niedziela, 29 stycznia 2023

Pod "gorzkim drzewem" tańczyły Anioły...

      Jak szaleć to szaleć...Podobno góralskie wesela trwają tydzień...No to Babcia z Dziadkiem świętowali "swoje dni" prawie tydzień...Chociaż wersja była lekko okrojona...;o)

Ostatnim etapem było przedstawienie szkolne Księciunia...;o)

     Misiowa Mama przysłała sms-em dokładną trasę do sali, żebyśmy w szkolnym labiryncie nie zabłądzili, a nawet sugestie, gdzie zostawić samochód...Ale, że Dziadkowie prawie w "czepku" urodzeni, to wolny parking był pod szkołą, a w holu czekał zniecierpliwiony Wnuk...

Grono Dziadków i Babć było imponujące...;o)

     Był kwadrans dla Fotoreporterów...Były wspaniałe dekoracje...A nawet szkolny dzwonek "wbił się" w przedstawienie oznajmiając jego rozpoczęcie...

A potem, z chwili na chwilę było coraz lepiej...

     Towarzysząca Nielotom trema spływała z każdym słowem w niebyt, pewności siebie dodawały odśpiewywane kolędy...Aplauz Widowni dodawał skrzydeł (nie tylko Aniołkom)...

Bo przedstawienie z okazji Dnia Babci i Dziadka to były Jasełka...;o)

     Kiedy Wychowawczyni zakomenderowała, że "teraz śpiewają wszyscy", było słychać, że z małych serduszek stoczył się ostatni kamień onieśmielenia...Druga wspólna kolęda wyszła wręcz genialnie (wszyscy dostali brawa od Pani Wychowawczyni)...

     Tyle, że to Jej należały się brawa największe !!

Przygotowała wszystko perfekcyjnie...

Dekoracje, przedstawienie (kto z Was widział tańczące Anioły ??), życzenia, a nawet poczęstunek...

Było pięknie !!

     Nasza Silna Grupa Wsparcia (czyli komplet Dziadków) była oczywiście skupiona na Wnuku...;o) Ale nie było czego "podpierać"...Księciunio pięknie i wyraźnie deklamował, śpiewał głośno i z zaangażowanie...Sprawiało Mu to taką radość, że "banan" nie schodził z naszych twarzy...Z Jego twarzy też...

Nasz uśmiechnięty Pastuszek...;o)

     Na zakończenie domagaliśmy się oczywiście bisów, ale ze "sceny" dobiegło nieśmiałe: "a ferie ??"...

     No tak...Świętowanie świętowaniem, a dla Dzieciaków to były ostatnie szkolne zajęcia przed zimowymi feriami...;o)

Hmmm...Nie do końca...

     Od kilku dni wśród Rodziców krążyła informacja, że czas zbierać Przodków "do kupy", bo będzie zadane "drzewo genealogiczne"...Misiowa Mama przysłała zapytanie mailem, bo Misiowy Tata pamiętał do "pra", a zdjęć nie posiadali wcale...Babcia siadła nad "schematem" i dopracowała kto jest kto...Dziadziuś "poprzycinał" zdjęcia...Jakby co, byliśmy gotowi...;o)

Niestety..."Drzewo" stało się faktem...

     Pani Wychowawczyni zadała pracę domową na ferie, a my tylko westchnęliśmy gorzko (chociaż najbardziej gorzko było Księciuniowi)...

     Ja rozumiem zadać na ferie przeczytanie lektury...Książka zawsze się w plecaku zmieści...Ale "drzewo genealogiczne" ??

     To nie jest praca na dwie godziny...Nawet z przygotowanymi schematami...

Możemy zapomnieć o feriach z Wnukiem...

     Księciunio wyjeżdża na tygodniowy obóz sportowy, więc czasu na "pracę domową" będzie miał niewiele...Odreagowanie po obowiązkach szkolnych będzie znacznie okrojone...Szkoda...Wielka szkoda...

piątek, 27 stycznia 2023

No i lipa...

     Lipa lipą, a każdy wie, że herbatka z lipy jest pyszna i zdrowa...;o)

We wtorek rano telefon od Misiowej Mamy:

     - Chyba musimy zmienić plany, Młody ma gorączkę...

Echhh...

     W Misiowym Domku to by się jakieś "egzorcyzmy" przydały, bo na wielkiej tablicy widnieje zapis:

DNI BEZ CHOROBY W 2023 ROKU: 0

Ale ten nieszczęsny stan trwa od listopada...:o(

     Panie ze Żłobka ubolewały bardzo, bo przecież do Imprezy szykowały się od kilku tygodni...Nawet usiłowały namówić Misiową Mamę na transport "tylko" imprezowy...;o)

     Dziadków interesowało tylko jedno...Przyczyna gorączki !!

     - Prawdopodobnie trzonowce Biedakowi wychodzą, bo innych objawów brak... - wyjaśniła Synowa, a my odetchnęliśmy z ulgą...Uffff...

     Przecież obiecaliśmy Princesce imprezę domową, "dzieniodziadkowobabciową"...;o)

     No i obiecane były ciasteczka dekorowane pisakami...;o)

Misiowa Mama protestów nie wnosiła...;o)

Ruszamy !!

     Wnuki zastajemy w zadymie kuchennej...

     Tygrysek wałkuje ciasto...Princeska wycina, układa i smaruje ciasteczka...Księciunio samodzielnie przygotowuje sałatkę z tuńczykiem...

     Misiowa Mama próbuje zapanować nad tym twórczym żywiołem, a Misiowy Tata pracuje zdalnie w gabinecie...

     - Ooooo !! - wita nas radosny okrzyk Synowej...;o)

     Dziadziuś przejmuje w zarządzanie salon, pacyfikując ewentualne psio-wnucze "wyskoki"...Babcia przejmuje stolnicę i piekarnik...Misiowa Mama może usiąść i napić się wody...

Dowodzenie trójką Nielotów nie jest łatwe...;o)

     Kiedy ostatnia tura ciasteczek ląduje w piekarniku...

Nasza Mała Gosposia...

     Następuje część oficjalna, czyli wręczenie pięknych, princesiowych laurek...Następują życzenia, miziaki, przytulaki i całuski...
Laurka Dziadziusiowa...

Laurka Babciuniowa...;o)

     A kiedy ciasteczka wystygły, Dzieciaczki je udekorowały, a Misiowy Tata skończył pracę...

     Czas nacieszyć się Dziadkami, czyli lądujemy we wnuczych pokojach, żeby mogli się nagadać, pochwalić i poprzytulać...Do woli...

     Fajnie być Babcią...Fajnie być Dziadkiem...;o)
 

poniedziałek, 23 stycznia 2023

Tworzyć wspomnienia...

     Trzecia dekada stycznia to czas "babciowo-dziadkowy"...Każdy to wie...;o) Ale...

Echhh...To "ale"...

     Przeczytałam ostatnio na jednym z portali list pewnej Babci...

     Kobieta uznaje święto za żenujące, bo Ona Babcią jest cały rok i nie potrzebuje "przypomnień"...

Eureka !!

     Jako dzieciak miałam szczęście posiadać "komplet" Dziadków...Przynajmniej do 9-tego roku życia...

     Baba Jaga - jak sama nazwa wskazuje - udanym Egzemplarzem nie była...Chociaż...Baba Jaga kochała chłopców, więc ktoś tam dobre wspomnienia ma...Jak wiadomo (mimo pewnych przesłanek) chłopcem nie jestem...;o)

     Babcia Józia przy natłoku wnuczych jednostek (15 sztuk) nie była w stanie ogarnąć takiego "stada", chociaż nie powiem, starała się bardzo...;o)

     Bieszczadzki Dziadek wylewny nie był, ani dla Dzieci, ani dla Wnuków...Raczej zbeształ, niż pochwalił...I tu Matka Natura okazała mi swoją przychylność...;o)

     Mój Ojciec to była "skóra z Bieszczadzkiego Dziadka" ściągnięta, ja byłam "skórą" z Ojca, więc w efekcie Bieszczadzki Dziadek patrzył na mnie jak "w lustro" i miałam fory (jeśli wspólne pasienie krów lub udział w wycince drzew uznać za "fory")...

     Numerem jeden w tym "rankingu" był oczywiście Dziadzio Stefan...

     No cóż...Wychowywał mnie do 9-tego roku życia, był moim "Pierwszym Rycerzem", nauczył grać w pokera, powierzał tajemnice, organizował przedszkolne wagary...Wyliczać dalej ??

     Kiedy umarł skończyło się moje dzieciństwo, a ja zamiast wypłakiwać się Dziadkowi w mankiet biegałam na Jego grób...Tam zwierzałam się z pierwszych "miłości", rozterek, zawodów...Tam odrabiałam lekcje na płycie nagrobkowej...Dziadkowi czytałam pierwsze swoje opowiadania i wiersze...

     Ale kiedy spóźniałam się na pociąg i ledwie żywa wbiegałam na peron, a magiczny megafon właśnie zapowiadał moje połączenie...Z uśmiechem wznosiłam oczy do góry i szeptałam: "Dzięki Dziadziu"...

     Kiedy na ważnych egzaminach wyciągałam "super pytania" to był nasz wspólny sukces...

Dziadzio Stefan był, jest...I będzie...

Bo to On jest "wzorcem" naszego "dziadkowania"...

     Nasze Dzieciaki miały mniej szczęścia, a właściwie go nie miały...Umarły Babcie...Umarł Dziadek...Pozostał jeden Egzemplarz...Mój Ojciec...Kategoria "nieśmiertelny młody bóg"...W tej kategorii Wnuki się nie mieszczą...;o)

     Jakim był Dziadkiem ?? Przez lata ukrywaliśmy z Panem N. dziadkowe wpadki, "wypadki" i wybryki, więc Dzieciaki kochały Go bezwarunkowo...I On kochał Je bezwarunkowo, chociaż to była dziwna miłość...A przecież o to chodzi w tym "układzie"...;o)

     Nasze Wnuki mają szczęście...Komplet kochających Dziadków, którzy daliby się dla Nich "oskórować"...;o)

Bo i Wnuki mamy "najlepsiejsze" !!

     A że pora świętowania jeszcze się nie skończyła...Wesołe telefonki z życzeniami, wierszykami i piosenkami tylko rozpoczęły wielkie imprezowanie...

     We wtorek wybywamy do Żłobka, na świętowanie z Tygryskiem...

     Do Żłobka żeśmy nie chodzili, więc to będzie nasza premiera...Idziemy "pełnym składem"...;o)

1. Opiekunkom należy się uznanie za taki "hadkor", bo organizowanie imprezy z niemowlakami do łatwych nie należy...

2. Tygrysek bardzo wybiórczo reaguje na członków Rodziny, więc nigdy nie wiemy kto poza Misiową Mamą będzie w łaskach Nielota...

3. Tak się tworzy wspomnienia...;o)

     W następnej kolejności powinna być Princeska i Przedszkole...

     Niestety, choróbska zdziesiątkowały Przedszkolaki, więc zorganizowanie czegokolwiek było niemożliwe...Ale...

     Princeska jest do imprezowania świetnie przygotowana, więc prosto ze Żłobka "tniemy" na świętowanie do Misiowego Domku...

1. Musimy spróbować ciasteczek, które upiecze z Księciuniem i Misiowym Tatą (takie ozdabiane specjalnym pisakiem)...

2. Musimy odebrać wszystkie przesyłane przez telefon buziaki...

3. Musimy pozachwycać się przygotowanymi niespodziankami...

4. Tak się tworzy wspomnienia...;o)

     A piątek to impreza szkolna...Księciunio będzie występował w jasełkach...

I tego Babcia Gordyjka obawia się najbardziej...;o)

     Tygryskowi impreza jeszcze "koło pieluchy wisi", Princeska będzie w "środowisku naturalnym", Księciunio...Echhh...

     Księciunio jest bardzo wrażliwy...Nawet rozmowa telefoniczna powoduje "kluchę w gardle", łzy wzruszenia i paraliż mowy...

     Przy występie publicznym dojdzie jeszcze zdenerwowanie, trema i milion nieprzewidzianych okoliczności...

1. Księciunio potrzebuje wsparcia...

2. Będzie śpiewał, a najlepiej śpiewa się z Dziadkami...;o)

3. Wnuk chce się pochwalić...Pochwalić szkołą, kolegami, Panią...I Dziadkami...;o)

4. Tak się tworzy wspomnienia...;o)

     Bo Dzień Babci i Dzień Dziadka to nie są nasze Dni...To Dni naszych Wnucząt...Dajmy Im te dni...

     Twórzmy wspomnienia !! ;o)  

sobota, 21 stycznia 2023

Czy to jest miłość ??

     Może wywołam burzę w szklance wody, ale takie mam doświadczenia i obserwacje, więc uwaga...Rozpętuję "burzę"...;o)

     Wiele lat temu, kiedy mieszkaliśmy jeszcze w Rodzinnym Mieście, w naszym bloku zamieszkiwała również pewna Stateczna Niewiasta...Właściwie nic nie mogę o niej napisać, ani dobrego, ani złego, poza faktem, że pasjami "lubiła" koty...Tyle, że to jej "lubienie" miało specyficzny wymiar...Stateczna Niewiasta lubiła koty, ale nie posiadała ani jednego...Stateczna Niewiasta "lubiła" koty "wolnożyjące", że tak się wyrażę...

Jej sympatia sprowadzała się więc do tego, że dwa razy dziennie biegała wokoło bloku i rozmieszczała miseczki z jedzeniem i wodą, dla swoich ulubieńców...

     Pasja Statecznej Niewiasty nie robiła wrażenia na pozostałych Mieszkańcach...Część wcale tego nie zauważała, część kiwała głowami z ubolewaniem...Ot, lubi to robi...

     Nikt nie zareagował, kiedy koty "przejęły w zarząd" pralnię i suszarnię, zlokalizowane w piwnicach...Chociaż przez kilka lat pomieszczenia miały niezłe obłożenie, bo na balkonach nie zawsze się dało suszyć, a łazieneczki były "mikrusie"...No cóż...Jakoś nikt nie polubił świeżutkiego prania z kocim zapaszkiem...Potargane firanki też nie spotkały się z zachwytami...Lokatorzy ustąpili...Koty wygrały batalię lokalową...

     Statecznej Niewieście było jednak mało...Kotecki potrzebowały przestrzeni...

     Przy wydatnej pomocy Statecznego Męża pościągała drzwi od pralni i suszarni, żeby kotki mogły swobodnie po piwnicach buszować...

A co kotki na to ??

     Kotecki nic nie musiały...W tych relaksacyjno-komfortowych warunkach kotki miały tylko jedno w głowie...Rozmnażały się na potęgę...;o)

Właściwie, to bywało ich niewiele mniej niż mieszkań w bloku, a mieszkań było 65...

     Problematycznie się zrobiło, kiedy razem z kotkami zamieszkały pchły...

     Do piwnicy schodzili już tylko dobrze odziani bohaterowie, na których pchle ukąszenia nie robiły wrażenia...Nikt już nie trzymał zimowych zapasów w piwnicach, nikt nie schodził "po ziemniaczki", z czasem klucza do piwnicy używała już tylko Stateczna Niewiasta...

     Czy Lokatorzy nie reagowali ??

Reagowali !! Oczywiście, że reagowali...

     Pisali petycje do Administracji...Administracja przeprowadzała jakieś zabiegi...Źródło pozostawało na swoim miejscu...Piwnice były dalej niedostępne...

Tak było dawno temu...

     Po przeprowadzce do Zaścianka problem stał się "zaszłością"...Ot, przygoda...

Ale z czasem miłośnicy kotów zaczęli swoje działania...

     Najpierw była batalia o otwieranie piwnicznych okienek...Kotkom jest w zimie zimno...

Ale tym razem kotki batalię przegrały...

     Skoro 1/3 Mieszkańców nie lubi zwierząt, albo lubi je na odległość, 1/3 deklaruje się jako "psolubne", to "kotolubni" pozostali w mniejszości...Na propozycję, aby udostępnili własne piwnice zareagowali oburzeniem...Hmmmm...

     Czas płynął, kocie standardy się nie zmieniały...Poniekąd...

     Od pewnego czasu na trawnikach zaczęły pojawiać się kocie domki i miseczki, a Stateczne Niewiasty biegają dwa razy dziennie i je napełniają...Przy słonecznej pogodzie, na trawniczka wylegują się "kotecki"...

Bo choćby nie wiem jak Świat szedł z postępem, to jak kotek ma ciepełko i pełny brzuszek, to w głowie mu jedno...Rozmnażanie !! To się "kotecki" rozmnażają na potęgę...Dwa razy do roku, po osiedlowych alejkach maszerują urocze kuleczki, a dumne kocice pilnują, żeby im się kolejność stawiania łapek w marszu nie pomyliła..."Kotecki" jedzą, rosną i się rozmnażają...Zamknięty krąg...

     O kastracjach Stateczne Niewiasty nawet nie chcą słyszeć...To wbrew Naturze !! Odławianie jest okrucieństwem !! Wizyta u Weterynarza kosztuje...

Echhh...

     I pewnie można by było postawić tutaj kropkę, i zakończyć posta z wnioskiem, że Gordyjka to stworzenie piesolubne, więc się nad ciężkim losem "kotecków" nie pochyli...Można by...

     Jednak w zeszłym roku (w lipcu) rozpętała się prawdziwa "burza w szklance wody", że kot domowy został uznany za gatunek inwazyjny (ze wszystkimi restrykcjami z tym powiązanymi), każdy portal zamieszczał artykuły na ten temat, a Miłośnicy kotów grzmieli oburzeniem...No cóż...Dziennikarze znowu się nie popisali...

     Nie popisali się do tego stopnia, że wszyscy skopiowali coś, czego de facto nie było...

A co było ??

     Petycja złożona w Brukseli (podpisana między innymi przez Ekologów) o uznanie kota domowego jako gatunek inwazyjny...;o)

     Petycja to nie prawo, ale zadyma spowodowała, że nawet nasze Ministerstwo Ochrony Środowiska musiało wydać odpowiednie oświadczenie...Tyle, że w oświadczeniu owym jest pewien dysonans...

     Właściciel kota jest zobowiązany do sprawowania opieki nad swoim zwierzakiem, a opieka owa obejmuje również zabezpieczenie bezpieczeństwa innych zwierząt (głównie ptaków)...

I to był właśnie powód złożenia owej petycji...Ptasie bezpieczeństwo...Szczególnie, że ostatnio sporo gatunków zostało wpisanych na listę zagrożonych wyginięciem...

     No to Gordyjka, stworzenie psolubne "zapytowywuje": Kto odpowiada za "wolnożyjące" koty dokarmiane przez Stateczne Niewiasty ?? 

     Program czipowania i kastracji psów w znacznym stopniu się sprawdził, po ulicach nie gnają już stada bezpańskich "sierściuchów"...Może czas pochylić się głębiej nad kocim losem ?? Może czas zgłębić pojęcie "kot domowy", a dziko żyjące koty pozostawić Matce Naturze ??

     Ot, zagwozdka... 

niedziela, 15 stycznia 2023

Książki pisane czasem...

     Chcecie zobaczyć jak szybko zaiwania Ojciec Czas ?? Mam namacalne dowody...;o)

     Niektórzy moi Czytacze wiedzą, że kilka lat temu postanowiłam "pisać książki" z Wypraw, dla naszego Księciunia...To była raczej forma "świątecznego prezentu", niż dzieła "wiekopojnego"...;o)

     Zdjęcia z naszych Wypraw, opatrzone rymowankami (to nawet rymcioklepki nie były)...

     Kiedy zobaczyłam radość Wnuka z tego prezentu, postanowiłam, że jeśli sił i zdrowia wystarczy, a Wnuk będzie chciał z nami wędrować, to pod każdą choinką znajdzie swoją książeczkę...

Jak postanowiłam, tak zrobiłam...

     Czy Wy to widzicie ??

     Sześć "tomów" dzieł "wielkich"...;o) I na każdej okładce uśmiech "od ucha do ucha"...Bukowina Tatrzańska...Wrzosowisko...Wrocław...Zaścianek...Pasowanie na Ucznia...Misiowy Domek...A w środku dziesiątki przemierzonych kilometrów (samochodowych setki)...

Sześć lat przepięknych wspomnień !!

     Ale, ale...Babcia ma przecież Wnuczkę !!

Pewnie, że ma...

     Princeska była trochę zazdrosna o te księciuniowe książeczki...;o) Troszkę...Odrobinkę...;o)

     Na pierwszą nie musiała długo czekać...

     "- Mam ksionzke !! Mam ksionzke !!" - oznajmiła radośnie i rozpoczęła "czytanie"...Miała trzy latka...

     Taką granicę ustaliła Babcia...Pierwsza Gwiazdka po trzecich urodzinach, jeśli będą wyprawy...;o)

Misiowy Domek...Gubałówka...Ogrodzieniec...

I ciągle ten zachwyt...;o)

     Co roku, w październiku u Babci zaczyna się Boże Narodzenie...Z setek zdjęć wybieram te godne uwiecznienia...Odpalam program Firmy CEWE i zaczynam "dłubaninę"...

Nie wyobrażacie sobie nawet, ile radości mi to daje...;o)

     - Jak dojdą wyprawy z Tygryskiem, to będziesz zaczynać we wrześniu...- zakomunikował mi w tym roku Pan N. ...

     - Będę !! - i roześmiałam się w głos...

     Wyobrażacie sobie przygotowania świąteczne od września ?? Wyprzedzę nawet markety...;o)

     Tak "zaiwania" Ojciec Czas"...Mam namacalny dowód !! Stos książeczek rośnie...Wspomnień przybywa...Radość póki co się nie zmienia...;o)

     I chociaż z reguły nie promuję firm, CEWE zasługuje na podziękowania...Nigdy mnie nie zawiedli...Nawet jak Babcia miewała "poślizgi", Oni terminów dotrzymywali (zdradzę Wam tajemnicę, zawsze dostaję przesyłki przed obligatoryjnym terminem), książeczki są dobrej jakości (chociaż zeszytowe)...

     Tak się te moje "bestsellery" mnożą...;o) Czego i sobie, i Wnukom życzę...;o)

czwartek, 12 stycznia 2023

Czekanie na opamiętanie...

     Już prawie rok tuż obok nas trwa wojna...Okrzepliśmy w tym...Nie robią wrażenia ukraińskie rejestracje na ulicach, ukraiński język w sklepach...Ot, życie...

     Trwa wojna, którą Świat mógł zakończyć w kilka tygodni...Ale polityka...Ale dyplomacja...Ale interesy...

     Sama przez kilka pierwszych dni przyglądałam się temu z niedowierzaniem, mając w pamięci 2014 i szok, jaki spowodowała u mnie postawa Ukrainy...Orki wlazły i zostały...Życie toczyło się dalej...Kilka protestacyjnych not...Kilka medialnych "potępień"...I właściwie było "po ptakach"...

W lutym było inaczej...

     Z każdym dniem nabierałam przekonania, że jeśli Świat nie zareaguje jak trzeba, przed Ukraińcami stanie ogromne wyzwanie, wyzwanie długotrwałe...

Szkoda, że się nie pomyliłam...

     Wtedy też prosiłam Znajomych o wsparcie pewnej inicjatywy...


Nie piszę nazwy, żeby wyszukiwarki nie miały łatwo...;o)

Mentalnie jestem z Nimi do dzisiaj...

     Przez Nich codziennie loguję się na FB (którego nie lubię), codziennie czekam na Ich "dzieńdoberka"...Uśmiecham się kiedy piszą o swoich sukcesach...Ocieram łzy kiedy żegnają Przyjaciół...

Pamiętacie ?? Ruszyli na wojnę nie mając nawet butów...

     Od początku walczą tam, gdzie jest najgorzej, gdzie bombardowania nie milkną, gdzie krew leje się strumieniami...

     Kilka miesięcy temu doznali również ataku hakerskiego i orki zlikwidowały Ich profil...Milczeli przez kilka tygodni, a ja przeczesywałam neta w poszukiwaniu info...

     Teraz walczą w S. i milczą od czterech dni...Czekam...

Dzięki Nim "poznałam" też innych Bohaterów tego dramatu...


Mój FB ma dziwny wymiar...;o)

     Obie Jednostki siedzą w "piekle"...

     Z Ich doniesień czerpię wiedzę, jak naprawdę wygląda sytuacja na froncie...

     I chociaż info pojawia się z poślizgiem (zalecenia Dowództwa), można świetnie zinterpretować co i gdzie się dzieje, jeśli na bieżąco śledzi się wydarzenia...

     Walczyli w S. ...Mieli zostać wycofani...Milczą od czterech dni...Czekam...

     Do tego mam jeszcze jedno wsparcie medialne...


     Polska Grupa Medyczna...

Tu już nie muszę niczego analizować...Chłopaki "walą" wprost...

     Grupa organizuje się w Kraju, zbiera niezbędny sprzęt, wyposażenie, pieniądze i Ochotników...Potem ruszają...Po kilku tygodniach zmiana Zespołów...Prowadzą szkolenia...Wiedzę i doświadczenie usiłują przekazać każdemu kto chce słuchać (tym ze świecznika)...Niewielu chce...

Gdzie są ??

     Teraz w S. ... Na pierwszej linii frontu...

     Ukraińcy przyjęli Ich jak Braci...Służb medycznych na froncie brakuje...Wielu Medyków zginęło...Nie ma kto pomagać...

     Czasem opowiadają jak ranni Żołnierze dziękują Im za pomoc...Jedni ściskają dłonie...Inni poszarpanymi przez pociski ramionami sięgają do kieszeni i wręczają połamanego wafelka, albo zgniecionego batonika...Najcenniejsze co mają w tej chwili...

Nasi Medycy czasem transportują rannych z linii frontu przeprowadzając jednocześnie transfuzję z własnego ramienia...

     Kilku "Szaleńców", którzy przywracają wiarę w człowieczeństwo...

A wiecie co ostatnio wymyśliły orki ??

     Ich propaganda szerzy informacje, że polscy Medycy zabierają Rannych "na organy"...Przynajmniej na coś się orki przydają...Rozśmieszają Ukraińców do łez...;o)

Jeden z Naszych dostał nawet ksywkę "Lektor"...Niby ten z "Milczenia owiec"...

     Wczoraj w mediach ukazał się wywiad z jednym z Nich...Gorzki wywiad Chłopaka z Lublina...

     Na Ukrainie nie jest śmiesznie...Wschód płonie...Południe płonie...W S. nie ma nawet piwnic...Wszystko zorane pociskami...

     A ja czekam...Czekam, aż Świat się opamięta...Świat polityki, układów i interesów...Echhh...

     Długie to będzie czekanie...

poniedziałek, 9 stycznia 2023

Próba wody...

     Nie ma co ściemniać...Do kina chodzimy rzadko, żeby nie napisać sporadycznie...Ilość platform oferujących nowości filmowe jest ogromna, więc kino staje się przeżytkiem...Poniekąd...;o)

     Są bowiem filmy, których nie należy oglądać w domowym zaciszu i na kanapie...Każdy takie ma...

     Dla nas takim filmem jest AVATAR...

     I chociaż jesteśmy "zakręceni" na SF, a nawet Fantasy (w niektórych wydaniach), to na drugą część Sagi poszliśmy...Z szacunku ??

     Wyobraźnia Pana Camerona ma wymiar kosmiczny...To co stworzył w pierwszej części jest kosmiczne...A teraz ??

No cóż...Z reguły "drugie części" bywają marne...

Avatar. Istota wody.

     Klasyczna fabuła...Inteligencja ludzka osiąga szczyty...Głupota ludzka osiąga szczyty...Aby to ukazać, wcale nie trzeba kosmicznej wyobraźni...Wystarczy wyjść na ulicę, do parku, do lasu, albo poczytać komentarze w necie...Ale...

     Ukazać to w tak plastyczny, wyrafinowany, a efektem, kosmiczny sposób...Echhh...Panie Cameron...

     Grafika komputerowa osiągnęła szczyty szczytów...Efekty specjalne osiągnęły szczyty szczytów...

     Z kina wychodzi się ze "splątaną" głową, obłędem w oczach i znacznie podniesionym ciśnieniem...

Niektórzy (jak ja), wychodzą do "szpiku kości" smutni...

     Współczesne barbarzyństwo człowieka ukazane jest w sposób wręcz namacalny...Ma się ochotę wskoczyć w ekran i zadusić gołymi "ręcami" niektórych osobników...

     Nie powiem...Dla mnie ten seans był sporym wyzwaniem...Oglądaliśmy Avatara w Imaxie (z dodatkowymi efektami)...Lataliśmy na dziwacznych stworach...Pływaliśmy między ławicami...Nurkowaliśmy w rafach...

     Tyle, że Wasza Gordyjka ma chorobę lokomocyjną, morską i astygmatyzm...

     Mózg można oszukać wielowymiarowością...Problemów z błędnikiem nie wydłubię...;o)

     Trzygodzinna projekcja spowodowała prawdziwe spustoszenie w moim "jestestwie"...Po kilku dniach przestałam chodzić "zygzakiem" (ciekawa jestem sąsiedzkich komentarzy)..."Oś oka" jeszcze nie doszła do siebie (muszę uważać na słupy i framugi)...Ale...

     W grudniu 2024 będzie premiera trzeciej części Avatara...I zgadnijcie kto pójdzie do kina ?? Kto wybierze Imaxa ??

     Z szacunku dla wyobraźni Pana Camerona...

     Z podziwem dla zdolności Grafików komputerowych...

     I z ciekawością...Czy uda się nam odzyskać człowieczeństwo ??

piątek, 6 stycznia 2023

Szukam plaży...

     Co było powodem naszego kołobrzeskiego szaleństwa ?? - zapytacie...

     On...

     Kiedy w styczniu 2022 rezerwowaliśmy miejscówkę, sytuacja była analogiczna do grudniowej...Do ostatniego dnia nie wiedzieliśmy jaki stan osobowy pojedzie...Dlatego zarezerwowaliśmy "psi apartament"...

     Nie wszystkie miejscówki zgadzają się na pobyt ze zwierzakami...Szczerze mówiąc, dalej takich miejscówek jest niewiele...W styczniu ten "apartament" był jedyny na kilkadziesiąt możliwych do wynajęcia...Ale wypaśny...;o)

     "Psi apartament" był wyposażony w kocyki, pledziki, miseczki i inne niezbędne "przydasie"..."Psi apartament" miał ogródeczek, do którego można było zajrzeć w każdej chwili...

     Na terenie "Osiedla" znajduje się również "psi plac zabaw"...Ogrodzony...Wyposażony...Bezpieczny...(Zdjęcia nie mam, ponieważ nie dotarliśmy do niego z racji innych rozrywek)...

     A po kilku minutach spaceru serca człowieków rozmiękcza taki widok...

     Można ??

Można !!

     I chociaż grudzień to nie sezon na turystyczne pobyty, na plaży były dostępne podajniki z woreczkami na psie odchody, były dostępne kosze co 20-30 metrów...Nawet zejście jest tak skonstruowane, że można najpierw rozejrzeć się w sytuacji i ocenić gęstość "zapsienia" plaży...

     No cóż...Brawo Kołobrzeg !!

     Szczególnie, że mają dwie takie plaże...Jedną po stronie wschodniej (nasza) i drugą po stronie zachodniej...

     A cóż na to nasz "sierściuch" ?? Pieseł po przejściach, który poza głodem, złym traktowaniem i agresją wiele w życiu nie zaznał...

Spójrzcie na ten uśmiech...;o)

     Był przeszczęśliwy !!

     Morze go zauroczyło !! Chociaż za wodą nie przepada...Plaża była cudowna !! I bez granic...

     Tak radosnego jeszcze go nie widzieliśmy...;o)

Księciunio był najlepszym Kompanem do wypraw w nieznane...

     "Nadpisywanie wspomnień" nieźle nam poszło...;o)

     Latające mewy nie robiły na nim wrażenia...Nie robiło wrażenia to...

A nawet to...

     Chociaż plecak tych Panów, pozostawiony na brzegu, przykuł na chwilkę uwagę Luckiego...;o)

     Była przestrzeń, swoboda i Stado...

Chociaż nie kompletne...:o(

     A Człowieki ??

     My wyluzowaliśmy odrobinę...Szczególnie Pierworodny i Pan N. mogli odpocząć od zawodowej zadymy...

Księciunio posiadł nową umiejętność...


     I po godzinie nauki, całkiem nieźle śmigał na wrotkach...;o)

     A że początkowo nauka była nudna i trudna, więc Babcia z Dziadkiem też ubrali wrotki...Babcia miała takie ze świecącymi kółeczkami (!!)...;o)

     Wieczorami graliśmy "w pociągi" (planszówka o budowaniu linii kolejowych), bardzo wciągająca i emocjonująca gra...Było wszystko...Od płaczu do czkawki ze śmiechu...

     Piękne dwa dni !!

     Ostatni spacer po psiej plaży i powrót...

I kolejny sukces dydaktyczno-edukacyjny...;o)

     Lucky zrozumiał, że jak w podróży dostaje miskę z wodą i jedzenie, to należy skorzystać...No dobra...Przyznam się...;o)

     Skorumpowałam psa frytkami !! (Które uwielbia)...Dostał nawet własny kubełek i mógł sobie jej "wydłubywać"...;o)

     A kiedy wysiedliśmy pod blokiem, miałam dziwne przeświadczenie, że Lucky żałuje tego powrotu, że jeszcze kilka dni "na plaży" byłoby "OK"...Echhh...

     Gdzie my mu teraz plażę znajdziemy ??

środa, 4 stycznia 2023

Nie tak miało być...

     Jeśli szaleństwo (albo fantazja ułańska) ma twarz, to na 100% jest to liczko Gordyjki, albo Pana N. ...I nie zwiodą mnie Wasze komentarze, że z nami wszystko w porządku, albo że po prostu mamy fantazję...;o)

     Kiedy 2022 rok rozpoczynaliśmy od Wyprawy do Kołobrzegu, nie spodziewaliśmy się tego co zastaniemy na miejscu...Spojrzeliśmy ze Ślubnym na siebie, pomruczeliśmy pod nosami i było pewne jak w banku, że na te ścieżki wrócimy...

     Tuż przed Świętami zadzwoniliśmy do Misiowej Mamy z ofertą...

     - Masz ochotę na kilka dni w Kołobrzegu ?? Odrobinę odpoczniesz, a Dzieciaki puszczą parę...Zerknij na linka...

     To było pierwsze szaleństwo...;o)

     Chcieliśmy wyciągnąć Stateczną Dziewczynę nad Morze, na dwa dni !! ;o)

     Zapadła cisza w eterze, bo takich decyzji nie podejmuje się bez "przespania" i czekaliśmy na wyrok...

     Czy szaleństwo jest zaraźliwe ??

Nie wiem...

     Na pewno jest dziedziczne...;o)

Przed Wigilią dzwoni Pierworodny...

     - Dzieciaki chore, wprowadzamy embargo świąteczne...Jak się uda Ich wyprowadzić z tej zarazy to jedziemy w komplecie...Decyzja będzie we wtorek rano...

Wtorek był dniem wyjazdowym...;o)

     O 7-mej rano dostajemy info: Jedziemy wszyscy !! Ruszamy za godzinę...Spotykamy się na miejscu...

Ufff...

Szaleć w Stadzie zawsze raźniej...;o)

     No to ruszamy...

Pan N. ...Gordyjka...I Lucky !!

     Caluśki dzień w samochodzie...Kilka dziwnych "spacerów", których psisko nie ogarniało swoim "kudłatym" rozumkiem...Moc nowych miejsc do "obsikania" i "wywąchania"...I ciągle powrót do samochodu...

     Tak długiej podróży psiak jeszcze nie przeżył...

Ależ był dzielny !!

Jedynym problemem był fakt, że Lucky w podróży nie pije i nie je...

     Ale dotarliśmy szczęśliwie na miejsce...Napiszę więcej...Dotarliśmy na miejsce przed czasem !! ;o)

Bo Dziadkowie nie wzięli pod uwagę, że jeżdżąc z Wnukami "pit stopy" robią na 30-40 minut, a w podróży z piesem wystarczy kwadrans...;o)

A że miejscówka była znana, więc mogliśmy do woli obserwować reakcje "sierściucha" na nowy "domek"...

     I w końcu "SMS": Będziemy za kwadrans...

     Otwierają się drzwi samochodu, wysiada Misiowy Tata, wysiada Księciunio i ...Tyle !!

Babci szczęka opada do kolan...

     - Gdzie reszta ?? - pytam...

     - Tuż przed wyjazdem Princeska zwymiotowała...Misiowa Mama postawiła szlaban na wyjazd...Tygrysek bez Mamy nie pojedzie...I tyle... - wyjaśnia Pierworodny... - Chciałem zostać z Młodą w domu, ale Misiowa Mama przez te Ich choroby ma kilka nocy bez spania i nie zdecydowała się na taką podróż...

Ło Matko i Córko...Się porobiło !!

     Miała Misiowa Mama odpocząć te dwa dni, otoczenie zmienić, jodu powdychać, kawę wypić w spokoju...No to Bidulka "sajgon" ma teraz podwójny...Echhh...

     I gdyby nie ogromna radość Księciunia i entuzjazm wręcz kosmiczny, to mielibyśmy totalnie spaprany ten wyjazd...

     Ale, ale...Co na to Lucky ??

     Kiedy zobaczył w drzwiach Pierworodnego i Księciunia, przywitał się wylewnie i "ostatni puzzel" psiej układanki się ułożył: Tak ma być, skoro Stado się kompletuje !! Zajął swoją miejscówkę i uspokojony zasnął...

     My też poszliśmy spać, bo czekały nas dwa dni intensywnego "wyprawowania"...;o)