sobota, 25 lutego 2023

Uzależnienie...♥♥♥

     Pewnie trudno Wam będzie w to uwierzyć, ale Babcia Gordyjka i Dziadek świętowali wczoraj...


Tak, tak...Dobrze widzicie !! 

     Razem z Princeską świętowaliśmy wczoraj Dzień Babci i Dziadka w Przedszkolu...;o)

     W kwestiach długotrwałości imprezowania rozłożyliśmy Górali na łopatki...Miesiąc nam wybił...;o)

     Były piosenki, były wierszyki, były tańce i oczywiście były drobne upominki, bo przecież te najpiękniejsze zostały już wręczone w styczniu...;o)

     Po części artystycznej zostaliśmy zaproszeni na "małe conieco"...


     Princeska, jak na prawdziwą Gospodynię przystało, przygotowała nam zastawę, rozdzieliła sztućce i przystąpiła do konsumpcji, przypominając, że mamy się częstować do woli...

     A kiedy poziom glukozy osiągnął stany bardzo wysokie, Wnusia złapała mnie za rękę i energicznie zaciągnęła do sali obok, gdzie właśnie rozpoczęły się "warsztaty ramkowe"...Niestety...Piękności naszej rameczki nie uwieczniliśmy na zdjęciach, bo Babcia Gordyjka wyklejała z Princeską na cztery ręce, a reszta Silnej Grupy Wsparcia (czyli Druga Babcia i dwóch Dziadków) zabezpieczali nam tyły, bo chętnych było sporo, a ilość miejsc ograniczona...;o)

     Potem zrobiliśmy sobie śliczną "słodką focię" do tej rameczki i Babcia Gordyjka znowu pognała z Wnuczką w "nieznane"...


Uffff...Będzie można odsapnąć...;o)

Ale gdzie tam...

     Princeska już się uwijała, żeby wykorzystać naszą przedszkolną obecność do dna...


     Zabawa była przednia i pewnie trwała by caluśką noc, gdyby Dziadziuś nie przypomniał, że w Misiowym Domku czekają na naszą wizytę...;o)

     A tam...Pierwszy raz Babcia Gordyjka dostała od Tygryska PRAWDZIWEGO PRZYTULASA!! Takiego całym Tygryskiem...Takiego z własnej, tygrysiej, nieprzymuszonej woli...I znowu musiała Babcia nos wysiąkać...;o)

     Żeby Babcia dłużej ten dzień pamiętała, to na pożegnanie też oberwała potężnym przytulasem, a nie "papatkami" na odczepne...;o)

     I jak się tu od Wnuków nie uzależnić ?? ;o)

środa, 22 lutego 2023

Cud na Wrzosowisku...

     - Jest paskudnie !! - tak streścił mi Pan N. stan pogody we wtorek...- Może zostaniemy w domu ?? - rzucił z nadzieją w głosie...

Willi szalał w całej Polsce...

Ja od dwóch godzin analizowałam kierunek i szybkość frontu...Iskierka nadziei tliła się na horyzoncie...;o)

     Ulewny deszcz towarzyszył nam całą drogę, wiatr szalał łamiąc gałęzie i miotając samochodami...

     Po kiego czorta poniewierać się po świecie, skoro w domciu ciepło i sucho ??

Echhh...

     Gordyjskie serducho strasznie tęskni do Wiosny !!

     Odliczam już nie tylko dni, ale godziny...Wpatruję się w trawniki jak sroka w gnat, oczekując znajomych, seledynowych czubeczków...Ptasi rejwach wywołuje uśmiech na twarzy...Kocham Wiosnę !! ;o)

     Pojechaliśmy więc na Wrzosowisko Wiosny szukać...;o)

     Nie zawiodła mnie Matka Natura, to się z Wami tymi iskierkami nadziei podzielę...


     Nasze stokrotki nie wiedzą, że nie są pierwsze w kolejce do wiosennego rozkwitania, więc zaczęły wyglądać już na początku lutego...Bo my mamy bardzo dzielne stokrotki !! ;o)

     Narcyzy mają jeszcze sporo czasu na rozkwitanie, ale się nie ociągają...;o)

     A to już prawdziwe symbole kończącej się Zimy...Jeszcze nieśmiało...Ledwie pojedyncze sztuki...Ale są !!


     Gordyjski ryjek ucieszony, duszyczka aż podskakuje z radości...Wiosno kochana !! Witaj...;o)

A Willi ??

     Może trudno w to uwierzyć (bo oczywiście zdjęcia nie zrobiłam), ale kiedy w całym Kraju było szaro, buro i ponuro, na Wrzosowisku mieliśmy błękitek, słoneczko i 12 stopni...Powiem więcej !! Myśmy na leżaczkach siedzieli, w niebo patrzyli i pomrukiwali z zadowoleniem...

     - Nie wierzyłem w te Twoje prognozy... - mruczał Pan N.

     - Wiosna cuda czyni...- odmrukiwałam...;o)

poniedziałek, 13 lutego 2023

No i pięknie...

     Przez poprzedni tydzień nasz dom perlił, tryskał i dźwięczał...No i był pyszny...;o)

     Dzieciaki miały ferie zimowe, a Princeska postanowiła spędzić te ferie w Zaścianku...;o)

     Nawet Matka Natura była temu pomysłowi łaskawa, bo sypnęła śniegiem, a mrozy pozostawiła sobie w kieszeniach na nocne pory...

Ale zaczęło się tak...

     "Bez pracy nie ma kołaczy"...Kiedy Dziadziuś postanowił odświeżyć ścianę za kanapą, na Ochotniczkę do pomocy nie musiał długo czekać...Ledwie pędzel w wiadrze umoczył Babcia otrzymała komunikat:

"Babciu !! Nie mam faltuska !!"...

     No to fartuszek "się skombinował", pędzelek się znalazł i Princeska rozpoczęła pracę twórczą...


I teraz za kanapą mamy ślicznego, białego kotka...;o)

     A że przy takiej Pomocnicy praca idzie bardzo szybko, więc jeszcze przed obiadkiem zdążyliśmy sprawdzić, czy się saneczki w piwnicy "nie spsuły"...

     Lekko nie było, bo się saneczki wcale słuchać nie chciały...

     Wieczorkiem było już znacznie lepiej...

     Przyjechały nowe kanapy, a Princesia próbowała ich z wielkim zaangażowaniem...Bo stare były "cudne do wspinania", co zauważył i wykorzystywał każdy z naszych Wnuków..."Nowe" musiały przejść poważne testy !! Ale że radość Wnusi mamy uwidocznioną na filmiku, a nie na zdjęciach, więc musicie mi wierzyć na słowo..."Nowe" okazały się lepsze !! Szczególnie, że jak się je rozłoży, to powstaje ogromniaste łóżko, po którym można gonić się z Babcią na czworakach...;o)

Ufff...Kamień z serca...;o)

Po tak pracowitym dniu, należy się dzień wytchnienia...

     W Rodzinnym Mieście Dziadziuś odkrył tor "Ninja Warrior"...Tfu...Tfu..."Ninja Kids"...;o)

A że Princeska jest Główną Specjalistką od wspinania, zwisania i włażenia, więc koniecznym było sprawdzić, czy ten tor to nie jakaś lipa...

     To nie było proste zadanie, bo najpierw ściana "połknęła" nam Wnuczkę...

Ale że to była fajna ściana, więc nam Ją oddała...

     A Princeska udowodniła, że w pełni zasługuje na tytuł Głównej Specjalistki i Pierwszej Ninja...;o)

     Tyle, że jak się już przejdzie caluśki tor jeden raz, drugi raz, dziesiąty raz...To...

     Sprawiedliwość musi być po stronie Princeski...;o)

     Oszukana przez los w dzień kołobrzeskiego wyjazdu (chorobą), postanowiła dorównać Bratu w umiejętnościach...Pani z wypożyczalni patrzyła z lekkim przerażeniem na dwójkę Dziadków z pięcioletnim Nielotem i nawet znalazła kask (pod ladą)...Możemy zaczynać popisy...

     "Babciu !! Wlotki nie są łatwe"...Oznaczało, że wyzwanie się Princesce podoba, a Dziewczynka kręcąca na środku parkietu piruety tylko wzmagała chęć "dorównania"...

     Piruety rzeczywiście były...Babcia raz wywinęła "piruet orła" i sprawdziła twardość podłoża...Podłoże było odpowiednie...Tydzień po fakcie Babcia ma zielone poopsko, kolejny etap będzie żółty...;o)

     Princeska wywinęła "piruet przy rurce", jak tylko poczuła zbytnią pewność siebie, co świetnie wpłynęło na "dyscyplinę" jazdy...Ale zapału nie straciła i pod koniec zrobiła kilka pięknych, samodzielnych "ślizgów"...Bakcyl chyba znalazł nowego "Żywiciela"...;o)

     Potem przyszedł czas na wielkiego kotleta...

Bo Princeski byle naleśnikami się nie spławi...Mięcho musi być...;o)

     A co poza tym, działo się przez ten tydzień ??

Ulepiliśmy Bałwanka Czupurka...

     Potem lepiliśmy drugiego bałwanka, miał być piesek, wyszedł kotek...

Chociaż wzorzec był z nami i pozował wytrwale...;o)

     Sanki przestały "rozrabiać" i stały się "super fumflem", takim, że trudno było się rozstać..."Jesce laz !!"..."Telaz tam"...

     Powiem więcej...Sanki spowodowały, że "las przestał być straszny", że "teraz się już nie zgubimy", bo to właśnie w lesie były "najlepsiejsze górki"..."Najszybciejsze" !! Takie, że "Ho Ho" !!

A wieczorami...

     Była muzyka na "żywo"...

Na gitarze też...;o)

     Albo partyjka...

I chociaż łezki płynęły po przegranej, rewanż musiał być !! 

     - Widać, że Misiowy Tata czasu nie marnuje...- skwitował Dziadziuś grę Princeski...

     - A ile On łez przy tych szachach wylał...- wspomniałam z nostalgią...

No i cóż...

     Ostatni spacerek z Luckim...


     - Babciu...Dlaczego Lucky najbardziej kocha Ciebie ?? - zapytała Princeska...

     - Bo jestem z nim całe dnie i szykuję mu jedzenie...- odpowiedziałam...

     - Nie !! - kategorycznie zaprzeczyła Wnusia...- On Cię kocha, bo jesteś najlepsiejszą Babcią na świecie !! Ja też Cię tak kocham...

     I się Babci katar straszny z nosa puścił, a że okazja była świetna, więc sobie przy okazji oczy przetarła...

     - I Dziadziuś też jest najlepsiejszy !! Wiesz ?? I też go kocham !! - prowadziła wywód Princeska...

     A Babcia ten nos wycierała, wycierała i wycierała...;o)

Po wyjeździe Wnusi dostałam SMS-a od Misiowego Taty...

     "Zapomnieliśmy gitary, ale Princeska stwierdziła, że nie ma problemu, bo się znowu do Babci wybiera"...

No i pięknie !! ;o)

sobota, 4 lutego 2023

Kanapowa klęska...

     Jak wiecie, kilka lat temu zmieniliśmy życie pewnego "sierściucha" o 180 stopni...Podwórzowy burek po przejściach stał się użytkownikiem "salonów"...Pisałam już nie raz o naszych postępach, o sukcesach i porażkach...Ale tym razem...

     Luckim rządzą "procedury", tak radzi sobie ze zmianami, a my staramy się nie przeszkadzać...

     Najpierw zdyscyplinował nas "spacerowo"...Pomni obowiązków opiekunów (po Cezarym i Pimpku) maszerowaliśmy na spacery trzy razy dziennie...Przez kilka pierwszych dni...W końcu pieseł zakomunikował nam dosadnie (odwracając się ogonem do Narodu), że jak chcemy spacerować to on sprzeciwu nie zgłasza i na kanapie na nas poczeka...Echhh...Lucky zarządził dwa spacery dziennie i tyle...

     Procedury "wyjść" i "wejść" też są jasno określone...;o)

     Jest jeszcze procedura "drugiego talerza", czyli, jeśli bierzemy dokładkę to należy się "psi kąsek"...Dlaczego tak ?? Zapytajcie Luckiego...;o)

     Przez kilka pierwszych miesięcy psisko bardzo starało się opanować sztukę powitań i pożegnań, ale że Pan N. pracuje na zmiany i nawet Człowiekom trudno system rozgryźć, więc odpuścił...Powitania następują po zmianie rannej i popołudniowej...Wystarczy...;o)

     Właściwie, tych psich przepisów są setki, a my coraz lepiej się w nich odnajdujemy...;o)

     No cóż...Adopcja to nie jest działanie w jedną stronę...

     Ale ostatnio ponieśliśmy klęskę...Klęskę sromotną...A właściwie, ja ją poniosłam, bo pomysł był autorski...;o)

     Kiedy Lucky miał zamieszkać w naszym domu, do zasiedlenia została przeznaczona jedna z kanap...To miał być "psi azyl"...Na tej kanapie nie siadamy, tej kanapy nie pierzemy, a odkurzana jest w czasie psich spacerów...

Lucky po kilku dniach załapał, że każdy ma swoją kanapę i kropka...

     Ostatnio jednak zauważyłam, że psisko częściej korzysta z "psiego dywanika", że wskakuje ociężale, a kilka zeskoków zakończyło się masowaniem łapek...Jak to mówi nasza Synowa: Lucky jest jakby szerszy...;o)

No to rzuciłam Panu N. pomysł odwrócenia kanapy i jej rozłożenia...Powierzchnia zrobiła się znacznie większa i dużo niższa...Kocysie i podusie poukładane...Czekamy na "procedury"...

     W pierwszy dzień, po dosadnych sugestiach (władowałam 20 kilo psa na kanapę), Lucky co prawda z drzemek nie skorzystał, ale po komendzie "idziemy spaty", która kończy naszą wieczorną aktywność, na kanapę wskoczył i zasnął...Ale jak !!

Łebek do ściany, a poopa i ogon w powietrzu...Tak żeby można było zwiać w razie zagrożenia...

Ło Matko i Córko...

     Na drugi dzień wcale nie wlazł, a po komendzie "idziemy spaty" wcisnął się w kącik koło kanapy (tak gdzie stała do tej pory) i nie ruszył się do rana...

Echhh...

Psi konserwatysta...

     Trzeciego dnia kanapa wróciła na swoje miejsce...

     - A jak będzie foch ?? - zapytał mnie Ślubny...

     - Przepraszać go nie będę...- zadeklarowałam, i liczyłam na psi rozsądek...;o)

     Ledwie Pan N. wyszedł na nocną zmianę, psisko siadło przy kanapie i zerka na mnie ukradkiem...Ja udaję, że nie widzę...;o)

     Wskoczył i siedzi...Jakby czekał na moją reakcję...No to dalej udaję, że nie widzę...

     Położył się i...Westchnął...Ale jak westchnął !!

Klękajcie Narody !!

     I nim minęło 5 minut zasnął i zaczął chrapać...Chrapał tak głośno, że musiałam pogłośnić TV !!

Wreszcie się psisko wyśpi...;o)

     Dwa dni "podłogowego zesłania" właśnie się skończyło...;o)

Procedury wróciły na swoje miejsce, a Lucki na kanapę...

     - Patrz jaki szczęśliwy...- zauważył Ślubny...

     No cóż...To była kanapowa klęska, zakończona kolejnym psim sukcesem...;o) 

środa, 1 lutego 2023

Na pohybel "Brygidzie"...

     Pamiętacie zeszłoroczną "Brygidę" ??

     Właściwie to taka straszna nie była, jak ją zapowiadali synoptycy, ale my pamiętamy do dzisiaj...A właściwie pamiętać nie musimy, bo działalność tej "wściekłej baby" mamy przed oczami ciągle..."Brygida" zdziesiątkowała nasz las...Szkód narobiła takich, że nawet zdjęć nie byłam i nie jestem w stanie zrobić...Las wygląda jak cmentarzysko...

Po pierwszym szoku, przypomniałam sobie rozmowę z Leśniczym...

     "Skład gleby się zmienił, nasze sosny marnieją"...

     Teraz dziesiątki, a może setki dorodnych sosen leżało na ścieżkach, drogach i w sektorach...Serce się kroiło...Żeby chociaż Matka Natura powywalała te, które zostały ocechowane, żeby przynieść ulgę szlachetniejszym gatunkom (dębom, bukom, klonom)...Gdzież tam...Pokotem zległy te w sektorach czysto sosnowych...

     Nasze spacery stały się wyprawami ekstremalnymi...Skłon, przeskok, obejście...Niektóre ścieżki były całkiem zablokowane...

     Ale tuż przed Świętami spotkałam w lesie pewną Ekipę...Na ulicy, pod sklepem byli by nazwani Menelami...Tym razem spojrzałam na Nich z sympatią...

     Trzech "Bohaterów" maszerowało przez las z piłą i wózeczkiem, i udrażniali ścieżki...Co przycięli, pakowali na wózeczek...

     - Przecież Ludzie jakoś chodzić tędy muszą... - wyjaśnił mi jeden z Nich...

Pewnie, że muszą...Leśne ścieżki są trasami komunikacyjnymi między Zaściankiem, a wieloma posesjami na obrzeżach...

I wtedy przypomniała mi się druga część mojej rozmowy z Leśniczym...

     - Po wycince tego "drobiu" nie zbieramy...Ludzie chrustu i drzewa potrzebują...Przyjdą, pozbierają...Płytami meblowymi i plastikiem przestaną palić...Szacunki żeśmy zrobili, więcej kosztowałoby przygotowanie tego do sprzedaży, niż zysk...A Ludzie groszem nie śmierdzą...

     No cóż...Przed taką logiką pozostało głowę pochylić...Szczególnie, że tuż obok mamy trzy budynki socjalne, a tam smród grosiwa się nie unosi...Plastiku owszem...

     Teraz patrzyłam jak Chłopaki z baraków rewanżują się Leśniczemu za dobre serce...

     Systematycznie udrażniali te ścieżki...Z wysiłkiem ciągnęli (i pchali) wyładowany wózeczek...A wśród ptasiego świergotu dolatywało czasem pokrzykiwanie...

     - Tu jeszcze przytnij, i tu...Bo jeszcze ktoś głową zawadzi i nieszczęście gotowe...

     Przy "barakach socjalnych" rosną stertki równo ułożonego drewna...Wieczorami nie wisi przy lesie "plastikowy smród"...A mnie prawie codziennie wita z leśnego gąszcza...

     - Dzień dobry !! Ładnie już jest ??

     - Pięknie !! Dziękuję !! - odpowiadam, chociaż nawet Ich nie widzę...

     A że nasz Leśniczy "rękę na pulsie trzyma", więc tam gdzie Chłopaki nie daliby rady, to Ekipę zorganizował z cięższym sprzętem...Na pohybel "Brygidzie"...