Proceder "cywilizowania" Siostry Pana N. trwał rok...Miała już gustowną fryzurkę...Robiła makijaż do pracy...Jej ciuchy też się zmieniły...
Pan N. rzeczywiście zyskał spokój, widząc w Niej dawną Siostrę...
Nie...Nie dotrzymała słowa...
Ciągle zauważałam w firmie jakieś elementy "niezbędne" do nawracania...
Ale bagatelizowałam to...
W końcu na tym polegała Jej wiara...
Dokąd inni Pracownicy nie wnosili sprzeciwów (byli przeze mnie uprzedzeni), to widocznie "granicy" nie przekroczyła...
Po roku postanowiliśmy zamknąć tą część firmy i zainwestować w nasze marzenie...Sklep komputerowy z serwisem...
Każdy z Pracowników miał już nowy etat...
Siostra Pana N. też...
Miała pomagać Panu N. w serwisie komputerowym...Przecież to była Jej pasja...
Odwoziliśmy Ją właśnie do domu, kiedy "ni z gruchy, ni z pietruchy" oświadczyła:
- Wiesz...Z Tobą to ja bym nie mogła dłużej pracować...Masz bardzo duże wymagania...- no to się dowiedziałam...
Pan N. tylko przygryzł wargę...
Ja ubrałam na twarz uśmiech życzliwości numer siedem (to od pewnego osła Pana Adamsa - film taki był) i usiłowałam dojechać na miejsce bez "eksplozji"...
Drogę powrotną przebywaliśmy w milczeniu...
- Ja Cię bardzo przepraszam...- wyszeptał w końcu Pan N. ...
- No to teraz musisz się zatrzymać...- odpowiedziałam...
Prośba, jak na mnie była niecodzienna...Ślubny posłuchał...
I być może ktoś z Was to widział...
Na poboczu drogi krajowej stał samochód...W samochodzie siedział przerażony Kierowca...A na poboczu energicznie maszerowała Kobieta...Raz w jedną, raz w drugą stronę...Machała zamaszyście rękami...Wrzeszczała niesamowicie...A z oczu ciekły Jej łzy...
Tak odreagowałam ten rok...I te przeprosiny...
Kiedy już całkiem z sił opadłam, mogliśmy kontynuować podróż...
- Jak jeszcze kiedyś wpadnę na równie głupi pomysł, to weź młotka i mnie dobij...- podsumowałam...
Ale współpraca z Panem N. też się Jego Siostrze nie udała...
Kilka komputerów, które zawiózł Jej do naprawy, wróciły w takim samym stanie jak wyjechały...Poza jednym...Ten wrócił w gorszym stanie...
Przez kilka nocy Pan N. "gonił" terminy...
Ale w ogólnym rozrachunku wygraliśmy ten pojedynek...Doprowadziliśmy do tego, że Siostra Pana N. się przebudziła...
W czasie kolejnej wizyty, okazało się, że poszukała pracy...
Może to nie był jakiś szczyt ambicji, ale wychodziła z domu, przebywała między Ludźmi, znalazła cel...
Dla nas światełko nadziei znowu rozbłysło w tym "rodzinnym" tunelu...
Potem wyjechała "na zachód" za pracą, co przyjęliśmy z prawdziwym entuzjazmem...
Szwagier ciągle walczył z "Onymi" i systemem, który nie chciał przyznać Mu "rentki"...
cdn ...
Z rodziną to jednak czasem jest ciężko...
OdpowiedzUsuńAle ilu rzeczy uczy !! ;o)
UsuńNa który zachód?....
OdpowiedzUsuńHolendrownia bezpieczna, nie bój się...;o)
UsuńA ja tam ciągle będę się dopytywywać /piękne słowo?/ kiedy to drukiem na papierze wydasz?
OdpowiedzUsuń:-)
Słowo piękne (dopytowywać !!) i nieodmiennie odpowiadam...
UsuńW trosce o znikome czytelnictwo, takiego zagrożenia na rynek księgarski nie wypuszczę...;o)
Ręce opadają...
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie bielizna...;o)
UsuńKłopotów ni ma
OdpowiedzUsuńlecz jest Rodzina.
Rozrywek mrowie,
Usuńma z Rodziną człowiek...;o)
cyt. rodzina ech rodzina, ale jak jej ni ma samotnyś jak pies..:))
OdpowiedzUsuńTylko czasem trudno śpiewać...;o)
UsuńNo tak, to wymagało wielkich pokładów cierpliwości...
OdpowiedzUsuńW 99% składam się z cierpliwości...;o)
Usuń