piątek, 21 października 2016

Na grzyby ??

     Każdy, kto mnie zna wie, że zbieranie grzybów to nie jest to, co Gordyjki lubią najbardziej...Właściwie od dziecięctwa tak mam...
     Mój Rodziciel, zapalony Grzybiarz, wywlekał mnie z pieleszy o świcie (śpiochem byłam totalnym), ładował do samochodu (od dziecka mam chorobę lokomocyjną), wywoził do lasu i zmuszał do dreptania kilometrami w chłodzie (genetycznie jestem ciepłolubna)...
     Kiedy więc zbliżał się wrzesień we mnie budziły się instynkty zabójcze, a do codziennej modlitwy dokładałam od siebie: "Od wysypu grzybów uchroń nas Panie"...
     Potem zamieszkaliśmy z Panem N. blisko lasu, a Jego mania zbieractwa była mi znana (idealny Zięć dla swojego Teścia), postanowiłam zawalczyć o swoje wolności obywatelskie i niczym Rejtan broniłam się przed taką rozrywką..."Kładłam" się oczywiście po wewnętrznej stronie progu...;o)
     Nasze "grzybiarstwo" przyjęło inny wymiar...
Pan N. chadzał na grzyby o świcie...
A rodzinnie chadzaliśmy na grzybobranie popołudniu...
Ktoś przecież musiał nauczyć Dzieci jak to z tymi grzybami jest...
     Pierworodny załapał bakcyla "po Tatusiu", Córcia poszła raczej "po Mamusi"...
Równowaga w przyrodzie zachowana...
     Rozumiecie teraz dlaczego zeszłoroczny wysyp pieczarek na Wrzosowisku tak mnie rozczulił...
     Ale to co nam Wrzosowisko przygotowało w tym roku...
Echhh...
     - Patrz ile grzybów wyrosło...- rzuciłam zszokowana, rozglądając się z niedowierzaniem...- Ta wilgoć nas zabije...- dorzuciłam, bo spore kępy wyrastały w moich kwietnikach (!!)
     - Ale to opieńki !! - z entuzjazmem wykrzyknął Pan N. - Najprawdziwsze opieńki...




     A że akurat z tymi grzybkami doświadczenia mamy małe, więc nastąpiła telefoniczna wymiana spostrzeżeń i fotek z naszym Konsultantem...
     Zaowocowało to tym...


     I faktem, że nasz Konsultant porwał kosz i pobiegł do lasu w celu poszukiwania opieniek, chociaż sam twierdził, że jak ogrodowe są, to leśnych nie będzie...
Instynkt zdobywcy zwyciężył...
     Pan N. przez dwie godziny zbierał grzyby, a ja dziękowałam Bozi za ten dar niespodziewany, który wykluczał ewentualne wywleczenie mnie na grzybobranie...
     Fakt, kiedy je wieczorem "obrabiałam" wyraziłam swoją antypatię do Konsultanta i stwierdziłam, że już Go nie lubię wcale, ale że moja sympatia do Niego ma podłoże totalnie "niegrzybowe", więc innych konsekwencji z tego "nielubienia" nie będzie...
     Oczywiście pokazaliśmy Mu nasze zbiory, żeby potwierdzić telefoniczną "diagnozę"...
     Ponoć ślinił się okrutnie...
Kolejny dzień przyniósł kolejne zbiory...
Echhh...
Ale nie tylko opieńki nas w tym roku zaszczyciły...
     Poznajcie paskudę...


     Sromotnik smrodliwy...
Jaki paskudny, taki cuchnący...
     Ale jeśli coś wykluwa się z "jaja" (żeby nie napisać ze zbuka), to przecież różami pachnieć nie będzie...
Ohyda !! 
     To ja już wolę te opieńki...Albo polne pieczarki...;o)

10 komentarzy:

  1. Całkowicie rozumiem Twoją niechęć do wczesnoporannego grzybobrania, bo sama też nie zrywałabym się skoro świt i leciała do lasu ... poza tym, ciepłolubna jestem też :)))
    Jadąc do Bornego, wychodziliśmy i pod wieczór na grzyby. Kiedyś któryś z sąsiadów się z nas podśmiechiwał, że na grzyby to już chyba za późno, a my przytargaliśmy całe wiadro dobra :))
    Twoje grzyby są naprawdę niesamowite :))) Muszę Cię lubić, bo skoro Ty po nie do lasu nie idziesz, to one przychodzą do Ciebie :)
    Opieńków chyba nigdy nie jadłam i raczej nie widziałam, podobnie jak sromotnika - wygląda ciekawie :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieczorne spacery na grzyby mogę zaakceptować...;o)

      Usuń
  2. Nigdy nie widziałam tego smrodliwca, opieńki zaś widywałam, ale nigdy nie zbierałam.
    Chociaż jestem ciepłolubna to uwielbiałam łazić po lesie, mogłam godzinami, teraz dostęp do lasu mam mocno ograniczony, no i z chodzeniem coraz gorzej.
    Fanką opieniek jest moja koleżanka, ja ze względu na różne upierdliwości trawienne staram się nie jeść grzybów, a bardzo lubiłam, nawet na surowo i pewnie dlatego mnie pokarało ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie grzyb musi mieć co najmniej pół metra wysokosci. I najlepiej jak ma napisane na grzbiecie: "jestem maślak" albo: "jestem prawdziwek - na 100%!".... :-) Nie mówiąc już o torturach porannego zrywania z łóżka :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę, osobiste grzyby! Co prawda tych też nigdy nie zrywałam, bo nigdy nie byłam pewna, czy dobre rozpoznam. Ale inne to jak najbardziej. Nie lubię wczesnego wstawania i mokrego zimna, ale grzybobranie lubiłam od dziecka.:)
    A paskuda jako ciekawostka przyrodnicza nawet atrakcyjna.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. I tak najbardziej lubię muchomory.
    Oglądać - ma się rozumieć!!!
    :-))

    OdpowiedzUsuń