niedziela, 28 lutego 2021

Wróżka Zębuszka...

     Dorastając w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku, nie miałam pojęcia o jej istnieniu...Ale wiedziałam doskonale z czym się wiąże wizyta u stomatologa...

Gdyby dzisiejsze dzieciaki zobaczyły wyposażenie tych "gabinetów cierpienia" uciekały by gdzie pieprz rośnie...;o)

     Mój pierwszy kontakt z dentystą był brzemienny w skutkach...

     Lekarka zamarła z narzędziami w dłoniach, zbladła i zaczęła wylewać na Mamciaśkę diagnozę...

To była katastrofa...

     Zostałam genetycznie obdarowana przez Przodków wszystkimi możliwymi schorzeniami szczęk...Nawet takimi, które teoretycznie już nie występowały...

Alternatywa ??

     Usunięcie wszystkich mleczaków i terapia antybiotykowa, która dawała kilka procent szans powodzenia, albo...Pozostawienie całego bałaganu i leczenie "jak się da"...Może stomatologia z czasem się rozwinie...

Pamiętam tę wizytę doskonale, chociaż niewiele z tego rozumiałam...

     Mamciaśka rozumiała doskonale i przez wiele wieczorów, moje uzębienie było tematem rodzicielskich rozmów...Kilka lat bezzębnej "japoszczęki" i spożywanie papek, przemawiało Im do wyobraźni...

Postanowili czekać...

     Efektem tego "czekania" były setki nieprzespanych nocy, niewyobrażalne cierpienie i wieczny, stomatologiczny problem...

     Po przeprowadzce do Zaścianka, pierwsze co zrobiłam to poszukiwania Dentysty...

     Egzemplarz trafił mi się wyjątkowy...Latami pracował jako "Lekarz Świata", gabinet miał wymuskany jak z zagranicznych żurnali, leki i komponenty sprowadzał z Niemiec i Francji...

Niestety...Dla mnie było zbyt późno...

Doraźnie - owszem, ale nic ponadto...

     Mając jednak tak potworne doświadczenia szybko uzgodniłam z Doktorem, że zrobimy naszym Dzieciakom "rozrywkową wizytę"...

Było jeżdżenie fotelem, oglądanie narzędzi, a nawet diagnostyka wzajemna przy pomocy Dentysty...

Nawet nie wiedziałam jak ważna to była wizyta...

     Dla Dzieciaków wizyta u Stomatologa zaczęła się wiązać z przygodą...Może niezbyt fajną, ale konieczną...

     No i cóż...Stomatologia poszła do przodu, bo genetycznie "sprzedałam" prawie wszystko Pierworodnemu...Jego podstawowym "fartem" jest urodzenie się Facetem...Genetyka działa troszkę inaczej, no i ciąży nie zalicza...;o)

     Pierwsza wizyta Księciunia też odbyła się na luzie...

Ale...

     Niedawno się okazało, że stałe ząbki zaczęły Mu wychodzić obok mleczaków, a mleczaki ani drgnęły...

Na samą myśl o cierpieniu Wnuka aż drętwiałam...

     Wizyta zamówiona, pojechał z Misiową Mamą...

Się Bidulka nadenerwowała...

A Młody ??

     Największym zmartwieniem Księciunia był fakt, żeby Mu Pani Doktor ząbki oddała, bo nie będzie miał co włożyć pod poduszkę dla Wróżki Zębuszki !!

Misiowa Mama była gotowa walczyć o te dwa mleczaki z pełnym poświęceniem...;o)

Ale Lekarka doskonale zrozumiała problem...Oddanie ząbków przysięgła...A Młody w czasie zabiegu nawet nie jęknął (ale ząbków pilnował)...;o)

     Że też nikt nie wymyślił lata temu jakiegoś "komunistycznego odpowiednika", jakiejś "zębowej przodownicy", która mogła by przynieść ulgę (choćby finansową) kilku pokoleniom...;o)

     Wróżka Zębuszka to prawdziwy objaw postępu w stomatologii...;o)

czwartek, 25 lutego 2021

Piękny remont...

     Remont trwa...

     Urobiona jestem "po kokardy"...

Ale...;o)

Uwielbiam to !!

     I chociaż przeżyłam w swoim życiu już kilka przeprowadzek, kilka meblowań i remontów na pęczki, tak fajnego remontu jeszcze nie przeżyłam...Spokojnego, bezstresowego, roześmianego...Remont na luziku...;o)

     Jako jedyne dziecię moich Rodzicieli przejęłam obowiązki "córki i syna" automatycznie...Szczególnie, że Mamciaśka do remontowania się nie nadawała, a pozostawienie Ich we dwoje groziło kataklizmem...

Malowałam, tapetowała, skręcałam meble...Używanie narzędzi nie stanowiło problemu...Dlaczego ??

Bo prace remontowe rozpoczynałam z Rodzicielem, a kończyłam z reguły sama, bo On pochrapywał gdzieś w kącie, albo (co gorsze) siedział i "nadzorował"...Promile było czuć w powietrzu...;o)

Bywało, że rano był święcie przekonany o wytężonej pracy i wkładzie w robociznę...

     Właściwie to powinnam mieć awersję do remontowania...

Ale polubiłam to "dziobanie"...

Nawet to, że cokolwiek było "niedorobione" było moją winą...;o)

     A co było moim Wielkim Szczęściem ??

     To, że moja Druga Połowa lubi remontować !!

Chociaż dotychczasowe remonty też bywały trudne...

Przez lata robiliśmy remonty "na czas"...

     Dzieciaki były małe...Opieka na trzy dni ?? Siedemdziesiąt dwie godziny na najwyższych obrotach...

     Dzieciaki podrosły...Remonty urlopowe w czasie wakacji...Odprowadzaliśmy Dzieciaki na autobus i wracaliśmy do domu biegiem, żeby wyrobić się przed Ich powrotem...

     Presja czasu nauczyła nas "czytać w myślach", czasem na wymianę poglądów brakowało nawet minutki...

No dobra...

     Remontowo żeśmy się dobrali...Ja "dziobak", który godzinami może poprawiać detale i nie spocznie dokąd nie będzie "idealnie"...Pan N. techniczny do bólu, instalacje nie mają przed nim tajemnic...Cokolwiek nie wymyślę, Ślubny przetwarza, analizuje i realizuje...Cudo !!

A że do tego na wszystko ma "papiery", więc i spać możemy potem spokojnie...

     Remont łazienki odrobinę nas przerósł, bo trwał sześć lat, ale...

     Pracowaliśmy wówczas na kilku etatach, a generalka objęła nawet skuwanie tynków...

Dziobaliśmy, dziobaliśmy, dziobaliśmy...I mamy nasz kawałek "morza"...;o)

     Remont kuchni to też kataklizm...Cała "chałupa" robi się kuchenna...

     Ale podzielenie remontu na etapy było dobrym pomysłem, a robienie regałowych "przekładek" było trafionym rozwiązaniem...

     I ten spokój...Luzik remontowy...Nawet krakowiaczka odtańczyliśmy z szafką...A ile pomysłów wpada do takich wyluzowanych łepetyn !!

     Trzecia tura w trakcie...Czwarta będzie za kilka miesięcy, bo z zakończeniem musimy poczekać do lata...

Echhh...

     Ziemia pachnie wiosną...Ptaki drą dzioby jakby się szaleju najadły...A ja wraca z radością do zakurzonego chaosu i cieszę się jak durnota totalna...

     To najpiękniejszy remont w moim życiu !! ;o)

poniedziałek, 22 lutego 2021

Warto nagrywać...

     Od jakiegoś czasu jestem nękana telefonami dotyczącymi fotowoltaiki...Na zabój, wszystkie firmy, z całej Polski chcą mi montować panele...;o)

     Ja przeciw energii słonecznej nic nie mam, chociaż jak we wszystkim zalecam rozsądek, ale owe telefony zaczynają mi działać na percepcję...;o)

No cóż...Numer był dostępny w necie przez kilka lat (z powodu prowadzonej działalności gospodarczej), kto go "przehandlował" i komu, nie dojdę "ni huhu", czyli jakoś ten etap rozwoju energetyki muszę przetrwać...;o)

     Zaczyna mi to odrobinę przypominać "bum" na plastikowe okna, które wymieniali wszyscy, bez względu na potrzebę..."Plastikowe okna" stały się symbolem europejskości i postępu...

     Pamiętam jedną z naszych Sąsiadek, która w ów "postęp" wkroczyła jako pierwsza (mimo, że drewnianą stolarkę okienną mieliśmy jeszcze na gwarancji) i z dumą zawiadomiła o tym rodzinę mieszkającą od lat w Niemczech...

Rodzina właśnie wymieniła "plastiki" na "drewniaki", bo zdrowsze...

To był "dysonans" technologiczny...;o)

     Pod naciskami Ekologów teraz wkraczamy w energetykę wiatrową i słoneczną...

Ot, darmocha...;o)

Nawet "atom" staje się bardziej na topie...

     Mając na uwadze nasze "wiatrowe" położenie, wiatraki wydają się rozwiązaniem bardzo dobrym...

     Nasłonecznienie mamy średnie, ale "średnie" za darmo też jest OK...

     "Atom" stawiamy odkąd pamiętam, więc to, co najbardziej kontrowersyjne, można pominąć milczeniem...

Mam pewne zastrzeżenia w kwestiach technicznych (nasza wrodzona żywiołowość kiepsko wróży wymagającemu "atomowi"), ale pewnie się mylę...

Tyle, że...

(Specjalnie nie napisałam "ale")...

     Japończycy właśnie zaakceptowali budowę 22 bloków węglowych...

     Niemcy "odkurzają" elektrownię węglową i olejową...

     To może, "przed szkodą" okażmy się mądrzejsi ?? Może nie "orajmy" wszystkiego, żeby potem nie budować od nowa ??

No cóż...Nie znam się na energetyce...

Wróćmy jednak do tematu przewodniego...

     Dzwonią do mnie w sprawie fotowoltaiki...Odebrałam już kilkadziesiąt takich połączeń...I tylko jedno z sensem...Jedno z sensem !!

     Młody Człowiek (sądząc po głosie i prowadzonej rozmowie) zaczął nietypowo...

Po powitaniu, przedstawieniu siebie i firmy, zadał pytanie:

     - Czy jest Pani właścicielką nieruchomości, która mogła by korzystać z paneli ??

Bingo !!

Na kilkadziesiąt połączeń, jedno z sensem !!

Przecież na parapecie w bloku nikt paneli nie założy !!

     Oczywiste ??

     Prawdziwe ??

     Było mi przykro, że nie miałam nieruchomości !! Ten Młody Człowiek zasługiwał na "moje panele" !!

Niestety nie mam...;o)

     To przykre, ale reszta tej kilkudziesięcioosobowej rzeszy dzwoniących jest napastliwa, nie ma pojęcia do kogo dzwoni i zaczyna od "na kiedy możemy umówić techników w sprawie wyceny ??"...

Mam ogromną ochotę na umówieniu takiego spotkania...;o)

Szkoda mi tylko Techników...

     O, przepraszam...

     Zapomniałam o początku rozmowy: "rozmowa jest nagrywana"...

Gratulacje !!

     Mam tak sympatyczny głos w czasie tych rozmów, że pewnie odsłuchują sobie moje monologi  do snu...

     Firm są setki (bo mamy "bum"), telemarketerów są setki, numerów telefonów...Hmmm...Miliony ??

     I jeszcze nikt nie ogarnął, że większość mieszka w blokach ??

To jest warte nagrywania...;o)

piątek, 19 lutego 2021

Odpowiednio zacofani...

     Nawiążę dzisiaj do pewnego projektu, który ogłosił jeden z naszych Ministrów...

     Odkąd pamiętam sport nie był ulubionym zajęciem wśród dziewcząt...Na tym, jak wiecie, odrobinę się znam...

     W podstawówce (wieki temu) na siedemnaście dziewcząt w klasie, w reprezentacji szkoły była jedna...W szkole średniej na czterdzieści cztery, w reprezentacji były dwie...No cóż...Dla kilku sekund na bieżni, czy boisku, trzeba miesiącami, a czasem latami wylewać pot...Mało zachęcające...

     To było czterdzieści lat temu...Nie było pieniędzy na sport...Nie było obiektów...Nawet zakup trampek był problemem...

     Teraz mamy obiekty, są pieniądze na sport, nie wspomnę nawet o ilości trampek na rynku, i co ??

Do sportu nikt się nie garnie, bo ciężko, bo brudno, bo wyniki osiąga się po latach...Żaden interes...

     Dwadzieścia lat temu mieliśmy setkę zawodników...Dziesięć lat temu było ich pięćdziesięcioro...Teraz zostało "kilkanaście sztuk"...

     Chodzę po ulicach, widzę młodzież z nadwagą, z powykręcanymi obojczykami, przygarbioną, na pokrzywionych kolanach...Za dwadzieścia lat nie będą w stanie unieść się z krzesła, nie przejdą bez wsparcia kilku kroków...

Praca fizyczna będzie wysiłkiem ponad miarę...Poród będzie się kończył "cesarką"...

     Człowiek nie jest istotą statyczną...Kości, ścięgna i mięśnie potrzebują ruchu...Systematycznego i ogólnorozwojowego...

Ale kto by tam słuchał Wuefistów, albo Trenerów...

     Przez lata marzyłam, że ktoś ze świecznika "rzuci się w otchłań" i wzorem "zachodu" zaoferuje Młodzieży stypendia...Nie symboliczne (200-300 złotych to nie jest wsparcie), stypendium dające ekonomiczną równowagę, umożliwiające studiowanie, opłacenie stancji, suplementację, czy opłacenie fizjoterapeutów...Nie doczekałam się, chociaż Pan Bańka był "światełkiem w tunelu"...

     I po latach, z pewnym smutkiem, powinnam powiedzieć: "Dzięki Bogu" ??

     Opisany przeze mnie system od lat sprawdza się w Stanach Zjednoczonych...Stypendia sportowe (i nie tylko) opracowali do perfekcji...Boiska mają pełne...Zaplecze zawodnicze "pęka w szwach"...

     Ciężko pracujesz na swój sukces, wylewasz hektolitry potu, a w perspektywie miejsce na prestiżowej uczelni, stypendium na przyzwoitym poziomie...Praca popłaca...

Poniekąd...

     Od dłuższego czasu pojawiają się w mediach informacje o nowych trendach, które pojawiają się za Oceanem...

     Na zawodach sportowych dziewcząt, o klasie mistrzowskiej (takich dających punkty do uczelni i stypendiów) zgłaszają się chłopcy z zaświadczeniami, że mentalnie są dziewczętami...

Sędziowie nie mają wyboru i dopuszczają do takich startów ("poprawność" postawiona nad rozsądek)...

Chłopaki wygrywają wszystko...Z marszu...Na luziku...

     Że to sporadyczne przypadki ??

Owszem...

     Na jednych zawodach zjawia się czasem dwóch, czasem trzech takich "sportowców"...

Miejsce stypendialne na uczelni jest jedno...Stypendia czasem są dwa...

     Sporadyczne ??

     Jak zmobilizować dziewczęta do wysiłku, do treningów, do pracy ??

Po latach starań zostają z niczym...

Tej niesprawiedliwości nikt nie widzi ??

     Nikt nie zauważył, że w drugą stronę to nie działa ?? Że dziewczęta nie przebiją się w "męskim" sporcie ?? Bo nie przebiją się w nim nawet ci "sportowcy" głoszący się "dziewczętami" ??

     Protestują Trenerzy, protestują Rodzice, protestują Sportowcy...

I obrywają wiadrami "pomyj", że są nietolerancyjni, zaściankowi, zacofani...

Nikt nie chce się wychylić...

     "Sportowcy" skończą studia, ustawią się w życiu i pójdą po kolejne "zaświadczenie"...Bo ponoć, facetom łatwiej robi się kariery...Równowaga zostanie zachowana...

Dlatego dziękuję Bogu...

     Jest szansa, że jesteśmy odpowiednio "zacofani"...


P.S. I tak nic nie przebije pewnego Mieszkańca Ameryki Południowej, który będąc w słusznym wieku odbył te "trzy terapie" i uzyskał stosowne zaświadczenie...Biegusiem pognał do sądu i wygrał sprawę o przyznanie mu emerytury w "kobiecym wieku"...Pięć lat przed "czasem"...Mąż...Ojciec...Dziadek...Geniusz !!

Prawdziwa "Seksmisja"...;o)

wtorek, 16 lutego 2021

Wnucze mądrości...

 1. Princeska:

     - " Babcia nie jest królewną, Dziadziuś nie jest królewną, Lucky nie jest królewną, Księciunio nie jest królewną, Mama (chwilka zastanowienia) nie jest królewną, Tata nie jest królewną, ja jestem KRÓLEWNĄ !!"

     - "Babciu, brzuszek opadł" - (Princeska jest głodna)


2. Księciunio:

     - Babciu, a jak człowiek umiera, to co ??

     Babcię trochę "przytkało", bo temat trudny i stanowisko z Misiowymi Rodzicami w tej kwestii nie uzgodnione...;o)

     - To odchodzi, nie można się już wtedy spotkać, nie można się przytulić...Trzeba się pożegnać na zawsze...A ten ktoś idzie do Nieba, tak daleko, że przez najlepszy teleskop nie można go zobaczyć...

     - "Na zawsze" to bardzo długo ?? - pyta Księciunio...

     - Bardzo długo...Ale jeśli kogoś się bardzo kocha, to on zawsze w człowieku zostaje...Jest w głowie, bo się o nim myśli...I jest w sercu, bo kochać się nie przestaje...

     - To tak jak my, prawda Babciu ??

     - Dokładnie właśnie tak !! 

     - I z tego kosmosu nas nie widać ??

     - Widać Kochanie, widać...Jak coś spikusisz Mamie to w środeczku, pod serduszkiem, czujesz, że to nie jest dobre, prawda ?? - pytam...

     - Prawda Babciu, czasem jest mi bardzo smutno...- odpowiada Księciunio po zastanowieniu...

     - To jest właśnie to, co nie umiera...Podpowiada człowiekowi co jest dobre, a co jest złe...Wystarczy słuchać...I właśnie to z człowieka zostaje tam w Niebie...

     - Ale, Babciu, czasem najpierw się zrobi, a potem się czuje...- dojrzałość Wnuka mnie "przeraża"...

     - Jeśli będziesz słuchał, to z czasem, zanim zrobisz, będziesz wiedział, czy to jest dobre, czy złe...Całe życie będziesz się tego uczył...Tak już jest...- wyjaśniam...

     - A jak się już umrze, i człowiek odchodzi do tego Nieba, ale bardzo, bardzo kocha i tęskni, to potem znowu się rodzi ?? Prawda, Babciu ??...

Tak się Babci "ćwieka" nabija, mając sześć lat...

     - Tak może być !! Bo miłość jest najsilniejsza ze wszystkiego !!

     Księciunio ogromnie się z tej odpowiedzi ucieszył...Buźka Mu się rozpromieniła...Oczka błyszczały...

No cóż...

Przecież kochamy się nad życie...;o)

sobota, 13 lutego 2021

A gdyby tak...

Pewnego dnia się zdarzyło,

(chociaż na oko nie miło),

że media czerń okryła

i dobę w oczy biła...

Nie było newsów durnych

i artykułów wtórnych,

seriali do niczego,

nie było tego wszystkiego...

Pomijam wszelkie żądze,

bo poszło o pieniądze...

Została jedna TV

i chyba w tym problem tkwi...

Tak mnie wtedy natchnęło,

gdy czernią ową wionęło...

Niech wyłączą się wszyscy !!

Ci "wtórni" i ci "bystrzy",

ci z lewa, i ci z prawa,

to by była zabawa...

Manipulacja by zdechła,

kłamstwo by spadło do piekła,

nienawiść w niebyt by poszła,

i prawda byłaby prostsza...

Oddech by ludzie złapali,

na newsy nie polowali,

"papki" by nie chłonęli

i więcej czasu by mieli...

I dalej tak sobie marzę,

że wówczas dziennikarze,

po rozum do głowy by poszli,

mądrzejsze byłyby posty,

i zamiast "interpretować",

zaczęli by informować...

Tak mnie fantazja poniosła...

Może wyłączyć też posła ??

Kłódkę powiesić na Sejmie ??

I niech się Senat "zdrzemnie"??

Na tę chwilę to wszystko...

Znów jestem "utopistką"...;o)

 

środa, 10 lutego 2021

Smutno i straszno...

     Przeczytałam ostatnio, że wydział medyczny, jednej z prestiżowych amerykańskich uczelni, umieścił na swoim koncie "twita", w którym użył określenia: osoby rodzące, aby zachować "poprawność"...

Na prawdę ??

To nie kobiety są rodzące, tylko osoby ??

I to medycznie ??

Tym zajmują się naukowcy ?? To jest standardem przyszłych lekarzy ??

     Szczerze mówiąc, oczekiwałabym badań nad lekarstwem na katar, który może nie jest śmiertelny, ale "wycina" ludziom tydzień (albo siedem dni) z życiorysu...Albo antidotum na migrenę...Niby nie choroba...A jednak powala człeka jak kłodę i sieje spustoszenie w organizmach...

Nawet nie ośmielam się wtrącić w moje oczekiwania nowotworów, Parkinsona, czy "wrednego niemca"...

To może chociaż, badania nad wytwarzaniem mazi stawowej u starszych, żeby ta jesień życia była bardziej "złotą jesienią", niż "listopadową słotą" ??

     Kontynuując bzdurne teorie, wtrącę nieśmiało, że moim skromnym zdaniem, rodzice to osoby, które przyczyniły się bezpośrednio do urodzenia dziecka...Dziecka, czy osoby ??

"Poprawność" by wymagała (zachowując tę "naukową" logikę), że rodzi się osoba...Nie syn...Nie córka...Osoba...Bo przecież nie mamy pojęcia jak się owa osoba określi za kilka lat...Może będzie chciała być słoniem ?? Słonie są fajne !! Przy okazji będzie można zaskarżyć rodziców, że wymusili na osobniku chodzenie na dwóch kończynach, a trąbą nie umie ssać, tylko wydala...

Nie o takie nonsensy prowadzono przewody sądowe...

Amerykanie w tym przodują...

     Najbardziej ekstremalne zażalenie ??

     Syn złożył pozew przeciw rodzicom, że on się nie chciał urodzić !!

Prawnicze cudo...;o)

Sprawa ciągnęła się miesiącami...

     Rodzina uchodziła za wzorową, nikt nie miał rodzicom nic do zarzucenia (łącznie z synem), młody przez cały czas mieszkał w domu rodziców i utrzymywał z nimi kontakt...

Przegrał, ale obwieścił światu, że będzie się odwoływał...

Leczyć ?? Czy wystąpić o prawo do eutanazji ??

Że to abstrakcja ??

Niekoniecznie...

     Sądząc po kierunku, w którym zmierzamy, takie "abstrakcje" staną się normalnością...

     Każde pokolenie przeprowadza jakąś "rewolucję obyczajową", "młode" i "stare" dogaduje się z trudem, ale przyznam się szczerze...Tego nie ogarniam...

     Skoro należymy do ssaków, to populacja składa się z samic i samców...Coś przeoczyłam ??

     Słyszeliście kiedyś o lwicy, która "udaje" lwa ?? Albo odwrotnie ??

     To, że czasem dwie lwice się pomiziają, albo dwa lwy mają się "ku sobie"...OK...Popęd ma swoje prawa i nie mój interes zaglądać im pod ogon, ale kiedy słyszę, że sześciolatek zdecydował, iż chce od dzisiaj być dziewczynką, a rodzice go wspierają, to już tego moja percepcja nie przyjmuje...

W tym wieku też chciałam być chłopakiem !! Nawet próbowałam sikać na stojąco...;o)

Wynikało to głównie z większej wygody (szybciej wracało się do zabawy) i otoczenia (wkoło miałam samych "samców")...Ale Matka Natura zdecydowała, że bardziej nadaję się na "rodzicielkę", niż na "słonia"...

     Macie ochotę na jeszcze jedną "perełkę" ??

Pół roku temu, ta sama uczelnia, wydział matematyki...

"Trzeba łamać standardy, włączyć myślenie abstrakcyjne: 2+2=5"...

Ło Matko i Córko...

Po co się ograniczać ??

Niech będzie 22 !!

Przecież "twit" wszystko przyjmie...

     Wywróćmy logikę i prawa do góry nogami i czekajmy...Efekty będą widoczne...

     Niech "nową, rewolucyjną matematykę" zaczną stosować konstruktorzy, inżynierowie, budowlańcy...Będzie się działo...;o)

Prestiżowa uczenia ??

Popierdółki, a nie uczenia...

     Żeby nie było, że się na tych "Hamerykańców" uwzięłam, to mam jeszcze bonusik...

     Szwedzi zdecydowali, że nauczyciele nie będą poprawiać prac, w których są błędy, aby nie stresować uczniów...Cudo !!

     Niech sobie taki gamoń rośnie bez świadomości, że coś robi źle...Proces wychowawczy niech sobie przebiega zgodnie z naturą...Jeszcze dwa pokolenia i wrócimy na drzewa, albo do jaskiń...

Durnym narodem znacznie łatwiej się zarządza...

     Czym bardziej się w to zagłębiam, tym bardziej coś mi to przypomina...

     Pamiętacie to ?? (Pytanie do moich starszych Czytaczy)...

Myśmy to już przerabiali...

     Eksperyment na "żywym organizmie" trwał prawie pięćdziesiąt lat...To "jedynie słuszna partia" miała patent na dobro i zło, na zakres edukacji, na poziom wykształcenia, na rozwój gospodarki, a nawet na to, jakim papierem podcieraliśmy "tyły"...

     Świat wówczas przyglądał się nam zza "żelaznej kurtyny" i kiwał głowami z ubolewaniem...

     Czyżbyśmy wyprzedzali epokę ??

niedziela, 7 lutego 2021

Siłownia otwarta, czyli dotarła pierwsza dostawa...;o)

     Mam w życiorysie nie jedną "przerzuconą" tonę, ale przecież wiadomo, z wiekiem sił nie przybywa...

     Dziewczyna w sklepie starała się nas dopieścić szybką dostawą, a my studziliśmy Jej zapędy...Sama tych mebli nie rozładuję i nie wtarmoszę na pierwsze piętro...Obecność Pana N. obowiązkowa !!

     Dzień przed dostawą otrzymuję wieczorem sms-a i nie wierzę w to co czytam...

     Pan Kierowca określa dokładnie godzinę dostawy !!

Klękajcie Narody !!

     Rano telefon..."Stoję pod blokiem, która klatka ??"

Cudo !!

     No to muskuły  (jak żonaty wróbel pięty) Gordyjka pręży i za wyładunek się bierze (oczywiście ze Ślubnym)...

     Póki rzecz dotyczy szafek, Pan Kierowca tylko głową kiwa...Ale kiedy na "pace" pozostają "słupki", kategorycznie oświadcza:

     - Tego Pani nie pozwolę wnosić...- i z miną Sinksa czeka na gordyjskiego Ślubnego...;o)

     Szczerze mówiąc, ani bym się za to nie brała, bo słupek waży tyle co ja, i nawet jako "pomocnik Tragarza" ledwie daję radę...Ale było to miłe...;o)

Pan N. wtarmosił 2/3 dostawy samodzielnie, ja ledwie zipałam...

     Przy drugim słupku bardzo żarliwie prosiłam Boga, żeby ten trzeci wlazł sam, przecież wysoko nie miał...;o)

     Z ulgą przyjęłam zarządzoną przez Pana N. przerwę kawową...

Ufff...

     Pijemy kawusię, a ja wypalam...

     - Mebli w sypialce wymieniać nie będziemy...Ja tych szaf nie dam rady wnieść !!

Mina Ślubnego bezcenna...;o)

     Nie mam pojęcia w jakie paczki pakowane są te szafy, ale są trzykrotnie większe od słupków...To mnie przerasta...

     - Rozpakujemy na dole i wniesiemy po kawałku...- proponuje Pan N.

I teraz ja mam minę godną Oscara...;o)

     Jak ja już ducha w sobie nie czuję (a właściwie czuję dokładnie wszystkie cząstki tego "ducha") to mój Ślubny doznaje objawienia ?? To ja tego "ducha" wcale czuć nie musiałam ??

Orzesz...(ko)

     Trzeci słupek maszeruje w częściach na pierwsze piętro, a my radośnie szczebioczemy...

No i planowany remont sypialki nie legł w gruzach...;o)

Ale póki co, w repertuarze kuchnia...

     W czasie skręcania i montażu zaprezentowałam Panu N. że jednak 50 kilo niewiele może (zmontowany słupek prawie mnie przygwoździł (a właściwie "przyścianił"), o mało nie zdewastowałam nóżek przykręcanych z taką estymą...Po prostu...Pan N. uratował nie tylko Żonę, ale i część dorobku życia...

Echhh...

Na Szerpa to ja się mało nadaję...;o)

Ale...

(Pamiętacie, że to co przed "ale" wcale się nie liczy ??)

Moje kuchenne marzenie się właśnie zrealizowało...

Ileż ja bezsennych nocy poświęciłam na ten pomysł...

Właściwie, to nawet pięciu złotych nie postawiła bym na jego realizację, bo moje pomysły są raczej z "górnej półki"...

Marzyłam o urządzeniu "spiżarki" na tych mikrych kilku metrach kwadratowych naszej kuchenki...Marzyłam o ścianie regałów na kuchenne "przydasie"...Marzyłam, że w końcu będę układać, a nie "wciskać"...

Ot, taka ze mnie marzycielka...

I co ??

No cóż...Warto marzyć !! 

Pierwszy etap zrealizowany !!

czwartek, 4 lutego 2021

Psi, wielki duch...

     W remontowej zadymie, w totalnym bałaganie, nie zapominamy oczywiście o psie...Co się należy, to się należy...;o) Może drapania jest odrobinkę mniej, ale jak kurz "bitewny" opadnie, to nadrobimy...Ze spacerów nie wycinamy nawet minutki...A las...

Echhh...

Las wygląda teraz cudnie !!

Nie to, żeby mu ogólnie urody brakowało, ale magia tiulowej woalki ze śniegu, czyni cuda...Jest magicznie...;o)

     Człapiemy sobie na te leśne spacerki niespiesznie, czasem spotkamy stado sarenek, czasem samotnego jelonka, albo zając czmychnie spłoszony, ale głównie spotykamy pieseły...;o)

     Wracaliśmy właśnie z naszej leśnej "pętelki", ścieżynka wąska, obok śniegu do pół łydki...Na przeciw idzie Facet z piesem...Facet na oko, jakieś 80 kilogramów, pies 50...Proporcja 2:1, więc potulnie schodzimy ze ścieżki. żeby przeciwnika nie kusić (znamy ich z widzenia i wiemy, że pies bywa "wyrywny")...

     Psisko nagle kładzie się na ścieżce, odbija się pełną mocą i...Staje na dwóch łapach...Teraz łeb ma na wysokości głowy Faceta, a ten zaskoczony reakcją usiłuje zapanować nad linką, którą trzyma w dłoniach...Nie ma szans...50 kilo psa i 50 kilo siły...Dziwne, że się Facet nie uniósł...

     Lucky i ja stoimy w śniegu, klękam, żeby w razie czego móc złapać za rączkę szelek, no i cóż...Wesprzeć psa w czasie ataku ??

     Lucky wysuwa się o pół kroku przede mnie, rozszerza przednie łapy i jest maksymalnie skoncentrowany na przeciwniku...Nie jeży się, nie warczy, nawet nie szczerzy kłów...Czeka...

Ogromne psisko wyrywa linkę z rąk Faceta i dwoma susami jest pół metra od nas...

Będzie się działo !!

     Facet nie panuje już nad niczym...Nawet ma trudności z zachowaniem równowagi (wydeptana ścieżka jest jak lodowisko), nogi zaplątał w linkę...

     Psisko jest tak blisko, że czuję gorący oddech na policzku...

I nagle...

     Lucky warknął, szczeknął, znowu warknął...

     Co powiedział, nie mam pojęcia, ale zero agresji...Tak jakby "nakrzyczał" na psa...

     "Tumanie !! Wracaj do swojego Pana, bo ja ci nie ustąpię...Natychmiast wracaj!!"

Reakcja olbrzyma ??

     Psisko kurczy się w sobie, podwija ogon i wraca na ścieżkę...

Jestem w totalnym szoku !!

Facet wygrzebuje się w końcu z linki i zamierza uderzyć nią psa...

     - Niech Pan go nie bije !! - rzucam natychmiast...- To tylko psia natura...

     Chociaż osobiście mam ogromną ochotę złapać za tę linkę i walnąć Faceta ze dwa razy po łydkach...To nie była wina psa, to była wina Faceta...Ewidentna...

Facet odzyskuje kontrolę, przeprasza mnie kilkukrotnie i rusza w las...

Ja otrzepuję kolana...

Lucky odwraca się do mnie i całym sobą mówi:

      "Widziałaś !! Czy Ty to widziałaś ?? Taki dzielny jestem !! Nie dam Cię skrzywdzić nikomu !! Kochasz mnie ??"

Idzie przez Osiedle taki dumny z siebie, że chichoczę w maseczkę...;o)

Do śniadania dorzucam kiełbaskę...;o)

     Psiego ducha najlepiej dopieszcza się kiełbaską...;o)

poniedziałek, 1 lutego 2021

Jak mebli nie sprzedawać...

     Wzięliśmy sobie za punkt honoru dać szansę wszystkim meblarskim sprzedawcom w Zaścianku...Sprawiedliwie...;o)

     Objeździliśmy uczciwie najodleglejsze nawet zakamarki (o których mgliste wyobrażenie ma nawet GPS) i po kilku dniach błądzenia, oglądania i analizowania, nasza meblarska wiedza znacznie się pogłębiła...

Dodam, że na podobne "polowania" ubieramy się raczej skromnie, bardziej na sportowo niż z "wypasem", bo przecież "nie szata zdobi człowieka", a zasobność portfela nie musi być widoczna...To od lat się sprawdza...;o)

     1. Meble na wymiar - Ogromny baner na płocie, drzwi firmy zamknięte na głucho...Otoczenie rodem z lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku...Czy fachowość i obsługa takie same ?? Tego się nie dowiemy, bo ekspozycja tylko wirtualna w necie, kontakt przez maila lub telefoniczny...Kot w worku...;o)

     2. Pawilon na uboczu, światła przygaszone, w zakamarkach przy biurku siedzi Kobieta...Bardziej Ją słuchać niż widać...Rzuca w naszą stronę znudzonym głosem: "pomóc w czymś ??"...No cóż...Kilka rzeczy bym znalazła...Mycie okien, sprzątanie w szafach, wyniesienie śmieci...;o) Po naszym zaprzeczeniu, Kobieta wraca do przerwanej lektury...Zniszczy wzrok, bo my z trudem rozglądamy się po "wyciemnionej" ekspozycji...

     3. Salon w centrum Zaścianka...Meble na wypasie...Pani zawzięcie dyskutuje z kimś przez telefon..."Te by pasowały" - myślę sobie, ale zza biurka dobiega mnie wymiana zdań...Opryskliwy, niesympatyczny ton aż kłuje w uszy..."I niech się w końcu zdecyduje !!"...Rozmowa dotyczy klientki...Przykre...Niech zapłaci i spada ?? 

     Nasz wybór pada na dwie firmy...Ostateczna decyzja po "przespaniu"...Ruszamy po wycenę...;o)

     1. Dziewczyna od razu "łapie" o co nam chodzi, a my dowiadujemy się, że nie ma żadnego problemu z docięciem mebli na wymiar i przygotowaniem wszystkiego zgodnie z zamówieniem...Program na którym pracuje jest raczej toporny i mało czytelny, ale czego nie może wydrukować - dorysowuje...Jest obolała i zmęczona po dwugodzinnym odśnieżaniu, ale kiedy mam kolorystyczne wątpliwości co do blatów, zrywa się od biurka, żeby mi naocznie różnicę zaprezentować...Robi ostateczną wycenę, pamięta o drobiazgach, o których nie mamy pojęcia (na przykład: końcówki listew zabezpieczających do blatów)...Podsumowuje i blednie..."Sporo wyszło - to przez te szafki na wymiar"...No cóż..."Nie wyglądamy"...;o) "A czy moglibyśmy podzielić to zamówienie na dwie sztuki ?? Mamy bardzo ograniczony metraż..." - rzucam, nie mając wielkiej nadziei..."Oczywiście !! Z tym nie ma problemu..." Jestem w lekkim szoku...Polska Firma - europejskie standardy...;o)

     2. Dziewczyna od razu "łapie" o co chodzi...Proponuje dwie wyceny (bo dwa modele wpadły nam w oczy), zaczyna wycenę od pierwszego...Na "oko" meble wyglądają solidniej...Bardziej "światowo"...Coś wrzuca do wyceny, coś liczy na kalkulatorze, głównie liczy...Nie mam pojęcia jak mebluje naszą kuchnię...;o) Siedzimy kwadrans, a w uszach mam stukot klawiszy kalkulatora...Pyk, pyk...Pyk, pyk...Obłęd..."Doliczę jeszcze blaty" - rzuca w przestrzeń..."Które ??" - pytam..."Uśredniłam cenę..." ?? Pyk, pyk...Pyk, pyk..."Wyszło..." Podaje prawie dwukrotnie więcej niż w pierwszym przypadku...

"A czy jest możliwość podzielenia dostawy ??" - pytam dla ścisłości...

" Transport i montaż wykonuje inna firma, więc nie ma takiej możliwości"...

     Nie dostajemy żadnych wydruków, wyceny, wizualizacji...Nie mam pojęcia co robiła ta dziewczyna przez pół godziny mojego życia...A właściwie...Dokładnie wiem...Dokonała wyceny...

"Gdyby Państwo dokonali zamówienia dzisiaj to mamy akcję rabatową...Pyk, pyk...Pyk, pyk...Całość byłaby tańsza o tysiąc dwieście złotych...Ale to tylko dzisiaj !!"

Ręce opadają...

"A nie, przepraszam...Pyk, pyk...Pyk, pyk...Pomyliłam się...Policzę jeszcze raz...Pyk, pyk...Pyk, pyk...Osiemset złotych"...

"Tej drugiej wyceny chyba nie będziemy robić ??" - pyta...

     Zostaliśmy wycenieni...Drugi model jest droższy...;o)

"Bogaci nie są, to złapię ich na rabacik, ale czasu szkoda..."

     Na odchodnym dostaliśmy wizytówkę samoprzylepną, którą przykleiłam na szkicu robionym przez Pana N. ...

Firma też jest polska, tylko standardy...Europejskie ??

No i jak jest z tą "szatą, która człowieka nie czyni" ??

Czyni, czy nie czyni ??

     Nasze "sitko" kolejny raz się sprawdziło i odsialiśmy "ziarno od plew"...Bo jeśli chce się coś zebrać (czyjąś gotówkę) to trzeba być dobrym Ziarnem, z plew nie wyrośnie nic...;o)

     Dobę później (po przespaniu) zostaliśmy radośnie powitani w sklepie meblowym (nr 1), Dziewczyna skrupulatnie podzieliła nasze zamówienie i dokonała cząstkowej wyceny, wszystko dwukrotnie sprawdziła...My wykorzystaliśmy możliwości i podzieliliśmy dostawę na trzy (to już pełen komfort) i ruszyliśmy do domeczku robić kolejny bałagan...

Tak wygląda teraz "plac zabaw" Luckiego...

     Psina ma bardzo ciężki żywot, ledwie się mieści...Nasze wiercenie, skrobanie i malowanie go przeraża, ale nie ma gdzie się schować...I jak to Lucky, bardzo stara się nie przeszkadzać...;o)

Ale zaliczył też wielki sukces, na który czekałam od kilku miesięcy...Odważył się wysunąć swoje pudełko z zabawkami, wybrał sobie słonika (najmniejszą z zabawek) i miętosił go w kąciku...Sukces !! 

Tak wygląda kuchnia w pokoju...

     Część regałów jest już zdemontowana, ale na większy bałagan nie możemy sobie pozwolić, więc będzie "przekładka" (ze starego w nowe)...Przynajmniej po przyprawy nie biegam do kuchni, bo wszystkie stoją w zasięgu ręki...;o)

A to zabaweczki Gordyjki...;o)

Uwielbiam remonty !!