Szczyt NATO w Warszawie...ŚDM w Krakowie...To wszystko jest "pikuś", w porównaniu do wizytacji Księciunia na Wrzosowisku !!
A fakt jest faktem, żeśmy audiencji dostąpili...
Od samego rana Poddani zabrali się do pracy...
Babcia jak oczadziała wszystko myła i dezynfekowała, bo wiadomo, że Księciuniowe łapeczki wszystkiego muszą dotknąć, żeby "uwierzyć"...
Dziadzio zabrał się za prace bardziej technicznie, i wynalazł jedyne miejsce, na którym mamy odrobinę piasku, gdyby Księciuniowi przyszła ochota na "wykopki"...
Przy naszym "wodopoju" powstała plaża...
Może do "Złotych Piasków" jej daleko, ale dla jednego Kopacza w sam raz...
A żeby obciachu nie było, tuż przy plaży ustawiliśmy "akwen wodny"...
Rozmiar idealny, bo bezpieczny...Chociaż już mamy pomysł jak z tego "morza" zrobić "ocean"...;o)
Piasek jest...Woda jest...
Aha !!
Czas na legowisko...
Palmy nie mamy w repertuarze, więc musi wystarczyć orzeszek...
No i konieczne jest miejsce na popas...
Dla Księciunia...
I dla Poddanych...
Ufff...
Gotowe...
A co na to wszystko Księciunio ??
Nawet nie pytajcie !!
Najbardziej podobało Mu się bieganie aż na kraniec Wrzosowiska...Z górki...Pod górkę...Z górki...Pod górkę...Z górki...Pod górkę...
Takiej zaprawy lekkoatletycznej to ja dawno nie miałam...
Ale rośnie nam Zielarz pierwsza klasa !!
Kiedy Babcia pokazała Mu rumianek, bez trudu każdą roślinkę umiał wskazać paluszkiem...Było go kilka setek...Każdego pokazał...Każdego Babcia musiała potwierdzić...Przy każdym trzeba było przystanąć...Prawdziwa celebracja rumiankowa...
Dobrze, że to nie tasznik, bo jego było kilka tysięcy...
Miska z wodą też była hitem...
Dokąd Dzieciaki nie obwieściły, że więcej koszulek na zmianę nie mają...
A wiaderko na piasek zyskało całkiem inne przeznaczenie...
Księciunio w swej łaskawości zauważył, że Dziadzio mało precyzyjnie poukładał kamienie na parkingu, więc się Chłopak zabrał do "naprawy"...Odpuścił dopiero kiedy wiaderko było pełne, w rączkach trzymał po kamieniu, a na parkingu nie ubyło...
To zadanie Go "przerosło"...
Oooo...
I była jeszcze moskitiera w Orzeszku, zza której nagle pojawiał się Dziadzia !!
I zakrętka z butelki, która udawała okręt...
I materac, na który można było robić "buch"...
A potem moje Chłopaki puszczały bańki mydlane...
Niby nic...Kolorowe pęcherzyki powietrza...Chwilka...
Oby trwała...
Zadziwiające, ile może jedno małe dziecko...:)))
OdpowiedzUsuńJedno małe dziecko może wszystko !! ;o)
UsuńExtra, wreszcie trochę ruchu mieliście :-)))
OdpowiedzUsuńPrzy takim małym to człowiek nie posiedzi...
niezapomniane chwile, za chwileczkę wyrośnie,
czas przeleci 'niewiadomokiedy '...
Pozdrawiam wakacyjnie !
Takie małe Ludziki rosną tak szybko jak biegają, a nasz biega migusiem...;o)
UsuńFajny dzień z Księciuniem :) Czas tak szybko leci ...
OdpowiedzUsuńTo jaka następna roślinka do pokazania? ;))
Coś się znajdzie...;o)
UsuńSiłownia to pikuś, przy takiej zaprawie )))
OdpowiedzUsuńI trener osobisty za darmochę...;o)
UsuńNiezły trening :) No i fakt, niezapomniane chwile :)
OdpowiedzUsuńZ cudnych najcudniejsze, tylko potem w krzyżu łupie...;o)
UsuńJeśli chodzi o wyszukiwanie sobie zajęć to małe dzieci są samowystarczalne dopóki ich dorośli nie zmanierują dostarczając pierdylion zakupionych zabaweczek ;)
OdpowiedzUsuńZ tym pierdylionem to jesteśmy już blisko realizacji...;o)
UsuńDobrze że małżonek nie próbował dezynfekować...ziemi :)))
OdpowiedzUsuńNiektórzy z troski wyługowaliby nawet glebę. A dziecku trochę bakterii krzywdy na pewno nie zrobi. Polegną france wobec jego żywotności:))
Na Wrzosowisku dezynfekcja absolutna jest absolutnie niemożliwa...;o)
UsuńTakie chwile wnuczkami są przepiękne.
OdpowiedzUsuńA czy czytałaś tekst, który Ci zadedykowałam?
Z poślizgiem znacznym, ale czytałam...;o)
Usuń