Pamiętacie ile emocji wywoływał zeszłoroczny Sylwester ??
Ileż niepewności wywoływała owa nieszczęsna "13"- tka...
Ileż lęków...
I przyznam się, że po noworocznym błądzeniu, po beskidzkich szczytach i ja miałam dziwną niepewność...
Skoro tak rozpoczął nam się ten rok, to czego możemy jeszcze oczekiwać ??
W sumie, górska przygoda zakończyła się dobrze, ale ile strachu "ojedliśmy" się owej nocy, to nasze...
Ekstremalny powrót z Sylwestra na Kubalonce
Potem rozpoczęłam nierówny pojedynek z "systemem"...
Walka o "naguska"
Ten "pojedynek" spowodował, iż moja "wiara" w moc jednostki ogromnie wzrosła i postanowiłam kontynuować "wojenki"...
Skoro Ubezpieczyciel "poległ był" na polu mej chwały, to może i "służba zdrowia" również polegnie ??
W związku z tym zaraz po remoncie "naguska" wzięłam się za osobistą renowację...
Renowacja, czyli czas się wziąć za siebie
Fatum "trzynastki" jakoś się nie objawiało...
Kiedy wiosna zaczęła doskwierać nam już w trybie ciągłym, przyszedł czas na "wietrzenie futerek"...
Czyli...
Ruszyliśmy w plener...
Maj miesiącem "Szwędaka"
A że i to zakończyło się jakimś tam sukcesem, moja żądza "zwycięstw" obudziła się na dobre...
Postanowiłam zawalczyć o siebie w sposób mało konwencjonalny...
Kryminalne zagadki, czyli badamy włosa...
W tak zwanym "między czasie" oczekiwałam z utęsknieniem wakacji...
Wiem wiem...
Każdy czeka na wakacje...
Tyle, że nasze wakacje zapowiadały się "odkrywczo"...
Odkryliśmy Kaszuby...
Przy czymś takim to nawet Kolumb wymięka...
Odkryliśmy i pokochaliśmy Je tak płomiennym uczuciem, że gdyby nie odległość to pewnie by już od tej naszej miłości "spłonęły"...
Dostaliśmy bzika...
Bzik miał cztery nogi...Chlastał nas ogonem...I miał koński łeb...
Koński bzik...
Tego bzika przywieźliśmy do Zaścianka...
No cóż...Kaszuby w całości nam się w bagażniku nie zmieściły...
Akcja "renowacyjna" zaowocowała tym, że moja wiara we własne siły (a właściwie w siły mojego organizmu) sięgnęła szczytów...
Tatrzańskich Szczytów...
Taternicy...
Potem był znowu "koński łeb"...
Pierwsza jazda bez trzymanki...
A potem...
No cóż...
Szaleństwo ma różne objawy...
Po czterech latach wstrzemięźliwości...Po trzech latach smętnego spoglądania na nierozpakowane pudło, przyszedł czas na łyżewki...
Nadaję wam imię "Niewywracajki", czyli o łyżewkowych chrzcinach...
Echhh...
To wcale nie był "trzynastkowy" rok...
To był dobry Rok...Rok odkrywczy...Rok przygody...Rok pełen niespodzianek...
Nie był Rokiem bez smuteczków, bez kłopotów, bez problemów...
Był po prostu DOBRY !! Dziękuję Ci 2013 roku !! Spisałeś się na medal...:o)
I takiego właśnie życzę sobie i Wam...
Dobrego !! 2014...:o)
wtorek, 31 grudnia 2013
niedziela, 29 grudnia 2013
Sylwestrowe świętowanie bez przyduszania się nie liczy...;o)
Nasze świętowanie Sylwestra wzbudza wśród Znajomych zaciekawienie...
Może to dlatego, że miewamy doprawdy durnowate pomysły związane z powitaniem Nowego Roku, a może dlatego, że przecież każdy odczuwa potrzebę przygody...
My w każdym razie na drugie mamy "przygoda"...
Kiedy więc, przez czysty przypadeczek Pan N. "załapał" sylwestrowe wolne, rozpoczęliśmy wzmożone poszukiwania atrakcji...
Dwa tygodnie szperania w sieci...
Echhh...
Po tych dwóch tygodniach hasło "Sylwester" zaczęło we mnie wzbudzać instynkty mordercze...
Na klasyczny bal jakoś polotu żeśmy nie czuli, góralskie propozycje wzbudzały w nas bolesne wspomnienia noworocznego błąkania się po bezdrożach, wybywanie w odległy plener odpadło w przedbiegach, nawet sylwester na basenie, czy w kasynie jakoś nie przemówił...
Czym bliżej było do owej magicznej Nocy, tym bardziej byliśmy wybredni...
- A może po prostu zrobimy sobie gitarowy wieczór ?? - zapytałam Pana N.
Hmmm...
- To nie jest głupia myśl... - uchwycił w lot Ślubny...- a może Siora przyjedzie ?? - dodał od siebie...
Siora ??
To dopiero myśl !!
Po chwili na gadule Siory pojawiło się zaproszenie...
Menu:
- jedno gorące danie,
- zimna płyta,
Wszystkie zakąski gratis !!
- Alkohole do wyboru (butelka na parę),
- Szampan,
Alkohole i napoje w cenie zaproszenia.
Zabawa zaczyna się o 20:00 i trwa do ostatniego Gościa...
Nam się ta propozycja ogromnie spodobała :o)
Siora, Człek ogromnie zapracowany, przynętę złapała i mimo, iż w Sylwestra pracuje zapytała zaciekawiona...
- Daleko od Was ten "Sylwek" ??
Sierota...
Toż adres napisałam na samym końcu...
- Adres przeczytaj ze zrozumieniem !! - napomniałam zakręconą Dziewuszkę...
- Hahahahahahahahaha... - odpowiedziała Siora i już wiedziałam, że doczytała...
- No to jak ?? - przyciskałam Siorę, bo Ona to taki bardziej "Kanapowiec"...
- Samochód mam zepsuty...- zaczęła mnożyć przeszkody...
- Pociągi kursują... - byłam nieubłagana...
- Pracuję do 22-giej...- wymieniała Siora...
- W sieci...To się nie liczy...Neta mamy...- rozwiązywałam kolejny problem...
Siora zmiękła...
Na drugi dzień do "dzieńdoberka" dopisała...
- Ależ mnie ten "Sylwek" kusi...
Tydzień temu szukałyśmy pociągu do Zaścianka "na cztery ręce"...
Dzisiaj Siora przyjeżdża...
Na peronie sosnowieckiego Dworca nastąpi akt "przyduszania"...
Już się doczekać nie mogę...:o)
Może to dlatego, że miewamy doprawdy durnowate pomysły związane z powitaniem Nowego Roku, a może dlatego, że przecież każdy odczuwa potrzebę przygody...
My w każdym razie na drugie mamy "przygoda"...
Kiedy więc, przez czysty przypadeczek Pan N. "załapał" sylwestrowe wolne, rozpoczęliśmy wzmożone poszukiwania atrakcji...
Dwa tygodnie szperania w sieci...
Echhh...
Po tych dwóch tygodniach hasło "Sylwester" zaczęło we mnie wzbudzać instynkty mordercze...
Na klasyczny bal jakoś polotu żeśmy nie czuli, góralskie propozycje wzbudzały w nas bolesne wspomnienia noworocznego błąkania się po bezdrożach, wybywanie w odległy plener odpadło w przedbiegach, nawet sylwester na basenie, czy w kasynie jakoś nie przemówił...
Czym bliżej było do owej magicznej Nocy, tym bardziej byliśmy wybredni...
- A może po prostu zrobimy sobie gitarowy wieczór ?? - zapytałam Pana N.
Hmmm...
- To nie jest głupia myśl... - uchwycił w lot Ślubny...- a może Siora przyjedzie ?? - dodał od siebie...
Siora ??
To dopiero myśl !!
Po chwili na gadule Siory pojawiło się zaproszenie...
Nie wiem jak tam Twoje plany na Sylwka, ale znaleźliśmy rewelacyjną ofertę !!
Sylwester Guitar Song - wstęp wolny (za zaproszeniami)
- deser.
- Napoje ciepłe i zimne bez ograniczeń do wyczerpania zapasów.
Siora, Człek ogromnie zapracowany, przynętę złapała i mimo, iż w Sylwestra pracuje zapytała zaciekawiona...
- Daleko od Was ten "Sylwek" ??
Sierota...
Toż adres napisałam na samym końcu...
- Adres przeczytaj ze zrozumieniem !! - napomniałam zakręconą Dziewuszkę...
- Hahahahahahahahaha... - odpowiedziała Siora i już wiedziałam, że doczytała...
- No to jak ?? - przyciskałam Siorę, bo Ona to taki bardziej "Kanapowiec"...
- Samochód mam zepsuty...- zaczęła mnożyć przeszkody...
- Pociągi kursują... - byłam nieubłagana...
- Pracuję do 22-giej...- wymieniała Siora...
- W sieci...To się nie liczy...Neta mamy...- rozwiązywałam kolejny problem...
Siora zmiękła...
Na drugi dzień do "dzieńdoberka" dopisała...
- Ależ mnie ten "Sylwek" kusi...
Tydzień temu szukałyśmy pociągu do Zaścianka "na cztery ręce"...
Dzisiaj Siora przyjeżdża...
Na peronie sosnowieckiego Dworca nastąpi akt "przyduszania"...
Już się doczekać nie mogę...:o)
sobota, 28 grudnia 2013
Może to tylko symbol ??
No i po narodowym obżarstwie...
Ufff...
Nie to, żebym nadto była obciążona zbędnymi kilogramami, ale miło wrócić do "równowagi"...
Czego by nie mówić, Święta to stres...
Najpierw stres zakupowo-prezentowy, potem stres kulinarny, a potem stres stołowy...
Uda się, czy nie ??
Będzie radośnie, czy ktoś przy stole wyskoczy z jakimś nadprogramowym, wcale nieświątecznym problemem ??
Czy zwaśnieni Kuzyni podadzą sobie rękę na zgodę ??
Czy karp w galarecie nie spłynie bladą powłoką żelatyny ??
Orzesz...(ko)...
Pamiętam, jako nastoletnie dziecię, kiedy Rodzice postanowili wznowić rodzinną tradycję i zaprosili na kolację wigilijną starszego Brata Mamciaś z Rodziną...
Jakże ja się cieszyłam, że Święta spędzę wraz z Kuzynami...
Od śmierci Dziadzia Stefana nie spotykaliśmy się przy wspólnym stole...
Mamciaś z wielkim staraniem przygotowała kolację, chociaż nie było na stole dwunastu tradycyjnych dań, mieszkanko pięknie przystrojone, choinka dumnie wypinała swą zieloną pierś, a pod nią spoczywały symboliczne paczuszki...Dla każdego...
No bo cóż to za Święta bez prezentów ??
I właśnie o te prezenty poszło...
Ledwie Ojciec, obarczony rolą Świętego Mikołaja zaczął rozdzielać owe paczki, Wujek zerwał się z krzesła i zrobił Rodzicom karczemną awanturę...
O co ??
O to, że zostali obdarowani bez uprzedzenia...
Podobno, jak ktoś szuka pretekstu, to każdy powód dobry...
Słysząc wrzaski i pretensje, Duch Bożego Narodzenia czmychnął gdzie pieprz rośnie...
Nawet choinka tak jakoś wklęsła w sobie...
Rodzinne Święta ??
Od tej Wigilii nie było już żadnych rodzinnych Świąt...
Ów incydent wspomniał mi się wczoraj, kiedy wyczytałam, iż jeden z Księży w Krakowie, przebrał się za Bezdomnego i ruszył odwiedzić swoich Znajomych...
Co chciał udowodnić ??
Nie mam pojęcia...
Chyba tylko to, że jest naiwnym Człowiekiem...
W żadnym z tych domów nie został zaproszony do stołu...
Ot co...
To dopiero nietradycyjna tradycja...
No bo niby co ??
Stawiamy to dodatkowe nakrycie...Oczekujemy nieproszonego Gościa...Ale...
No właśnie...
Czy bylibyśmy w stanie zaprosić owego zbłąkanego Wędrowca ?? Nawet jeśli ma rozczochrane kudły i nie pachnie zbyt pięknie ??
Więc dla kogo to nakrycie ??
Dla pięknie ogolonego, pachnącego Biznesmena, któremu uciekł samolot ?? A może dla świetlistej postaci ze świętego obrazka ??
Dla kogo ??
Nie zazdroszczę owemu Księdzu...
To musiała być bardzo gorzka Wigilia...
Przecież gdyby stanął na progu w swojej sutannie, z modlitewnikiem w dłoniach, byłby najbardziej wyczekiwanym, niespodziewanym Gościem jakiego można sobie życzyć...
A Ci biedni Ludzie ??
Ich bożonarodzeniowa radość zniknęła pewnie wraz z nowiną, jak bezdusznymi Ludźmi się okazali...
Zadra pozostanie...
Ale czy to coś zmieni ??
Ilu z nas otworzyło by drzwi przed Bezdomnym ?? Ilu zaoferowało by miejsce przy swoim stole ??
Przecież to dodatkowe nakrycie to symbol...
Może tylko symbol ??
Echhh...
Ufff...
Nie to, żebym nadto była obciążona zbędnymi kilogramami, ale miło wrócić do "równowagi"...
Czego by nie mówić, Święta to stres...
Najpierw stres zakupowo-prezentowy, potem stres kulinarny, a potem stres stołowy...
Uda się, czy nie ??
Będzie radośnie, czy ktoś przy stole wyskoczy z jakimś nadprogramowym, wcale nieświątecznym problemem ??
Czy zwaśnieni Kuzyni podadzą sobie rękę na zgodę ??
Czy karp w galarecie nie spłynie bladą powłoką żelatyny ??
Orzesz...(ko)...
Pamiętam, jako nastoletnie dziecię, kiedy Rodzice postanowili wznowić rodzinną tradycję i zaprosili na kolację wigilijną starszego Brata Mamciaś z Rodziną...
Jakże ja się cieszyłam, że Święta spędzę wraz z Kuzynami...
Od śmierci Dziadzia Stefana nie spotykaliśmy się przy wspólnym stole...
Mamciaś z wielkim staraniem przygotowała kolację, chociaż nie było na stole dwunastu tradycyjnych dań, mieszkanko pięknie przystrojone, choinka dumnie wypinała swą zieloną pierś, a pod nią spoczywały symboliczne paczuszki...Dla każdego...
No bo cóż to za Święta bez prezentów ??
I właśnie o te prezenty poszło...
Ledwie Ojciec, obarczony rolą Świętego Mikołaja zaczął rozdzielać owe paczki, Wujek zerwał się z krzesła i zrobił Rodzicom karczemną awanturę...
O co ??
O to, że zostali obdarowani bez uprzedzenia...
Podobno, jak ktoś szuka pretekstu, to każdy powód dobry...
Słysząc wrzaski i pretensje, Duch Bożego Narodzenia czmychnął gdzie pieprz rośnie...
Nawet choinka tak jakoś wklęsła w sobie...
Rodzinne Święta ??
Od tej Wigilii nie było już żadnych rodzinnych Świąt...
Ów incydent wspomniał mi się wczoraj, kiedy wyczytałam, iż jeden z Księży w Krakowie, przebrał się za Bezdomnego i ruszył odwiedzić swoich Znajomych...
Co chciał udowodnić ??
Nie mam pojęcia...
Chyba tylko to, że jest naiwnym Człowiekiem...
W żadnym z tych domów nie został zaproszony do stołu...
Ot co...
To dopiero nietradycyjna tradycja...
No bo niby co ??
Stawiamy to dodatkowe nakrycie...Oczekujemy nieproszonego Gościa...Ale...
No właśnie...
Czy bylibyśmy w stanie zaprosić owego zbłąkanego Wędrowca ?? Nawet jeśli ma rozczochrane kudły i nie pachnie zbyt pięknie ??
Więc dla kogo to nakrycie ??
Dla pięknie ogolonego, pachnącego Biznesmena, któremu uciekł samolot ?? A może dla świetlistej postaci ze świętego obrazka ??
Dla kogo ??
Nie zazdroszczę owemu Księdzu...
To musiała być bardzo gorzka Wigilia...
Przecież gdyby stanął na progu w swojej sutannie, z modlitewnikiem w dłoniach, byłby najbardziej wyczekiwanym, niespodziewanym Gościem jakiego można sobie życzyć...
A Ci biedni Ludzie ??
Ich bożonarodzeniowa radość zniknęła pewnie wraz z nowiną, jak bezdusznymi Ludźmi się okazali...
Zadra pozostanie...
Ale czy to coś zmieni ??
Ilu z nas otworzyło by drzwi przed Bezdomnym ?? Ilu zaoferowało by miejsce przy swoim stole ??
Przecież to dodatkowe nakrycie to symbol...
Może tylko symbol ??
Echhh...
czwartek, 26 grudnia 2013
Nietradycyjna tradycja...
Nasza Wigilia w tym roku była wyjątkowo nietradycyjna...
Zaczęło się od tego, że sama siebie zwolniłam z przygotowywania dwunastu dań...
No bo jak ??
Skoro zaczniemy wieczerzać, kiedy już niebo usiane będzie gwiazdami, a Naród będzie się zbierał na Pasterkę, mamy ładować w siebie ponadnormatywną ilość strawy ??
Nie godzi się...Nie godzi...
Co się z tym łączy, nie było kuchennej, wigilijnej "zadymy"...
Powolutku...Powolutku...
Toż caluśki wieczór miałam na przygotowania...
Kiedy omiotłam gospodarskim okiem naszą "chałupkę" i uśmiech zadowolenia wypełzł mi na twarz, do godziny "zero" miałam jeszcze sporo luzu...
Pan N. wkroczył przed dwudziestą trzecią...Dzieciaki przybyły pół godziny po Nim...
I ledwie Pierworodny przekroczył próg mieszkania, wydał z siebie donośny krzyk...
- Tatoooo !!
Odpowiedział mu zbiorowy śmiech...
No tak...
Lekko Chłopak nie miał...
Gwiazdka obarczyła Go dostarczeniem prezentu dla Pana N., więc Biedak taszczył sporych rozmiarów walizkę o nieprzyzwoitym ciężarze dwudziestu kilo...
Tak...Tak...
Uległam...
Poddałam się...
W naszym domciu pojawiło się dwadzieścia kilo hantli...
Roziskrzone oczęta Pana N. świadczyły o tym, że się Pani Gwiazdka spisała...
Opłatek...Sprinterska Kolacja...No i można było zerknąć co też jeszcze nasze drzewko skrywa pod swoimi gałązkami...
Tegoroczna Gwiazdka była na sportowo...
Hmmm...
Może nie do końca...
Chociaż...
Moje osobiste prezenty były może mniej sportowe, ale czeka mnie niezły maraton...
Maraton czytelniczy...
Dostałam osiem opasłych tomiszczy !!
Ależ miałam radochę, kiedy Święty Mikołaj podawał mi paczuszki !!
Osiem opasłych tomiszczy !!
Układałam je sobie na kolanach i przytulałam serdecznie...Duszyczka aż mi z tej radochy podrygiwała...
Ileż wspaniałych przygód przede mną...
Pan N. montował w kącie swoje hantelki...
Pierworodny układał dokumenty w pięknym portfelu...
Synowa z iskierkami w oczach i roześmianymi dołeczkami na policzkach oddzierała prezentowe naklejki, które zamierza wykorzystać do robionego z wielkim talentem decoupagu...
Mimo, iż pora była nieprzyzwoicie późna, było dokładnie tak jak być powinno...
Radośnie...Świątecznie...Niecodziennie...
I jak tu nie czekać na kolejną Gwiazdkę ?? ;o)
Zaczęło się od tego, że sama siebie zwolniłam z przygotowywania dwunastu dań...
No bo jak ??
Skoro zaczniemy wieczerzać, kiedy już niebo usiane będzie gwiazdami, a Naród będzie się zbierał na Pasterkę, mamy ładować w siebie ponadnormatywną ilość strawy ??
Nie godzi się...Nie godzi...
Co się z tym łączy, nie było kuchennej, wigilijnej "zadymy"...
Powolutku...Powolutku...
Toż caluśki wieczór miałam na przygotowania...
Kiedy omiotłam gospodarskim okiem naszą "chałupkę" i uśmiech zadowolenia wypełzł mi na twarz, do godziny "zero" miałam jeszcze sporo luzu...
Pan N. wkroczył przed dwudziestą trzecią...Dzieciaki przybyły pół godziny po Nim...
I ledwie Pierworodny przekroczył próg mieszkania, wydał z siebie donośny krzyk...
- Tatoooo !!
Odpowiedział mu zbiorowy śmiech...
No tak...
Lekko Chłopak nie miał...
Gwiazdka obarczyła Go dostarczeniem prezentu dla Pana N., więc Biedak taszczył sporych rozmiarów walizkę o nieprzyzwoitym ciężarze dwudziestu kilo...
Tak...Tak...
Uległam...
Poddałam się...
W naszym domciu pojawiło się dwadzieścia kilo hantli...
Roziskrzone oczęta Pana N. świadczyły o tym, że się Pani Gwiazdka spisała...
Opłatek...Sprinterska Kolacja...No i można było zerknąć co też jeszcze nasze drzewko skrywa pod swoimi gałązkami...
Tegoroczna Gwiazdka była na sportowo...
Hmmm...
Może nie do końca...
Chociaż...
Moje osobiste prezenty były może mniej sportowe, ale czeka mnie niezły maraton...
Maraton czytelniczy...
Dostałam osiem opasłych tomiszczy !!
Ależ miałam radochę, kiedy Święty Mikołaj podawał mi paczuszki !!
Osiem opasłych tomiszczy !!
Układałam je sobie na kolanach i przytulałam serdecznie...Duszyczka aż mi z tej radochy podrygiwała...
Ileż wspaniałych przygód przede mną...
Pan N. montował w kącie swoje hantelki...
Pierworodny układał dokumenty w pięknym portfelu...
Synowa z iskierkami w oczach i roześmianymi dołeczkami na policzkach oddzierała prezentowe naklejki, które zamierza wykorzystać do robionego z wielkim talentem decoupagu...
Mimo, iż pora była nieprzyzwoicie późna, było dokładnie tak jak być powinno...
Radośnie...Świątecznie...Niecodziennie...
I jak tu nie czekać na kolejną Gwiazdkę ?? ;o)
wtorek, 24 grudnia 2013
Całorocznie !!
Grona rodzinnego...
Anioła opiekuńczego...
Nastroju cudnego...
Prezentu bogatego...
Żarełka pysznego...
Trunku solidnego...
No i chyba...
żebyśmy zdrowi byli jak...
Anioła opiekuńczego...
Nastroju cudnego...
Prezentu bogatego...
Żarełka pysznego...
Trunku solidnego...
No i chyba...
żebyśmy zdrowi byli jak...
sobota, 21 grudnia 2013
Bozia lubi zażartować...
Jak to powiadają ??
"Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz Mu o swoich planach ??"
Niby taka mądrusiana ze mnie Gordyjka, a jak się człowiek lepiej przypatrzy to durnowaty ze mnie gamoń...
Echhh...
Żeby tak "stara wrona" dała się podejść...
Pan Los miał chyba wczoraj wyjątkowo kiepski humor i postanowił, że nie będzie osamotniony w tych drętwych nastrojach...
Niby piąteczek...
Niby Duch Bożego Narodzenia...
Niby pogoda jak marzenie...
I jak nagle nie przyfanzoli...
Łubuduuuu !!
No i po piąteczku...
Duch Bożego Narodzenia ścieli się bladym trupem...
Za oknami jakoś poszarzało...
A Gordyjki mało szlaczek nie trafił...
Ot co...
Zaczęło się od "przeprawy" z pewnym Klientem, który ma niestety niechlubną u nas opinię...Ma Chłopak ogromną słabość do "kieliszka", a ów "kieliszek" powoduje u Niego ogromny pęd do załatwiania, nabywania i naprawiania...
No i właśnie w piąteczek dokonywał tych wszystkich czynności jednocześnie...
Jak rozmawiać o pogodzie z pijanym ??
Mówicie, że trudno ??
To spróbujcie wytłumaczyć niuanse oprogramowania antywirusowego, albo fakt, że Serwis ma obłożenie do Nowego Roku i wizyta domowa jest niemożliwa do realizacji...
Wizyta, której ów Pan domaga się natychmiast, albo jeszcze szybciej...
Kilka bełkotanych telefonów...Cztery wizyty w sklepie...
I wrodzony gordyjski optymizm jakoś sklęsł był okrutnie...
Po każdej rozmowie potrzebowałam przynajmniej kilku minut, żeby dojść do siebie...
Pan wychodził z nagła, i wracał jeszcze szybciej...Po czym zaczynał temat od nowa...
Orzesz...(ko)...
Może jakoś bym to psychicznie poukładała, gdyby nie fakt, że w międzyczasie zadzwonił telefon...
- Czy to numer do Państwa N. ??
- Tak...- odpowiedziałam niepewnie, bo ów głos kogoś mi przypominał...
- Czy mogę rozmawiać z Panią lub z Panem N. ??- dopytywał "głos"...
- Słucham...- potwierdziłam tożsamość...
- To ja...- usłyszałam, i zrobiło mi się na duszy niewyraźnie...
Ki czort...
Uparł się na mnie dzisiaj Pan Los ??
A później nastąpiła rozmowa, w której nawet za podwójną kumulację w Lotku nie chciała bym uczestniczyć...
"Głos" usiłował nas wplatać w konflikt małżeński, bardzo skomplikowane sprawy rodzinne i w pomówienia, którymi nie pogardził by żaden Prokurator...
Rozmówca trzeźwy raczej nie był...
Co ja do cholewki, alkomat jestem czy co ??
Rozmowa polegała na tym, że wylewano mi całe wiadra cudzych pomyj na głowę, a jakakolwiek próba zakończenia owej dysputy kończyła się fiaskiem...
Po cholerę mnie Rodzice tak dobrze wychowali ??
Ktoś namieszał sobie w życiorysie, a ja mam to przez telefon naprawić ??
Ło Matko i Córko...
Toż nawet skała by nie wytrzymała, a co dopiero Góralka półkrwi...
No cóż...
Rozłączyłam się, ze świadomością, iż zostałam wrogiem...
Hmmm...W sumie została bym nim nawet godzinę później i po wyczerpaniu baterii...
Piąteczek...
Niech go dunder świśnie...
Kiedy Pan N. pozamykał już solidnie wszystkie zamki w naszym domowym azylu, a ja złożyłam swe utyrane ciało na kanapie zadzwonił telefon...
Wyświetlacz nie pozostawiał złudzeń...
Ów nękający mnie cały dzień Klient...
- To ja przyniosę ten komputer po Nowym Roku...- oznajmia mi radośnie...- wesołych Świąt Bożego Narodzenia !!
- Nawzajem...- wymruczałam posępnie, a ledwie ukojone nerwy znowu zaczęły niebezpiecznie drgać...
A miało być tak pięknie...Prezentowo...Niespodziankowo...Radośnie...
Bozia lubi zażartować...
"Chcesz rozśmieszyć Pana Boga, opowiedz Mu o swoich planach ??"
Niby taka mądrusiana ze mnie Gordyjka, a jak się człowiek lepiej przypatrzy to durnowaty ze mnie gamoń...
Echhh...
Żeby tak "stara wrona" dała się podejść...
Pan Los miał chyba wczoraj wyjątkowo kiepski humor i postanowił, że nie będzie osamotniony w tych drętwych nastrojach...
Niby piąteczek...
Niby Duch Bożego Narodzenia...
Niby pogoda jak marzenie...
I jak nagle nie przyfanzoli...
Łubuduuuu !!
No i po piąteczku...
Duch Bożego Narodzenia ścieli się bladym trupem...
Za oknami jakoś poszarzało...
A Gordyjki mało szlaczek nie trafił...
Ot co...
Zaczęło się od "przeprawy" z pewnym Klientem, który ma niestety niechlubną u nas opinię...Ma Chłopak ogromną słabość do "kieliszka", a ów "kieliszek" powoduje u Niego ogromny pęd do załatwiania, nabywania i naprawiania...
No i właśnie w piąteczek dokonywał tych wszystkich czynności jednocześnie...
Jak rozmawiać o pogodzie z pijanym ??
Mówicie, że trudno ??
To spróbujcie wytłumaczyć niuanse oprogramowania antywirusowego, albo fakt, że Serwis ma obłożenie do Nowego Roku i wizyta domowa jest niemożliwa do realizacji...
Wizyta, której ów Pan domaga się natychmiast, albo jeszcze szybciej...
Kilka bełkotanych telefonów...Cztery wizyty w sklepie...
I wrodzony gordyjski optymizm jakoś sklęsł był okrutnie...
Po każdej rozmowie potrzebowałam przynajmniej kilku minut, żeby dojść do siebie...
Pan wychodził z nagła, i wracał jeszcze szybciej...Po czym zaczynał temat od nowa...
Orzesz...(ko)...
Może jakoś bym to psychicznie poukładała, gdyby nie fakt, że w międzyczasie zadzwonił telefon...
- Czy to numer do Państwa N. ??
- Tak...- odpowiedziałam niepewnie, bo ów głos kogoś mi przypominał...
- Czy mogę rozmawiać z Panią lub z Panem N. ??- dopytywał "głos"...
- Słucham...- potwierdziłam tożsamość...
- To ja...- usłyszałam, i zrobiło mi się na duszy niewyraźnie...
Ki czort...
Uparł się na mnie dzisiaj Pan Los ??
A później nastąpiła rozmowa, w której nawet za podwójną kumulację w Lotku nie chciała bym uczestniczyć...
"Głos" usiłował nas wplatać w konflikt małżeński, bardzo skomplikowane sprawy rodzinne i w pomówienia, którymi nie pogardził by żaden Prokurator...
Rozmówca trzeźwy raczej nie był...
Co ja do cholewki, alkomat jestem czy co ??
Rozmowa polegała na tym, że wylewano mi całe wiadra cudzych pomyj na głowę, a jakakolwiek próba zakończenia owej dysputy kończyła się fiaskiem...
Po cholerę mnie Rodzice tak dobrze wychowali ??
Ktoś namieszał sobie w życiorysie, a ja mam to przez telefon naprawić ??
Ło Matko i Córko...
Toż nawet skała by nie wytrzymała, a co dopiero Góralka półkrwi...
No cóż...
Rozłączyłam się, ze świadomością, iż zostałam wrogiem...
Hmmm...W sumie została bym nim nawet godzinę później i po wyczerpaniu baterii...
Piąteczek...
Niech go dunder świśnie...
Kiedy Pan N. pozamykał już solidnie wszystkie zamki w naszym domowym azylu, a ja złożyłam swe utyrane ciało na kanapie zadzwonił telefon...
Wyświetlacz nie pozostawiał złudzeń...
Ów nękający mnie cały dzień Klient...
- To ja przyniosę ten komputer po Nowym Roku...- oznajmia mi radośnie...- wesołych Świąt Bożego Narodzenia !!
- Nawzajem...- wymruczałam posępnie, a ledwie ukojone nerwy znowu zaczęły niebezpiecznie drgać...
A miało być tak pięknie...Prezentowo...Niespodziankowo...Radośnie...
Bozia lubi zażartować...
piątek, 20 grudnia 2013
Prezentobranie...Czyli o gafach i radościach...
- Dochodzę do wniosku, że moi Znajomi wcale mnie nie znają... - oświadczyła w pewnym momencie jedna z moich Klientek...
- A po czym to Pani poznaje ?? - zapytałam, żeby ukryć zaskoczenie...
- Po prezentach !! - wyjaśniła Kobieta i kontynuowała swój wywód... - Co roku dostaję jakieś idiotyczne upominki, na widok których muszę tuszować rozgoryczenie, a mnie doprawdy nie trudno zadowolić !! - perorowała...
- To może najprościej byłoby Im to powiedzieć ?? - dociekałam, bo problem "nietrafionych" prezentów wcale błahym nie jest...
- No co też Pani !! Nie widzą, że mam "kota" na punkcie torebek i butów ?? - obruszyła się moja Rozmówczyni...- każda Kobieta uwielbia dostawać torebki i buty !! - wyjaśniła mi przy okazji...
- Nie każda... - poinformowałam Ją z uśmiechem... - I znam kilka innych Kobiet, które również wyżej cenią sobie dobrą lekturę, albo płytę z muzyką... - dodałam...
- No !! Ja książki też lubię !! - przyznała po chwili Klientka...
Przez chwilę myślałam, że jest to kres "prezentowej" rozmowy, kiedy Kobieta odezwała się ponownie...
- Nawet Mąż nie umie kupić mi prezentu...
Zabrzmiało to bardzo gorzko...
- Niech Pani zbyt wiele nie wymaga, Święty Mikołaj też jest Facetem, a jak się mu listu pod nos nie podetknie to bzdury przynosi... - próbowałam obrócić problem w żart... - Ale tak poważniej...Proponuję w przyszłym roku napisać list do Świętego Mikusia i wymienić kilka rzeczy do uszczęśliwienia...To podziała...
Kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem...
- A tak przy okazji...Co Pani kupiła Mężowi ?? - zapytałam z czysto babskiej ciekawości...
- Sweterek !! Piękny sweterek... - objawiła mi swoją niespodziankę Klientka...
- Hmmm...To też Go Pani szczególnie nie uszczęśliwi... - wypsnęło mi się bezmyślnie...
Budzący się właśnie na twarzy Kobiety uśmiech, znikł natychmiast...
- Myśli Pani ?? - zapytała jakimś takim drżącym głosem...
No i co miałam odpowiedzieć ??
Czy na caluśkim Świecie żyje chociaż jeden normalny Facet marzący o sweterku ?? Normalny !! - podkreślam...
Tak zakończyła się nasza wymiana "prezentowych" mądrości...
Ale skoro przy prezentach jesteśmy...
Pisałam już kiedyś o firmowym zwyczaju obdarowywania Klientów drobiazgami, kiedy nasz system wskazuje, iż jest to tysięczny, czy dwutysięczny Obywatel...
Właśnie czekamy na Trzytysięcznego !!
Jeszcze kilka "numerków" paragonowych i znowu zobaczę niewyobrażalną radość "z niczego"...
Uwielbiam te chwile...
I już sama nie wiem, czy to ja mam większą radochę, czy Obdarowany...
Bo najpiękniejsze prezenty to takie, które dostajemy niespodziewanie i bezinteresownie...
Nawet jeśli ich wartość jest bardziej niż skromna...
- A po czym to Pani poznaje ?? - zapytałam, żeby ukryć zaskoczenie...
- Po prezentach !! - wyjaśniła Kobieta i kontynuowała swój wywód... - Co roku dostaję jakieś idiotyczne upominki, na widok których muszę tuszować rozgoryczenie, a mnie doprawdy nie trudno zadowolić !! - perorowała...
- To może najprościej byłoby Im to powiedzieć ?? - dociekałam, bo problem "nietrafionych" prezentów wcale błahym nie jest...
- No co też Pani !! Nie widzą, że mam "kota" na punkcie torebek i butów ?? - obruszyła się moja Rozmówczyni...- każda Kobieta uwielbia dostawać torebki i buty !! - wyjaśniła mi przy okazji...
- Nie każda... - poinformowałam Ją z uśmiechem... - I znam kilka innych Kobiet, które również wyżej cenią sobie dobrą lekturę, albo płytę z muzyką... - dodałam...
- No !! Ja książki też lubię !! - przyznała po chwili Klientka...
Przez chwilę myślałam, że jest to kres "prezentowej" rozmowy, kiedy Kobieta odezwała się ponownie...
- Nawet Mąż nie umie kupić mi prezentu...
Zabrzmiało to bardzo gorzko...
- Niech Pani zbyt wiele nie wymaga, Święty Mikołaj też jest Facetem, a jak się mu listu pod nos nie podetknie to bzdury przynosi... - próbowałam obrócić problem w żart... - Ale tak poważniej...Proponuję w przyszłym roku napisać list do Świętego Mikusia i wymienić kilka rzeczy do uszczęśliwienia...To podziała...
Kobieta spojrzała na mnie ze zdziwieniem...
- A tak przy okazji...Co Pani kupiła Mężowi ?? - zapytałam z czysto babskiej ciekawości...
- Sweterek !! Piękny sweterek... - objawiła mi swoją niespodziankę Klientka...
- Hmmm...To też Go Pani szczególnie nie uszczęśliwi... - wypsnęło mi się bezmyślnie...
Budzący się właśnie na twarzy Kobiety uśmiech, znikł natychmiast...
- Myśli Pani ?? - zapytała jakimś takim drżącym głosem...
No i co miałam odpowiedzieć ??
Czy na caluśkim Świecie żyje chociaż jeden normalny Facet marzący o sweterku ?? Normalny !! - podkreślam...
Tak zakończyła się nasza wymiana "prezentowych" mądrości...
Ale skoro przy prezentach jesteśmy...
Pisałam już kiedyś o firmowym zwyczaju obdarowywania Klientów drobiazgami, kiedy nasz system wskazuje, iż jest to tysięczny, czy dwutysięczny Obywatel...
Właśnie czekamy na Trzytysięcznego !!
Jeszcze kilka "numerków" paragonowych i znowu zobaczę niewyobrażalną radość "z niczego"...
Uwielbiam te chwile...
I już sama nie wiem, czy to ja mam większą radochę, czy Obdarowany...
Bo najpiękniejsze prezenty to takie, które dostajemy niespodziewanie i bezinteresownie...
Nawet jeśli ich wartość jest bardziej niż skromna...
środa, 18 grudnia 2013
Mikuś nie jest taki święty...
Każdy kto chociaż raz przygotowywał dom na Święta Bożego Narodzenia wie, że zajęcie to wymaga czasu i trudu...
Po prostu "krew i łzy"...
No cóż...Krew niejednemu pociekła jeśli nieuważnie obsługiwał nóż kuchenny...A o łzy to się postara koleżanka cebula...
Dołożyłabym jeszcze do tego pot, bo rozgrzane niczym wulkan piecyki gazowe nieźle zawyżają temperaturę w pomieszczeniach...
Czyli reasumując, Święta to pot, krew i łzy...
A potem jeszcze nadwaga, ale to już drobiażdżek...
Czas więc przedświątecznie odpocząć...
Błądząc po zaprzyjaźnionych blogach znalazłam prawie wszystko na temat Świąt...O choince, o ozdobach, o kiermaszach, o potrawach, o życzeniach, o prezentach...
O właśnie...O prezentach...
Sprawa wydawała by się prosta...
W kwestii prezentów trzeba się skontaktować ze Świętym Mikołajem, najlepiej listownie i sprawa właściwie załatwiona...
Potem pozostaje nam nasłuchiwać czy w pobliżu dźwięczy dzwoneczek reniferów...
No właśnie !!
Reniferów !!
Czy ktoś użalił się czasem nad ciężkim losem tej rogacizny ??
Czy ktoś docenił ogromny ich wkład w Święta Bożego Narodzenia ??
Nie !!
Mało tego...
Słyszałam nawet ironiczne uwagi na temat czerwonych reniferowych nosków, że niby one takie czerwone nie od mrozu, tylko od używek !!
Wredoty !!
A jakby tak zabrakło reniferów to czym by szanowny Święty Mikołaj się przemieszczał ??
Na osiołku może ?? Albo na innym dromaderze ??
Już widzę jak się Mikuś na "garbatego" z workiem prezentów ładuje...
A tak w ogóle, czy Wy wiecie dlaczego Mikołaj wybrał właśnie renifery do swoich sań ??
Nie ??
Ha !! Tak myślałam...
Renifery potrafią biec z prędkością 70km/h !!
Że samochody szybsze ??
Już widzę te "bryki" jak odpalają przy -30...
A poza tym, czy samochód umie jeździć po kopnym śniegu ??
Nie !! A renifer umie, bo ma od Matki Natury specjalne, szerokie kopytka...
Do tego renifery świetnie pływają...
Ich pusta w środku sierść jest jak koło ratunkowe, a budowa ciała umożliwia "rejsy" z prędkością nawet 6,5 km/h ...
Ponad to w czasie rozwożenia prezentów Mikuś wcale nie musi uważać na drogę, bo reniferki mają świetną orientację w terenie i nie potrzebują żadnego GPS-a ...
Do tego dochodzi niesamowita umiejętność...
Renifery widzą promieniowanie ultrafioletowe o długości fali od 400 do 190 nanometrów...
To się nazywa spostrzegawczość...
Jest jednak kilka rzeczy, które mnie zaniepokoiły, kiedy szukałam informacji na temat tych rogatych bohaterów...
Hmmm...
Jakby to powiedzieć...
No dobra...Napiszę wprost...Może nie znienawidzicie Świętego Mikołaja...
Otóż...
Renifery samce w okresie rui walczą swoim porożem, a najmocarniejszy może sobie wywalczyć prawo kopulacji nawet z dwudziestoma samicami (taki reniferowy harem sobie chłopak zakłada)...Problem w tym, że po owej rui samce zrzucają poroże i przestają być rogaczami, a rogi mają jedynie samice...
Ponieważ ruja następuje jesienią, więc na Boże Narodzenie łby samców są gładziutkie jak pupa niemowlaka, albo mają malusie rogowe wyrostki...
Kto więc ciągnie sanie Mikusia ??
Na logikę wychodzi, że reniferowe kobietki...
A żeby tego było mało, to kobietki owe w czasie Bożego Narodzenia są ciężarne !!
Tak więc, sanie Świętego Mikołaja zaprzężone są w ciężarne, reniferowe niewiasty...
Sami spójrzcie...
Rogi są ??
Są !!
Czyli to baby !!
Nie wiem co na to Feministki, ale ja bym coś w tym temacie zadziałała...
Może jakieś podwójne prezenty w ramach rekompensaty ??
W sumie to samice reniferów to mają przechlapane po całości...
Nie dość, że żyją w haremach, nie dość że ciężarne muszą brykać przy saniach, to jeszcze jak się już im to potomstwo urodzi to dopiero mają maraton...
Małe reniferka trzy minuty po urodzeniu już ssie mleko, i ssie je tak co osiemnaście minut !!
Która z czytających Mam narzekała na karmienie co trzy godziny, albo nocne wstawanie ??
Może się z reniferką, któraś z Was zamieni ??
Bidule...
Jedno czego można im pozazdrości to fakt, iż ponoć posiadając cztery żołądki, to sylwetki mają zabójcze...
No i futra !!
To futro ekstra klasa !!
Grzeje ponoć tak bardzo, że renifery muszą majestatycznie sapać, żeby uchronić swoje mózgi od przegrzania !!
Tak więc czas docenić kopytne przyjaciółki Pana Mikusia i obok ciasteczek i szklanki z mlekiem pozostawić garstkę sianka...
A nuż się w przyszłym roku zrewanżują jakimś futerkiem...;o)
Po prostu "krew i łzy"...
No cóż...Krew niejednemu pociekła jeśli nieuważnie obsługiwał nóż kuchenny...A o łzy to się postara koleżanka cebula...
Dołożyłabym jeszcze do tego pot, bo rozgrzane niczym wulkan piecyki gazowe nieźle zawyżają temperaturę w pomieszczeniach...
Czyli reasumując, Święta to pot, krew i łzy...
A potem jeszcze nadwaga, ale to już drobiażdżek...
Czas więc przedświątecznie odpocząć...
Błądząc po zaprzyjaźnionych blogach znalazłam prawie wszystko na temat Świąt...O choince, o ozdobach, o kiermaszach, o potrawach, o życzeniach, o prezentach...
O właśnie...O prezentach...
Sprawa wydawała by się prosta...
W kwestii prezentów trzeba się skontaktować ze Świętym Mikołajem, najlepiej listownie i sprawa właściwie załatwiona...
Potem pozostaje nam nasłuchiwać czy w pobliżu dźwięczy dzwoneczek reniferów...
No właśnie !!
Reniferów !!
Czy ktoś użalił się czasem nad ciężkim losem tej rogacizny ??
Czy ktoś docenił ogromny ich wkład w Święta Bożego Narodzenia ??
Nie !!
Mało tego...
Słyszałam nawet ironiczne uwagi na temat czerwonych reniferowych nosków, że niby one takie czerwone nie od mrozu, tylko od używek !!
Wredoty !!
A jakby tak zabrakło reniferów to czym by szanowny Święty Mikołaj się przemieszczał ??
Na osiołku może ?? Albo na innym dromaderze ??
Już widzę jak się Mikuś na "garbatego" z workiem prezentów ładuje...
A tak w ogóle, czy Wy wiecie dlaczego Mikołaj wybrał właśnie renifery do swoich sań ??
Nie ??
Ha !! Tak myślałam...
Renifery potrafią biec z prędkością 70km/h !!
Że samochody szybsze ??
Już widzę te "bryki" jak odpalają przy -30...
A poza tym, czy samochód umie jeździć po kopnym śniegu ??
Nie !! A renifer umie, bo ma od Matki Natury specjalne, szerokie kopytka...
Do tego renifery świetnie pływają...
Ich pusta w środku sierść jest jak koło ratunkowe, a budowa ciała umożliwia "rejsy" z prędkością nawet 6,5 km/h ...
Ponad to w czasie rozwożenia prezentów Mikuś wcale nie musi uważać na drogę, bo reniferki mają świetną orientację w terenie i nie potrzebują żadnego GPS-a ...
Do tego dochodzi niesamowita umiejętność...
Renifery widzą promieniowanie ultrafioletowe o długości fali od 400 do 190 nanometrów...
To się nazywa spostrzegawczość...
Jest jednak kilka rzeczy, które mnie zaniepokoiły, kiedy szukałam informacji na temat tych rogatych bohaterów...
Hmmm...
Jakby to powiedzieć...
No dobra...Napiszę wprost...Może nie znienawidzicie Świętego Mikołaja...
Otóż...
Renifery samce w okresie rui walczą swoim porożem, a najmocarniejszy może sobie wywalczyć prawo kopulacji nawet z dwudziestoma samicami (taki reniferowy harem sobie chłopak zakłada)...Problem w tym, że po owej rui samce zrzucają poroże i przestają być rogaczami, a rogi mają jedynie samice...
Ponieważ ruja następuje jesienią, więc na Boże Narodzenie łby samców są gładziutkie jak pupa niemowlaka, albo mają malusie rogowe wyrostki...
Kto więc ciągnie sanie Mikusia ??
Na logikę wychodzi, że reniferowe kobietki...
A żeby tego było mało, to kobietki owe w czasie Bożego Narodzenia są ciężarne !!
Tak więc, sanie Świętego Mikołaja zaprzężone są w ciężarne, reniferowe niewiasty...
Sami spójrzcie...
Rogi są ??
Są !!
Czyli to baby !!
Nie wiem co na to Feministki, ale ja bym coś w tym temacie zadziałała...
Może jakieś podwójne prezenty w ramach rekompensaty ??
W sumie to samice reniferów to mają przechlapane po całości...
Nie dość, że żyją w haremach, nie dość że ciężarne muszą brykać przy saniach, to jeszcze jak się już im to potomstwo urodzi to dopiero mają maraton...
Małe reniferka trzy minuty po urodzeniu już ssie mleko, i ssie je tak co osiemnaście minut !!
Która z czytających Mam narzekała na karmienie co trzy godziny, albo nocne wstawanie ??
Może się z reniferką, któraś z Was zamieni ??
Bidule...
Jedno czego można im pozazdrości to fakt, iż ponoć posiadając cztery żołądki, to sylwetki mają zabójcze...
No i futra !!
To futro ekstra klasa !!
Grzeje ponoć tak bardzo, że renifery muszą majestatycznie sapać, żeby uchronić swoje mózgi od przegrzania !!
Tak więc czas docenić kopytne przyjaciółki Pana Mikusia i obok ciasteczek i szklanki z mlekiem pozostawić garstkę sianka...
A nuż się w przyszłym roku zrewanżują jakimś futerkiem...;o)
wtorek, 17 grudnia 2013
Eksperymenty na dzieciach, czyli jak zmierzamy do zagłady...
Może się i nie godzi tematów politycznych poruszać przed Świętami, ale skoro mi się to politykowanie bez zaproszenia za próg wciska, to co ?? Drzwiami mam trzasnąć ?? Łańcuch mam założyć ??
Niepodobna !!
Szczególnie, że to takie "politykowanie" na czasie...
Wszak dni kilka i świętować będziemy Narodzenie Pańskie...A to moje "politykowanie" właśnie najbardziej Dzieci dotyczy...
Przeczytałam wczoraj pewien wpis na jednym z blogów i mi się półgóralska krew zagotowała...
Rodzice pewnej młodej Damy, liczącej sobie lewie kilka lat, zostali w trybie pilnym wezwani na dywanik do Pani Psycholog w Przedszkolu...
Temat owego zawezwania brzmiał:
1. Ubierają Córkę w podkoszulkę, getry lub spodnie.
2. Włosy Córka ma obcięte na krótko.
3. Córka próbowała sikać na stojąco.
Rodzice zdębieli...
Zdębiała również Pani Psycholog...
Można by nawet uznać, że się w gabinecie las dębowy pojawił...Chociaż każda z tych "dębin" podłoże miała inne...
Mama zdębiała pod tytułem - " co jest złego w praktycznej krótkiej fryzurce i wygodnych ciuszkach";
Tata zdębiał pod tytułem - "takie problemy to nie problemy";
Pani Psycholog zdębiała pod tytułem - "ależ to prymitywni Ludzie, skoro nie umieją wychowywać Dziecka zgodnie z płcią"...
Teraz powinnam powiedzieć...
Orzesz...(ko)...
Konferencja "dębiny" trwała ponad godzinę i nie przyniosła dla żadnej ze stron rozwiązania...
Pani Psycholog nie dała się przekonać, iż czesanie, czy mycie długich włosów u kilkulatki może być dla Niej doznaniem traumatycznym, a noszenie falbanek i koronek nie jest przymusem opisanym w Konstytucji...Sprawa jednokrotnego incydentu z "siku na stojąco" Rodzice zbagatelizowali zupełnie, szczególnie, że kilkulatka miała w dorobku trochę starszego Brata...
Rodzice nie dali się przekonać, iż najważniejszym elementem wychowania jest wiązanie wstążeczek i koroneczek...
Pat...
"Poprawność polityczna" owej Pani Psycholog jest jak dla mnie porażająca...
Ile brakuje, żeby sporządziła jakiś ogromnie "ważny" dokument, który podważał będzie zdolności wychowawcze Rodziców i sprawa zakończy się w Sądzie ??
No to jedną szalkę naszej "politycznej" wagi mamy zapełnioną...
Czas na drugą...
W pewnym Przedszkolu miały się odbywać zajęcia dotyczące płciowości, równouprawnienia i tolerancji...
Tematyka ze wszech miar godna uznania, bo przecież wszyscy wiedzą, że czym skorupka za młodu, itd...
Jednym z elementów owych zajęć miało być przebieranie się...Dziewczynki za chłopców i na odwrót...
Ponieważ jednak zajęcia owe wykraczały ponad przyjęty program, więc Rodzice byli zobowiązani podpisać zgodę na uczestnictwo swych Pociech...
Część Rodziców owej bumagi nie podpisała...
I jak to w Świecie "dzikich ludów" bywa, zaczął się problem...
Okazało się bowiem, że Rodzice owi są "nietolerancyjnymi ksenofobami o ograniczonych możliwościach percepcyjnych"...
Orzesz...(ko)...
Już sobie wyobrażam naszego Pierworodnego, jak kieckę zakłada...Ależ by granda w domu była...
Ale jak by na temat nie patrzeć, to to również jest "poprawność polityczna" władz owego Przedszkola...
Czyli co ?? Teraz wybierając Placówkę dla swego Dziecięcia trzeba będzie zrobić ankietę dla Pań Przedszkolanek, która jakie ma "odchyły"...??
Bo skoro w jednej Placówce poprawność polityczna to kokardki i falbanki, a w drugiej przyklejanie sztucznych wąsów (mam nadzieję, że nie penisów) to gdzie w tym wszystkim znajduje się owa tolerancja ??
A może to jakieś urazy z dzieciństwa, których doznały owe pedagogiczne "ciała"...??
Może nikt im nie wyjaśnił, że Kopciuszek, mimo tego, że niby "on", był dziewczynką, a nie przebierańcem...??
Bo kwestii "Czerwonego Kapturka" sama bym się nie zdecydowała wyjaśniać...
Ten "Czerwony Kapturek" to persona ogromnie podejrzana...
Nie dość, że "on", a jednak "ona", to na dodatek rozpowszechnia alkoholizm wśród narodu tarmosząc Babci wino w koszyku (nawet nie chcę myśleć, że było to wino domowej roboty, a więc bez akcyzy), a już Myśliwy to prawdziwy zwyrodnialec depczący prawa zwierząt...I to zwierząt pod ochroną !!
Takie wzorce mogą człekowi na całe życie zaszkodzić...
Gwoździem do moich "politycznych" dywagacji okazał się jednak projekt proponowany przez pewną Partię...
"Głos wyborczy dla Dziecka"...
Wiedziałam już od kilkunastu co najmniej lat, że z tą naszą Elitą polityczną nie wszystko jest w porządku, ale nie przypuszczałam, że aż tak...
A najbardziej przeraziły mnie wypowiedzi przedstawicieli innych ugrupowań...
Niby sceptycznie, ale nikt tego nie wykluczał...
Czyli co ??
Róbcie dzieci na potęgę,
wtedy głosów wam przybędzie??
Zawsze byłam przekonana, iż demokracja to zabieganie o głosy wyborców...
A tu zonk...
Na banerach pojawią się całkiem nowe hasła...
"Dzieci przyszłością Polityki"...
To może idźmy dalej...
Skoro dorośli coraz częściej zachowują się w tej "polityce" jak "dzieci we mgle", to oddajmy władzę w ręce Dzieci...
Ogłośmy Rzeczpospolitą Pajdokracyjną...
Po kiego się "rozmieniać na drobne" skoro można "trzasnąć temat po całości"...
Nie ma chyba gorszej rzeczy "w przyrodzie" niż eksperymentowanie na przyszłych pokoleniach...
Niepodobna !!
Szczególnie, że to takie "politykowanie" na czasie...
Wszak dni kilka i świętować będziemy Narodzenie Pańskie...A to moje "politykowanie" właśnie najbardziej Dzieci dotyczy...
Przeczytałam wczoraj pewien wpis na jednym z blogów i mi się półgóralska krew zagotowała...
Rodzice pewnej młodej Damy, liczącej sobie lewie kilka lat, zostali w trybie pilnym wezwani na dywanik do Pani Psycholog w Przedszkolu...
Temat owego zawezwania brzmiał:
1. Ubierają Córkę w podkoszulkę, getry lub spodnie.
2. Włosy Córka ma obcięte na krótko.
3. Córka próbowała sikać na stojąco.
Rodzice zdębieli...
Zdębiała również Pani Psycholog...
Można by nawet uznać, że się w gabinecie las dębowy pojawił...Chociaż każda z tych "dębin" podłoże miała inne...
Mama zdębiała pod tytułem - " co jest złego w praktycznej krótkiej fryzurce i wygodnych ciuszkach";
Tata zdębiał pod tytułem - "takie problemy to nie problemy";
Pani Psycholog zdębiała pod tytułem - "ależ to prymitywni Ludzie, skoro nie umieją wychowywać Dziecka zgodnie z płcią"...
Teraz powinnam powiedzieć...
Orzesz...(ko)...
Konferencja "dębiny" trwała ponad godzinę i nie przyniosła dla żadnej ze stron rozwiązania...
Pani Psycholog nie dała się przekonać, iż czesanie, czy mycie długich włosów u kilkulatki może być dla Niej doznaniem traumatycznym, a noszenie falbanek i koronek nie jest przymusem opisanym w Konstytucji...Sprawa jednokrotnego incydentu z "siku na stojąco" Rodzice zbagatelizowali zupełnie, szczególnie, że kilkulatka miała w dorobku trochę starszego Brata...
Rodzice nie dali się przekonać, iż najważniejszym elementem wychowania jest wiązanie wstążeczek i koroneczek...
Pat...
"Poprawność polityczna" owej Pani Psycholog jest jak dla mnie porażająca...
Ile brakuje, żeby sporządziła jakiś ogromnie "ważny" dokument, który podważał będzie zdolności wychowawcze Rodziców i sprawa zakończy się w Sądzie ??
No to jedną szalkę naszej "politycznej" wagi mamy zapełnioną...
Czas na drugą...
W pewnym Przedszkolu miały się odbywać zajęcia dotyczące płciowości, równouprawnienia i tolerancji...
Tematyka ze wszech miar godna uznania, bo przecież wszyscy wiedzą, że czym skorupka za młodu, itd...
Jednym z elementów owych zajęć miało być przebieranie się...Dziewczynki za chłopców i na odwrót...
Ponieważ jednak zajęcia owe wykraczały ponad przyjęty program, więc Rodzice byli zobowiązani podpisać zgodę na uczestnictwo swych Pociech...
Część Rodziców owej bumagi nie podpisała...
I jak to w Świecie "dzikich ludów" bywa, zaczął się problem...
Okazało się bowiem, że Rodzice owi są "nietolerancyjnymi ksenofobami o ograniczonych możliwościach percepcyjnych"...
Orzesz...(ko)...
Już sobie wyobrażam naszego Pierworodnego, jak kieckę zakłada...Ależ by granda w domu była...
Ale jak by na temat nie patrzeć, to to również jest "poprawność polityczna" władz owego Przedszkola...
Czyli co ?? Teraz wybierając Placówkę dla swego Dziecięcia trzeba będzie zrobić ankietę dla Pań Przedszkolanek, która jakie ma "odchyły"...??
Bo skoro w jednej Placówce poprawność polityczna to kokardki i falbanki, a w drugiej przyklejanie sztucznych wąsów (mam nadzieję, że nie penisów) to gdzie w tym wszystkim znajduje się owa tolerancja ??
A może to jakieś urazy z dzieciństwa, których doznały owe pedagogiczne "ciała"...??
Może nikt im nie wyjaśnił, że Kopciuszek, mimo tego, że niby "on", był dziewczynką, a nie przebierańcem...??
Bo kwestii "Czerwonego Kapturka" sama bym się nie zdecydowała wyjaśniać...
Ten "Czerwony Kapturek" to persona ogromnie podejrzana...
Nie dość, że "on", a jednak "ona", to na dodatek rozpowszechnia alkoholizm wśród narodu tarmosząc Babci wino w koszyku (nawet nie chcę myśleć, że było to wino domowej roboty, a więc bez akcyzy), a już Myśliwy to prawdziwy zwyrodnialec depczący prawa zwierząt...I to zwierząt pod ochroną !!
Takie wzorce mogą człekowi na całe życie zaszkodzić...
Gwoździem do moich "politycznych" dywagacji okazał się jednak projekt proponowany przez pewną Partię...
"Głos wyborczy dla Dziecka"...
Wiedziałam już od kilkunastu co najmniej lat, że z tą naszą Elitą polityczną nie wszystko jest w porządku, ale nie przypuszczałam, że aż tak...
A najbardziej przeraziły mnie wypowiedzi przedstawicieli innych ugrupowań...
Niby sceptycznie, ale nikt tego nie wykluczał...
Czyli co ??
Róbcie dzieci na potęgę,
wtedy głosów wam przybędzie??
Zawsze byłam przekonana, iż demokracja to zabieganie o głosy wyborców...
A tu zonk...
Na banerach pojawią się całkiem nowe hasła...
"Dzieci przyszłością Polityki"...
To może idźmy dalej...
Skoro dorośli coraz częściej zachowują się w tej "polityce" jak "dzieci we mgle", to oddajmy władzę w ręce Dzieci...
Ogłośmy Rzeczpospolitą Pajdokracyjną...
Po kiego się "rozmieniać na drobne" skoro można "trzasnąć temat po całości"...
Nie ma chyba gorszej rzeczy "w przyrodzie" niż eksperymentowanie na przyszłych pokoleniach...
niedziela, 15 grudnia 2013
O przedświątecznym zamotaniu, czyli pora na odpoczynek...
Czy słyszeliście, że już niedługo Święta ??
Poniekąd...
Podobno wszystkie szanujące się Gospodynie sprzątają, marynują mięsiwa i przygotowują wigilijne menu...
Poniekąd...
W sklepach królują: świąteczna muzyczka, zapach wanilii i nieprzebrane tłumy...
Poniekąd...
Nie ma co...
Nie będziemy zasłyszanych wiadomości rozpowszechniać...Postanowiliśmy sprawdzić to naocznie...
W sobotę ruszyliśmy na nasz świąteczny rekonesans...
Chociaż nasze świąteczne przesłanie miało wymiar co najmniej dziwny...A na pewno mało tradycyjny...
Czas najwyższy, żeby Gwiazdka zgromadziła niezbędne akcesoria, bo przecież każdy szanujący się Człek wie, że choinka bez prezentów to lipa, a nie świerk...
Przygotowana lista zakupowa i "nagusek" przebierający miarowo "nóżkami"...
Hej ho...Hej ho...Na zakupy by się...Pojechało...
No to "pajechali"...
Ukryć się nie da, że Tłumy rzeczywiście nieprzebrane...W boksach brak wózków...Na parkingach kolejki do wjazdów...
Polacy ruszyli na podbój Marketów...
- Potrzebujemy wózka ??- zapytał Pan N. z cieniem nadziei w głosie, że Kobietę ma rozsądną...
- Nie potrzebujemy... - utwierdziłam Go w przekonaniu o moim rozsądku...- mamy cztery kończyny górne, a lista skąpa, damy radę...- skontrolowałam listę w pamięci...
Za drzwiami Marketów było tłoczno jak na plaży w Dziwnowie...
W sumie na plaży w Dziwnowie nigdy nie byłam, ale tak sobie ją właśnie wyobrażam w koszmarnych snach...
Grajdoł przy grajdole...
Tu był Człek przy Człeku...
Ruszyliśmy do określonych Działów i po kwadransie szukaliśmy "wyjścia bez zakupów"...
Rekord Świata w pokonywaniu marketowych przestrzeni należy niewątpliwie do nas...
Ło Matko i Córko...
Ruszamy dalej...
Podobne Tłumy...Muzyczka...Zapach...Zgiełk prowadzonych rozmów...
Bierzemy namiar na określone działy...
Pół godziny i jesteśmy przy kasie...
Ufff...
Zeszło troszkę dłużej bo konieczna była "gwiazdkowa" przymiarka...
Roześmiany "pysiek" Pana N. świadczy o tym, że Gwiazdka się w tym roku spisze...
- Może naostrzymy ?? - pytam, widząc stanowisko "Ostrzyciela"...
No to ostrzymy...
Pan Ostrzyciel bierze się do pracy, a my ruszamy do kolejnego Marketu...
Tutaj to już prawdziwe "świąteczne zamotanie"...
Na miejscu bym te koszyki o połowę odchudziła...
- To wszystko ?? - pyta ze zdziwieniem Pani Kasjerka ??
No cóż...Nasz rachunek znacznie odbiega od "średniej krajowej"...
Tyle że, ileż można pożreć przez dwa dni Świąt ??
Na miejscu Służb Medycznych to ja bym już sole do płukania żołądka szykowała...Bo że Dietetykom szykują się nadgodziny to pewne...
Kiedy drzwi się za nami zamykają "symbolicznie", bo drzwi się w ogóle nie zamykały...Ruszyliśmy tam, gdzie przygotowania świąteczne zaobserwować trudno...
Czas na kolejne "chrzciny"...:o)
Czy to nie bardziej konstruktywne niż przedświąteczne trzepanie dywaników ??
Niewątpliwie wyzwala to znacznie więcej endorfin niż pieczenie pierników, czy moczenie śledzi...
Chociaż z tym moczeniem może być i tak...
A skoro już "wytrzepane" i "namoczone", to czas chyba na przedświąteczny odpoczynek ??
Poniekąd...
Podobno wszystkie szanujące się Gospodynie sprzątają, marynują mięsiwa i przygotowują wigilijne menu...
Poniekąd...
W sklepach królują: świąteczna muzyczka, zapach wanilii i nieprzebrane tłumy...
Poniekąd...
Nie ma co...
Nie będziemy zasłyszanych wiadomości rozpowszechniać...Postanowiliśmy sprawdzić to naocznie...
W sobotę ruszyliśmy na nasz świąteczny rekonesans...
Chociaż nasze świąteczne przesłanie miało wymiar co najmniej dziwny...A na pewno mało tradycyjny...
Czas najwyższy, żeby Gwiazdka zgromadziła niezbędne akcesoria, bo przecież każdy szanujący się Człek wie, że choinka bez prezentów to lipa, a nie świerk...
Przygotowana lista zakupowa i "nagusek" przebierający miarowo "nóżkami"...
Hej ho...Hej ho...Na zakupy by się...Pojechało...
No to "pajechali"...
Ukryć się nie da, że Tłumy rzeczywiście nieprzebrane...W boksach brak wózków...Na parkingach kolejki do wjazdów...
Polacy ruszyli na podbój Marketów...
- Potrzebujemy wózka ??- zapytał Pan N. z cieniem nadziei w głosie, że Kobietę ma rozsądną...
- Nie potrzebujemy... - utwierdziłam Go w przekonaniu o moim rozsądku...- mamy cztery kończyny górne, a lista skąpa, damy radę...- skontrolowałam listę w pamięci...
Za drzwiami Marketów było tłoczno jak na plaży w Dziwnowie...
W sumie na plaży w Dziwnowie nigdy nie byłam, ale tak sobie ją właśnie wyobrażam w koszmarnych snach...
Grajdoł przy grajdole...
Tu był Człek przy Człeku...
Ruszyliśmy do określonych Działów i po kwadransie szukaliśmy "wyjścia bez zakupów"...
Rekord Świata w pokonywaniu marketowych przestrzeni należy niewątpliwie do nas...
Ło Matko i Córko...
Ruszamy dalej...
Podobne Tłumy...Muzyczka...Zapach...Zgiełk prowadzonych rozmów...
Bierzemy namiar na określone działy...
Pół godziny i jesteśmy przy kasie...
Ufff...
Zeszło troszkę dłużej bo konieczna była "gwiazdkowa" przymiarka...
Roześmiany "pysiek" Pana N. świadczy o tym, że Gwiazdka się w tym roku spisze...
- Może naostrzymy ?? - pytam, widząc stanowisko "Ostrzyciela"...
No to ostrzymy...
Pan Ostrzyciel bierze się do pracy, a my ruszamy do kolejnego Marketu...
Tutaj to już prawdziwe "świąteczne zamotanie"...
Na miejscu bym te koszyki o połowę odchudziła...
- To wszystko ?? - pyta ze zdziwieniem Pani Kasjerka ??
No cóż...Nasz rachunek znacznie odbiega od "średniej krajowej"...
Tyle że, ileż można pożreć przez dwa dni Świąt ??
Na miejscu Służb Medycznych to ja bym już sole do płukania żołądka szykowała...Bo że Dietetykom szykują się nadgodziny to pewne...
Kiedy drzwi się za nami zamykają "symbolicznie", bo drzwi się w ogóle nie zamykały...Ruszyliśmy tam, gdzie przygotowania świąteczne zaobserwować trudno...
Czas na kolejne "chrzciny"...:o)
Czy to nie bardziej konstruktywne niż przedświąteczne trzepanie dywaników ??
Niewątpliwie wyzwala to znacznie więcej endorfin niż pieczenie pierników, czy moczenie śledzi...
Chociaż z tym moczeniem może być i tak...
A skoro już "wytrzepane" i "namoczone", to czas chyba na przedświąteczny odpoczynek ??
wtorek, 10 grudnia 2013
Ludzie listy piszą...
Hmmm...
No dobra...Przesadziłam...
W dzisiejszych czasach Ludzie coraz rzadziej posługują się sztuką epistolarną, a koperta w skrzynce pocztowej zawiera najczęściej rachunki, albo reklamy...
Nawet kartka na Święta jest już ewenementem...
Magiczne kartoniki z drobniutkim pismem odchodzą w niebyt, a na ich miejsce już dawno wkroczyły maile...
Prościej...Szybciej...Taniej...
I o mailach dzisiaj właśnie będzie...
Chyba przyznacie mi rację, że bez względu na formę korespondencji, list trzeba czytać ze zrozumieniem...To że ma być rozumnie napisany to inna sprawa...
Załóżmy jednakże, że wiadomość została napisana rozumnie i oczekujemy równie rozumnej odpowiedzi...
Kiedy piszemy owo dzieło do Osoby zaprzyjaźnionej i otrzymujemy odpowiedź "ni z gruchy ni z pietruchy" zawsze możemy naszego Adresata zdyscyplinować...
Kiedy jednak nasza korespondencja kierowana jest do Osób nieznany ??
Kilka tygodni temu zostałam szczęśliwą posiadaczką "Łajtka", netbooczka, który zagościł w naszych progach niespodziewanie...
Pan N. wyśledził owo cudo i nabył drogą kupna...
Otworzyłam przesyłkę, okiem "rzuciłam" i...
- On ma uszkodzoną obudowę... - stwierdziłam...
"Oko" to ja mam "parszywe" i zawsze znajdę jakąś niedoróbę, ale tym razem nawet się wysilać specjalnie nie musiałam...
- Miał być nowy... - z zawodem w głosie wyznał Pan N., a że lubi wyjaśniać tematy dogłębnie, więc napisał maila do Sprzedawcy...
Głównym tematem owej korespondencji było zapytanie, dlaczego sprzedaje uszkodzony sprzęt jako nowy i dlaczego wprowadza w błąd swoich potencjalnych Klientów...
Odpowiedź dotarła w dość krótkim czasie...
Przedstawicielka owej Firmy poinformowała nas, iż możemy sprzęt zwrócić, jeśli nam się nie podoba,i że owa Firma nie jest jakąś tam firemka pana Franka za stodołą (określenie autentyczne)...
Orzesz...(ko)...
A co w temacie naszego zapytania ??
Nic...Kompletnie nic...
To, że mamy prawo zwrotu nie wymagało żadnego łaskawego przyzwolenia owej Pani...
A to, czy nie są firmą pana Franka (nie obrażając panów Franków) za stodołą, to akurat czytając ową odpowiedź pewni nie byliśmy...
Najbardziej zbulwersował ową Panią fakt, iż zamierzaliśmy im wystawić "negatywa"...
Nie za urządzenie...Nie za obsługę przesyłki...
Za karygodne traktowanie Klienta i udzielanie nieprawdziwych informacji na temat sprzedawanego sprzętu...
Bo czy tak zwane "chwyty marketingowe" mają się stać dla nas standardem ??
Bo czy mamy biegać do sądu o zwrotu kosztów przesyłek, bo Sprzedawca "nagiął" rzeczywistość, a nasze "prawo do zwrotu" pociąga za sobą wydatek przynajmniej kilkunastu złotych ??
No cóż...
Nie pierwszy raz kupujemy w necie i zagrożenie znamy...
Kilka dni temu Pan N. w porozumieniu z Mikołajem zamówił sobie prezent pod choinkę...
Prosty sprzęt sportowy...
Jak zawsze bardzo skrupulatnie Chłopak wszystko posprawdzał, wyczytał informacje wszelakie, nawet te maczkowym druczkiem na stronę Sprzedawcy wpisane i decyzję podjął...
To !!
Przesyłka dotarła...Pan N. radością wielką dwa dni emanował i...
I sprzęt pękł był po kilku minutach użytkowania...
Ale tym razem nie reklamowaliśmy u Sprzedawcy...
Koszt przesyłek przewyższał by prawie wartość zakupu...
Na pohybel...
Nasza strata...
Jednak fakt stał się faktem...Pan N. pozostał bez choinkowego prezentu...
No to zaczął Chłopak kolejne w necie wykopki...
Wczoraj znalazł...Markowe...Znacznie droższe...
Ale nim wcisnął magiczny guzik "kupuję", napisał maila do sprzedawcy z zapytaniem o ów sprzęt...
Odpowiedź przyszła w momencie...
Pani, zasadniczo rzecz ujmując nie odpowiadała na pytania, a głównym tematem maila było zapytanie, cóż też Pan N. z owym sprzętem robił, że pękło się biedakowi...
No cóż...
Nasz błąd...
Nie przewidzieliśmy takiego zainteresowania i film z owego treningu nakręcony nie został...
Orzesz...(ko)...
Może to była jakaś szansa ogromna, żeby mi Ślubny na srebrnym ekranie karierę rozpoczął ??
Przepadło...
Oscar nam koło nosa przeleciał...
Dobrze, że ta pękająca guma do ćwiczeń też Panu N. koło nosa przeleciała, bo by pewnie ów trening pamiętał przynajmniej przez kilka tygodni...
Ale wracajmy do maili...
Czy tak trudno odpowiedzieć na zadane przez Nadawcę pytanie ??
Odpowiedź brzmi:
Trudno !!
Ułatwiająca ponoć życie korespondencja traktowana jest przez wiele Osób jak coś abstrakcyjnego...
To tylko mail...Nikt mnie nie zna...Nic o mnie nie wie...To tylko internet...Jestem anonimowy to mogę pisać bzdury...
Przykre to trochę...
No dobra...Przesadziłam...
W dzisiejszych czasach Ludzie coraz rzadziej posługują się sztuką epistolarną, a koperta w skrzynce pocztowej zawiera najczęściej rachunki, albo reklamy...
Nawet kartka na Święta jest już ewenementem...
Magiczne kartoniki z drobniutkim pismem odchodzą w niebyt, a na ich miejsce już dawno wkroczyły maile...
Prościej...Szybciej...Taniej...
I o mailach dzisiaj właśnie będzie...
Chyba przyznacie mi rację, że bez względu na formę korespondencji, list trzeba czytać ze zrozumieniem...To że ma być rozumnie napisany to inna sprawa...
Załóżmy jednakże, że wiadomość została napisana rozumnie i oczekujemy równie rozumnej odpowiedzi...
Kiedy piszemy owo dzieło do Osoby zaprzyjaźnionej i otrzymujemy odpowiedź "ni z gruchy ni z pietruchy" zawsze możemy naszego Adresata zdyscyplinować...
Kiedy jednak nasza korespondencja kierowana jest do Osób nieznany ??
Kilka tygodni temu zostałam szczęśliwą posiadaczką "Łajtka", netbooczka, który zagościł w naszych progach niespodziewanie...
Pan N. wyśledził owo cudo i nabył drogą kupna...
Otworzyłam przesyłkę, okiem "rzuciłam" i...
- On ma uszkodzoną obudowę... - stwierdziłam...
"Oko" to ja mam "parszywe" i zawsze znajdę jakąś niedoróbę, ale tym razem nawet się wysilać specjalnie nie musiałam...
- Miał być nowy... - z zawodem w głosie wyznał Pan N., a że lubi wyjaśniać tematy dogłębnie, więc napisał maila do Sprzedawcy...
Głównym tematem owej korespondencji było zapytanie, dlaczego sprzedaje uszkodzony sprzęt jako nowy i dlaczego wprowadza w błąd swoich potencjalnych Klientów...
Odpowiedź dotarła w dość krótkim czasie...
Przedstawicielka owej Firmy poinformowała nas, iż możemy sprzęt zwrócić, jeśli nam się nie podoba,i że owa Firma nie jest jakąś tam firemka pana Franka za stodołą (określenie autentyczne)...
Orzesz...(ko)...
A co w temacie naszego zapytania ??
Nic...Kompletnie nic...
To, że mamy prawo zwrotu nie wymagało żadnego łaskawego przyzwolenia owej Pani...
A to, czy nie są firmą pana Franka (nie obrażając panów Franków) za stodołą, to akurat czytając ową odpowiedź pewni nie byliśmy...
Najbardziej zbulwersował ową Panią fakt, iż zamierzaliśmy im wystawić "negatywa"...
Nie za urządzenie...Nie za obsługę przesyłki...
Za karygodne traktowanie Klienta i udzielanie nieprawdziwych informacji na temat sprzedawanego sprzętu...
Bo czy tak zwane "chwyty marketingowe" mają się stać dla nas standardem ??
Bo czy mamy biegać do sądu o zwrotu kosztów przesyłek, bo Sprzedawca "nagiął" rzeczywistość, a nasze "prawo do zwrotu" pociąga za sobą wydatek przynajmniej kilkunastu złotych ??
No cóż...
Nie pierwszy raz kupujemy w necie i zagrożenie znamy...
Kilka dni temu Pan N. w porozumieniu z Mikołajem zamówił sobie prezent pod choinkę...
Prosty sprzęt sportowy...
Jak zawsze bardzo skrupulatnie Chłopak wszystko posprawdzał, wyczytał informacje wszelakie, nawet te maczkowym druczkiem na stronę Sprzedawcy wpisane i decyzję podjął...
To !!
Przesyłka dotarła...Pan N. radością wielką dwa dni emanował i...
I sprzęt pękł był po kilku minutach użytkowania...
Ale tym razem nie reklamowaliśmy u Sprzedawcy...
Koszt przesyłek przewyższał by prawie wartość zakupu...
Na pohybel...
Nasza strata...
Jednak fakt stał się faktem...Pan N. pozostał bez choinkowego prezentu...
No to zaczął Chłopak kolejne w necie wykopki...
Wczoraj znalazł...Markowe...Znacznie droższe...
Ale nim wcisnął magiczny guzik "kupuję", napisał maila do sprzedawcy z zapytaniem o ów sprzęt...
Odpowiedź przyszła w momencie...
Pani, zasadniczo rzecz ujmując nie odpowiadała na pytania, a głównym tematem maila było zapytanie, cóż też Pan N. z owym sprzętem robił, że pękło się biedakowi...
No cóż...
Nasz błąd...
Nie przewidzieliśmy takiego zainteresowania i film z owego treningu nakręcony nie został...
Orzesz...(ko)...
Może to była jakaś szansa ogromna, żeby mi Ślubny na srebrnym ekranie karierę rozpoczął ??
Przepadło...
Oscar nam koło nosa przeleciał...
Dobrze, że ta pękająca guma do ćwiczeń też Panu N. koło nosa przeleciała, bo by pewnie ów trening pamiętał przynajmniej przez kilka tygodni...
Ale wracajmy do maili...
Czy tak trudno odpowiedzieć na zadane przez Nadawcę pytanie ??
Odpowiedź brzmi:
Trudno !!
Ułatwiająca ponoć życie korespondencja traktowana jest przez wiele Osób jak coś abstrakcyjnego...
To tylko mail...Nikt mnie nie zna...Nic o mnie nie wie...To tylko internet...Jestem anonimowy to mogę pisać bzdury...
Przykre to trochę...
poniedziałek, 9 grudnia 2013
Na pohybel Ksaweremu, czyli o przeterminowanych prezentach...
No i jak tam Wasze łapówki od Świętego Mikołaja ??
Kiepsko ??
No cóż...W tym roku to raczej Ksawery rządził a nie Mikołaj...
Moja zastawiona na Mikusia pułapka...
Odniosła raczej kiepski skutek...Mimo, że przewidziałam nawet wcześnie zapadający zmrok...
Świeciło...Mrugało...I lipa...
Poza wyciem wichru nie doszły do mnie odgłosy kroków, zapowiadających nagłe wzbogacenie...
Też sobie ten Ksawery nie miał kiedy zacząć wiać tylko akurat jak Mikołaj rusza w Świat...
Niech go dunder trzaśnie...
No tak...Ale przecież Mikuś z tymi prezentami przez rok nie będzie się łajdaczył...Pomijam już, że durnowato by z tym pełnym workiem wyglądał, ale przecież bywają prezenty z datą przydatności do spożycia...
Więc...??
Wychodzi na to, że z poślizgiem, bo z poślizgiem, ale "dowody mikołajowej wdzięczności" możemy jeszcze otrzymać...
Ale się porobiło...
Może się Mikuś z Gwizdorem dogada ?? Albo z Gwiazdką ?? Albo z Aniołkiem ??
Mnie tam wszystko jedno z kim będzie pertraktował, ważne żeby moje prezenty do mnie dotarły...
Ot co !!
Dla pewności dołożyłam na witrynce kilku kumpli w pozach "zachęcających" i odrobinę światła...
Nie ma co Mikusiowi żałować...
Jeszcze się zbiesi Staruszek za to ksawerowe podwiewanie i dogada się z Zającem...
Wtedy to już na maksa nam się prezenty przeterminują...
Kiepsko ??
No cóż...W tym roku to raczej Ksawery rządził a nie Mikołaj...
Moja zastawiona na Mikusia pułapka...
Odniosła raczej kiepski skutek...Mimo, że przewidziałam nawet wcześnie zapadający zmrok...
Świeciło...Mrugało...I lipa...
Poza wyciem wichru nie doszły do mnie odgłosy kroków, zapowiadających nagłe wzbogacenie...
Też sobie ten Ksawery nie miał kiedy zacząć wiać tylko akurat jak Mikołaj rusza w Świat...
Niech go dunder trzaśnie...
No tak...Ale przecież Mikuś z tymi prezentami przez rok nie będzie się łajdaczył...Pomijam już, że durnowato by z tym pełnym workiem wyglądał, ale przecież bywają prezenty z datą przydatności do spożycia...
Więc...??
Wychodzi na to, że z poślizgiem, bo z poślizgiem, ale "dowody mikołajowej wdzięczności" możemy jeszcze otrzymać...
Ale się porobiło...
Może się Mikuś z Gwizdorem dogada ?? Albo z Gwiazdką ?? Albo z Aniołkiem ??
Mnie tam wszystko jedno z kim będzie pertraktował, ważne żeby moje prezenty do mnie dotarły...
Ot co !!
Dla pewności dołożyłam na witrynce kilku kumpli w pozach "zachęcających" i odrobinę światła...
Nie ma co Mikusiowi żałować...
Jeszcze się zbiesi Staruszek za to ksawerowe podwiewanie i dogada się z Zającem...
Wtedy to już na maksa nam się prezenty przeterminują...
niedziela, 8 grudnia 2013
Podróż w czasie...
Obudził mnie jakiś dziwny dźwięk...Niby budzik, ale zamiast delikatnej, dźwięcznej muzyczki, toporne i bezduszne "brrrynkkk...brrrynkkk"...
Ki czort...
Na nocnej szafce, w miejscu, w którym z reguły leżakuje komóreczka, sterczy wielgachny budzik i katowskim dźwiękiem oznajmia godzinę ósmą...
Czyżbym miała jakąś zajawkę i ustawiłam ów zabytek ??
Hmmm...
Nie pamiętam...
To znaczy pamiętam...Jak zawsze wieczorem sprawdziłam ustawiony w automacie budzik w komórce, więc co ??
Krasnoludki ??
Nijak rozumem nie ogarnie...
Z wrodzoną niechęcią ściągam nogi z łóżka...
Znana od wielu lat trasa się nie zmienia...
Przedpokój...Łazienka...Przedpokój...Pokój...Skrzynka komputera...Przycisk POWER...
I dłoń zawisa mi w powietrzu...
Nie to, żebym w owego "powera" nie trafiła...
Nie mam w co trafiać !!
W miejscu komputerowej skrzynki tkwi ...Nic !!
Dziura w przestrzeni...
Skoro nie ma skrzynki, więc nie ma i "powera"...
Totalnie zaskoczona przysiadam na kanapie...
Mózgownica z trudem przyswaja zaistniałe fakty i analizuje dane...
Niepewna jeszcze myśl świta nieśmiało...
Odruchowo wzdrygam się z niepokojem...
Czyżby ??
Spoglądam na sąsiednie biurko, żeby sprawdzić czy na nim zaistniały również zmiany...
Orzesz...(ko)...
W miejscu laptopa leży sterta papierów...Sterta wręcz niebotyczna..
To musiały być jakieś wyjątkowo wredne Krasnoludki, skoro nie dość że pozabierały nasz sprzęt to jeszcze podrzuciły mi te ogromne stery makulatury...
Ruszam w stronę kuchni...
Na miejscu kuchenki mikrofalowej jakieś dziwaczne ustrojstwo, przypominające z wyglądu pamiętany z dzieciństwa prodiż...Czajnik elektryczny wcięło...Opiekacz wcięło...W sumie z wyposażenia pozostał komplet noży i ociekarka...
Zdenerwowana zaczynam szukać moich sprzętów...
Nie ma...
Po prostu nie ma...
Czując przyrost adrenaliny ruszam ponownie do łazienki...
No tak...Wchodząc do niej przed chwilą musiałam być jeszcze bardzo zaspana...Teraz zauważam, że mój automat z suszarką zastąpiła prehistoryczna "Frania" z wyżymarką...
Odkrycie powoduje zawrót głowy...
Z trudem łapię powietrze i usiłuję racjonalnie podejść do tematu...
Może miałam amnezję, a brakujące sprzęty po prostu się zepsuły i są w serwisie ??
Wewnętrzny głos podważa moje wnioski...
Hurtem tak się popsuły ?? Epidemia jakaś była ??
Fakt...Nawet jeśli wezmę pod uwagę, że nieszczęścia chodzą parami, to to byłby już cały pochód "pierwszomajowy" nieszczęść...
Więc co ??
Przechodząc przez przedpokój zerkam do lustra...
Może się w nocy wierciłam i wywaliło mnie gdzieś w inny wymiar ??
Z lustra przygląda mi się pobladły na twarzy chudzielec...
Zaprzeczyć trudno...To ja...
Patrzę i patrzę...
Nagle chudzielec z lustra otwiera usta...
- Co się tak gapisz ??
- Ktoś mi cały sprzęt z chałupy podprowadził... - odpowiadam niepewnie...
- Oj tam...Zaraz podprowadził... - odpowiada mi odbicie...
- Nooo...Właściwie nie wiem co się stało...Ale sprzętów nie ma...- relacjonuję sytuację do lustra...
- To może się uszczypnij ?? - proponuje odbicie...
- Uszczypnąć się ??- dopytuję zaskoczona...
- Uhmmm...- potwierdza lustro...
Delikatnie składam palce i zbliżam do przedramienia...
I w tym momencie słyszę miłą dla ucha melodyjkę...
Ufff...To tylko sen...
Ki czort...
Na nocnej szafce, w miejscu, w którym z reguły leżakuje komóreczka, sterczy wielgachny budzik i katowskim dźwiękiem oznajmia godzinę ósmą...
Czyżbym miała jakąś zajawkę i ustawiłam ów zabytek ??
Hmmm...
Nie pamiętam...
To znaczy pamiętam...Jak zawsze wieczorem sprawdziłam ustawiony w automacie budzik w komórce, więc co ??
Krasnoludki ??
Nijak rozumem nie ogarnie...
Z wrodzoną niechęcią ściągam nogi z łóżka...
Znana od wielu lat trasa się nie zmienia...
Przedpokój...Łazienka...Przedpokój...Pokój...Skrzynka komputera...Przycisk POWER...
I dłoń zawisa mi w powietrzu...
Nie to, żebym w owego "powera" nie trafiła...
Nie mam w co trafiać !!
W miejscu komputerowej skrzynki tkwi ...Nic !!
Dziura w przestrzeni...
Skoro nie ma skrzynki, więc nie ma i "powera"...
Totalnie zaskoczona przysiadam na kanapie...
Mózgownica z trudem przyswaja zaistniałe fakty i analizuje dane...
Niepewna jeszcze myśl świta nieśmiało...
Odruchowo wzdrygam się z niepokojem...
Czyżby ??
Spoglądam na sąsiednie biurko, żeby sprawdzić czy na nim zaistniały również zmiany...
Orzesz...(ko)...
W miejscu laptopa leży sterta papierów...Sterta wręcz niebotyczna..
To musiały być jakieś wyjątkowo wredne Krasnoludki, skoro nie dość że pozabierały nasz sprzęt to jeszcze podrzuciły mi te ogromne stery makulatury...
Ruszam w stronę kuchni...
Na miejscu kuchenki mikrofalowej jakieś dziwaczne ustrojstwo, przypominające z wyglądu pamiętany z dzieciństwa prodiż...Czajnik elektryczny wcięło...Opiekacz wcięło...W sumie z wyposażenia pozostał komplet noży i ociekarka...
Zdenerwowana zaczynam szukać moich sprzętów...
Nie ma...
Po prostu nie ma...
Czując przyrost adrenaliny ruszam ponownie do łazienki...
No tak...Wchodząc do niej przed chwilą musiałam być jeszcze bardzo zaspana...Teraz zauważam, że mój automat z suszarką zastąpiła prehistoryczna "Frania" z wyżymarką...
Odkrycie powoduje zawrót głowy...
Z trudem łapię powietrze i usiłuję racjonalnie podejść do tematu...
Może miałam amnezję, a brakujące sprzęty po prostu się zepsuły i są w serwisie ??
Wewnętrzny głos podważa moje wnioski...
Hurtem tak się popsuły ?? Epidemia jakaś była ??
Fakt...Nawet jeśli wezmę pod uwagę, że nieszczęścia chodzą parami, to to byłby już cały pochód "pierwszomajowy" nieszczęść...
Więc co ??
Przechodząc przez przedpokój zerkam do lustra...
Może się w nocy wierciłam i wywaliło mnie gdzieś w inny wymiar ??
Z lustra przygląda mi się pobladły na twarzy chudzielec...
Zaprzeczyć trudno...To ja...
Patrzę i patrzę...
Nagle chudzielec z lustra otwiera usta...
- Co się tak gapisz ??
- Ktoś mi cały sprzęt z chałupy podprowadził... - odpowiadam niepewnie...
- Oj tam...Zaraz podprowadził... - odpowiada mi odbicie...
- Nooo...Właściwie nie wiem co się stało...Ale sprzętów nie ma...- relacjonuję sytuację do lustra...
- To może się uszczypnij ?? - proponuje odbicie...
- Uszczypnąć się ??- dopytuję zaskoczona...
- Uhmmm...- potwierdza lustro...
Delikatnie składam palce i zbliżam do przedramienia...
I w tym momencie słyszę miłą dla ucha melodyjkę...
Ufff...To tylko sen...
sobota, 7 grudnia 2013
Podobno "DWA" to liczba Boża...
Dwa latka...
Czyli jako tako umiem się wysłowić, nauczyłam się biegać, przy odrobinie wysiłku zapinam guziki...
Nie to żebym cofała się w rozwoju, ale zasadniczo tak rzecz ujmując, jestem dwulatkiem...
Przynajmniej na Blogspocie...
To właśnie 7 grudnia 2011 roku, po kilku tygodniach zastanowienia został założony bliźniaczy blog Gordyjki...
Co się zmieniło przez te dwa lata ??
Przede wszystkim nie muszę "uważać" na wrzucane teksty...Nie muszę czyścić poczty ze spamu...Nie użeram się ze sfrustrowanymi Komentatorami...
No i rzecz wręcz bezcenna...
Dzięki temu wyciszonemu klimatowi poznałam grono niesamowitych Ludzi...
I chyba czas najwyższy Wam podziękować...
Za cierpliwość...Za życzliwość...Za poczucie humoru...Za komentarze...Za milczenie...Za czytanie...Za...
Orzesz...(ko)...
Dzięki, że jesteście...
W sumie bazgram, żeby mi się ta moja utyrana duszyczka nie przelała, ale miło jak Ktoś to czyta...Bardzo miło...
I przy okazji słowo przeprosin...
Serdecznie przepraszam wszystkich, którzy "klepnęli" mi zaproszenie na FB...Jakoś się nie mogę do niego przekonać, więc wybaczcie, że nie komentuję i nie piszę...Czytam też rzadko...Takie zboczenie...
Wybaczycie ??
Przyrzekam, że tutaj Wam tekstów nie zabraknie, bo moja grafomania ma się świetnie...;o)
Wszystkiego najlepszego moi Czytacze z okazji urodzin...:o)
Czyli jako tako umiem się wysłowić, nauczyłam się biegać, przy odrobinie wysiłku zapinam guziki...
Nie to żebym cofała się w rozwoju, ale zasadniczo tak rzecz ujmując, jestem dwulatkiem...
Przynajmniej na Blogspocie...
To właśnie 7 grudnia 2011 roku, po kilku tygodniach zastanowienia został założony bliźniaczy blog Gordyjki...
Co się zmieniło przez te dwa lata ??
Przede wszystkim nie muszę "uważać" na wrzucane teksty...Nie muszę czyścić poczty ze spamu...Nie użeram się ze sfrustrowanymi Komentatorami...
No i rzecz wręcz bezcenna...
Dzięki temu wyciszonemu klimatowi poznałam grono niesamowitych Ludzi...
I chyba czas najwyższy Wam podziękować...
Za cierpliwość...Za życzliwość...Za poczucie humoru...Za komentarze...Za milczenie...Za czytanie...Za...
Orzesz...(ko)...
Dzięki, że jesteście...
W sumie bazgram, żeby mi się ta moja utyrana duszyczka nie przelała, ale miło jak Ktoś to czyta...Bardzo miło...
I przy okazji słowo przeprosin...
Serdecznie przepraszam wszystkich, którzy "klepnęli" mi zaproszenie na FB...Jakoś się nie mogę do niego przekonać, więc wybaczcie, że nie komentuję i nie piszę...Czytam też rzadko...Takie zboczenie...
Wybaczycie ??
Przyrzekam, że tutaj Wam tekstów nie zabraknie, bo moja grafomania ma się świetnie...;o)
Wszystkiego najlepszego moi Czytacze z okazji urodzin...:o)
piątek, 6 grudnia 2013
Mikusiowe podchody, czyli jak upolować Świętego Mikołaja...
Od kilku dni gdzie nie zajrzę tam listy do Świętego Mikołaja...
Orzesz...(ko)...
Jak tu się dopchać do Mikusia, skoro na oko mi wychodzi, że Biedak nawet do Wielkanocy wszystkich tych dzieł nie ogarnie ??
A przecież wiadomo, że na Wielkanoc to trzeba prośby gorące do mniej świętego Brata Zająca słać...
Echhh...
Przyjdzie mi, jak tej sierocie w kącie siąść i łzami krokodylowymi się zalać...
- A może... - szepcze mi "zły" do ucha i chichota ironicznie... - wtedy nie tylko, że grafomanii unikniesz, o plagiat Cię posądzać nie będą, a szansa jest duża, że zamiast czekać w kilometrowym "ogonku" do "wysłuchania" Mikołaj (niech Go dunder świśnie) Święty, sam się do Ciebie będzie pchał ??
Hmmm...
Może ??
Nie ma co..."Zły" może mieć rację...
Dzikiego zwierza można tak upolować...Ryby z reguły dają się łapać...W sumie nawet na osobistym psie wytrenował to onegdaj, gdy przychodziła pora kąpieli, a on raczej do kąpieli to skory nie bywał...
Przynęta !!
Przynęta to jest to !!
Tylko jak się nęci Świętego Mikołaja ??
Ciasteczka z mlekiem odpadają, bo widać na każdej podobiźnie, że ma Bidulek spore problemy z nadwagą, a ja w opozycji do niezdrowego trybu życia bywam...Na Kobietkę też Go nie skuszę, bo by pewnie zaraz Pani Mikołajowa wkroczyła, a że podobno do łagodnych nie należy to nie ma co poturbowania w ramach mikołajkowych prezentów ryzykować...Prezenty odpadają, bo to tak, jakby drzewo do lasu wozić...Kasiory mu nie wręczę, bo by nas oboje za łapówkarstwo w kazamaty zamknęli...
Dobrze się "złemu" chichotać...
- Aleś Ty tempa Gordyjko jest... - mruczy mi do ucha komplementy "zły"... - niby szkolona, uczona, a gamoń...
- Ty sobie niecnoto nie pozwalaj... - obruszam się na "złego"... - lepiej gadaj mi tu zaraz, na co się łowi Świętego Mikołaja !!
- A jak powiem to co ?? Spóła ?? - targuje się "diablik"...
- Spóła...Spóła...Nie marudź... - zgadzam się z niechęcią... - ale to już można podpiąć pod szantaż !! - dodaję oburzona...
- Oj tam...Zaraz z paragrafami wyskakujesz...Biznes...- obrusza się "zły"...
- Dawaj tą zanętę !! - dopominam się niecierpliwie...
- Mikołaj to Facet ?? - pyta mnie "zły"...
- No przecież, że nie Kobita... - odpowiadam coraz bardziej nerwowo...
- A co Faceci lubią ?? - drąży temat "diablisko"...
- Jeść lubią...Piwo lubią...Kobiety lubią... - zaczynam wyliczanie...
- To już wyliczałaś wcześniej i sama zrezygnowałaś... - z dezaprobatą kręci głową "zły"... - A jak umęczeni po pracy to ?? - podpowiada...
- Lubią gdzieś wyskoczyć... - odpowiadam niepewnie...
- Ciepło...Ciepło... - sarkastycznie zachęca mnie "diablisko"... - Ale się przecież sami nie włóczą skoro cały dzień słowa nie mieli do kogo przemówić ?? Renifery się nie liczą... - sugeruje "zły"...
- Myślisz o takim wypadzie w męskim gronie ?? - pytam...
- No !! W reszcie !! A już myślałem, że w życiu tego nie wykumasz... - mruczy "zły" i układa mi się na ramieniu do drzemki...
- Ale skąd ja Mikusiowi Kumpli wytrzasnę ?? - usiłuję dalej wyciągnąć z "diablika" nim zacznie pochrapywać...
- Kombinuj Mała...Kombinuj... - mruczy sennie "zły"...
No to wykombinowałam...
Teraz pozostaje czekać...
Wam też życzę obfitych, mikołajkowych łowów...;o)
Orzesz...(ko)...
Jak tu się dopchać do Mikusia, skoro na oko mi wychodzi, że Biedak nawet do Wielkanocy wszystkich tych dzieł nie ogarnie ??
A przecież wiadomo, że na Wielkanoc to trzeba prośby gorące do mniej świętego Brata Zająca słać...
Echhh...
Przyjdzie mi, jak tej sierocie w kącie siąść i łzami krokodylowymi się zalać...
- A może... - szepcze mi "zły" do ucha i chichota ironicznie... - wtedy nie tylko, że grafomanii unikniesz, o plagiat Cię posądzać nie będą, a szansa jest duża, że zamiast czekać w kilometrowym "ogonku" do "wysłuchania" Mikołaj (niech Go dunder świśnie) Święty, sam się do Ciebie będzie pchał ??
Hmmm...
Może ??
Nie ma co..."Zły" może mieć rację...
Dzikiego zwierza można tak upolować...Ryby z reguły dają się łapać...W sumie nawet na osobistym psie wytrenował to onegdaj, gdy przychodziła pora kąpieli, a on raczej do kąpieli to skory nie bywał...
Przynęta !!
Przynęta to jest to !!
Tylko jak się nęci Świętego Mikołaja ??
Ciasteczka z mlekiem odpadają, bo widać na każdej podobiźnie, że ma Bidulek spore problemy z nadwagą, a ja w opozycji do niezdrowego trybu życia bywam...Na Kobietkę też Go nie skuszę, bo by pewnie zaraz Pani Mikołajowa wkroczyła, a że podobno do łagodnych nie należy to nie ma co poturbowania w ramach mikołajkowych prezentów ryzykować...Prezenty odpadają, bo to tak, jakby drzewo do lasu wozić...Kasiory mu nie wręczę, bo by nas oboje za łapówkarstwo w kazamaty zamknęli...
Dobrze się "złemu" chichotać...
- Aleś Ty tempa Gordyjko jest... - mruczy mi do ucha komplementy "zły"... - niby szkolona, uczona, a gamoń...
- Ty sobie niecnoto nie pozwalaj... - obruszam się na "złego"... - lepiej gadaj mi tu zaraz, na co się łowi Świętego Mikołaja !!
- A jak powiem to co ?? Spóła ?? - targuje się "diablik"...
- Spóła...Spóła...Nie marudź... - zgadzam się z niechęcią... - ale to już można podpiąć pod szantaż !! - dodaję oburzona...
- Oj tam...Zaraz z paragrafami wyskakujesz...Biznes...- obrusza się "zły"...
- Dawaj tą zanętę !! - dopominam się niecierpliwie...
- Mikołaj to Facet ?? - pyta mnie "zły"...
- No przecież, że nie Kobita... - odpowiadam coraz bardziej nerwowo...
- A co Faceci lubią ?? - drąży temat "diablisko"...
- Jeść lubią...Piwo lubią...Kobiety lubią... - zaczynam wyliczanie...
- To już wyliczałaś wcześniej i sama zrezygnowałaś... - z dezaprobatą kręci głową "zły"... - A jak umęczeni po pracy to ?? - podpowiada...
- Lubią gdzieś wyskoczyć... - odpowiadam niepewnie...
- Ciepło...Ciepło... - sarkastycznie zachęca mnie "diablisko"... - Ale się przecież sami nie włóczą skoro cały dzień słowa nie mieli do kogo przemówić ?? Renifery się nie liczą... - sugeruje "zły"...
- Myślisz o takim wypadzie w męskim gronie ?? - pytam...
- No !! W reszcie !! A już myślałem, że w życiu tego nie wykumasz... - mruczy "zły" i układa mi się na ramieniu do drzemki...
- Ale skąd ja Mikusiowi Kumpli wytrzasnę ?? - usiłuję dalej wyciągnąć z "diablika" nim zacznie pochrapywać...
- Kombinuj Mała...Kombinuj... - mruczy sennie "zły"...
No to wykombinowałam...
Teraz pozostaje czekać...
Wam też życzę obfitych, mikołajkowych łowów...;o)