spora część miała podobne odczucia...

A szkoda...Bilety tanie nie były...

     Nas Pan Havasi na pewno ma z głowy, tłoku na koncertach robić Mu nie będziemy...;o)


P.S. Niewątpliwą Gwiazdą widowiska był Perkusista...;o)

niedziela, 26 listopada 2023

Brawa dla Pani Olgi...

     Pamiętacie ten bum na "fotowoltaikę" i ciągłe telefony namawiające do zakładania paneli ?? Echhh...Ależ to było utrapienie...Jeśli coś miało by zachęcić do zakupu i montażu paneli, to nie telefon o siódmej rano rozpoczynający się komunikatem: "Pewnie pani słyszała o kryzysie energetycznym ??"...

     Bywało, że zbywałam rozmówcę w sposób dość arogancki...Bywało, że dawałam się "wygadać" kończąc zapytaniem, czy na parapecie kuchennym też montują...Bywało, że wtrącałam kilka słów, a moje sugestie wykraczały ponad poziom wiedzy rozmówcy i grzecznie kończył rozmowę...Taka ze mnie wredota podła...

Ale jeden telefon odebrała bym na pewno...

     Telefon od Pani Olgi  Malinkiewicz...I pewnie zapomniała bym "języka w gębie"...;o)

     Nasza Fizyczka zamierza zrewolucjonizować "fotowoltaikę", a właściwie już ją rewolucjonizuje...;o)

     Pani Olga opracowała ogniwa słoneczne na bazie peroskwitów...Minerałów występujących w wielu regionach świata...Jest to tlenek wapnia i tytanu...

A że często takie wynalazki idą "do szuflady", albo w inny sposób są marnowane, tym bardziej należy się uznanie, że tym razem realizacja nastąpiła natychmiast...W 2014 roku powstała firma Saule Technologies, która ma pomysł realizować...I realizuje...;o)

Grupa Mózgowców pracuje we Wrocławiu...

     Ich potencjał intelektualny jest kosmiczny, a IQ sięga gwiazd !!

Dosłownie !!;o)

     18 listopada Rakieta Falcon 9 wyniosła na orbitę Transporter-9, w który zapakowano dziewięćdziesiąt satelitów, a między nimi dwa polskie, a wśród tych polskich jeden Firmy Saule Technologies z ogniwami słonecznymi na bazie peroskwitów...To jest piękne !!

     Teraz już nie będę mogła z przekąsem zapytać, czy montuje się panele na parapecie...;o) Bo można je zamontować na każdej, nawet najmniejszej powierzchni...Na lekkich dachach, na samochodach, na żaglach, a nawet w oknach...To się nazywa rewolucja technologiczna !!

     Jest już pierwsza linia produkcyjna...Jest poważny Inwestor z branży fotowoltaicznej...I chociaż przy marazmie, który jest nam serwowany nieustannie, trudno w to uwierzyć...Ale to polski Inwestor...;o)

     Warto śledzić losy tego wynalazku...Warto o nim poczytać (póki co, piszą o nim fachowe źródła, więc nie ma dziennikarskiego "bicia piany")...Warto trzymać rękę na pulsie...

     Zaraz po tym jak przestanie się bić brawa dla Pani Olgi...;o)  

środa, 22 listopada 2023

Motywacja z ryjkami...

     W Śląskim Ogrodzie Zoologicznym, 7 i 8 października przyszło na świat pięć prosiaczków rzecznych...

Czterech "chłopców" i jedna "dziewczynka"...;o)

Mamami są Melisa (2) i Jagoda (3)...

Dumna Jagoda...

     Dlaczego świnki rzeczne ??

Bo to nasza jesienna motywacja !!

     Trudno uginać kolana i pochylać kręgosłupy przy zbieraniu orzechów, kiedy człowiek celu nie widzi...Karmienie wiewiórek nie było dobrym rozwiązaniem...;o) Ale karmienie prosiaczków ??

Bardzo budujący cel dla obolałych kręgosłupów...;o)

     Trochę się obawiałam jesieni, bo poprzedni miot urósł (nie żeby na naszych orzechach) i pojechał w tym roku w świat, wielki świat...;o)             Pozostał samiec i dwie samice...I tak się pięknie towarzystwo spisało...

     Przeurocze ryjki !! ;o)

     A te piękne zdjęcia mam z FB ZOO...Ich autorem jest A.Pająk...Dziękuję...:o)

     Rośnijcie zdrowo, bo orzechy już się suszą...;o)

piątek, 17 listopada 2023

Trochę migawek...

     No i koniec sezonu...Co miało zostać zabezpieczone, zostało zabezpieczone...Co ma sobie "samo radzić", innego wyjścia nie ma...Wisły kijem nie zawrócimy...;o)

To był wyjątkowy sezon...

     - W tym roku to nam się należy tytuł rolników, przynajmniej honorowy...- wymruczałam padnięta po kolejnym powrocie z Wrzosowiska...- Dziesięć miesięcy !! Strasznie nam się kurczy ten okres spoczynkowy...

Taka jest prawda...

     Zaczęliśmy w lutym, bo pogoda pozwalała na pierwsze "przekopki"...Skończyliśmy w listopadzie, zbiorem orzechów i truskawek...Echhh...

Kolana bolą...Biodra bolą...W krzyżu łupie...Dłonie drętwieją... - Czyli sezon był udany...;o)

     Tyle, że wyjątkowo mało mamy zdjęć z naszych "dokonań"...Jakoś nam czasu było szkoda, na sesje zdjęciowe...

     Tegorocznym wyzwaniem było to...

     Letnia kuchnia, która "łaziła" za nami od pobytu w Chorwacji...

     Nie ukrywajmy...Przygotowywanie posiłków w Orzeszku, przy temperaturach powyżej 45 stopni, bardzo przyczyniało się do podjęcia "jedynie słusznej" decyzji...

     Potem było tak...

     Ten etap wiązał się z "jojczeniem" na Młode Wilki, które podjęły się tego wyzwania, nie mając wielkiego pojęcia ani o drzewie, ani o konstrukcjach...Ale jakoś dali radę, a Pan N. popoprawiał "niedoróby" i ogarnął ten "bałagan"...

I zrobiło się tak...

A teraz jest tak...


     I mimo najlepszych chęci, nie możemy powiedzieć, że to już koniec...Przyszły rok będzie dalej rokiem "letniej kuchni"...;o)

     Z kuchnią wiązała się oczywiście reorganizacja dotychczasowych powierzchni...

     Potężny, dębowy stół "Made in Pan N." dostał nową miejscówkę, z tym samym zadaniem...


     Jego ciężar jest niewyobrażalny !! Nawet przesunięcie o kilka centymetrów było wyzwaniem...;o) Gdyby nie rolki, w życiu bym się nie porwała na coś takiego...;o) (Ależ ja jestem rozsądna)...;o)

     Ale mój "kącik ogrodniczki" wygląda teraz bardzo profesjonalnie...;o)

     Co jeszcze "zmalowałam" w tak zwanym międzyczasie ??

W zeszłym roku zaczęłam tak...

     Kamcory z odzysku...Kostka brukowa z odzysku...Krążki własnej produkcji...Nowa wersja "rosarium" bardzo powoli nabierała kształtu...

Tak powoli, że część już zdążyła chwastami zarosnąć...

     I jak widać, na Wrzosowisku pojawiły się wrzosy !! W końcu...;o) Jakoś nie chcą się umościć na tych naszych "hektarach"...;o)

A moje ścieżynki stały się ulubionym miejscem psiego polegiwania...;o)

     Niestety, "wiechy" jeszcze zawiesić nie mogę, chociaż było blisko...;o)

I czeka do realizacji kolejny pomysł...

     Do finiszu jeszcze daleko, ale pomysł jest, realizacja rozpoczęta, wizualizacja zaakceptowana...Byle do wiosny...;o)

     Trudno będzie przetrwać tych kilka (kilkanaście) tygodni...

Spektakle na niebie...

Boisko...

Aleja Róż...

Nasza morwa biała - rekordzistka świata...;o)

Jagodzisko...
I tegoroczny hit...

Opona na haku, czyli huśtawka i karuzela w jednym...;o)

     Wrzosowisko powoli zasypia (wyjątkowo powoli), a my powoli przerzucamy się na zimowy tryb życia...Kilka tygodni tęsknoty dobrze nam zrobi...Nowe pomysły tylko czekają żebyśmy siedli spokojnie na kanapie...;o)

poniedziałek, 13 listopada 2023

"Towiańscy" - Agnieszka Zielińska

     W mailu do Agnieszki napisałam, że zamierzam się "delektować"...No cóż...Nie wyszło...;o)

Chociaż byłam dzielna przez jakieś piętnaście minut...;o)

     Co wiedziałam o Andrzeju Towiańskim ?? To co wszyscy...Był, żył i "namieszał" w historii chcąc być tylko dobrym człowiekiem...

     Czego spodziewałam się po książce Agnieszki ??

     Rzeczowej analizy Postaci opisanej pięknym językiem...Przecież znam wszystkie Jej dotychczasowe prace...

I zonk...

     To co Pani Zielińska (wybacz Agnieszko, ale to wymaga formy oficjalnej) przedstawiła w "Towiańskich", jest potwierdzeniem, że zaszczytem jest Ją znać, choćby wirtualnie...

     Czytelnik zostaje "teleportowany" do XIX wieku jakby mimochodem...Siedzi z Towiańskimi przy stole, wygląda przez okno, dyskutuje o losach Polski przy blasku świec, a nawet podjada cukierki...;o) Można podać rękę Mickiewiczowi, można się posprzeczać ze Słowackim...Można wyrobić sobie prywatne zdanie na temat Pana Andrzeja...Bo Agnieszka niczego nie narzuca...

Jej poziom znajomości środowiska i realiów współczesnej Europy jest niewyobrażalny...Fakty porozrzucane w pamięci układają się w spójną całość i prowadzą nas tuż przy Bohaterach...

I ten język !!

Echhh...

     To, że Agnieszka pięknie włada językiem polskim, to wiedzą wszyscy Jej Czytelnicy, ale biegle władać staropolskim ?? W XXI wieku ??

     Zaskoczyłaś mnie totalnie !!

Językiem...

Treścią...

Znajomością tematu...

Obiektywizmem w przedstawieniu postaci...

     I trwam w tym zaskoczeniu...;o)

     Gratuluję Ci serdecznie tak wspaniałej pracy !!

     Pewnie nie pamiętasz mojego komentarza po pierwszej książce: "Pisz, Aga, pisz"...

Dzisiaj napiszę to samo...

     Pisz, Aga, pisz...Robisz to wyśmienicie !! ;o) 

czwartek, 9 listopada 2023

Nieziemskie doznanie...

     Właściwie powinnam zacząć od "2 cellos", bo to tym projektem rozpalone zostały nasze serducha do wiolonczeli...Chociaż od zawsze mieliśmy słabość "do smyczków"...;o)

     Podobno, jeśli ktoś przetrwa naukę gry na skrzypcach (jako słuchacz), to "smyczki" już mu nie odpuszczą...;o)

Przetrwaliśmy i zostaliśmy "zainfekowani"..."2 cellos" tylko dołożyło swoje...Ale jak dołożyło !!

     Przez miesiące słuchaliśmy koncertów na YT...

Stjepan Hauser...

Luka Šulić...

     Chorwacki duet, który odkrył nowy sposób przekazywania muzyki i porywania tłumów...Echhh...

     Czy koncertowali w Polsce ?? A i owszem...Tyle, że poza naszym zasięgiem...

     Potem Luka się ożenił i "2 cellos" się rozsypało...Naturalne ?? Pewnie...

     "2 cellos" to było młodzieńcze uniesienie...Po latach nauki, mogli wreszcie grać to co chcieli, i tak jak chcieli...

     Hauser na pytanie, czy i On teraz zmieni stan cywilny odpowiedział jasno: "ja już dawno mam ukochaną i nie mam zamiaru jej zmieniać"...Jego miłością jest wiolonczela...Miłością do granic obłędu...;o)

     Bo któryż z wykonawców, w czasie pandemii organizował koncerty ??

Mimo restrykcji ?? Jak ??

     Na ogromnej polanie w górskim lesie ustawiono estradę, widowni ustawiono krzesełka w obowiązujących wówczas odległościach...Nie złamano żadnego z przepisów...I zagrał !!

Był przeszczęśliwy, a widzowie szaleli (ci starszawi też)...;o)

     Kiedy w styczniu tego roku Pan N. parkował samochód przy jednym z kin, ja wpatrywałam się w baner po drugiej stronie ulicy...Niemożliwe !!

Nawet nie wierzyłam uszczypnięciom, których sobie nie szczędziłam...

     - Spójrz tam...- wymruczałam, kiedy Ślubny wyłączył silnik...- bo chyba fiksuję...

     - Hauser...- potwierdził moje obserwacje Pan N. ... - O matko, Hauser !! To ten ??

     - A który się może przytulać do wiolonczeli ?? - powoli odzyskiwaliśmy równowagę...

     Tego samego dnia wieczorem staliśmy się szczęśliwymi posiadaczami biletów "na Hausera"...;o)

Czekaliśmy dziesięć miesięcy !!

Długie to było czekanie...;o)

     A potem było tak...

I znowu czekaliśmy...



Aż wyszedł...


I zaczął swoje muzyczne czarowanie...
     Muzyka z "Gladiatora"...Potem "Ojciec Chrzestny"...Klasyka...Standardy...Filmowa...Taneczna...
     Czas płynął gdzieś obok...
     Jeśli ktoś powinien występować publicznie to właśnie Hauser...
     Szczęśliwy Człowiek, który robi to co kocha i uszczęśliwia tym Ludzi...


To było nieziemskie doznanie...;o)

P.S. Dzięki Tauron Arena za zdjęcia...;o)

poniedziałek, 6 listopada 2023

Na różowo...

     Droga powrotna była bardzo przyjemna...Pogódka dopisała...A "pit-stopy" mogliśmy ogłaszać w dowolnym momencie, bo po godzinie jazdy mieliśmy "MOP-ów" do wyboru do koloru...Tak żeśmy zaszaleli, że "siku" było na jednym...Jedzonko na drugim...Kawusia...W domeczku, bo brakło nam czasu na kolejny przystanek...;o)

Ale na jednym z postoi zobaczyliśmy pojazdy tak piękne, potężne i oko przyciągające, że z Pana N. wyrwało się westchnienie...Nie tylko z Niego, sądząc po sporej gromadce "wielbicieli"...;o)

     Na parkingu nie robiliśmy zdjęć, żeby nie stresować Kierowców, ale w trasie...



     Pewnie się domyślacie, w którym kierunku zmierzały...

     Dzisiaj już pewnie nie wyglądają tak wspaniale...

     Do domeczku dotarliśmy bez przeszkód, a tam: kawusia i utęsknione kanapy, Luckusiowy misio tym razem nie tęsknił, bo był z nami...

     Wiem, wiem...Misio ledwie żyje...;o) Ale jak może wyglądać ukochany misio, który od czterech lat jest "iskany", rzucany i przytulany w trybie ciągłym ?? Wyprać go już nie mogę, bo się bidulek rozleci...;o)

Potem nastąpiła "szara rzeczywistość"...

     Pana N. pochłonęły obowiązki zawodowe...Gordyjkę prawie połknęło przywracanie "rzeczywistości"...Luckiego pochłonęło odwiedzanie "jego miejscówek", bo przecież cztery dni nie było go w domciu...


     W czasie takich odwiedzin, napadła nas w lesie "banda kapeluszników"...;o)

     Czy ja się już Wam przyznałam, że nie lubię zbierać grzybów ??

Nie lubię...;o)

Tych też nie zbierałam, chociaż była ich masa...To jadalne, maślaki sitaki...

     U nas grzyby bardzo przydatne, szczególnie kiedy na grzybobranie przyjadą Wnuki...Widać je z daleka (grzyby, nie Wnuki, Wnuki z daleka słychać), kapelutki mają z gąbeczką (łatwe do rozpoznania), rosną całymi połaciami, więc każde grzybobranie zakończone jest sukcesem...;o)

     Pan N. z Pierworodnym celują w gatunki bardziej szlachetne...Gordyjka i Misiowa Mama lubią grzyby jeść...;o)

     I dobrze, że zrobiło się gastronomicznie i kuchennie !! Bo Gordyjka po okiełznaniu rzeczywistości rzuciła się w wir kuchenno-garnkowy...

     Nasze Misie miały zjechać na świętowanie urodzin Dziadka !!

Ależ było radośnie i głośno !!

I pięknie !!

     Bo Dziadek dostał prezenty i dwie przepiękne laurki od Wnuków...

     Księciunio życzył Dziadkowi więcej zabaw z Wnukiem, sugerując, że bardzo je lubi...

     Princeska życzyła Dziadkowi 200 lat, 2000 lat, 20000 lat...A potem się okazało, że na kartce nie zmieści się już ani jedno zero, i to musi wystarczyć...;o)

     Odrobinę konsternacji wywołała tylko dziewczyna w szpilkach, która towarzyszy Dziadkowi, bo przecież "Babcia w szpilkach nie chodzi" - co zauważył Dziadziuś...

     - Nie chodzi, ale ma !! - odpowiedziała Princeska...

I powagi nie udało się nam zachować już przez całe popołudnie...;o)

(Nieźle ma Babcia szafki zlustrowane)...;o)

A że takie dzieła nie mogą kurzyć się w szufladzie...

     To dostały rameczkę i miejsce na półce...;o)

Dziadek z gitarą...Babcia na szpilkach...Echhh...

Coś nam się ta "szara rzeczywistość" zaróżowiła...;o)

piątek, 3 listopada 2023

"Lizanie" Gór...

     - Tu mamy fajny szlak...- rzucił mi info Ślubny...

Dojeżdżamy do ściany lasu i zonk...Nie ma gdzie zostawić samochodu...

     - To może tam się uda...- proponuje kolejny szlak Pan N.

Dojeżdżamy do ściany lasu...I tyle...

Kolejny cel kończy się podobnie...

     Możemy sobie pozwolić na trasę 3-4 godzinną...Zachodu Słońca nie przesuniemy...Pogoda idealna na wieczorne mgły...Echhh...

     - Jedźmy tam gdzie jest parking... - podejmujemy decyzję...

     - Wodospad ?? - pyta Ślubny...

     - A może na Szczeliniec ?? - rzucam bez rozsądku, bo kusi mnie ogromnie...Wiem, że nie dotrzemy nawet do Schroniska, ale przynajmniej "liźniemy"...

Lucky przyjmuje wszystko ze stoickim spokojem...;o)

     Przeszliśmy ledwie kilkadziesiąt metrów i...

Ha !! Miło zobaczyć wiekowy ryt...;o)

     Lekko nie było...

     Z sympatią pomyślałam o Leśnikach, którzy ulżyli moim krzyżom...

I upewniliśmy się, że kroczymy właściwą ścieżką...;o)

     Dotarliśmy do linii fortyfikacyjnej...Szkoda, że informacji trzeba sobie szukać, że wszystko zarasta, że niszczeje...Ale to nie jest główny szlak, a na wszystko Parkom Narodowym środków nie wystarcza...

     I matematyka znowu zwyciężyła...Godzina w górę...Godzina w Schronisku...Półtorej godziny w dół...Zmrok zastanie nas dokładnie tu...

To mogło się marnie skończyć...;o)

     Jak się delektować to za widoku...;o)

Dostałam mężowską zgodę na grań...;o)


Potęga tych skał robi wrażenie, bo "wiszą" w powietrzu...

Ta część już za nami...

Odpoczywamy...

Ruszcie się w końcu !! Zjadłbym coś...;o)

Dowód na obecność Pana N.

Dziwna ta droga...Taka trochę krzywa...

Szkoda, że zdjęcia spłaszczają perspektywę...

Na dole tego kanionu jest nasza ścieżka...

Echhh...

Fajne to było "lizanie" Gór...;o)

     A potem obiadek, drzemeczka, kawusia, spacerek z psem i...Pakowanie...

     Czas sprawdzić, czy nas czasem w domu nie ma...;o)