niedziela, 26 czerwca 2016

Chwilo, trwaj...

     Szczyt NATO w Warszawie...ŚDM w Krakowie...To wszystko jest "pikuś", w porównaniu do wizytacji Księciunia na Wrzosowisku !!
A fakt jest faktem, żeśmy audiencji dostąpili...
     Od samego rana Poddani zabrali się do pracy...
     Babcia jak oczadziała wszystko myła i dezynfekowała, bo wiadomo, że Księciuniowe łapeczki wszystkiego muszą dotknąć, żeby "uwierzyć"...
     Dziadzio zabrał się za prace bardziej technicznie, i wynalazł jedyne miejsce, na którym mamy odrobinę piasku, gdyby Księciuniowi przyszła ochota na "wykopki"...


Przy naszym "wodopoju" powstała plaża...


     Może do "Złotych Piasków" jej daleko, ale dla jednego Kopacza w sam raz...
     A żeby obciachu nie było, tuż przy plaży ustawiliśmy "akwen wodny"...


     Rozmiar idealny, bo bezpieczny...Chociaż już mamy pomysł jak z tego "morza" zrobić "ocean"...;o)
     Piasek jest...Woda jest...
Aha !!


     Czas na legowisko...
     Palmy nie mamy w repertuarze, więc musi wystarczyć orzeszek...
     No i konieczne jest miejsce na popas...


Dla Księciunia...
I dla Poddanych...


Ufff...
Gotowe...
     A co na to wszystko Księciunio ??
Nawet nie pytajcie !!
     Najbardziej podobało Mu się bieganie aż na kraniec Wrzosowiska...Z górki...Pod górkę...Z górki...Pod górkę...Z górki...Pod górkę...
Takiej zaprawy lekkoatletycznej to ja dawno nie miałam...
Ale rośnie nam Zielarz pierwsza klasa !!
     Kiedy Babcia pokazała Mu rumianek, bez trudu każdą roślinkę umiał wskazać paluszkiem...Było go kilka setek...Każdego pokazał...Każdego Babcia musiała potwierdzić...Przy każdym trzeba było przystanąć...Prawdziwa celebracja rumiankowa...
Dobrze, że to nie tasznik, bo jego było kilka tysięcy...
     Miska z wodą też była hitem...
Dokąd Dzieciaki nie obwieściły, że więcej koszulek na zmianę nie mają...
     A wiaderko na piasek zyskało całkiem inne przeznaczenie...
     Księciunio w swej łaskawości zauważył, że Dziadzio mało precyzyjnie poukładał kamienie na parkingu, więc się Chłopak zabrał do "naprawy"...Odpuścił dopiero kiedy wiaderko było pełne, w rączkach trzymał po kamieniu, a na parkingu nie ubyło...
To zadanie Go "przerosło"...
     Oooo...
I była jeszcze moskitiera w Orzeszku, zza której nagle pojawiał się Dziadzia !!
I zakrętka z butelki, która udawała okręt...
I materac, na który można było robić "buch"...
     A potem moje Chłopaki puszczały bańki mydlane...
Niby nic...Kolorowe pęcherzyki powietrza...Chwilka...
Oby trwała...

sobota, 25 czerwca 2016

Niech się stanie...Niech się stanie...Przepluwam przez lewe ramię...

     Obiecałam...
Pamiętam dokładnie co obiecałam...
I z wielkim trudem, ale do dzisiaj przyrzeczenia dotrzymałam...
     Dla mniej wtajemniczonych zdradzę, iż obiecałam, że się Trenerowi Nawałce w przygotowania do ME nie będę wtrącać...
Lekko nie było...
     Niekiedy to aż mnie kręciło, żeby swoje trzy grosze do reprezentacyjnej "Skarbony" wrzucić...Ale twardym trza być !! Nie miętkim !!
Dzisiaj wymiękam...
     Wymiękam, bo mi na myśl przyszło, że sobie Selekcjoner nijak bez mojego wsparcia nie poradzi...
O co chodzi ??
O Roberta Lewandowskiego !!
     Toż to jasnym jest jak słoneczko, że na naszego Kapitana ktoś urok rzucił okrutny i nijak sobie Chłopak z odczynieniem sam nie poradzi !!
Wiedźmy trzeba !!
     No to się zgłaszam...:o)
Żeby Wam tylko czasem do głów nie strzeliło mnie potem spalić !!
Ostrzegam humanitarnie...
Ekologiczna nie jestem !! Powietrze zatruję !! A przypiekana drzeć się będę w niebiosy i złorzeczyć (klątwa Templariuszy to będzie przy mojej pikuś)!!
     Ale nad Robertem uroki odczynię ze szczerego serca i bez zapłaty...


Na mrówki czułki, na kuper trzmiela,
niech się w Robercie budzi nadzieja.
Na ośmionogi, których nie znoszę,
o jedną, małą brameczkę proszę !!
Na uszy słonia, żyrafy szyję,
niech się zapląta podanie czyjeś.
Na jeża szpilki, buty stonogi,
już się nie wahaj przyłożyć nogi.
Na ząb rekina i ssawkę pchły,
jedna za drugą, strzel bramki trzy !!
Abrakadabra i miód malina,
niechaj się piłka Roberta trzyma.
Hokus z pokusem, pokus z hokusem,
tyś pod ogromnym naszym przymusem.
Czary z marami, mary z czarami,
wiedz, że my z Tobą, i że Ty z nami.
Nie myśl, że musisz !! Pomyśl, że chcesz !!
My razem z Tobą kopniemy też !!
Precz złe podania, kiksy i troski,
wolnym z uroku jest Lewandowski !!
 

P.S. Daj Boziu, żebym ten mecz przetrwała bez zawału serca, wylewu i innych przypadłości...Rozumu się nie domagam, bo to już za późno...

środa, 22 czerwca 2016

Imigracja pogodowa...

     No to mamy przechlapane...
     Australijczycy "wzięli odwet" za przegraną Eurowizję...
     W sumie, bardziej bym się odwetu spodziewała po Rosji, która lubi przyłożyć restrykcjami jak sprawy idą nie po Jej myśli...Ewentualnie po Niemcach, bo przecież przegrali z kretesem...Ale Australijczycy ?? Nacja słynna z serdeczności i pacyfistycznych zachowań ??
Tego się nie spodziewałam...
Ale od początku...
     Od wiosny 2015 roku na Ziemi "królował" El Nino..."Chłopiec" ogromnie lubiący płatać psikusy w przyrodzie...Niby tylko kilka stopni podnosi temperatury Pacyfiku, a w rzeczywistości mąci gdzie tylko może...W Ameryce Północnej powoduje niesamowite śnieżyce...Amerykę Południową topi w ulewach...Azję wysusza na pieprz...I chociaż trudno w to uwierzyć, u nas też namieszał sporo...Upalna wiosna...Tropikalne lato...Jesień, która "połknęła zimę...Zima, którą można było przedreptać w trampkach...
Właściwie to ja tego El Nino polubiłam...
     Może trochę smutno w Święta Bożego Narodzenia bez śniegu, ale upalne lato nad Bałtykiem ?? Super bonus !!
No i tyle dobrego...
     Właśnie Australijczycy ogłosili, że El Nino się kończy...Temperatura Oceanu wraca do równowagi...
     Jak nic, po muzycznej przegranej zaczęli w tym Oceanie kijami mieszać !!
I zapewne namieszają nieziemsko...
     Przed nami La Nina...Dziewczynka...Bardzo niegrzeczna dziewczynka...
     Ta dla odmiany schładza oceaniczne wody i bardzo lubi powiać bez opamiętania...Huragany...Cyklony...Orkany...
Co przyniesie nam ??
No cóż...
Nic dobrego...
Jeśli jej jakoś nie obłaskawimy, to lipce znowu będą deszczowe, sierpnie chłodne, czyli lato do luftu...A w perspektywie śnieżna i mroźna zima...
Bardzo niegrzeczna ta "dziewczynka"...
     Aż mi zaczęło brakować Pani Bieńkowskiej i Jej słynnego cytatu...
     "Sorry, taki mamy klimat"...
     A może uda się nam jeszcze przekonać Dżamałę i odda swoje zwycięstwo ?? Dla dobra Europy ?? Że o innych Kontynentach nie wspomnę...
     Australijczycy się udobruchają i zaczną tymi kijami wywijać w drugą stronę ??
     Trudno mi się pożegnać z tym "chłopczykiem"...Bardzo trudno...
     A jak się jeszcze "obrazi", jak ostatnio, i nie przybędzie przez 55 miesięcy ??
Ło Matko i Córko...
     Czyżby przyszedł czas na emigrację do Afryki ??


poniedziałek, 20 czerwca 2016

Wiewiórkowa inwigilacja...

     - Znowu Dwunogi przyjechały na nasze Wrzosowisko !!
     - No coś Ty Baśka !! Przecież dopiero co byli !!
     - Byli, się zbyli i znowu przybyli...
     - Skąd wiesz ??
     - Widziałam !!
     - A Oni ??
     - Co Oni ??
     - Też Cię widzieli ??
     - Mowa !! Oni chyba mają jakiegoś fizia na moim punkcie !! Jakiś miesiąc temu pobiegłam na świerczynki...Wiesz...Świerczynki na Wrzosowisku są najlepsze...
     - Wszyscy wiedzą !!
     - No właśnie...Już na świerka wbiegałam, jak zauważyłam tego mniejszego Dwunoga...Siedział na ławeczce..Siedział i nic nie robił !! Pomyślałam, że może śpi, albo co...A poza tym, przecież Dwunóg na świerka nie wlezie...
     - Fakt !! Nie ma mowy, żeby wlazł...Ani ten mniejszy, ani ten większy...
     - No to wcinam te świerczynki, a Dwunóg nagle z ławki się zerwał i zaczął jakieś dziwne pozy przybierać...Dopiero po chwili zauważyłam, że mi zdjęcia robi...
     - Żartujesz ??
     - Wcale !! Nawet się nie zapytał czy wolno !!



     - Myślę sobie..."Niech robi"...Pogoda kiepska była wtedy, popołudnie późne, aparat ma kiepski, lipa mu wyjdzie z tego, a nie zdjęcia...
     - I co ??
     - I nic...Popstrykał chwilę, a potem zaczął człapać w moją stronę...
     - Orzesz...(ko) !!
     - Nie pękaj...Zwiałam !!


     - Co prawda, zjadłabym jeszcze trochę, ale co było robić ??
     - Echhh...Baśka !! Ty to lubisz ryzyko...
     - Ale to mało !! Teraz poszłam na Wrzosowisko, bo jak ten większy Dwunóg skosił trawę, to się masa orzeszków i pestek pokazała...Nigdzie ich widać nie było...Myślę sobie: śpią...No to zaczęłam pałaszować...Aż tu nagle...Dwunogi !! Mało mnie nie nadepnęli !!
     - Ojej !! Nie słyszałaś ??
     - To przez te skorupki...


     - Pomyślałam, że najlepiej będzie udawać, że mnie tam wcale nie ma...


     - A Dwunogi ??
     - Nic tylko zdjęcia robili...Krok - pstryk...Krok - pstryk...


     - Aleś Ty odważna !!
     - E tam...Szans nie mieli !! Przecież nie będą za mną po drzewach skakać !!
     - Fakt...Ale niebezpiecznie było...
     - Może i tak...Ale ja to się teraz zastanawiam...Czy Oni nie słyszeli o Ustawie o ochronie wizerunku ?? O ochronie danych osobowych ??
     - To Dwunogi !! Oni rzadko co słyszą...;o)

sobota, 18 czerwca 2016

Nowości z Wrzosowiska, czyli o czarownicy bez miotły...

     Macie już dość rodzinnej epopei ??
No to wracamy na ziemię...
Dosłownie...
     Już w zeszłym roku zaświtał nam w głowach pewien pomysł...Efekt nieziemskich wręcz upałów, i faktu, że z trudem utrzymywałam w "Orzeszku" temperaturę nie przekraczającą 50 stopni...
Lubię ciepełko, ale żeby aż tak ??
     Chylę czoło w pokorze, przed Mieszkańcami Afryki...
Że Oni to mają genetyczne ??
Na 50 stopni, to nawet genetyka nic nie poradzi...
Można to przeżyć, ale polubić ??
Ja też poniekąd przeżyłam...Nie polubiłam...
     Pan N. rozpoczął starania, żeby mi ulżyć w ciężkiej doli, bo wiedział, że z moich "mikstur" nie zrezygnuję...
     Skoro wybudował mi bardzo praktyczną suszarnię do ziół, to w końcu, po coś te zioła suszę...Że o zbieraniu nałogowym nie wspomnę (kilka razy już bym przez te ziółka wygrzmociła malowniczo, bo zamiast patrzeć pod nogi, to ja się po zachwaszczonych chaszczorach rozglądam)...
Ale wracajmy do pomysłu...
     Pan N. pięknie teren wyrównał, bloczki spoziomował i ustawił konstrukcję, której może mi do woli zazdraszczać każda, szanująca się czarownica...
Jedynie miotły nie chciał mi sprezentować...
     Konstrukcja wygląda tak...


     Prawda, że piękna ??
     Może na pierwszy rzut oka, wygląda jak stanowisko do produkcji "księżycówki", ale to tylko złudzenie...
     W garach są same pyszności...


     W mniejszym, warzy się właśnie, pyszna mikstura na szkodniki i choroby...
- łupinki z cebuli i cebula,
- rumianek (dobry na wszystko),
- majeranek...
Bez przypraw...
Chociaż wygląda to na pierwszej jakości żur...
Po zagotowaniu, trzymam to na ogniu przez 30 minut, a następnie "przechodzi" zapachem do wystygnięcia...
Z 5 litrów naparu wychodzi 18 litrów roztworu (stężenie można regulować dowolnie), którym spryskuje się roślinki...
     I precz mówimy mszycom, miodówkom, skoczkom, przędziorkom i mrówkom...A rumianek leczy rany...
     Pan N. z pełnym poświęceniem pryskał roślinki (przecedzonym roztworem)...
     Z resztą, Pan N. w ogóle był bardzo zajęty, bo pomagał również swojej czarownicy...


To już "wielki gar"...
     Kiedyś służył do gotowania pieluch i ciuszków naszych Dzieciaków...Potem leżakował w piwnicy, czekając na lepsze czasu (był pojemnikiem na "coś tam"), a teraz rozpoczął karierę ma Wrzosowisku...
Karierę znamienną...


     Tutaj, to dopiero się "działo"...;o)
- rumianek,
- skrzyp polny,
- tasznik pospolity,
- glistnik jaskółcze ziele,
- kilka liści babki pospolitej,
- kocimiętka...
A jaki był zapach !!
     To jest miksturka "ku zdrowotności"...Samo "dobre" w jednym garze...
Z 20 litrów wywaru wychodzi 100 litrów mikstury...Do podlewania...Najlepiej "na korzeń"...
     Tego już wszystkim nie wystarczyło...
Dostały truskaweczki i krzaczki w sektorze "truskawkowym"...Dostały poziomeczki...I nasze młode jabłonki...
No i jeszcze odrobinka została dla tui, którą otrzymaliśmy w darze od Siory mojej umiłowanej...Zaczyna nam bidulka okrutnie marnieć...Nie Siora...Tuja...
     Żebym sprawiedliwie dobra rozdzielała czuwał on...


     Nasze kontakty nabrały w tym roku innego wymiaru...
     Jego skowyt na powitanie jest już mniej rozpaczliwy...Raczej wyraża radość ze spotkania i oczekiwanie na kąski ukryte w naszych bagażach...Przybiega też na pożegnanie, jakby chciał wykluczyć możliwość "zapomnienia o psie"...
Nowością totalną jest, że zaczął się przymilać o jedzenie w czasie naszych posiłków, a nawet szturchać nas łapkami...Kiedy do niego "przemawiam", usiłuje ze mną dyskutować !! Pierwsza taka rozmowa była niezapomnianym przeżyciem i okrutnie mnie rozczuliła...Podstawia też grzbiet i uszy do drapania...
I chociaż wydaje się to niemożliwe (z racji budowy jego psiego ciałka), podskakuje radośnie na nasz widok...
     Absolutnie zawłaszczył sobie nas i Wrzosowisko...Broni i terytorium i bywalców...A bywa w tej obronie bardzo agresywny (wyrzuca nawet swoich współmieszkańców)...
     Filipa się już nie wyrzekniemy...
Może łapy i grzbiet należą do Sąsiada...Ale serce, oczy i ogon są nasze...A najbardziej nasz jest Filipowy żołądek...
     Ale i nam coś się od życia należy...
     Ostatnio należała się nam kiełbaska z ogniska i...


Ziemniaczki pieczone w popiele...Z domowym masełkiem...


Czyli znak, że przetrwaliśmy pierwszy w tym roku nocleg na Wrzosowisku...
Cudnie było...
     Echhh...;o)

środa, 15 czerwca 2016

Modlitwa alergika...

O najwspanialsze, o smaku lata,
które się z wiosną magicznie splata,

Pozwólcie swojej pokornej słudze,
aby cierpienia miała niedługie !!

Nie obsypujcie milionem krost
chudej postury i słuszny wzrost,
nie barwcie twarzy tysiącem bąbli,
które wciąż drapie i z żalu skomli,
darujcie szyi długie liszaje,
po których pręga bura zostaje !!

Wy takie piękne, tak smakowite,
czemu nękacie biedną kobitę ??

Jem was i cierpię, lato czy zima,
tego łakomstwa nic nie powstrzyma...

Niech więc w tym roku będzie inaczej,
niech po konsumpcji gorzko nie płaczę,
niech nie dostaję złowrogiej czkawki,
bo ja was kocham...Moje truskawki !!

"Czterolistna truskaweczka" przynosi szczęście ??

niedziela, 12 czerwca 2016

Puszka Pandory...cz.14

     - Przyszła kartka od Twojej Siostry !! - zakomunikowałam Panu N., kiedy odpoczywaliśmy po weselnej "zadymie" Pierworodnego...
     - To chyba ją z lotniska wysłała...- skwitował...
Fakt...
     Kartka była bardzo kolorowa...Bardzo serdeczna...I pełna pozytywnych odczuć...
     - No tośmy się postarali...- podsumował ją Pan N. ...
Lekko nie było...
     Najpierw Siostra Pana N. wprowadziła chaos organizacyjny pod hasłem "nie chcę sprawiać kłopotu", co zaowocowało tym, że z niepokojem wyglądaliśmy przez okno...Umówiona godzina spotkania już dawno minęła...Ale dotarła...Siostrzeniec też dotarł...Nawet w towarzystwie Dziewczyny...
     W Ślubie nie uczestniczyli...Bo to wbrew...
     W błogosławieństwach nie uczestniczyli...Bo to wbrew...
Ale wesele Im się podobało...
Z resztą...
Robiliśmy wszystko, żeby Im się podobało...
     Na drugi dzień, w ramach "poprawin" zorganizowaliśmy wycieczkę...Wycieczkę totalnie "odjechaną"...Wszystkim ubyło jakieś trzydzieści lat...
     Pan N. znowu się uśmiechał spoglądając na Siostrę...
     I mogłabym uznać tą wizytę za jedno wielkie pasmo szczęśliwości, gdyby nie to, że nie wytrzymała...
     Pakując swoje tobołki wręczyła nam plik "nawracającej" literatury, a na widok Kapliczki z Jezuskiem, którą mamy w przedpokoju, zapytała...
     - A cóż ten facet taki smutny ??
     - On już tak ma...- odpowiedziałam, chociaż na końcu języka miałam całkiem inną odpowiedź...
     To się teraz nazywa "poprawnością polityczną"...
Tolerancja...
     Trzeba tolerować poglądy i przekonania innych, i to, że oni nie tolerują twoich poglądów i przekonań...
Nowa definicja...
     Ale w czasie pożegnania byłam serdeczna...Bardzo się starałam...A fakt, że Celnicy skrupulatnie "przetrzepali" Siostrę Pana N., przyjęłam jako swojego rodzaju, rekompensatę...
No cóż...
Bywam wredna...
     To jednak nie był koniec mojej wredności...
     Kiedy otrzymaliśmy ów list od Szwagra, postanowiliśmy nawiązać kontakt z Siostrzenicą, bo epistoła zawierała kilka bardzo groźnie brzmiących gróźb...
     W necie można znaleźć wszystko, więc i Siostrzenica Pana N. się znalazła...
List zeskanowałam i wysłałam...
Po kwadransie Siostrzenica zadzwoniła...
     - Nie martwcie się...To nic nie znaczy...On ciągle tak grozi, ale jest zbyt leniwy, żeby cokolwiek robić...Mamę poinformuję przy okazji...
     Nie martwcie się ??
Orzesz...(ko)...
Już kiedyś słyszeliśmy podobne zapewnienia...
     Po tygodniu przyszedł kolejny sms od Szwagra...Potem następny...I następny...
Mieliśmy dość tego "bezpieczeństwa" i "nie martwienia"...
Poproszona o kontakt Siostra Pana N. oddzwoniła...
     - Zrobisz coś z tym ?? - zapytałam bez zbędnych serdeczności...
     - Ale co ?? Ja chcę tylko spokoju !! Niech On się ode mnie odczepi !! - usłyszałam...- Rozwodzić się nie będę, bo muszę chronić Dzieci i nie mam zamiaru patrzeć na Niego nawet na sali sądowej...
Ło Matko i Córko...
Kosmos...
     - Całe życie traktowaliście mnie jak gówno i teraz też mam po Was sprzątać ?? Mam totalnie w tyłku, co zamierzasz zrobić !! Macie się zbiorowo ode mnie odchrzanić !!- gejzer mojego słowotoku wybuchł...
     Mój język niestety nie był tak cywilizowany jak przedstawiłam...
W słuchawce zapanowała cisza...
     - Ale...- rozpoczęła zdanie Siostra Pana N. ...
     - Na "ale" miałaś czas przez trzydzieści lat, czas się skończył...Oczekuję reakcji i spokoju, bo wyobraź sobie również mam Rodzinę, również mam Dzieci...I nie zamierzam uczestniczyć w cudzym życiu, tylko dlatego, że taki masz kaprys...
     To była furia...Ślepa furia...Niewiele takich furii w życiu doświadczyłam...
Całe życie byłam zła, więc mogłam być tą złą...
Całe życie byłam wredna, więc mogłam dosięgnąć szczytu wredoty...
Całe życie nosiłam Ich w "garbie" i nagle zapragnęłam się wyprostować...
Taki mój kaprys...
     Oczywiście, skrupulatnie poinformowałam Pana N. o przebiegu dysputy, żeby znowu "ktoś, gdzieś" nie usiłował wbić nam klina...
     - Nareszcie !! - skwitował...- Siebie są warci !! A jak gówno traktują nas zbiorowo, nie tylko Ciebie...
To prawda...
     Po zaślubinach Pierworodnego, kiedy Młodzi dopiero co wrócili z podróży poślubnej, dostałam informację od Znajomej, że na FB Siostrzeniec właśnie ogłosił, że się ożenił i oczekuje potomka...
Na FB ??
Informacja nas poraziła...
     To jesteśmy Rodziną, czy nie jesteśmy ?? A jeśli nie jesteśmy, to kim dla Nich jesteśmy ?? Bo obcych Ludzi powiadomili...
     Może Rodziną jesteśmy tylko dla Szwagra ?? I to tylko kiedy jest nieźle wstawiony ??
Ale ponoć Szwagier to nie Rodzina...
Więc ??
     Może tą "Puszkę Pandory" sami żeśmy sobie zgotowali, kierując się młodzieńczymi uniesieniami i wspomnieniem braterskiej miłości Pana N. ??
     - Napisz o tym...- poprosił Pan N. ... - Może komuś to pomoże...
     - To jeszcze zbyt wielka zadra w serduchu...- próbowałam oponować...
     - Napisz...Bo wiesz...Tam gdzieś, w środku, to ja Ją ciągle kocham...- wyznał...
Zachichotałam...
     Czyli jednak Rodzina ??


P.S. Czy ciąg dalszy rodzinnej zawieruchy nastąpi ?? Nie wiem...Ale moja opowieść kończy się w tym momencie...

piątek, 10 czerwca 2016

Puszka Pandory...cz.13

     Czy mogło wydarzyć się jeszcze coś złego ??
     Wtedy zakładaliśmy, że ścieżki zostały wyprostowane...Zakręty pojawiły się, kiedy dotarła do nas informacja, że Siostra Pana N. zaczęła "ściągać" Rodzinę...
Najpierw Syna...Potem Córkę...Na końcu Męża...
     Jak dwie pierwsze "opcje" były dla nas zrozumiałe, tak tej ostatniej pojąć żeśmy nie umieli...
     Żyli "jak pies z kotem", konflikty były częstsze niż śniadania, Ich małżeństwo trwało jedynie siłą "odśrodkową"...To po co Go ściągała ??
     No cóż...Wielu rzeczy w Ich życiu nie pojmowaliśmy...Ta widocznie była następna...
     Kiedy przybyli w odwiedziny, byliśmy miło zaskoczeni...
     Dogadywali się nieźle...Opowiadali anegdotki z życia "na obczyźnie"...A nawet usłyszałam z ust Siostry Pana N. pierwszy w życiu komplement...Pierwsze życzliwe słowa...
     "Zawsze dobrze gotowałaś"...
Ło Matko i Córko...
Jak te słowa w ramkę oprawić ??
     Ale ta wizyta ogromnie podbudowała nasze dusze...
     Niech będzie nawet na końcu Świata...Ale nadzieja znowu się obudziła...
Bo nadzieje już takie wredne bywają...
     Pan N. zadzwonił w Sylwestra...Podkusiło Go...
     - Najlepszego Siostra !! - wykrzyczał entuzjastycznie do słuchawki...
     - Ja nie obchodzę takich Świąt...- usłyszał w rewanżu...
     - A co słychać poza tym ?? - zapytał, chociaż zawsze twierdziłam, że czasem trzeba ugryźć się w język...
     - Odeszłam od Męża...Szukam pracy...Wystąpiłam do Policji o zakaz zbliżania się...Córka też wystąpiła...Nie wrócę już do Kraju... - tak to w skrócie wyglądało...
Zabawa wywietrzała nam z głów...
     Kolejny "zawrót głowy" ??
     Przecież dopiero dwa miesiące temu była sielanka...
Nie ogarniamy tego...
     Do całego ogromu własnych problemów dostajemy bonus...Kolejne problemy Siostry Pana N. ...
     - Jeśli byś potrzebowała naszej pomocy, miejsca na Ziemi, to u nas zawsze je znajdziesz...- słyszę głos Pana N. ...
Znowu myśli sercem...
Wymiękam...
Pan N. się rozłącza, a ja spokojnym, wyważonym głosem komunikuję...
     - Jeśli kiedykolwiek Twoja Siostra z nami zamieszka, ja się wyprowadzę...Jestem już za stara na takie rewolucje...
Milczymy...
     Kolejny raz udało się Im wtargnąć z "buciorami" w nasze życie...
     Kolejny raz "światełko w tunelu" okazało się "nadjeżdżającym pociągiem"...
     Ile tych "kraks" jeszcze zaliczymy ??
     Teraz już nie mamy złudzeń, że to koniec rodzinnej zawieruchy...
Szwagier rozpoczyna walkę...
     Najpierw usiłuje zdobyć adres Żony, nękając Córkę...Efektem są kolejne zgłoszenia na Policję...Próbuje z Synem, ale ten z miejsca przechodzi do "rękoczynów", więc Szwagier nie ma szans...
Ma kolejny powód, żeby sięgać po alkohol, więc w krótkim czasie traci pracę, a to powoduje utratę mieszkania...Wraca do Kraju...
Tego wszystkiego dowiadujemy się z rozmów telefonicznych z Siostrą...
     - Jesteście bezpieczni...Usunęłam z domu wszystkie notesy z numerami telefonów, a adresu do Was nie zna...- pociesza nas Siostra Pana N. ...
     Pan N. instaluje w naszych drzwiach dodatkowe zabezpieczenie, a ja wychodząc z klatki schodowej rozglądam się uważnie...
Nie wierzymy w zapewnienia o "bezpieczeństwie"...
     Po kilku tygodniach dzwoni telefon...
     - To ja...Poznajesz ?? - słyszę w słuchawce znajomy głos Szwagra...
     A potem następuje opowieść, której nie chcę wysłuchiwać, którą usiłuję przerwać...
     - Całe życie na nich pracowałem !! - słyszę wyrzuty...- Teraz jestem niepotrzebny ??
Jest pijany...
Monolog ciągnie się długo...
Kiedy przerywa na chwilę, udaje mi się rzucić kategorycznie...
     - To jest służbowy telefon i nie życzę sobie, żebyś kiedykolwiek jeszcze dzwonił na ten numer...Nie życzę sobie również mieszania mnie i mojej Rodziny w Wasze sprawy...Jak wytrzeźwiejesz to przemyśl to...Jestem dla Ciebie obcym człowiekiem, którego nękasz...
     Przemyślał...
Nigdy więcej nie zadzwonił na ten numer...
Zaczął wysyłać sms-y...
Sms-ów nie zabroniłam...
Domaga się jednego...Adresu swojej Żony...
My go nie znamy...
Przysłał też list...
Adres był błędny...Fakt...Ale po perturbacjach dotarł do nas...
Był wstrząsający...
Wszystko ma w życiu dwie strony...
     Wtedy zadzwonił na moją prywatną komórkę...
     - Dostaliście mój list ?? - zapytał...
     - Nie...- skłamałam...
     - Podajcie mi Jej adres !! - żądał...
     - Nie znam adresu do Twojej Żony !! Rozumiesz ?? - próbowałam dotrzeć do Jego świadomości...
     - To przekażcie Jej mój list...
Perpetuum mobile...
     - No to nieźle pousuwała numery i adresy...- skwitował Pan N. ...
Każdy sygnał przychodzącego sms-a zaczął mi działać na nerwy...

cdn ...

środa, 8 czerwca 2016

Puszka Pandory...cz.12

     Proceder "cywilizowania" Siostry Pana N. trwał rok...Miała już gustowną fryzurkę...Robiła makijaż do pracy...Jej ciuchy też się zmieniły...
Pan N. rzeczywiście zyskał spokój, widząc w Niej dawną Siostrę...
     Nie...Nie dotrzymała słowa...
     Ciągle zauważałam w firmie jakieś elementy "niezbędne" do nawracania...
Ale bagatelizowałam to...
W końcu na tym polegała Jej wiara...
Dokąd inni Pracownicy nie wnosili sprzeciwów (byli przeze mnie uprzedzeni), to widocznie "granicy" nie przekroczyła...
     Po roku postanowiliśmy zamknąć tą część firmy i zainwestować w nasze marzenie...Sklep komputerowy z serwisem...
Każdy z Pracowników miał już nowy etat...
Siostra Pana N. też...
Miała pomagać Panu N. w serwisie komputerowym...Przecież to była Jej pasja...
     Odwoziliśmy Ją właśnie do domu, kiedy "ni z gruchy, ni z pietruchy" oświadczyła:
     - Wiesz...Z Tobą to ja bym nie mogła dłużej pracować...Masz bardzo duże wymagania...- no to się dowiedziałam...
     Pan N. tylko przygryzł wargę...
     Ja ubrałam na twarz uśmiech życzliwości numer siedem (to od pewnego osła Pana Adamsa - film taki był) i usiłowałam dojechać na miejsce bez "eksplozji"...
Drogę powrotną przebywaliśmy w milczeniu...
     - Ja Cię bardzo przepraszam...- wyszeptał w końcu Pan N. ...
     - No to teraz musisz się zatrzymać...- odpowiedziałam...
Prośba, jak na mnie była niecodzienna...Ślubny posłuchał...
I być może ktoś z Was to widział...
     Na poboczu drogi krajowej stał samochód...W samochodzie siedział przerażony Kierowca...A na poboczu energicznie maszerowała Kobieta...Raz w jedną, raz w drugą stronę...Machała zamaszyście rękami...Wrzeszczała niesamowicie...A z oczu ciekły Jej łzy...
     Tak odreagowałam ten rok...I te przeprosiny...
Kiedy już całkiem z sił opadłam, mogliśmy kontynuować podróż...
     - Jak jeszcze kiedyś wpadnę na równie głupi pomysł, to weź młotka i mnie dobij...- podsumowałam...
     Ale współpraca z Panem N. też się Jego Siostrze nie udała...
     Kilka komputerów, które zawiózł Jej do naprawy, wróciły w takim samym stanie jak wyjechały...Poza jednym...Ten wrócił w gorszym stanie...
Przez kilka nocy Pan N. "gonił" terminy...
     Ale w ogólnym rozrachunku wygraliśmy ten pojedynek...Doprowadziliśmy do tego, że Siostra Pana N. się przebudziła...
     W czasie kolejnej wizyty, okazało się, że poszukała pracy...
     Może to nie był jakiś szczyt ambicji, ale wychodziła z domu, przebywała między Ludźmi, znalazła cel...
     Dla nas światełko nadziei znowu rozbłysło w tym "rodzinnym" tunelu...
     Potem wyjechała "na zachód" za pracą, co przyjęliśmy z prawdziwym entuzjazmem...
     Szwagier ciągle walczył z "Onymi" i systemem, który nie chciał przyznać Mu "rentki"...

cdn ...

poniedziałek, 6 czerwca 2016

Puszka Pandory...cz.11

     Przyjechali z rewizytą...
     Widok naszego "M", które było według Szwagra, taką budowlaną niedoróbą, zrobiło na Nim niezłe wrażenie...Z każdym krokiem stawał się coraz bardziej milczący...
     Nie, nie było w nim "przepychu" i "bogactwa", do dzisiaj nie ma...Wtedy każdy grosz inwestowaliśmy w Dzieci i w siebie...Teraz inwestujemy w to, żeby na starość nie być ciężarem dla Dzieciaków...Nasze podejście do życia nie zrobiło na Nich wrażenia...
     Siostrze Pana N. na chwilę rozbłysły oczy, jak zaczęłam opowiadać o Ślubnym...Że zdecydował się kształcić...Że był prawdziwym Prymusem...Że awansuje w pracy...Że niewiele mamy czasu dla siebie pracując na kilku "etatach"...
     Szwagrowi oczy rozbłysły, kiedy zobaczył "plac zabaw", czyli nasz barek..."Pięciolatek w piaskownicy"...
     Siostrzeniec z Pierworodnym wsiąknęli w kompa...Okazało się, że mają podobne pasje...
     Siostrzenica siedziała jak nieobecna...
     I znowu omijaliśmy wszystkie drażliwe tematy...Znowu, nasza szczerość dobijała do "muru" i wycofywała się spłoszona, że coś może zepsuć...
     Zrozumieliśmy, że czternaście lat to zbyt długo...Może być "poprawnie", ale już nie będzie "dobrze"...Chociaż właściwie "dobrze" nie było nigdy...
     My ciągle patrzyliśmy oczami nastolatków...
Ale spotkania rodzinne odbywały się regularnie...
     Kiedy wracaliśmy z jednego z nich, Pan N. opowiadał o swoich odczuciach...
     - Już Jej chyba z tego nie wyrwiemy...Ona nawet nie zauważa, że można inaczej...
Cierpiał...
Kochał i cierpiał...
     - A jakbym Ją zatrudniła ?? - rzuciłam nieśmiało...
     Cud boski, żeśmy w rowie nie wylądowali, bo Pan N. właśnie prowadził "Dropsa"...
     - Poproszę o pomoc...Że już nie wyrabiam...Przyjedzie dwa-trzy razy w tygodniu do firmy, jakieś słupki dam Jej do liczenia...Na wypłatę wystarczy z tych "małych kontraktów"...My nie zbiedniejemy, a Ona wróci między Ludzi...No i zawsze to jakieś pieniądze...- przedstawiłam plan, który od jakiegoś czasu błądził mi po "makówce"...
     - Mogłabyś ??!! - szok Pana N. był wielki...
     - A będziesz spokojniejszy ?? - odpowiedziałam pytaniem...
Tylko się uśmiechnął...
     Plan dopracowaliśmy "na dwie głowy"...
Pan N. miał się nie wtrącać...
Ja postawiłam tylko jeden warunek: "Zero dyskusji religijnych w pracy"...
     Kiedy po "pierwszej wypłacie" wracałam z firmy do domu, nie mogłam się doczekać widoku "miny" Pana N. ...
     - Była u fryzjera !! - zakomunikowałam zaraz za progiem...
Nasza radocha była ogromna...
     Z każdym dniem widzieliśmy jak się "budzi" do życia...Jak Jej oczy nabierają blasku...
     To nie była łatwa współpraca...
     Te "słupki" nie były mi do niczego potrzebne...Ale przez kilka godzin w tygodniu siedziałam z Nią i analizowałam...Czasem musiałam skrytykować (własny Autorytet z młodości??)...Czasem musiałam znaleźć powód do pochwały...Jak to w firmie...
     Po kwartale postanowiliśmy wciągnąć w "eksperyment" Szwagra...
     Przyjechał...Ocenił zadanie...Stwierdził, że to "kwadrans roboty"...I pojechał zakupić niezbędne "części"...
     Tym razem ponieśliśmy klęskę...
     Poza tym, że Szwagier "dyndał" na drabinie przez kilka godzin, efektów nie było żadnych...
Był na nas wściekły...
Wymiana kilku elementów instalacji przerosła Jego możliwości, a my "pokazaliśmy to Światu"...
Rachunek jaki nam za swoje starania wystawił, był niewspółmierny...
     - Za taką kasę to byśmy wymienili instalację w całym budynku...- wymruczał wieczorem Pan N.
     - Nie marudź !! Czegoś nas nauczył...- próbowałam zbagatelizować sytuację...
     - Oooo, tak !! Że Szwagier znacznie przecenia nasze możliwości finansowe !! - wyrzucił z siebie Ślubny...
     To stwierdzenie tak nas rozbawiło, że ryknęliśmy śmiechem, a nasze Dzieciaki przekonane, że świetnie się bawimy, wyskoczyły ze swojego pokoju...
     - Co jest ?? - zapytał rzeczowo Pierworodny...
     - Macie durnych Rodziców...- poinformowałam ocierając łzy śmiechu...
     Na skróconą wersję faktów, Dzieciaki zareagowały kiwaniem głowami...Pewnie z ubolewaniem...
My chyba rzeczywiście normalni nie jesteśmy...

cdn ...

sobota, 4 czerwca 2016

Puszka Pandory...cz.10

     Czekaliśmy czternaście lat...
Po czternastu latach po prostu zadzwonił telefon...
     - To ja...- usłyszałam w słuchawce głos Siostry Pana N.
     - Witaj...Co słychać ??- odpowiedziałam zaskoczona...
     - Młody stwierdził, że już czas , żebyśmy się spotkali...- zaproponowała...
     - Głupi nie jest...- wypsnęło mi się...
Uzgodniłyśmy szczegóły...Podała Ich nowy adres...
     Byliśmy w szoku...My i Dzieciaki...Hmmm...Raczej Młodzież...
Pierworodny był Maturzystą...Córka Licealistką...
Ale prawdziwy szok dopiero nas czekał...
     Mieszkali w "trudnej" dzielnicy...Mieszkanko sami nazywali "gołębnikiem"...Dostali je po eksmisji z tamtej kamienicy do rozbiórki...Nikt by dzieci na bruk nie eksmitował...W kategorii maleńkości, mieszkanko wiodło niepodważalny prym...Dziupla...
     Siostra była bezrobotna bez prawa do zasiłku...Szwagrowi pozostały jeszcze dwa miesiące świadczenia...Siostrzenica studiowała zaocznie i pracowała jako sekretarka...Siostrzeniec kończył jakiegoś "mechanika"...
     Córka spojrzała na nas z przerażeniem, bo nigdy dotąd nie była w tak zaniedbanym lokum...Pierworodny jakoś sobie poradził...Wymiękł dopiero kiedy Siostrzeniec zwrócił się do swojej Matki:
     - Foka, podasz mi ciasto...
Ja też wymiękłam...
     Na placu boju pozostał Pan N., który trzymał fason...
Ale i na Niego przeszedł kres...
     Siostra Pana N. postawiła wino,  Szwagier przygotował kieliszki...Siostrzenica i Siostrzeniec obrócili swoje lampki, zanim umoczyliśmy usta...
To powaliło Pana N. ...
U naszych Dzieciaków stan szoku się pogłębiał...
     A potem zaczęliśmy rozmawiać...Spokojnie...Delikatnie...Tak jakbyśmy wszyscy byli "chorzy"...
Newralgicznych tematów unikaliśmy chyba podświadomie...
     Ale za to, dowiedzieliśmy się, że za wszystkimi Ich porażkami stoją "oni"...
Siostrę Pana N. zwolniono z pracy, nie dlatego, że nie inwestowała w siebie i pozostała na etapie "Odry", kiedy zaczęły "rządzić" PC-ty (była Elektronikiem i Informatykiem)..."Oni" zwolnili Ją za "religię"...
Szwagier nie stracił pracy, bo był kiepskim fachowcem, ale dlatego, że "Oni" sprywatyzowali firmę...To, że w prywatnych firmach też potrzebni są pracownicy, zbył milczeniem...Milczeniem zbył również moje pytanie, czy czegoś szuka...
     - Jeszcze dwa miesiące mam zasiłek...
Eureka !!
     To były czasy, kiedy my zaiwanialiśmy na trzech etatach każde...
Ale my interesowaliśmy Ich niewiele...
     Przyjechaliśmy wysłuchać, jak "oni" niszczyli Im życie..."Oni" nie dali Im porządnego mieszkania..."Oni" pozbawili Ich pracy..."Oni" zabrali zasiłki..."Oni" nie chcą dać Im rent (nie byli chorzy, mieli "papiery")..."Oni" przeprowadzili denominację i spowodowali, że Ich majątek "zniknął"...
     W drodze powrotnej Córka zapytała:
     - Kto to są Ci "Oni" ??
Ryknęliśmy takim śmiechem, że nawet się na nas obraziła...
     - "Oni" to my wszyscy...- ratował sytuację Pierworodny...
Wizyta zrobiła na Dzieciakach spore wrażenie...Na nas też...
     Wieczorem, mój Ślubny zapytał:
     - Gdzie jest moja Siostra ?? Przecież Ona była wykształconą, zaradną, pełną życia Kobietą !!
     - Gdzieś tam, w środku...- odpowiedziałam...
     Obudziła się nadzieja, że te milczące czternaście lat, to było to "złe", teraz miało być lepiej...

cdn ... 

czwartek, 2 czerwca 2016

Puszka Pandory...cz.9

     - O co chodzi ?? - naiwnie zapytał Pan N., bo ja już wolałam się nie odzywać...
     - Zmieniam wiarę, katolicyzm jest zakłamany, Księża to złodzieje, a prawda jest tylko w Piśmie Świętym...
     To mogliśmy przełknąć, bo świadoma zmiana Religii jest naturalna, a nasze podejście do Kościoła jako do organizacji, było już wówczas bardzo sceptyczne...No i tłumaczyło to niechęć do biednego, Świętego Mikołaja...
     - Teraz już nie jesteś moim Bratem...Wszyscy Ludzie to Bracia i Siostry... - Siostra Pana N. kontynuowała wywód...
Odruchowo spojrzałam na Pana N. ...
Był przezroczysty...
     - Nie rozumiem...- wydukał głuchym głosem...
     - Pokrewieństwo nie ma znaczenia, nie jesteś już moim Bratem w takim sensie jak dotychczas...Na groby Rodziców też już nie będę chodzić...Nie będę sprzątać...Nie będę stawiać zniczy...Tam Ich nie ma...
     Z trudem przełykałam ślinę...Z trudem oddychałam...
     Pan N. miał podobne problemy...
     Skoro we mnie to tak walnęło, to jak walnęło w Niego ??
Zaczął zadawać pytania...Usiłował zrozumieć cokolwiek...
Z każdą chwilą coraz bardziej zapadał się w sobie...
Ja siedziałam ogłuszona...Szwagier milczał...
A kiedy na zegarze wybiła 21-wsza...
     - Nie możecie zostać u nas na nocleg, to by się mogło źle skończyć...-zakomunikowała Siostra Pana N. ...
Ubieraliśmy się w milczeniu...
     Był grudzień...Ostatni pociąg do Zaścianka odjechał dwadzieścia minut temu...Ojciec o tej porze już jest zapewne "zalany", więc do Jego mieszkania się nie dostaniemy...Syn ma cztery lata...Córka prawie rok...Temperatura znacznie niżej zera...
     Dopiero za bramą odzyskaliśmy głosy...
     - Co teraz ?? - zapytałam...
     - Ciotka ?? - zaproponował Pan N. ...
No nieźle...
Władujemy się schorowanej Kobiecie w nocy, z dwójką dzieci...
Chyba już gorzej być nie mogło...
     - Czy Ty to słyszałaś ?? - zapytał Pan N. kiedy prawie biegiem gnaliśmy do Ciotki...
     - Słyszałam...Ale nie ogarniam...Musimy to wszystko przeanalizować...Może Ciotka coś wie...- usiłowałam Go uspokoić...
     Ciotka na nasz widok przeżyła ciężki szok...Wujek też...I Kuzynka...
Ale uratowali nas od dworcowego noclegu...
I dobrze kombinowałam, że Ciotka coś musiała wiedzieć...
Wiedziała...Mało tego...Była już nawet "nawracana"...
     My kipieliśmy emocjami...Ciotka usiłowała nas uspokoić...Chociaż sama nie do końca była przekonana do używanej argumentacji...
Przetrwaliśmy noc...Rano ruszyliśmy do domu...
Całą drogę analizowaliśmy każde słowo Siostry Pana N. ...Każdy Jej gest...
     - Sami tego rozumem nie ogarniemy, musimy poszukać pomocy...- postanowiliśmy zgodnie...
     Ale jeszcze tego samego wieczoru ściągnęłam z półki Pismo Święte i zaczęliśmy czytać...Czytać i szukać...Szukać odpowiedzi...Szukać tego jednego akapitu, w którym jest mowa o tym, że trzeba się wyrzec Brata...Że trzeba zapomnieć o Zmarłych...
     Na drugi dzień poszłam porozmawiać z naszym Proboszczem...
Wysłuchał mnie i spojrzał smutno...
     - A będziecie w stanie z tym żyć ?? - zapytał...
Przed oczami zobaczyłam zrozpaczoną twarz Pana N. ...
     - Nie miała oparcia kiedy była w rozpaczy, więc złapała pierwszą, wyciągniętą dłoń...- tłumaczył...
Więc nasz lęk o Siostrę Pana N. po śmierci Teściów był uzasadniony...
Ale Proboszcz nie udzielił mi żadnych odpowiedzi na nasze pytania...
     W drodze z Kościoła wstąpiłam do Znajomej, o której wiedziałam, że jest Świadkiem...
     - Niech Pani przyjdzie do nas na herbatę...Potrzebujemy kilku odpowiedzi...- prosiłam obcą Kobietę...
     - Mogę przyjść z pewną Panią...Ona wie wiele więcej...- uzyskałam zgodę...
     W oczekiwaniu na te odwiedziny, przez kilka wieczorów czytaliśmy Pismo Święte...Na głos, żeby łatwiej było zrozumieć...Analizowaliśmy każdy wers...
Przyszły w środę...To były długie cztery dni oczekiwania...
     Okazało się, że Panią, która "wie więcej" znamy lepiej niż ową Znajomą...Pracowała z Panem N. ...
     - My nie chcemy zmieniać naszej wiary...Chcemy się dowiedzieć na czym polega Wasza...Czym się różni...Dlaczego rodzony Brat przestaje być Bratem...Dlaczego nie możecie chodzić na cmentarze...
Owa Pani patrzyła na nas jak na zjawy...
     - A kto Wam takich głupot nagadał ?? - zapytała, jak już wyrzuciliśmy wszystko z siebie...
Przyszedł czas na wyjaśnienia...
Pani zaczęła się uśmiechać...
     - U Was się to nazywa, że ktoś jest bardziej papieski niż sam Papież...- skwitowała...
     I zaczęła wyjaśniać każdą z naszych wątpliwości...Odpowiadać na każde z pytań...
     - Tak bywa, że Osoby przystępujące do Świadków nagle odkrywają prawdę i wydaje się Im, że pojęli wszystko...Pokora i wątpliwości przychodzą z wiedzą...Musicie być cierpliwi...Poczekajcie...Kiedy Siostra posiądzie więcej wiedzy, wtedy zrozumie każde z tych słów...Jeśli chcecie to poproszę, żeby ktoś ze starszyzny z Nią porozmawiał...
     Nie chcieliśmy...Kłopotów nie potrzebowała...
Zaczęliśmy oddychać spokojniej...
Możemy poczekać...
     - A może jednak rozważycie przystąpienie do naszej wspólnoty ?? - zapytała Pani "od wiedzy" na pożegnanie...
     - Dziękujemy...Nam jest dobrze z naszym Bogiem...- odpowiedzieliśmy z uśmiechami...
     Pan N. odzyskał nadzieję...

cdn ...