Jak szaleć to szaleć...Podobno góralskie wesela trwają tydzień...No to Babcia z Dziadkiem świętowali "swoje dni" prawie tydzień...Chociaż wersja była lekko okrojona...;o)
Ostatnim etapem było przedstawienie szkolne Księciunia...;o)
Misiowa Mama przysłała sms-em dokładną trasę do sali, żebyśmy w szkolnym labiryncie nie zabłądzili, a nawet sugestie, gdzie zostawić samochód...Ale, że Dziadkowie prawie w "czepku" urodzeni, to wolny parking był pod szkołą, a w holu czekał zniecierpliwiony Wnuk...
Grono Dziadków i Babć było imponujące...;o)
Był kwadrans dla Fotoreporterów...Były wspaniałe dekoracje...A nawet szkolny dzwonek "wbił się" w przedstawienie oznajmiając jego rozpoczęcie...
A potem, z chwili na chwilę było coraz lepiej...
Towarzysząca Nielotom trema spływała z każdym słowem w niebyt, pewności siebie dodawały odśpiewywane kolędy...Aplauz Widowni dodawał skrzydeł (nie tylko Aniołkom)...
Bo przedstawienie z okazji Dnia Babci i Dziadka to były Jasełka...;o)
Kiedy Wychowawczyni zakomenderowała, że "teraz śpiewają wszyscy", było słychać, że z małych serduszek stoczył się ostatni kamień onieśmielenia...Druga wspólna kolęda wyszła wręcz genialnie (wszyscy dostali brawa od Pani Wychowawczyni)...
Tyle, że to Jej należały się brawa największe !!
Przygotowała wszystko perfekcyjnie...
Dekoracje, przedstawienie (kto z Was widział tańczące Anioły ??), życzenia, a nawet poczęstunek...
Było pięknie !!
Nasza Silna Grupa Wsparcia (czyli komplet Dziadków) była oczywiście skupiona na Wnuku...;o) Ale nie było czego "podpierać"...Księciunio pięknie i wyraźnie deklamował, śpiewał głośno i z zaangażowanie...Sprawiało Mu to taką radość, że "banan" nie schodził z naszych twarzy...Z Jego twarzy też...
Nasz uśmiechnięty Pastuszek...;o) |
Na zakończenie domagaliśmy się oczywiście bisów, ale ze "sceny" dobiegło nieśmiałe: "a ferie ??"...
No tak...Świętowanie świętowaniem, a dla Dzieciaków to były ostatnie szkolne zajęcia przed zimowymi feriami...;o)
Hmmm...Nie do końca...
Od kilku dni wśród Rodziców krążyła informacja, że czas zbierać Przodków "do kupy", bo będzie zadane "drzewo genealogiczne"...Misiowa Mama przysłała zapytanie mailem, bo Misiowy Tata pamiętał do "pra", a zdjęć nie posiadali wcale...Babcia siadła nad "schematem" i dopracowała kto jest kto...Dziadziuś "poprzycinał" zdjęcia...Jakby co, byliśmy gotowi...;o)
Niestety..."Drzewo" stało się faktem...
Pani Wychowawczyni zadała pracę domową na ferie, a my tylko westchnęliśmy gorzko (chociaż najbardziej gorzko było Księciuniowi)...
Ja rozumiem zadać na ferie przeczytanie lektury...Książka zawsze się w plecaku zmieści...Ale "drzewo genealogiczne" ??
To nie jest praca na dwie godziny...Nawet z przygotowanymi schematami...
Możemy zapomnieć o feriach z Wnukiem...
Księciunio wyjeżdża na tygodniowy obóz sportowy, więc czasu na "pracę domową" będzie miał niewiele...Odreagowanie po obowiązkach szkolnych będzie znacznie okrojone...Szkoda...Wielka szkoda...