poniedziałek, 31 października 2016

Żelazo łzami "zjedzone"...

     Każdy ma już dość "wydumanych" teorii Pana M. i Katastrofy, która z racji czasu powinna już dawno być rozpatrywana w kategoriach "historia"...
     Nie jest...
     A że czas jest ku temu odpowiedni, to i ja postanowiłam dorzucić do tego "kubełka" swoje trzy grosze...
Dokładnie pamiętam ten dzień...
     Leżałam jeszcze z "lapciakiem" na kolanach i filiżanką kawusi w ręce, kiedy pojawił się pierwszy news...
     - No to mamy przerąbane...- wymruczałam...- Samolot się rozbił pod Smoleńskiem...
     Pan N. z niedowierzaniem spojrzał na mnie, i odruchowo włączył TV...
Informacji było niewiele...
     Potem nastąpiła trauma narodowa podsycana przez Media w sposób makabryczny...
     Widziałam Pana T. kiedy z oczami pełnymi łez odbierał kondolencje od Pana P. ...
     Widziałam Dziennikarzy i Reporterów, którzy dotychczas opluwali wszystko i Wszystkich, a teraz ronili rzęsiste łzy, licytując się w żałobie...
     Widziałam setki, tysiące zwykłych Ludzi, którzy dali się porwać tej rozpaczy...
     A kiedy przed kamerami stanęła Pani K. i oznajmiła z jakim poświęceniem pracuje Ona i nasza Ekipa prokuratorsko-medyczna, szczerze Im współczułam, bo śmierć jednego Człowieka to rozpacz, śmierć prawie setki Ludzi, wydawała mi się rozpaczą nie do ogarnięcia...
Przecież wśród Nich byli Jej Przyjaciele, Jej Znajomi, Ludzie, z którymi ledwie kilka godzin wcześniej rozmawiała...
     Teraz ze ściśniętym gardłem i łzami w oczach komunikowała sprawy "techniczne" tej Katastrofy...
     Współczułam...
Rozumiałam, że trumien nie wolno było otwierać...
Przynajmniej, starałam się zrozumieć...
Przecież to nie były ciała, to były szczątki ciał...
No to się starałam...
     Pan T. zapewniał...Pani K. zapewniała...Zapewniało szerokie grono Ekspertów...
     Nikt z nas nie miał powodu wątpić w Ich prawdomówność...
     Przecież to nie chodziło o jakieś tam Ustawy przepychane pod stołem, nie chodziło o walkę polityczną, w której wszystkie chwyty są właściwie dozwolone...Chodziło o śmierć...
     Nawet przez moment nie zaświtało mi w głowie, że ktoś może sobie z niej robić "jaja"...
     A potem nastał 2012 rok i kilka ekshumacji...Dokładnie rzecz ujmując dziewięć...
     Jedne nagłośnione, inne pominięte medialnym milczeniem...
W sześciu grobach wykryto pomyłki...
6/9...Kiepski wynik...
     Nie mam zamiaru rozpatrywać tego pod kontem proceduralnym, organizacyjnym itp...
Ale...
     Kiedy staniemy teraz nad grobami naszych bliskich, wyobraźmy sobie, że mamy wątpliwości, kto w nich spoczywa...
     Traumatyczne ??
     I nagle, po sześciu latach dowiadujemy się, że żadne ekipy nie uczestniczyły w sekcjach, że istnieje możliwość, iż tych sekcji wcale nie było, że Rodziny rozpoznawały szczątki swoich Bliskich, a potem Zwłoki lądowały w workach i trumnach wedle fantazji Rosjan...
     Komu większy wstyd przynosi pomylenie zwłok Prezydenta Kaczorowskiego ?? Nam, czy Im ??
     Nie jestem zwolenniczką rozkopywania mogił...Umarli powinni mieć spokój...
     Ból, który będzie towarzyszył Najbliższym jest nie do opisania...
Ale...
     Ale ktoś skłamał...Ale ktoś nie dopełnił swoich obowiązków...Ale ktoś chciał zamieść "pod dywan" swoją niekompetencję...
     Pani K. ...
     Współczułam Pani...
Uczestniczyć w takiej ilości sekcji...
Być świadkiem rozpaczy w czasie tylu identyfikacji zwłok...
     Żelazna Dama naszej polityki...
     Ale rdza szybko pożarła to żelaza, a słona woda z łez pożera żelazo jeszcze szybciej...
     Zgotowała Pani swoimi kłamstwami piekło przynajmniej sześciu Rodzinom...
     Niech się Pani modli, gorąco modli...O to, by w czasie kolejnych ekshumacji Ofiary leżały w swoich grobach...
     Bo jakim trzeba być Człowiekiem, żeby okłamywać Ludzi stojących nad trumną ??

sobota, 29 października 2016

Wsparcie mile widziane...;o)

     Dagusia postanowiła mieć kotka...
     Niewiasta z Niej stateczna i ze wszech miar godna zaufania, więc wcale się nie dziwię, że decyzja owa dojrzewała w Niej przez kilka lat...Ciągle w naszych rozmowach przewijało się:
     - A może wezmę kotka...
I Dagusia czekała, że swoje zdanie w tym temacie wyrażę...
     Tyle, że ja genetycznie piesolubna i na kocią Isaurę nadaję się wcale...
     Doradzić ??
Zaproponowałam, żeby Dagusia wszystkie "za" i "przeciw" na karteczce wypisała, i wedle sprawiedliwego wyroku decyzję pojęła...
     Tyle, że przeoczyłam, iż z Dagusi Istotka emocjonalna i Światu życzliwa, więc ta lista to taka trochę "wypaczona" była...
     Jak na kartce zapisać emocje ??
Nijak !!
     Dagusia legła argumentacją przytłoczona...
Kategorycznie kotek ma się ziścić !!
     Pal sześć porządek w domu...Niech licho weźmie równiutko powieszone firany...Niech sczezną piękne kwiaty...
     Dagusia posiada nawet wiedzę, że to nie Ona będzie właścicielką kotka, tylko kotek będzie Jej właścicielem...
     Przygotowana jest teoretycznie do posiadania kotka perfekcyjnie...
     Dylematów jednak kilka ma...
Pracuje zawodowo...
Sponsora nie posiada...
Podobno kotki lepiej się "wychowuje" dwójkami...
Kociaka, czy starszaka...
Tymczasowy, czy schroniskowy...
     A że wśród moich Czytaczy kilku kociolubnych jest, więc postanowiłam na ochotnika wiedzy u źródła zaczerpnąć...
     Wesprzyjcie biedną Dagusię !! 
Piszcie...Doradzajcie...Podpowiadajcie...
     Bo w kwestii sierściuchów to ja laik jestem...;o)

wtorek, 25 października 2016

Nie nasz pies...

     W założeniach post miał posiadać tytuł: "Komisarz Filip", ale jak to ze mną bywa, "plany są dla plantatorów...
     No to opowiem Wam dzisiaj o "nie naszym psie"...
Bohaterem będzie oczywiście Filip...Poniekąd...


     Jakim cudem udało mi się zrobić tą fotkę ?? Nie pytajcie !! To jak trafienie kumulacji w totka, bo Filip na widok wyciąganej komórki znika z prędkością światła...A może i szybciej ??
     W każdym razie, nasze powitania z Filipem słyszy chyba cała Wieś, i pewnie się Ludzie zastanawiają, kto taką krzywdę zwierzakowi czyni...Filip wyje jakby go z rudej skóry obdzierali żywcem...
     To są "gorzkie żale"...
     Że tyle nas nie było...Że tęsknił... Że go porzuciliśmy...Że jego życie jest całkiem psie...
     Dla równowagi kręci ogonem we wszystkie strony i podskakuje zabawnie na krótkich nóżkach, żeby nam dać do zrozumienia, że jednak się nie gniewa...
     Kiedy zobaczy nas na drodze z daleka...
Widzieliście surykatki ??
     Filip wygląda identycznie !!
     Najpierw nadstawia uszy, jakby nie dowierzał oczom...Potem się prostuje...Potem się pręży...Stawia uszy do pionu...Wstaje...
I eksploduje swoją radością nieopisaną, którą od kilku miesięcy planujemy nagrać, albo "nakręcić", ale nie daje nam możliwości...
     Te kilka minut naszego życia należy wyłącznie dla Filipa...
Potem następuje to...

Dokarmianie...
Filip dokładnie wie, że z pustymi rękami nie przyjeżdżamy...
     Na powitanie są kąski "mięsiste", zbierane przez nas z domowych resztek, na pożegnanie jest drożdżowa bułeczka, po którą zatrzymujemy się po drodze...
     I chociaż wiemy, że czasem jest tak głodny, że żołądek przysycha mu do grzbietu, to nigdy z jedzeniem się nie spieszy...
     Każdą kosteczkę najpierw wącha dokładnie, potem oblizuje, a potem kładzie się obok i przystępuje do posiłku...
     Potem przybiega podziękować i usłyszeć, że z Filipka jest bardzo mądry i miły piesek...
     A  potem układa się na piasku przy Orzeszku i drzemie, czujny, ale nie absorbujący...
     Kiedy odpoczywamy zawsze znajdzie moment, żeby podsunąć uszy do "wydrapania"...
     W zeszłym roku, kiedy właśnie tak sobie spoczywaliśmy, a Filip drzemał pod moim leżakiem, drogą przejeżdżała Kobieta na rowerze...
     Dwa kataklizmy na raz...
1. Nie wolno jeździć koło Wrzosowiska, kiedy Filip go pilnuje.
2. Rower to przestępca genetyczny.
    Filip ruszył na Kobietę takim pędem, że jego krzywe łapki chyba wcale podłoża nie dotykały...
Dopadł "Przeciwnika" i rozpoczął atak...
     - Panie !! Weź Pan tego psa !! - wrzeszczała Niewiasta, bo Pan N. aż powstał z leżaka, żeby dokładnie to zjawisko obserwować...
     - Ale to nie nasz pies...- wymruczał Pan N. ...
Nie nasz...
     No fakt...Spał pod naszym leżakiem...Wybiegł z naszej działki...Bronił nas...
Ale to dalej nie nasz pies...
     Jeśli się jednak dobrze przyjrzycie na zdjęcie powyżej, to zauważycie, że jest na nim jeszcze jeden piesowaty...
     To syn Filipa...Nieodrodny potomek swojego ojca...Podobny do niego niesamowicie...


Misiek...
     Do tej jesieni, Misiek miał zakaz wstępu na Wrzosowisko, bo wykazywał się taką "psią głupotą", że nawet moje serducho nie umiało w nim znaleźć pozytywów...Misiek Niszczyciel, można by powiedzieć...
     Ale Misiek przez ostatnich kilka miesięcy bardzo "wydoroślał"...Obserwuje zachowania Filipa, i chociaż może to zabrzmi abstrakcyjnie...Naśladuje zachowania...
Jest tylko bardziej skory do zabawy...Ale to akurat dobrze robi Filipowi, który totalnie nie umiał się bawić...
     Misiek w pięć sekund pojął, że moje energiczne podrygi to zaproszenie do "ściganego", a zerkanie znienacka to "chowany" w psim wydaniu...
Uczą się obaj...
     Na powitanie wybiegają dwa nie nasze psy...Potem dzielę przywiezione dary (trochę niesprawiedliwie, bo Filip bardzo pilnuje, żeby Misiek nie dostał zbyt dużo)...Potem dwa nie nasze psy przybiegają podziękować...A potem siedzą i czekają kiedy zrobię sobie przerwę w pracy i zamacham ręką gotową do drapania...
A potem maszerujemy przez Wrzosowisko...
Filip...Ja...Misiek...Zawsze w takiej kolejności...
     Czasem Misiek "wyrywa" do przodu, ale Filip dyscyplinuje go po ojcowsku (gryzie w ucho)...
     Wieczorem wsiadamy do "Naguska" i powoli odjeżdżamy, a przy podjeździe siedzą "dwie biedy", dwa nieszczęścia, dwa najsmutniejsze na Świecie psy...Filip i Misiek...
     Dwa nie nasze psy...



niedziela, 23 października 2016

Jesienna piosenka...

Przez ażurowe drzew konary,
dzień witam szary...
Pola już wkoło rdzawe takie,
w brązach nijakie...
Krzewy kubraki przyodziały,
na sezon cały...
 Truskawki, szczodre swym owocem,
 legły pod kocem...
 Poziomki jeszcze zakwitają,
czas się tym zająć...
 Topinambury drapią chmury,
w ten dzień ponury...
 Kwiatami słońce przyzywają,
lecz szans nie mają...
 Na Wrzosowisku jesień hula,
deszczowa i ponura...
 Pośród szelestu suchych liści,
skowronka trel się przyśni...
 Szeleści trawa suchym pędem,
"Już szmaragdowa nie będę"...
 Usypia dalia, róża śpi,
szczerząc wśród łodyg kolców kły...
 Śpijcie...Do snu was ukołyszę,
przerwę tą ciszę...
 O wiośnie słowa wam zaśpiewam,
a teraz śpijcie...
 Kwiaty, krzewy, drzewa...

piątek, 21 października 2016

Na grzyby ??

     Każdy, kto mnie zna wie, że zbieranie grzybów to nie jest to, co Gordyjki lubią najbardziej...Właściwie od dziecięctwa tak mam...
     Mój Rodziciel, zapalony Grzybiarz, wywlekał mnie z pieleszy o świcie (śpiochem byłam totalnym), ładował do samochodu (od dziecka mam chorobę lokomocyjną), wywoził do lasu i zmuszał do dreptania kilometrami w chłodzie (genetycznie jestem ciepłolubna)...
     Kiedy więc zbliżał się wrzesień we mnie budziły się instynkty zabójcze, a do codziennej modlitwy dokładałam od siebie: "Od wysypu grzybów uchroń nas Panie"...
     Potem zamieszkaliśmy z Panem N. blisko lasu, a Jego mania zbieractwa była mi znana (idealny Zięć dla swojego Teścia), postanowiłam zawalczyć o swoje wolności obywatelskie i niczym Rejtan broniłam się przed taką rozrywką..."Kładłam" się oczywiście po wewnętrznej stronie progu...;o)
     Nasze "grzybiarstwo" przyjęło inny wymiar...
Pan N. chadzał na grzyby o świcie...
A rodzinnie chadzaliśmy na grzybobranie popołudniu...
Ktoś przecież musiał nauczyć Dzieci jak to z tymi grzybami jest...
     Pierworodny załapał bakcyla "po Tatusiu", Córcia poszła raczej "po Mamusi"...
Równowaga w przyrodzie zachowana...
     Rozumiecie teraz dlaczego zeszłoroczny wysyp pieczarek na Wrzosowisku tak mnie rozczulił...
     Ale to co nam Wrzosowisko przygotowało w tym roku...
Echhh...
     - Patrz ile grzybów wyrosło...- rzuciłam zszokowana, rozglądając się z niedowierzaniem...- Ta wilgoć nas zabije...- dorzuciłam, bo spore kępy wyrastały w moich kwietnikach (!!)
     - Ale to opieńki !! - z entuzjazmem wykrzyknął Pan N. - Najprawdziwsze opieńki...




     A że akurat z tymi grzybkami doświadczenia mamy małe, więc nastąpiła telefoniczna wymiana spostrzeżeń i fotek z naszym Konsultantem...
     Zaowocowało to tym...


     I faktem, że nasz Konsultant porwał kosz i pobiegł do lasu w celu poszukiwania opieniek, chociaż sam twierdził, że jak ogrodowe są, to leśnych nie będzie...
Instynkt zdobywcy zwyciężył...
     Pan N. przez dwie godziny zbierał grzyby, a ja dziękowałam Bozi za ten dar niespodziewany, który wykluczał ewentualne wywleczenie mnie na grzybobranie...
     Fakt, kiedy je wieczorem "obrabiałam" wyraziłam swoją antypatię do Konsultanta i stwierdziłam, że już Go nie lubię wcale, ale że moja sympatia do Niego ma podłoże totalnie "niegrzybowe", więc innych konsekwencji z tego "nielubienia" nie będzie...
     Oczywiście pokazaliśmy Mu nasze zbiory, żeby potwierdzić telefoniczną "diagnozę"...
     Ponoć ślinił się okrutnie...
Kolejny dzień przyniósł kolejne zbiory...
Echhh...
Ale nie tylko opieńki nas w tym roku zaszczyciły...
     Poznajcie paskudę...


     Sromotnik smrodliwy...
Jaki paskudny, taki cuchnący...
     Ale jeśli coś wykluwa się z "jaja" (żeby nie napisać ze zbuka), to przecież różami pachnieć nie będzie...
Ohyda !! 
     To ja już wolę te opieńki...Albo polne pieczarki...;o)

poniedziałek, 17 października 2016

Wiadomo...Wiadomości...;o)

Brexit wstrząsnął Europą...
I tą "niską" i "wysoką",
Brytanika chce podziału,
choć szykuje się pomału...
Premier za to "głowę złożył",
lecz na "szczycie" sobie pożył...
Wyjście z Unii...Czuję miętę...
Wyspa chce być kontynentem ??

Po co ?? Na co ?? Gdzie przyczyna ??
Nie chce się "Gromady" trzymać ??

Pani Kanclerz dnia pewnego,
(choć do dziś nie wiem dlaczego),
oświadczyła by w Narodzie
zapas żarcia stał się w modzie,
by lodówki i spiżarnie,
przestały wyglądać marnie...
Każdy Niemiec oraz Niemka,
zapas zrobić ma !! Nie stękać !!
Zapas co się Kanclerz śni,
jeść ma Naród dziesięć dni...

Po co ?? Na co ?? Gdzie przyczyna ??
Co planuje Kobiecina ??

Francja się nam nadąsała,
nadąsana prawie cała...
Kontrakt przepadł jej w całości,
to się teraz będzie złościć...
To, że jeden, a jest pięć ??
I tak dłoń się zwija w pięść !!
A ja pytam : Do chol*ry !!
Po co nam helikoptery ??
W mgle nie lecą...Gdy wiatr wieje,
też na transport trać nadzieję !!
Francja krzyczy głośno wszędzie:
"Bezrobotnych nam przybędzie !!"
Niech się uczą od Polaków...
W sklepach dosyć jest plecaków...
W Świat za chlebem ruszyć trzeba,
jeśli w Kraju nie ma chleba...

Po co ?? Na co ?? Gdzie przyczyna ??
Że się ten dąs Francji trzyma ??

Pan Prezydent (ten na "P")
też kawałek tortu chce...
Kasa kończy się w budżecie,
a jak koniec...No to wiecie...
Nic tak kabzy nie napełni,
jak wojenka !! Taka w pełni...
Więc do Rosjan tak przemawia:
że zapasy robić "nada"...
Linię schronów pobudował,
będzie się w tych bunkrach chował...
I list wysłał dyplomacji,
by bez większych dywagacji,
swe Rodziny pakowali
i do Ojczyzny wysłali...

Po co ?? Na co ?? Gdzie przyczyna ??
Takich decyzji Put*na ??

Włochy "trzeszczą", Austria "trzeszczy",
wzniosłych haseł nikt nie wrzeszczy...
Litwa, Łotwa i Estonia,
o granice niespokojna...
Szwecja nabór ogłosiła,
bo wszak w wojsku drzemie siła,
teraz Żołnierz i Żołnierka,
ku granicy będą zerkać...
Co z Rumunią ?? Co z Węgrami ??
Czy otoczą się płotami ??

Po co ?? Na co ?? Gdzie przyczyna ??
Palec się na spuście trzyma ??

A my cóż ?? Tak jak przed laty ??
Na budżecie same łaty ??
Wojska brak...Brak uzbrojenia...
Kiepska wizja dla istnienia...
Nawet koni brak w hodowli,
byśmy poszarżować mogli...
Kto zarządza tym "grajdołem" ??
Że spokojnie żyć nie mogę ??

Po co ?? Na co ?? Gdzie przyczyna ??
Że zmierzamy gdzie ruina ??

Mam już grzywkę na kształt jeż...
Europo !! Dokąd zmierzasz ?? 

sobota, 15 października 2016

Zrobiłam "drewniaka" cudaka...:o)

     Czas wracać na Ziemię...
Echhh...
W przenośni i dosłownie...
     Skoro ma być dosłownie, to konieczna będzie wizyta na Wrzosowisku...
A na Wrzosowisku jesień...
     Ptaki obradują intensywniej niż nasz Sejm (kłócą się też znacznie bardziej - chociaż to trudno sobie wyobrazić)...Części skrzydlatych przyjaciół już nie zastałam...
Roślinki tez już takie bardziej senne...Chociaż...


     Nasze truskawki chyba nie znają się na kalendarzu i totalnie nic sobie nie robią z pór roku...Kwitną...Dojrzewają...I cieszą niesamowicie...
     Wiosna w październiku ??
A kto im zabroni ??!!
     W końcu mają wyśmienite towarzystwo...


    Poziomki też szaleją...
Kubeczek, który zabieram na zbiory nigdy nie jest pusty...
A smak ??
    Wierzcie na słowo...Nic nie smakuje tak jak truskawki i poziomki w październiku...;o)
Chociaż te bidulki już pewnie nie dojrzeją...
     Co poza tym ??
     Ponieważ pogoda nie rozpieszcza, więc zamiast zajęć planowanych, trzeba było dokonać korekt i robić to co było możliwe...
     Możliwe było sadzenie kwiatowych cebulek...
No to jazda !!
     Pan N. skopał zagonek w sadzie, a ja przystąpiłam do organizowania "drewniaka"...
     Skoro ogródek na kamieniach to "skalniak", to ogródek na drewnie, to "drewniak" ??


     Pierwszy poziom gotowy...
Ufff...
Zmachałam się nieźle...
     Karcze po dwóch latach leżakowania "gdziekolwiek" znalazły swoje miejsce...
Że zdjęcie jest nieczytelne ??
Fakt...:o)
     Sama się zastanawiam jakim cudem zrobiłam takiego cudaka...
W rzeczywistości wygląda to całkiem inaczej...:o)

czwartek, 13 października 2016

Prawie na dnie oceanu...

     Skoro byliśmy już na lądzie...Byliśmy na wodzie...Czas zajrzeć tam, gdzie kryje się jedna z największych tajemnic Ziemi, a Człowiek dostęp ma bardzo ograniczony...
Zajrzymy w głąb morza...


     Nurkowanie miało być "gwoździem programu" naszego włoskiego pobytu...Pierworodny kilka tygodni walczył z Organizatorami o termin i warunki naszej przygody...


     I chociaż zdjęcia wyglądają bardzo realistycznie, to nie jest efekt bezpośredniego bytowania w głębinach...


     Z nurkowania nic nie wyszło, bo nasza ekipa w ostatniej chwili lekko się skurczyła...


     Namiastkę głębin przyniosło nam Akwarium zorganizowane w Lido di Jesolo...


     Niepozorny z zewnątrz budynek, mieści w sobie niesamowite bogactwa...


     Czy wiecie, że ta spirala to jaja rekina ??


     Te wiszące orzeszki to też przyszłe drapieżniki...


     A kiedy przyjdzie pora na wyklucie, to na świat przychodzą takie słodziaki...


     Musicie przyznać, że ten rekinek ma wrodzony talent do pozowania...;o)
     Akwarium tak wita zwiedzających (to cała oszklona ściana) i wierzcie mi na słowo, że pisk jaki powstaje w tym pomieszczeniu jest niesamowity...Dorosłym wyrywają się raczej westchnienia zachwytu...


     Wielu mieszkańców to zwierzęta uratowane z sieci lub wyrzucone na brzeg, słabe lub schorowane...Tutaj znajdują pomoc...A po okresie leczenia i rekonwalescencji wracają do domu...Środki pozyskane od zwiedzających zasilają konto Fundacji pomagającej tym nieszczęśnikom...
     Ten "żółwik" to właśnie taka ofiara sieci...


     W akwariach są kopuły i tunele, w których buszują "Nieloty" i mogą nos w nos spotkać się z rekinem (naliczyłam 5 bez tego malucha), płaszczką lub piranią...
Księciuniowi najbardziej podobały się piranie i ryby, które wyglądały jak zrobione z metalu (nie mam pojęcia jak się nazywają)...Rekiny były zbyt szybkie, płaszczki za duże, a rozgwiazdy zbyt leniwe...
     Mnie podobało się tam bardzo...
     Świetny pomysł...Świetna realizacja...Świetny efekt...


     Może nie była to wycieczka na dno oceanu, ale pozostawiła wiele wspaniałych wspomnień, a nosek Wnuka przyklejony do kopuły wewnątrz akwarium rozczula mnie do dzisiaj...

wtorek, 11 października 2016

Wenecja, wspomnień czar...cz.4

     To jak z tą Wenecją jest ??
Warta "grzechu", czy nie ??
     Jakiekolwiek się ma odczucia po wizycie w Mieście Dożów, jedno jest pewne...
     Kiedy wpływa się do Niej...



     Zapach "wielkiego Świata" unosi się w powietrzu...(Zaczynam podejrzewać, że wszędobylski fetorek to zapach pieniędzy)...
     A widoki urzekają...


     No i arie śpiewane na Grande Canale...(Szczerze mówiąc, serdecznie współczuliśmy Uczestnikom tych rejsów, pływanie przy takim skwarze nie wyglądało na szczególnie romantyczne)...


     Można sobie nawet wybrać jakiś elegancki środek transportu...;o)


     A kiedy nadchodzi czas pożegnania, człowiekowi jakoś żal...


Chociaż zdążyliśmy uciec w ostatniej chwili...


     W kierunku Wenecji właśnie ruszyli Piraci...
Aż strach się bać !! ;o)
     Rejs dla dzieciaków...Dostają pirackie stroje, akcesoria i ruszają na podbój...


A Wenecja błyszczy w oddali...


Mgła zasnuwa horyzont...


Korekta kursu...


Przyspieszenie...


I pozostał tylko ślad na wodzie...

niedziela, 9 października 2016

Wenecja cz.3...Bocznymi ścieżkami...

     Nie lubię biegów za Przewodnikiem...
Tego pędu "od zabytku do zabytku"...
Dlatego pomysł zwiedzania Wenecji "po swojemu" spodobał mi się od początku...
     Lubię chodzić i patrzeć jak Ludzi żyją na prawdę...
I wierzcie mi...Być Wenecjaninem to prawdziwe wyzwanie...
     Sezon turystyczny trwa tutaj prawie cały rok...Po uliczkach błąkają się niesamowite tłumy...Kanały zapchane taksówkami i gondolami...
Wypicie porannej kawy w spokoju, graniczy z cudem...
A jeszcze jak się trafią tacy jak my, którzy zbaczają znacznie z wyznaczonych turystycznych tras ??
Koszmarek...
No cóż...
     Jakby coś, to zapraszam Wenecjan w rewanżu, do Zaścianka...;o)
     A Miasto Dożów od podszewki wygląda tak...


     Trochę to mniej romantyczne, niż prezentowane na malowniczych widokówkach...


Wygląda to trochę "ruderowato"...
Intymności zero...


Dołóżcie do tego specyficzny smrodek stęchlizny i szamba...
My mieliśmy szczęście...Śmierdziało mało...
     W te uliczki Przewodnicy nie zapraszają, mimo, że przy niektórych stoją zabytki wysokiej klasy...


     Wysokiej klasy zaniedbania...Można by powiedzieć...
Ale skoro się ma Pałac Dożów i Plac św. Marka ??
No cóż...


Prawy brzeg dla Turystów...
Lewy brzeg dla Mieszkańców...
Mostek między dwoma Światami...
     I jeszcze coś...
     Kiedy Pierworodny powiedział: "Uważnie patrz pod nogi"...Myślałam, że żartuje...
Nie żartował...
     Wszędzie psie kupy...
Setki (a może tysiące) psich kup roznoszonych na butach Turystów...
Nie ma skwerów, nie ma trawników, więc psy załatwiają się na betonie...
Widziałam tylko jedną (!) osobę, która skorzystała z torebki i kosza na śmieci...
Syn skwitował to krótko:
     "To Niemiec, albo Szwajcar"...
No tak...
     Szwajcarzy podajniki na torebki mają nawet na wysokości 2000m n.p.m. ...
To może jednak pozostańmy przy tej wersji Wenecji...