środa, 6 grudnia 2023

Dieta cud, czyli syndrom adopciaka...

     No nie, żebym się odchudzała...;o) Aż tak mi jeszcze nie odbiło...;o)

     Ale kiedy Lucky się nam pochorował, nasz Wet wydał wyrok bezkompromisowy: "Musi schudnąć !!"...

     Pamiętacie jak ponad cztery lata temu opisywałam chudego pieska na wielkich łapach i z wielką głową ??

     Po roku było spostrzeżenie Misiowej Mamy : "On jest coraz szerszy"...

Aż przeszedł dzień wyroku...

     To mój błąd, doskonale zdaję sobie z tego sprawę...Błąd, który popełnia większość adoptujących zwierzaka, szczególnie takiego po "przejściach"..."Głód już poznał"..."Biedę poznał"...

     Jak odmówić zwierzakowi, który do tej pory znał tylko smak chleba i ziemniaków ?? Który przy zapachu makaronu wpadał w euforię (mimo, że mu szkodził)??

     Jak odmówić zwierzakowi, który przy nas poznaje smak mięsa (które w pierwszym odruchu wypluwa), smak jajka na twardo, smak gotowanej marchewki i pełną miskę ??

     On cieszył się z tej miski, a ja cieszyłam się razem z nim...;o)

     W cztery lata podwoiłam zawartość "psa w psie"...Na wadze pojawiło się magiczne dwadzieścia kilogramów...Kiedy wskazania zaczęły przebijać tę granicę, przyszła refleksja...Ograniczyłam posiłki do trzydziestu deko dziennie (ponoć, była to połowa zalecanej dawki żywieniowej)...Serducho bolało mnie strasznie...

     Po sześciu tygodniach nastąpił dramatyczny wieczór, kiedy to Lucky ledwie wrócił ze spaceru...Cierpiał, a my z nim...Kręgosłup odmówił współpracy...Tylne łapki odmówiły współpracy...Echhh...

Moja refleksja przyszła za późno...

     Orteza...Zastrzyki...Masaże...USG...RTG...Tabletki...

     "Musi schudnąć !!"...

     Okazało się, że zalecane dawki żywieniowe znacznie przewyższają możliwości spalania...Kilkukilometrowe spacery nie były antidotum...Lucky drastycznie zmienił środowisko i tego się już nie zmieni...

     Zawsze się zastanawiałam, cóż to za uczucie, kiedy człowiek boi się stanąć na wadze...Teraz już wiem...;o)

Przez sześć tygodni bałam się zważyć Luckiego !!

Widziałam, że wprowadzona dieta przynosi efekty...Widziałam...Ale ja na niego patrzę sercem...Waga nie...;o)

     Dwa tygodnie temu zebrałam się na odwagę i po porannym spacerze wyszperałam wagę...

     Taka byłam zestresowana, że nie dałam rady odjąć swojej wagi od "naszej" wagi...Popędziłam do kalkulatora...

Wynik ??

17,5 kilograma !!

2,5 kilograma zrzucone w sześć tygodni !! ;o)))

     Ależ to była radość !! Oczywiście moja, bo Lucky od powrotu z Gór Stołowych już nie korzysta z ortezy, nie przychodzi na masaże i wróciło mu zamiłowanie to barrrrdzo długich spacerków...

Ufff...

     Ale trzeba nad "linią" pracować dalej...;o) Marzeniem wiosennym jest piętnaście kilogramów i brak efektu jojo...;o)

     Odstawiliśmy wszelkie gotowe karmy (suche i mokre), odstawiliśmy gotowe smaczki...

     Pierwszy raz tak intensywnie uczestniczę w diecie, więc jestem bardzo przejęta (czytaj: zajęta)...Mięsko z kurczaczka gotuję z marcheweczką i jabłuszkiem...Zamiast smaczków suszę kąski w domu, bez wspomagaczy...Lucky oczywiście pomaga...;o) Najpierw dozoruje proces produkcyjny...Potem degustuje z wielkim apetytem...

     Po czterech latach pozbywamy się "syndromu adopciaka"...Razem ze zbędnymi kilogramami...;o)

22 komentarze:

  1. Terapia rodzinna. Współuzależnieni. :-DDD
    Życzę Wam dalszych sukcesów!

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie stosowałam diety u siebie, ale mocno trzymam kciuki za Ciebie i Lucky'go. Uściski. Dziękuję za myśli w tak trudnym dla mnie czasie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kciuki się przydadzą...;o)
      Jesteś w nich obecna nieustannie...:o)

      Usuń
  3. Moja mama właśnie też próbuje odchudzić psa. Nie jest łatwo. Życzę wytrwałości i siły, pozytywne podejście już jest. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Stadzie raźniej !! Trzymamy kciuki za Mamę !! ;o)

      Usuń
  4. Oj, nie winiłabym Was aż tak bardzo, człowiek chce psiakowi wszystko wynagrodzić.
    Czy nie podobnie jest z dziećmi? najpierw martwimy się, że niejadek, gdy za chwile trzeba dietę wprowadzać.
    I bądź tu człeku mądry, gdy wszyscy wiedzą, że przez żołądek do serca...!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I żołądeczki lubi, i serduszka, i wątróbkę też...;o)
      Dzięki za wsparcie...;o)

      Usuń
  5. No ale od Mikołaja prezent dostał?...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie dostał...;o) Ty widziałaś jaką nadwagę ma Mikołaj ?? ;o) To od tych ciasteczek...;o)

      Usuń
    2. No co TY! Przecież w kominie się mieści...

      Usuń
    3. My sierotki nie mamy komina...:o(

      Usuń
  6. No tak. Problem stary jak świat... Mojemu 3 latkowi poszerzyłam właśnie "staniczek"... Już oglądałam się za nowym, ale okazało się, że można jeszcze popuścić. Ech, oboje musimy wziąć się za siebie. Zaczynamy się kulać...

    OdpowiedzUsuń
  7. To ja jestem jakaś "inna":) Moja piesa jest moją pierwszą własną psinką, owszem, psa miała córka, ale ja nie byłam zaangażowana w jej karmienie i wychowanie. Zatem jako nowicjusz w temacie po znalezieniu mojej psiny pierwsza rzecz, jaką sprawdziłam, to jak i ile karmić. I tego się trzymam przez cały czas. I przez dwa lata przybrała pół kilo, z 15 kg na 15,5 kg, bo po prostu urosła (znaleziona miała 1,5 roku). Od początku była zasada, że pies nie dostaje żadnych smaczków, nic z ludzkiego stołu, nic między posiłkami i dla mnie nie jest to żaden problem. No i moja psa jest dużo wyprowadzana.
    Życzę Wam konsekwencji:) Dla dobra psa i Waszej satysfakcji:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widzisz pies psu nierówny...;o) Gdybyśmy dawali zalecane ilości to by już pewnie na wózku jeździł...Metabolizm to czarodziej...;o)
      Nie ma innej opcji...;o)

      Usuń
  8. Trzymaj się Lucky, trzymaj się psiurku i nie miej jej tego za złe, ona tak z miłości :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ooooo !! Jak ja żałuję, że to mądralińskie psisko czytać nie umie...;o)

      Usuń
  9. No pięknie :-))) Trzymam kciuki za odchudzanie, bywa, bywa, rozumiem i rozgrzeszam :-) Będzie dobrze na pewno :-)

    OdpowiedzUsuń