poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Dobry interes...

Nie lubi się fotografować...Bardzo nie lubi...

Nie zna...Nie rozumie...

Ale czasem udaje się nam coś z "przyczajki"...;o)

1. Sierpień 2019.

Pierwszy pobyt Luckiego na Wrzosowisku...

     Właśnie "modli" się pod śliwą, na której siedzi "baśka" (fiefiórka rezydentka)...

     Niewiele miał wówczas wolności, przypięty do dwudziestometrowej linki...

     Był bardzo zagubionym piesełkiem, którego świat wywrócił się do góry nogami...

2. Wrzesień 2019.

     W Zaścianku lubuje się każdą chwilą...Zaczyna "kochać" swoją kanapę...

     I za wszystko dziękuje...Za pogłaskanie...Za wodę w misce...Za jedzenie...

3. Październik 2019.

Pierwsza Wielka Wyprawa...Krościenko...

Było zbyt dużo wrażeń...Zbyt dużo nowych zapachów...

     Po kilku dniach odkryliśmy prostą prawdę...Lucky tęskni do swojej kanapy !! ;o)


4. Grudzień 2019.

Pierwsze Święta Bożego Narodzenia.

Święta z całą Rodziną...;o)

     W Luckim zaczął budzić się szczeniaczek (mimo, że miał już pięć lat)...

     Rozpakowywanie prezentów było wspaniałym doznaniem...;o)


5. Styczeń 2020.

Zaczyna rodzić się przyjaźń...

Księciunio się pochorował...Lucky nie odpuszczał Go na krok...

6. Luty 2020.

     Po nieśmiałych próbach, Lucky zaczyna się bawić...Ulubioną zabawką są piszczące, kocie myszki...Uwielbia je...

     Pierwszymi bawił się dwa-trzy dni...Po roku rozbiera je w pół godziny...


7. Kwiecień 2020.

     Fascynacja telewizją...Zaczęło się od NG i filmu o małych wydrach...Przesiedział godzinę przed odbiornikiem...Słuchał, oglądał i wąchał...Tak się zmęczył, że padł i zasnął...

Ale kiedy wykazał zainteresowanie tym programem...

Nie miałam serca zmienić kanału...;o)

Pan Cejrowski ewidentnie spodobał się naszemu psu...;o)

     Przez przypadek na zdjęciu jest również ulubiona zabawka Luckiego...Duszek...

Duszek jest mięciutki, wyje jak duch, świecą mu się zielone oczka i ma dwadzieścia lat... 

Sam ją sobie wybrał z wielu maskotek...

Bywa, że usypia wtulony w duszka...Jak małe dzidzi...;o)

8. Maj 2020.

Lucky poukładał swój świat...

Zaścianek jest domeczkiem...Azylem...Świątynią...

Kocha wracać do domeczku...

Ale jest jeszcze Wrzosowisko...

Tutaj Lucky pracuje...Tak sobie to poukładał...

Wszystkiego pilnuje...Na wszystko ma baczenie...

I jest "przypięty" do mojej nogi...


9. Czerwiec 2020.

Wrzosowisko jest bezpieczne...

     Linka i smycz nie są już potrzebne...Skończyło się zwiedzanie okolicy...Chociaż czasem widać, jak wielką ma na to ochotę...;o)

Ma nawet kumpla, psa traktorzystę...

10.Lipiec 2020.

Pierwszy urlop na Wrzosowisku...

     Brygada "RR" (Rozkosznych Rozrabiaków) w komplecie...

11. Sierpień 2020.

Po roku Lucky bardzo się zmienił...

Jego przywiązanie do nas jest widoczne i odczuwalne...

     A to historyczne zdjęcie...


     Lucky ma jeszcze na szyi obróżkę z GPS (ciekawie ile psów w Polsce ma numer telefonu)...;o)

To było nasze zabezpieczenie...(Gdyby jednak instynkt wygrał z "pełną michą")...

Bo w duecie pies i człowiek, to człowiek musi przewidywać...

Człowiek dostaje ogrom psiej miłości i przywiązania...

     To bardzo dobry interes...;o)

P.S. Jeśli ktoś mnie pyta (a sporo jest takich osób), jak jest po adopcji, to odpowiadam...Lekko nie jest, bo człowiek mierzy się z czymś czego nie zna i czego nie rozumie...Z lękami w nocy i z lękami w dzień...I z takim ogromem psiej miłości i przywiązania, jakiej nie jest w stanie ogarnąć rozumem...Każdy kłaczek psiej sierści jest miłością...

Adopcja, to jakby otworzyć niebo, uwięzionemu w piekle...

A żaden zwierzak na piekło nie zasługuje...

sobota, 29 sierpnia 2020

Profilaktyka czy łakomstwo ??

     Każdy zna ten zapach, szczególnie w czasie Świąt Bożego Narodzenia delikatnie "uderza" w nosy, w każdym domu...Nawet jeśli Gospodyni jest w opozycji do pieczenia...

CYNAMON...

A jak mawiała pewna Mała Osóbka...Ancymon...

     Poza walorami zapachowymi kora cynamonowca cejlońskiego to samo błogosławieństwo Matki Natury...Odchudza, pomaga w walce z cellulitem, z trądzikiem, wspiera walkę z przeziębieniami i problemami żołądkowymi...I chociaż sceptycznie podchodzę do tych newsów jest ponoć sporym wsparciem w zapobieganiu i leczeniu nowotworów narządów wewnętrznych, Alzheimera i Parkinsona...Cudo !!

Do kompletu można dodać...

ŚLIWKĘ ...

     Pomijając spory arsenał witamin (C,A,E,K), tiaminę i niacynę, jest niezłym źródłem minerałów...Wapń, żelazo, magnez, fosfor, potas, sód, cynk...

     A kto nie słyszał o przeczyszczających właściwościach śliwek ??

Chyba nie ma nikogo...

     Dlatego dzisiaj będzie z innej beczki...A właściwie z piekarnika...

Sezon w pełni...;o)

 

CIASTO CYNAMONOWE ZE ŚLIWKĄ !!

5 jaj

1 szklanka cukru

1 szklanka mąki pszennej

1/2 szklanki mąki ziemniaczanej

1 łyżeczka proszku do pieczenia

1 łyżeczka cynamonu

1 kostka masła (lub margaryny)

śliwki  (ilości zależy od inwencji twórczej)


1.Śliwki przepołowić i odpestkować.

2.Masło roztopić i odstawić do wystygnięcia.

3.Jaja utrzeć z cukrem.

4.Dodać mąkę pszenną, ziemniaczaną i proszek do pieczenia

5.Kiedy w masie będą widoczne pęcherzyki powietrza (to ledwie kilka minut ucierania), dodać wystudzone masło.

6. Do wyrobionej masy dodajemy cynamon i mieszamy.

7. Przygotować blaszkę (20*25), albo zbliżoną objętościowo, natłuścić i osypać bułką tartą.

8. Wlać masę do blaszki i ułożyć śliwki (skórką w dół).

9.Jeśli lubicie, można posypać kruszonką...;o)

10.Wstawić do nagrzanego piekarnika (180 stopni) i piec około 50 minut.(Piekarnik gazowy)

     A teraz jeszcze raz przeczytajcie początek posta...;o)

Cynamon - odchudza...Śliwka - czyści jelita...

     Ciasto idealne !!

Nie wchodzi w boczki...;o) I poopa nie rośnie...;o) Mniammmm...;o)

(Zawsze możecie powiedzieć, że to nie łakomstwo tylko profilaktyka medyczna)...;o)

poniedziałek, 24 sierpnia 2020

1:0 dla mrówki...

     Lucky lustrował leśne krzaczory, więc przystanęłam na ścieżce, żeby mógł delektować się zapachami do woli...Upał, mimo wczesnej pory był już odczuwalny, więc stanie w leśnym cieniu nie było złym pomysłem...Nagle poczułam ukłucie w bok stopy...

    Nim zdążyłam rozpiąć rzepy sportowych sandałów, noga zdrętwiała mi aż do kolana...

Ki czort ??

Mróweczka...

Jak to w lesie...Mrówek dostatek...

     Odrętwienie ustąpiło po kilku minutach, Lucky wywąchał wszystkie zapachy...Koniec "aktu pierwszego"...

     Kolejny dzień miałam "kuchenny"...Upał nie ustępował, więc w mieszkaniu panowały niezłe "tropiki"...

Gotowałam, smażyłam, piekłam, pasteryzowałam...Temperaturowy kataklizm...

Żeby jakoś przetrwać ten gorąc ubrałam się w "prawie nic", chodziłam na bosaka, a na podłogę ustawiłam wiatrak...

     Stojąc przy zlewozmywaku poczułam nagły ból w stopie (tej ugryzionej)...

     Ból był przeszywający, odśrodkowy, jakbym miałam w środku "pogruchotane" kości...

Dopiero do mnie dotarło, że stopę mam opuchniętą jak bania...

Wieczorem do opuchlizny dołączyło zasinienie...

Ki czort ??

     - To wygląda, jakby Ci kości popękały...- stwierdził Pan N., a ja siedziałam cały wieczór i się zastanawiałam w co się uderzyłam, gdzie się potknęłam...

     Dwa centymetry od opuchlizny miałam wkłucie "od mróweczki"...

Mróweczka ??

Na noc wysmarowałam stopę "czarcim pazurem"...Koniec aktu drugiego...

     Kolejny dzień spędziliśmy na Wrzosowisku...

     Upał nie ustępował...Opuchlizna też nie...Stopa była koloru burzowych chmur...

     A mnie się tłukło "pod kopułą" (czyli w głowie): "wsadź nogi do miski z wodą"...

Myśl była z gatunki "prześladowczych", więc w końcu ustąpiłam...

Ulga jaką poczułam była niebiańska...

Ale wizerunkowo niewiele zmieniła...

Chociaż...

     Kiedy przebierałam się do powrotu, stopa była znacznie szczuplejsza, grafitowy odcień zniknął...

     Przy maleńkim wkłuciu pojawił się sporych rozmiarów bąbel, od którego szły dwie, "piękne", prawie czarne smugi...Koniec aktu trzeciego...

     Mróweczka !!

     To mróweczka tak mnie załatwiła !!

     W Polsce żyje około 80 gatunków mrówek i tylko dwa gatunki są niebezpieczne...

     Najbardziej agresywne są wścieklice zwyczajne (dobrze, że nie nadzwyczajne), ale alergizują mróweczki o wdzięcznej nazwie Formica...

     Do jakiego stopnia alergizują ??

Nie polecam się przekonywać...

     Jestem czwartą dobę po ukąszeniu...Pręgi jeszcze są widoczne, opuchlizna schodzi powolutku, źle postawiona stopa od razu daje sygnał: "boli", bąbel wchłania się wolno i swędzi okrutnie...

A wystarczyło...

     No cóż...Ja stary alergik zbagatelizowałam sprawę...Dałam ciała - dosłownie...

     Wystarczyło przyjść ze spaceru, wsadzić stopę do miski z zimną wodą, albo przyłożyć lód na kilka minut...Toksyna by się nie rozeszła...

     1:0 dla mróweczki...  

niedziela, 23 sierpnia 2020

Ziołowa "korupcja"...;o)

     Wraz z urodzinowymi prezentami pojechały do Misiowego Domku dwie koperty...I "cuś"...;o)

Nie, nie...

To nie jest przyznanie się do działań korupcyjnych...

     Jedna kopertka była taka...

     Jej Adresatką była Misiowa Mama...

     Macierzanka cytrynowa to prymuska we wspomaganiu wielu dolegliwości, przy tym ma przepiękny aromat...Jeśli więc, zapytacie Wujaszka Googla na co pomaga i zdecydujecie się na uprawę (można w doniczkach), to polecam bardzo...

     My "praktykujemy" cytrynową macierzankę od roku (szczególnie Pan N.) i mogę ręczyć słowem, że herbatka bez jej listków jest niekompletna !! ;o)

     Druga kopertka zawierała...

     Adresatem był Księciunio...

     No cóż...Księciunio to chorowitek i Jego układ odpornościowy potrzebuje pomocy, a herbatka z liści morwy (i białej i czarnej) jest stosowana od wieków przez Chińczyków jako wsparcie młodych organizmów...Starszym jest również zalecana, jako antidotum na podwyższony poziom cukru i zawyżony cholesterol...

     Babcina "suszarnia" ma jednak ograniczenia powierzchniowe, więc w pierwszej kolejności dostają Ci, którzy najbardziej potrzebują...;o)

     Liście morwy już zaczynają się przebarwiać, więc trzeba się spieszyć...

     W tym roku Babcia Gordyjka ma "tyły" w zbieraniu ziół...;o)

     Chociaż pudła po pizzy są nieźle wypełnione, Matka Natura tak szalała, że nijak było terminowo zbierać, suszyć i magazynować...Dziurawiec miał miesięczną "obsuwę"...Rumianek kwitł na raty i trudno było się "wstrzelić", podobnie jaskółcze ziele...Mięta szalała, a potem przestała...A kocimiętka...Echhh...

Ale nie samymi ziółkami człek żyje...

W tak zwanej "wolnej chwili", albo w "międzyczasie" Gordyjka zmajstrowała jeszcze coś...

Wiadomo dla Kogo...;o)

Misiowy Tata z Dziadziusiem montowali "karocę", Misiowa Mama "montowała" Princesię...

Która bardzo skrupulatnie pilnowała procesu montażu (w obu przypadkach)...Dziadek musiał wykazać się niezłym refleksem, żeby komplet śrubek nie został zdekompletowany, a Misiowa Mama musiała zapanować nad Żywiołem, który ani sekundy nie stał spokojnie...

Ale jak już wszystko zostało skompletowane...

Princeska w karocy !!

Właśnie szuka pod falbankami dźwigni hamulca...;o)

czwartek, 20 sierpnia 2020

Urodzinowy Debel...

     Kochamy dawać prezenty...Uwielbiamy !! A jeśli mamy obdarować Wnuki, to dostajemy "małpiego rozumu" i kilku innych przypadłości umysłowych...

Ten dreszczyk emocji w oczekiwaniu na reakcję czy "strzał był celny"...Echhh...

Nic więc dziwnego, że kiedy zbliża się sierpień, to dostajemy kręćka...;o)

Tak się składa, że Wnuki świętują "po sąsiedzku"...

W tym roku mieliśmy troszkę łatwiej...

     Najpierw było to...


Gokard na pedały...

     Dla Księciunia ??

Bynajmniej...

To nasza trzyletnia Princeska będzie "Kierowniczką" tego pojazdu...

     - Młoda codziennie biegnie do Sąsiada, żeby się wkręcić na jazdę...- opowiadał Pierworodny...

     Jest marzenie !!

A kto spełnia marzenia poza wróżkami ??

Dziadkowie !!

Dwie kiteczki, albo jedna,

Dziewczynka z żywego srebra,

a jeśli przyjdzie ochota, 

to ze szczerego złota !!

I tego jestem absolutnie pewna,

niech Sto Lat żyje Nasza Królewna,

i niech "pędzi" przez życie,

gokardem znakomicie...;o)

     A co z Księciuniem ??

Hmmm...

     Czego może pragnąć nasz Marzyciel ??

     Oczywiście poza tym, żebyśmy zamieszkali w Misiowym Domku i żeby Wrzosowisko było za płotem...;o)

Z tymi marzeniami nawet nie dyskutujemy...

W rewanżu, Księciunio nie dyskutuje z nami o innych możliwościach...

I nagle Babcię olśniło !!

W końcu z Babci też jest niezła Marzycielka...;o)

     Marzyciel musi być blisko gwiazd !!

Szczególnie, że Kosmos interesuje Księciunia bardzo...

Na szóste urodziny - w sam raz,

żeby Marzyciel był bliżej gwiazd,

i niech Cię zawsze zachwyca,

srebrne oblicze Księżyca,

i samoloty w locie,

i barwne ptaki na płocie,

i wszystkie piękne marzenia,

życzymy Ci ich spełnienia !! ;o)

No to ruszamy...

     "Naguskowi" aż się kółeczka zatrzęsły na widok tego pudła...

Bagażnik odmówił współpracy...

Lucky musiał ustąpić odrobinę swojej kanapy...;o)

     Radość przy powitaniu (bez prezentów) była ogromna, a potem nastąpiło "trzęsienie ziemi"...

     Najpierw Princeska, bo do urodzin został tydzień (a prezenty nie powinny się marnować w pudełkach)...;o)

Oczywiście potem próbował Księciunio...

A Babcia zrobiła kilka kilometrów (biegusiem) ścigając się z Wnuczką...;o)

     Tyle, że ominął mnie moment prezentacji teleskopu, który Dziadziuś z Misiowym Tatą składali mozolnie...Ale przy rozpakowywaniu byłam...

Spójrzcie na minę Księciunia !! ;o)

     Szkoda, że zaraz potem przyszła burza i pokrzyżowała plany podglądania Syriusza...;o)

     Princeska wgramoliła się Babci na kolana i oświadczyła: "Ja Mała"...Co oznacza, że trzeba Ją mocno przytulić i ucałować...

     Księciunio na pożegnanie wyszeptał Babci do ucha: "Achhh, Babciu" i przytulił się z całych sił...

     Jedynym zawodem był fakt, że Dziadkowie nie zabrali Ich do Zaścianka, albo na Wrzosowisko (Princeska ubierała się sześć razy i usiłowała się ulokować w "nagusie" na kocyku Luckiego)...

     To były piękne urodzinki !!

     Na samo wspomnienie ciągle się uśmiecham...;o)

wtorek, 18 sierpnia 2020

Wrzosowiskowe zajawki...

Dzieje się, oj, dzieje...
      Miesiąc deszczu...Aż się nam roślinki potopiły...
      Miesiąc słońca...Aż popaliło liście...
Ale co dało radę, to klękajcie Narody !!
Rośnie, że aż strach się bać...
      Miały być jednak zajawki...
Proszę bardzo...


      1. Leszczyna...



     Obsypana jak "sama nie wiem co", ale pewnie nie spróbujemy jednego orzeszka, więc uwieczniam dla Potomnych...

    Dlaczego nie spróbujemy ??
    Bo "Baśka" ma je wszystkie zinwentaryzowane i na ustępstwa nie idzie...Orzechy są baśczyne...Kropka...

    2. Akacja...



      To pewnie sprawka wiecznych wichur, ale Matka Natura się sprawiła...Pięknie rośnie !! Że na środku parkingu ?? Matka Natura samochodami nie jeździ, więc skąd miała wiedzieć ??
    Akacja czeka na końcówkę sierpnia i zamieszka koło koleżanki z zeszłego roku...(Tamta rosła za płotkiem, więc przeszkadzała tylko wizualnie)...Będą tworzyć zaporę przy płocie...;o)

      3. Aronia...
     Właściwie rośnie na wygnaniu...Ale o dziwo, od posadzenia całkiem nieźle sobie radzi...Po zeszłorocznym boomie aroniowym, nie spodziewałam się wiele...Zakwitła skąpo...Potem przyszły nocne mrozy...
Po czerwcowych ulewach i lipcowych spiekotach, okazało się, że to były super warunki...


Jagody są dwukrotnie większe niż dotychczas...
I zaczął się wyścig...
     Aronia dojrzewała w swoim tempie...Ja zaglądałam przy każdej wizycie, oczekując czarnego błysku...Przeciwnicy byli sprytni i przebiegli...
Mieszkają tutaj...


Tuż za płotkiem...
Całe stada !!
     My, albo one...Ptaszory...;o)
     Dlatego nasza aronia jeszcze nigdy nie została z krzewów zerwana "w sam raz"...Zawsze dobę przed...
     Teraz też już się mrozi...;o)

     4. Gniazdko...
Udało się !!
W tym roku się udało !!
     Cztery lata temu odkryliśmy gniazdko w chaszczorach...Rodzice chyba nie spodziewali się naszej obecności i prób porządkowania...No i kilku kocich rozbójników też nie przewidzieli...
Próbowaliśmy ratować gniazdko razem z jajami, ale ponieśliśmy klęskę...Porozbijane skorupki były tego dowodem...
     W zeszłym roku szpaczki wybrały sobie śliwkę przy basenie...
Księciunio bardzo się starał być cichutko, kiedy w gniazdku pojawiły się pisklaki...
Póki były malusie, jakoś szło...Kiedy podrosły...
Gordyjka gnała za pisklakami po całym Wrzosowisku (razem z Księciuniem) i łowiliśmy uciekinierów...Złapany, wsadzony do gniazda...Kolejny wyskakiwał spłoszony...I znowu bieg...
A rodzice siedzieli na orzechach i się przyglądali...
Oczywiście wymiękliśmy po kilku (nastu) próbach...
Szpaczki się przeniosły na obrzeża sadu...
     W tym roku ...


Gniazdko było na śliwce, ledwie dwa metry od warsztatu i "orzeszka"...
     Nasze szpaczki są wyjątkowo towarzyskie...I praktyczne !!
Widzicie pięknie wplecione w gniazdko nasze sznurki ?? Posprzątały Wrzosowisko...;o)
My udawaliśmy, że ich nie widzimy...
One udawały, że ich tam nie ma...
Tylko Lucky bardzo angażował się w proces wychowawczy, stercząc pod śliwką godzinami...
Dwa pisklaki były na pewno...Może więcej ??
Te dwa się prezentowały (z dziobka)...
     Pod koniec lipca nagle ucichło...Szpaczki nie nurkowały z pełnymi dziobami...Gniazdko opustoszało...
     Pierwszy raz udało się nam "odchować" młode...;o)

sobota, 15 sierpnia 2020

"Strefa 51"...

     Miłośnicy teorii spiskowych dokładnie wiedzą czym jest "Strefa 51" i ile teorii powstało w skutek tajemniczości obiektu...Życie niestety jest bardziej prozaiczne i w rzeczywistości kosmiczne "jaja" okazały się bazą wojskową...Czy do końca tak jest wie tylko E.T. ...;o)
      "Strefa 51" ma jednak wielkie zasługi...
      To dzięki niej literatura SF wzbogaciła się o kilka niezłych pozycji, a Reżyserzy i Scenarzyści błysnęli geniuszem twórczym...
Ale i my mamy swoją "Strefę 51"...
      Może nie jest tak nowoczesna jak amerykańska, nie wzbudza takich emocji u miłośników fantastyki, ale...
No właśnie...
      Udało mi się zdobyć dla Was fotkę !!



Facet w czerni !!
Ewidentnie ma jakieś kosmiczne powiązania...;o)
      Trochę mało Go widać, ale wybaczcie...Jakiejś tajemnicy trzymać się musimy...
      Ciekawe czy ma tą "latareczkę", która kasuje pamięć...
Jak skończy zmianę, to zapytam...;o)
      E.T. go home !!
(Bo obiad stygnie)...;o)

czwartek, 13 sierpnia 2020

Koniec darmochy...

OBWIESZCZENIE

      Wszystkich zainteresowanych rezydentów Wrzosowiska informuję, że od dnia 22.07.2020 roku pielenie przysługuje za owocowanie.
Nic nie ma darmo !!
      Wyżej wymieniona zasada obowiązuje od dnia ogłoszenia.


W imieniu Zarządu Wrzosowiska
Gordyjka


A że gołosłowna nie jestem...

Są zasługi...

Nie ma zasług...

A to już gordyjskie oczko w głowie...

One już sobie zasłużyły...;o) A teraz zasługują się jeszcze bardziej...;o) Produkują rozsady w ilościach hurtowych, na nowe stanowisko trusiowe...;o)

     A te rozczulają nieustannie, bo dają truskaweczki od maja do października (albo listopada)...;o)

poniedziałek, 10 sierpnia 2020

Pierwsze u - rodziny... ;o)

     Właśnie tak...U - rodziny...Bo przecież daty urodzin nie znamy...Nie znamy nawet wieku...

     Weterynarz w Schronisku określił ten wiek na cztery, albo pięć lat...A może sześć ??

Nikt się spierał nie będzie...

     Przyjęliśmy więc za wykładnię pierwszy dzień "u-rodziny"...

     10 sierpnia 2019 roku Lucky poznał swoją Rodzinę...Trochę szaloną...Bardzo nieobliczalną...Ale chyba pierwszą jaką posiadał, bo poprzednich właścicieli rodziną nazwać trudno...

     Rok walki z traumami jakich doznał...

A nie wszystko jest jeszcze sukcesem...

     Chociaż Lucky to samo złoto !!

Pies idealny...Pies wspaniały...Z duchami przeszłości...

     Impreza była wczoraj...Taka prawdziwa...

Pierwsze "u-rodziny" Luckiego !!

     Krzątałam się od rana, bo przecież taki dzień musi być szczególny...

     Przyjechali Goście (Misiowi Rodzice, Księciunio i Princeska)...

     Był czekoladowy tort dla Ludziów...

 

 

     Był półmisek przysmaków dla Luckiego (ogromny)...


 

     Była świeczka na torcie i śpiewanie "sto lat"...

     A Lucky siedział w muszce na środku pokoju i śmiał się całym pyskiem...

     Na gromki okrzyk, że to Lucky ma żyć sto lat, aż go poderwało...

 

A potem wszamał cały półmisek pyszności...

     Były zabawy z Dzieciakami, było drapanie po brzuchu bez ograniczeń (rąk do drapania był dostatek), był nawet wspólny spacerek...

Tylko drzemki nie było, bo żal było czasu...;o)

     Tak się umęczył, że leżał przy misce z wodą i pił na leżąco bo nie miał sił wstać...

Upał był ogromny, jak rok temu...

Wtedy z nerwów nie mógł spać, przybiegał do sypialki i sprawdzał czy jestem...

Dzisiaj śpi ze sterczącym brzucholem, pochrapuje i uśmiecha się przez sen...

     Tak właśnie powinno być...

piątek, 7 sierpnia 2020

Szła dzieweczka do laseczka...

Jakoś przełknęliście "winnicę", więc mogę iść po bandzie...
      Zakładamy las !!
      Może właściwsze byłoby: zakładamy lasek...
      Albo zakładamy laseczek...;o)
W każdym razie, nie podpada to pod unijne dotacje za zalesianie...
Zaczęło się oczywiście z niczego...
      - A może w tym roku ubierzemy żywą choinkę ?? - zapytałam Pana N., a On już sprawdzał, co, gdzie i kiedy...
      Kilka dni później zamieszkała  nami jodła syberyjska...



No dobra...Jodełka syberyjska...;o)
Potem pomieszkiwała na balkonie, w "orzeszku", aż dostała nową miejscówkę...
      Zmiany temperatur, podróże, a nawet przesuszenie i ciemności, nie przysłużyły się bidulce...Miejscówka też rewelacyjna nie była...Ugór zasiedlony przez mrówki...
Ale...



Daje radę !!
      Wypuściła nowe gałązki, pojawił się czubeczek, a nawet zaczyna obsypywać przesuszony szczyt...
      Jodełka BN2019 jest w centrum naszego lasu...;o)
Na obrzeżu od maja mieszka...



Oxytree...Drzewo tlenowe...
Dostałam tego "dziwaka" na Dzień Matki...
      Tego dziwa Matka Natura nie stworzyła...To efekt krzyżówek laboratoryjnych...
      Ma liście po 45 cm średnicy, rośnie do 10 metrów (i robi to bardzo szybko), świetnie znosi zmienne warunki pogodowe i zapobiega erozji gleby...
Co jeszcze ??
Liście ma jakby "pluszowe" i ponoć, pięknie kwietnie...
      Ta sadzonka miała dwa miesiące temu cztery małe listki i dwadzieścia centymetrów wysokości...Posadzona w "donicy" (czyli w dołku) nie wyglądała na świat...
      Nie mam pojęcia jak wytrzymuje spiekotę, brak wody, chwasty i mrówki, ale walczy nieźle...;o)
Trzeci lokator przybył z Mosznej...



Sosna bośniacka...
Za trzydzieści lat będzie miała 6m...;o)
     Teraz ma 0,5m i chyba jeszcze nie zauważyła, że mieszka gdzie indziej...;o)
     Może za 200 lat będzie tak sławna jak jej "kuzynka" z parku pałacowego w Mosznej ??
     W kolejce czekają: dąb, klon i (chyba) lipa...To dary od Matki Natury i naszej rezydentki Baśki (ciągle zakopuje żołędzie, a te zamieniają się w dąbczaki)...
     Laseczek nabierze wyglądu...
     A potem Dzieweczka pójdzie do laseczka...;o)

wtorek, 4 sierpnia 2020

Żeromski na Wrzosowisku...

Autorka napisała:
     "Publikacja przydatna zarówno w podróży - w trakcie zwiedzania, jak i na kanapie."
     Ani słóweczka o Wrzosowisku !!
Ale Gordyjka lubi "ryzyko"...;o)
No cóż...
     Kiedy dotarła do mnie trzecia książka Agnieszki Zielińskiej "Podróże literackie - Żeromski", aż mnie "wierciło", żeby sięgnąć "pod okładkę"...
     Dwie poprzednie były na prawdę dobrze napisane, ciekawe, inspirujące...Jak się powstrzymać ??
     Położyłam "Żeromskiego" na ławie i zajęłam się kolejnym przepakowywaniem bagaży...
Leżał i mi się przyglądał...
     Od czasów szkolnych mam respekt przed Żeromskim...
Zawsze poważne oblicze...Zawsze poważne tematy...
Teraz leżał i czekał...
     Przecież na Wrzosowisko Go nie zabiorę ??
Nie zabiorę ??
     Na Wrzosowisku nie mam czasu na czytanie...
Nie mam czasu ??
A może ??
     I myk...Żeromski wylądował w bagażach...
     W domu na pewno nie poczytam przez kilka najbliższych tygodni...
Cóż się rozpisywać...
     "Łyknęłam" Żeromskiego zaraz po przyjeździe...Do kawy...


Nie zawiodłam się...
I na Żeromskim...I na Agnieszce...
     Dobrze napisane...Ciekawe...Inspirujące...
     Poważna od dziesięcioleci twarz Żeromskiego nabrała "ludzkiego" wyrazu...
     To Agnieszka Zielińska robi najlepiej...
     Przemierza kilometry, żeby odkryć człowieczeństwo w "nazwiskach"...
     Znamy Ich z literatury, uczymy się notek biograficznych...Jednych czytamy z przyjemnością, drugich z przymusem...W "środku" jest Człowiek...
     Ile trudu wymaga ukazanie tego człowieczeństwa ??
     To wie Agnieszka Zielińska i Czytelnicy Jej bloga, do których mam zaszczyt się zaliczać...


     Dziękuję Ci Agniesiu za te kilka chwil (niestety ciągle czuję niedosyt)...;o) I mam nadzieję, że zrealizujesz wrześniowe plany, a ja będę mieć kolejną miłą chwilkę przy kawie...;o)
A wszystkich moich miłych Czytaczy zachęcam:
     Poznajcie ludzkie twarze naszych Twórców literackich, odsłońcie Ich spiżowe maski, a sobie dajcie miłe chwilki przy kawie...Po stokroć warto !! ;o)

niedziela, 2 sierpnia 2020

Jak nas dopadnie to na "jament"...

     W zeszłym roku dopadł nas nowy pomysł i zanim szare komórki zdążyły zaprotestować, przystąpiliśmy do działania...
     Wybraliśmy godne miejsce, Pan N. skopał szpadelkiem co potrzeba, Gordyjka przygotowała sztoberki...Lichutkie to było, że strach...
Posadzone...
     Od wiosny ciągle zaglądaliśmy między trawy (trawa akurat rośnie bez zaglądania, w tym roku szczególnie) i z zachwytem godnym odkrycia Bursztynowej Komnaty witaliśmy drobne listki...


     Założyliśmy winnicę dzikiego wina...
     Jakim cudem wyrosło 28 z 35, nie mam pojęcia...Pytajcie Matki Natury...
     W każdym razie, wyrosły, mają się nieźle, a nawet doczekały się odplewienia...;o)
     A że podobne "cuda" wyzwalają w nas pokłady kreatywności, więc...


     Postanowiliśmy naszą winnicę wzbogacić...
     Wśród dzikiego wina rozbujał się krzew szlachetny, a że taki krzew trzeba po posadzeniu przyciąć, to "zmajstrowałam" kolejnych kilka "lichych sztoberków"...
Szansa na wzrost: 20:80...
Będę się trzymać tej "20"...;o)
     A kiedy już okiełznamy rzeczywistość i będziemy mieć wolną chwilę, albo w tak zwanym "międzyczasie", to winnica dostanie słupki i stelaże, i będzie piękna (chyba)...;o)
     A że po tym odplewianiu kości nie czuję (a właściwie, czuję wszystkie) to pójdę poszukać pomysłów na kanapie...;o)