środa, 8 czerwca 2016

Puszka Pandory...cz.12

     Proceder "cywilizowania" Siostry Pana N. trwał rok...Miała już gustowną fryzurkę...Robiła makijaż do pracy...Jej ciuchy też się zmieniły...
Pan N. rzeczywiście zyskał spokój, widząc w Niej dawną Siostrę...
     Nie...Nie dotrzymała słowa...
     Ciągle zauważałam w firmie jakieś elementy "niezbędne" do nawracania...
Ale bagatelizowałam to...
W końcu na tym polegała Jej wiara...
Dokąd inni Pracownicy nie wnosili sprzeciwów (byli przeze mnie uprzedzeni), to widocznie "granicy" nie przekroczyła...
     Po roku postanowiliśmy zamknąć tą część firmy i zainwestować w nasze marzenie...Sklep komputerowy z serwisem...
Każdy z Pracowników miał już nowy etat...
Siostra Pana N. też...
Miała pomagać Panu N. w serwisie komputerowym...Przecież to była Jej pasja...
     Odwoziliśmy Ją właśnie do domu, kiedy "ni z gruchy, ni z pietruchy" oświadczyła:
     - Wiesz...Z Tobą to ja bym nie mogła dłużej pracować...Masz bardzo duże wymagania...- no to się dowiedziałam...
     Pan N. tylko przygryzł wargę...
     Ja ubrałam na twarz uśmiech życzliwości numer siedem (to od pewnego osła Pana Adamsa - film taki był) i usiłowałam dojechać na miejsce bez "eksplozji"...
Drogę powrotną przebywaliśmy w milczeniu...
     - Ja Cię bardzo przepraszam...- wyszeptał w końcu Pan N. ...
     - No to teraz musisz się zatrzymać...- odpowiedziałam...
Prośba, jak na mnie była niecodzienna...Ślubny posłuchał...
I być może ktoś z Was to widział...
     Na poboczu drogi krajowej stał samochód...W samochodzie siedział przerażony Kierowca...A na poboczu energicznie maszerowała Kobieta...Raz w jedną, raz w drugą stronę...Machała zamaszyście rękami...Wrzeszczała niesamowicie...A z oczu ciekły Jej łzy...
     Tak odreagowałam ten rok...I te przeprosiny...
Kiedy już całkiem z sił opadłam, mogliśmy kontynuować podróż...
     - Jak jeszcze kiedyś wpadnę na równie głupi pomysł, to weź młotka i mnie dobij...- podsumowałam...
     Ale współpraca z Panem N. też się Jego Siostrze nie udała...
     Kilka komputerów, które zawiózł Jej do naprawy, wróciły w takim samym stanie jak wyjechały...Poza jednym...Ten wrócił w gorszym stanie...
Przez kilka nocy Pan N. "gonił" terminy...
     Ale w ogólnym rozrachunku wygraliśmy ten pojedynek...Doprowadziliśmy do tego, że Siostra Pana N. się przebudziła...
     W czasie kolejnej wizyty, okazało się, że poszukała pracy...
     Może to nie był jakiś szczyt ambicji, ale wychodziła z domu, przebywała między Ludźmi, znalazła cel...
     Dla nas światełko nadziei znowu rozbłysło w tym "rodzinnym" tunelu...
     Potem wyjechała "na zachód" za pracą, co przyjęliśmy z prawdziwym entuzjazmem...
     Szwagier ciągle walczył z "Onymi" i systemem, który nie chciał przyznać Mu "rentki"...

cdn ...

14 komentarzy:

  1. Z rodziną to jednak czasem jest ciężko...

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja tam ciągle będę się dopytywywać /piękne słowo?/ kiedy to drukiem na papierze wydasz?
    :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słowo piękne (dopytowywać !!) i nieodmiennie odpowiadam...
      W trosce o znikome czytelnictwo, takiego zagrożenia na rynek księgarski nie wypuszczę...;o)

      Usuń
  3. Kłopotów ni ma
    lecz jest Rodzina.

    OdpowiedzUsuń
  4. cyt. rodzina ech rodzina, ale jak jej ni ma samotnyś jak pies..:))

    OdpowiedzUsuń
  5. No tak, to wymagało wielkich pokładów cierpliwości...

    OdpowiedzUsuń