piątek, 29 września 2017

Dałam się wkręcić...

     Jak wiecie, wielką miłośniczką grzybobrań nie jestem...Ci, co bywają w moich progach od dawna, wiedzą, że antypatia zrodziła się w dzieciństwie...Ot, nie zawsze dzieci kochają to co rodzice...
     Ale takich maślaczków w śmietance bym zjadła...Albo rydzyków na masełku...
Mniammmm...
     Kilka dni temu zadzwonił Pierworodny i oświadczył, że Wnuk chce z nami porozmawiać...
Ha !!
To dopiero gratka !!
     Po serdecznym powitaniu (słowami się tego opisać nie da), Księciunio obwieścił nowinę:
     - Przyjadę na grzybki !! Już !!
"Już" nastąpiło nazajutrz...
To się nazywa: umieć zmotywować...;o)
     I tutaj nadmienię, iż zostałam okrutnie zdradzona przez Synową i Princeskę...
     Nie przyjechały !!
     No to się Babcia Gordyjka na doczepkę do męskiej ekspedycji przyczepiła...Oczywiście z założeniem, że idę jako osoba towarzysząca...Towarzyszyć mogę, grzybów zbierać nie będę...
Jament...
     - Żebyśmy chociaż ze trzy znaleźli, bo fajnie by było pokazać Młodemu jak grzyb wygląda...- swoje wątpliwości wyartykułował Pierworodny...
Babcia edukację rozpoczęła od tego...



To są murochonki...Jakby ktoś nie wiedział...
I to też są murochonki...



Pięknie wybujały...;o)
No i człapaliśmy sobie niespiesznie...
Człap...Człap...Człap...
     - Mam !! - wrzasnął Syn...
     - Ja też mam...- odkrzyknął Pan N.
A Księciunio aż dreptał z radochy...
Jego wiadereczka grzybowe powoli się napełniały...
     Chłopaki mi się po chaszczorach rozpełzły...
     Syn odwiedzał "stare kąty"...Pan N. kierował się w swoje "grzybowe miejsca"...
     Po dwóch godzinach mieliśmy dwa wiadereczka grzybów...I trzy wypełnione po brzegi reklamówki...
Na dodatek, i Gordyjka niezły wkład zbieraczy miała...
Grzybowy koniec Świata !!
     - Jak mi któryś jeszcze jednego dołoży, to ubiję !! - groziłam...
I wciskałam do wypełnionych wiadereczek kolejną sztukę...
Trudno było zrobić kroka, żeby nie wdepnąć w kolejną kolonię...
     Las jest przy sporym Osiedlu...Popołudnie...Niedziela...Grzybiarzy tłumy...
A my objuczeni jak wielbłądy...
     - Weźmiecie te grzyby ?? - zapytałam po powrocie do domu...
     - No wiesz, Mamo...- wydukał Pierworodny...
No wiem !!
     Dałam się wkręcić w obieranie i obrabianie trzech wypchanych grzybami reklamówek...Że o dwóch wiadereczka nie wspomnę...
Echhh...


P.S. Do tego garnek sosu na śmietance i trzy słoiczki zamarynowane... 

środa, 27 września 2017

Tego jeszcze nie było...;o)

     Pan N. nieustannie majstruje...Przycina...Szlifuje...Przykręca...Maluje...
A potem słyszę zachęcające...
     - No to tak wyszło...



     - Pięknie !! - zachwycam się nieustannie...
     To akurat jest ostatnia furteczka do "kuchni", czyli "warsztatu"...Ma nawet dwa drewniane skobelki...
     W kolejce do Pana Majstra czeka jeszcze jeden stół, ale pewnie już w tym roku się nie doczeka...Zobaczymy...
     - Trzeba by ogarnąć tę czołówkę, skoro mamy plany nasadowe...- zaczęłam nieśmiało...
     - Trzeba by...- poświadczył Ślubny...
I znowu zaczął majsterkowanie...
Przycinanie...Szlifowanie...Przykręcanie...Malowanie...
     - No to tak wyszło...- komunikat godny wiechy...


Nawet Filip wykazał zainteresowanie...


Ale, że nie pachnie to "żeberkowo", więc szybko wrócił do ulubionego zajęcia...;o)


A ja podziwiałam dzieło Pana N. z każdej strony...


     - Pięknie wyszło !! - zakomunikowałam radośnie, bo moja wyobraźnia podsuwała już efekt końcowy...
     Siedliśmy z kubeczkami kawusi na ławeczce i delektowaliśmy się ciepełkiem Słoneczka...
Cudny dzień !!
     - Wyobrażasz sobie minę Księciunia jak zobaczy tyle miejsc do wspinaczki ?? - zapytałam...
     - Mam nadzieję, że te konstrukcje wytrzymają...- zamyślił się Ślubny...
Uśmiechnęłam się w duchu...
     Konstrukcje Pana N. są z reguły przewidziane na powieszenie słonia, a w niektórych przypadkach stada słoni...
     - W razie czego trzeba zamówić jeszcze półwałki, żeby Księciunio pomógł mi naprawić usterki...
Oooo tak....
     Prace naprawcze to prawdziwa pasja Księciunia...Uwielbia uczestniczyć we wszelkich pracach...
     - Mieliśmy sobie wybudować emerytalny azyl, a wychodzi nam Wnukoland...- wymruczałam...
Nasz śmiech było słychać chyba w całej "Naszejwsi"...
     - Wnukoland !! Świetny pomysł...- wykrztusił Pan N. między napadami śmiechu...
I nasza wyobraźnia ruszyła "w kosmos"...
     - Życia nam braknie...- zauważyłam rozsądnie...
     - Ale pomysłów nie...- odpowiedział Ślubny...
No cóż...
Ma Chłopak rację...
     Krok po kroku nasz azyl staje się coraz bardziej nasz...A czy ktoś zabroni, aby w tym azylu nie panowała poważna cisza ?? Przecież radosny śmiech przynosi znacznie więcej korzyści...
     Wnukoland...
     To jest całkiem niezły pomysł...;o)   

poniedziałek, 25 września 2017

Maryla po drugiej stronie lustra...

     Jakiś czas temu odbył się Festiwal Piosenki w Opolu...Z poślizgiem, bo z poślizgiem, ale się odbył...Polityczny podtekst owego poślizgu nie interesował mnie wcale...Ot, jest kawałek "kołderki", więc poprzeciągać się można...
     Oczywiście, współczułam Mieszkańcom Opola...
Ale, "rozum" wrócił...Festiwal się odbył...
Ufff...
     Szczerze mówiąc, to ja nigdy Festiwalu nie oglądałam...
Ani kiedy był "lewomyślny", ani kiedy był "prawomyślny", ani kiedy był "politycznie poprawny"...
     Przypadłość taką mam, że Festiwali nie oglądam...
     Tym razem jednak, skusiłam się na jeden koncert...
Koncert Marylki...
     Nie lubię Marylki...Nigdy Jej nie lubiłam...
     Jak dla mnie to zbyt dużo kiczu...Przynajmniej estradowego...
Ale Jej piosenki, i owszem...
     Lubię ich słuchać (nie wszystkich), lubię je mruczeć (nie wszystkie), a nawet bywa, że się pokuszę o zaśpiewanie...
Szczególnie te refleksyjne, bo "Singiem" można mnie straszyć...;o)
     W każdym razie, zasiadłam do Koncertu i obejrzałam w całości...
Zaskoczenia nie było...
Może poza jednym...
     Maryli się chce !!
     Chce się Jej zmieniać stroje kilka razy w czasie występu...Chce się Jej nawiązać kontakt z Publicznością...Chce się Jej zaskakiwać...
     Zapytacie, dlaczego chciałam obejrzeć ten koncert, skoro nie lubię ani Maryli, ani kiczu ??
Przez szacunek...
     Skoro Ona szanuje swojego Słuchacza, więc po "50-tce" występów należy się Jej szacunek, jak przysłowiowemu psu micha...
     Co Koncert ukazał ??
     Ukazał, że nasze nowomodne "Gwiazdeczki" nawet do pięt Marylce nie dorastają...Nie podnoszę tematu, że "Gwiazdeczki" nie były "lepszego sortu", bo tamte też "nie powalają"...
Ona - Kocica...
Reszta - Kocięta...Ładniutkie, ale nieporadne...Jednym brakowało "pazura", innym głosu...Ale jak mawiał Klasyk: "Śpiewać każdy może..."
     Ale dwa występy zrobiły na mnie wrażenie...
Maryla, Cleo i Doda...
     Nie lubię całej Trójki, więc "słodzenie" i "wazelina" wykluczone...
Ale Dziewczyny pokazały charyzmę...
Do tego kostium Marylki...
     Nie wiem co miała na myśli, zakładając tę sukieneczkę, ale odebrałam to, jako "Alicję po drugiej stronie lustra"...Może zbyt ambitnie ??
Ale to aż krzyczało, o taką właśnie interpretację...
     "Marylka po drugiej stronie lustra"...
     Całe życie goniąca "białego królika" (kapciuszki chyba były królikami ??), całe życie w koroneczkach i falbaneczkach, a obok Niej Kapelusznik (Doda w cylindrze)...A po drugiej stronie szare życie, ze wlotami i upadkami...
To było warte zobaczenia...
     A potem był "jurny" taniec...
     Bo nie był ani zmysłowy, ani piękny...
Był "jurny"...
     Maryla wyrwała z siebie maksimum sił, i niestety, było to widać...
     Zatańczyć i umrzeć...Chciało by się powiedzieć...
Jak dla mnie, to można było sobie to darować...
     Ale skoro bal ??
     Niech żyje bal !!
     Maryli stu lat w zdrowiu życzę, a może i "setki" na estradzie...Bo to ewidentnie Jej żywioł...
Nie dam słowa, że będę oglądać...
Ale piosenki będę mruczeć na pewno !!  

sobota, 23 września 2017

Milczenie Kobiet...Zjawisko w przyrodzie nie występujące...;o)

     Ja sobie pomidorki na Wrzosowisku podlewam...Ja sobie po górach łazikuję...A tutaj ??
Masz babo placek...
     Dyskryminują mnie zaocznie !!
Echhh...
I gdyby nie czujność Komisarzy UE i innych "Bardzo Mądrych Urzędników", to bym nawet świadomości owej dyskryminacji nie miała...
Durne babsko...
     Zniosłam jakoś nowomodne postanowienie UE, że marchewka jest owocem...
     Z trudem, bo z trudem, ale łyknęłam również newsa, że ślimak jest rybą...
     Chociaż do tej pory się zastanawiam, co biorą ci ludzie, i czy nie trzeba by było tego specyfiku upowszechnić...
     Ale kiedy usłyszałam, że mnie dyskryminują, bo mi "przywileje" zwracają, to bielizna mi opadła do kostek...

OŚWIADCZAM !!

     Nie czuje się dyskryminowana obniżonym wiekiem emerytalnym Kobiet w żadnym aspekcie !! Nie mam za złe Rządowi, że wrócił do stanu poprzedniego i zauważył istotę różnicy płci !! Nie ucierpi na tym ani moja ambicja zawodowa, ani kobiecość...
     Nie mam kompleksów w związku z tym, że potrzebuję pomocy, kiedy przestawiam meble...
     Nie mam kompleksów w związku z tym, że gotuję obiady i piorę skarpetki...
     Nie mam kompleksów w związku z tym, że przez całe dorosłe życie w czasie menstruacji "wyłam" do Księżyca...
     Nie mam kompleksów w związku z tym, że urodziłam Dzieci, wychowałam Je do spółki z Ich Ojcem, a na dodatek "siedziałam" wówczas w domu...
     Nie mam kompleksów w związku z tym, że musiałam udowodnić swoją zawodową fachowość i dokonałam tego metodą tak zwanej "orki na ugorze"...
     Moja płeć nie jest powodem żadnego kompleksu !! Wręcz przeciwnie...
     Jestem Kobietą i jestem z tego dumna !!

     A przez te "darowane" kilka lat życia (jeśli Bozia będzie łaskawy), mam zamiar gotować obiadki dla Rodziny, prać skarpetki Męża, przestawiać meble razem z Mężem, cieszyć się, że już nie muszę wyć do Księżyca i z satysfakcją wspominać pracę zawodową...
     Feministkom proponuję zacząć w końcu dbać o interesy Kobiet, a nie wyszukiwać sztucznych problemów i szukać poklasku w obronie "krowich wymion"...Może wówczas te Organizacje zaczną w końcu kogoś reprezentować...      A "Bardzo Mądrym Urzędnikom" unijnym przypominam odwieczne prawo...
Równo, to nie znaczy sprawiedliwie !!
     Bo gdyby tak było, to nie paślibyście brzuchów za europoselskie diety, tylko zaiwanialibyście w magazynach marketów, albo przy budowie dróg...
     Żeby być pożytecznym, trzeba coś umieć...
     Marchewka głosu nie ma...Ślimakowi też został "odebrany" (ponoć ryby głosu nie mają)...Ale na milczenie polskich Kobiet, to ja bym na Waszym miejscu nie liczyła...

P.S. Jak dobrze tego "kota" odwrócić, to zmuszanie Kobiet do dożywotniej pracy można uznać za szowinizm...;o) 

czwartek, 21 września 2017

Wielka Urodzinowa Wyprawa...Powrót...

     Wtorkowy poranek powitał nas rzęsistym deszczem...
Lipa...
Ostatnia, planowana atrakcja nie "wypaliła"...
Miał być Rabkoland...
Nisko sunące chmury wykluczały zabawę na wolnym powietrzu...
     - Mam gdzieś namiary do "Małpiego Gaju" w Zakopcu...- i Babcia zaczęła szperać w portfelu...
     Nie bardzo nam to było "po drodze", ale zebrane emocje gdzieś trzeba z Wnuka "wytrząść"...
     - Ale...- i Babcia porzuciła wykopki w portfelu i złapała smartfona...- Jest !! To "sieciówka" !! Mamy "Małpi Gaj" w Nowym Targu !!
     Dziadziuś potrzebował kilku minut na wprowadzenia nowego "celu" do GPS-a...
Ruszamy !!
Bagaże zapakowane...Księciunio w wyśmienitym nastroju, mimo kapiącej za kołnierz wody...
     - Jedziemy do Mamy i Taty !! - oznajmił...- Oni za mną tęsknią !!
     - A Ty tęsknisz za Mamą i Tatą ?? - zapytałam nieroztropnie...
     - Nie !! - skwitował Wnuk...
Masz babo placek...
Się porobiło...
     "Małpi Gaj" w Nowym Targu jest na prawdę godny polecenia...I nie tylko o wyposażenie mi chodzi..."Raj" dla Dzieci obsługuje przesympatyczna Pani, która prawie nieba uchyla, żeby wszyscy bawili się wyśmienicie...
Dla nas zrobiła nawet wyjątek, bo pora była wczesna i kompanów do zabawy brakowało, więc pozwoliła Dziadkowi na rundkę w kuleczkowie...Radosny pisk Księciunia słychać było chyba w całym Nowym Targu...
     Po dwóch godzinach Księciunio kategorycznie odmówił kontynuowania podróży...Po trzech godzinach było podobnie...Po czterech zaczęliśmy się obawiać, że w trakcie obiadu zaśnie z buzią w talerzu zupy...
Ale dał radę !!
     Kiedy pałaszował swój ulubiony rosołek, zadzwonił Pierworodny...
     - Kiedy wracacie ?? - zapytał...
     - My od rana wracamy...- odpowiedziałam...- Tylko małpki nas napadły...
     - Aaaaa...- Syn się niczemu nie dziwi...- To gdzie jesteście ?? - rozumnie zapytał...
     - Minęliśmy Rabkę...Jemy zupkę...Drugie czeka...Doliczyłeś się ?? - upewniałam się...
     - To jeszcze ze dwie godziny....- z matmy zawsze był dobry...
     - Dołóż jeszcze pół godziny na "korki" - precyzowałam...
     - Oki...
I mogliśmy wrócić do pałaszowania obiadku...
     A potem Dziadziuś bardzo wolno jechał, żebyśmy się mogli jeszcze troszkę Księciuniem nacieszyć...
     Pod blokiem, kiedy zaczęliśmy zbierać bagaże, a w samochodzie zapanowała dziwna cisza, Księciunio zapytał poważnym tonem...
     - To kiedy zabierzecie wasze Pieścidełko na następną wyprawę ??
Najpiękniejsze słowa, jakie mogliśmy usłyszeć...
Oczy nam się jakieś takie wilgotne zrobiły...
     Babcia mocno przytuliła swoje Pieścidełko, a Dziadziuś dodał:
     - Jak tylko damy radę !!
     - Damy radę !! - potwierdził Księciunio...
     A potem było powitanie z Misiową Mamą...I wręczanie wyjazdowych prezentów...
Wietrzne dzwoneczki, które dzwoniły dokładnie jak te, które miały koniki (jedyna rzecz, która się spodobała Księciuniowi w niezliczonej ilości straganów)...
I body dla Princeski, z napisem "Mała Góraleczka"...
     Potem Misiowy Tata wrócił z pracy, więc było kolejne powitanie...
     A potem obudziła się nasza Princeska...
Księciunio z wielką czułością głaskał Ją po główce i opowiadał...
     - Jak urośniesz, to też pojedziesz na wielką wyprawę...Z Babcią i z Dziadziusiem...Musisz tylko urosnąć, bo na wielkie wyprawy jeżdżą duże Dzieci...
     - Za trzy lata...- wyszeptała Babcia...
     - Tak !! - potwierdził Księciunio i uśmiechnął się tak, jak tylko On umie się uśmiechać...
     A potem długo machał nam dwiema rączkami i wołał "papa"...
Dokładnie tak, jak w Bukowinie...
Echhh...

wtorek, 19 września 2017

Wielkie Urodzinowe Moczenie...

     W czasie Wielkiej Urodzinowej Wyprawy nie może zabraknąć Wielkiego Urodzinowej Moczenia...To fakt...
     Bo co lepiej regeneruje nadwątlone siły niż woda ??
Czekolada ??
     Czekolada też była (ale nic nie mówcie Misiowej Mamie)...
     W poniedziałek ruszyliśmy do Bukowiny na Termy...
     Mina Księciunia, kiedy przekroczył próg szatni, mówiła wszystko...
     Misie kochają wodę w basenie !! A ciepłą wodę w basenie kochają jeszcze bardziej...;o)
     Strefa dla dzieci urządzona jest w bukowiańskich Termach pomysłowo...
     Dzieciaki nie wchodzą w drogę "Fokom" lubiącym bąbelki i leżakującym leniwie na wodnych łóżkach...W strefie dla dzieci, rządzą dzieci...
Pisk, gwar, śmiech, chlapanie...
Czyli, dokładnie tak, jak powinno być...
     Są baseniki, w których trudno się utopić (chociaż jedno "podtopienie" Księciunio zaliczył), są zjeżdżalnie dopasowane do rozmiaru "Dziecka" (takie kilkudziesięciometrowe też są), są fontanny, bulgotki, a nawet "rwąca rzeka"...
     Królestwo Mokrego Misia !!
     Ale, że Księciunio to Duży Chłopak, więc poszedł z Babcią i Dziadziusiem do wielkich basenów, i do wielkiej rwącej rzeki...Nawet pływał pod wodospadami !!
Problem był tylko jeden...
     Księciunio chciał być jednocześnie wszędzie...
Niezła zaprawa dla Babci i Dziadka...
Ale Jego magiczny śmiech, odczarowywał nawet najbardziej srogie oblicza...
     Dziadziuś zjechał z największej zjeżdżalni, pobijając przy wiwatach "rekord Świata"...Potem zjeżdżał ze średniej zjeżdżalni, machając do Wnuka na każdym zakręcie...A potem pokonał "małą" zjeżdżalnię, powodując piękną fontannę na końcu...
     Wiwatom Księciunia końca nie było...
     Nawet usiłował namówić Babcię do pobijania dziadkowych rekordów, ale tym razem Babcia kategorycznie odmówiła...
     - Na taką zjeżdżalnię musisz jeszcze troszkę urosnąć...- i pokazała namalowany na ścianie wskaźnik, do którego Księciunio nawet na paluszkach nie sięgał...
     Pozostała zjeżdżalnia "słonik" i "latarnia morska"...
Wystarczyło...;o)
     Chociaż, kiedy minęły cztery godziny zabawy, Księciunio ze smutkiem opuszczał swoje mokre Królestwo...
     - Jeśli chciałbyś tu kiedyś wrócić, to musisz się na progu odwrócić i pomachać na pożegnanie...- wyszeptał do ucha Księciuniowi Dziadziuś...
     Księciunio natychmiast się zatrzymał, odwrócił się i zaczął energicznie machać rączką...Po chwili jednak, doszedł do wniosku, że jedna rączka to za mało...
     Widok Wnuka krzyczącego "papa" i machającego dwiema rączkami był poświadczeniem, że Dziadkowie miewają czasem dobre pomysły...;o)   

niedziela, 17 września 2017

Wielka Urodzinowa Wyprawa...Szukamy misia !!

     - W niedzielę możemy ruszyć do Doliny Kościeliskiej...- plan Wyprawy musiał być doprecyzowany...
     - To może dojdziemy do "Mroźnej" ?? - snuł plany Pan N.
     - Damy radę ?? - powątpiewałam...
     - Damy radę !! - poświadczył Ślubny, i to hasło było przewodnim przez całą Wielką Urodzinową Wyprawę...
Dolina powitała nas mgłami i wiatrem...
     - Kiepsko się zapowiada...- mruczałam pod nosem zawiązując Księciuniowi apaszkę pod szyją...
     A po kwadransie wiatr się uspokoił, mgły zeszły, słoneczko wyjrzała i zrobiło się po prostu PIĘKNIE !!
No cóż...
W Górach można się spodziewać wszystkiego...
     Nasz Mały Turysta dzielnie kroczył wydeptanym (żeby nie powiedzieć "zadeptanym") szlakiem Doliny Kościeliskiej i do Kapliczki właściwie było "nijak"...
Troszkę emocji wzbudziła stojąca przy drodze koparka...
A potem...
     Potem był popas na ściętych kłodach !!
Cudo nie popas !!
     Księciuniowi tak spodobało się buszowanie po ogromnych pniakach, że z trudem zmobilizowaliśmy Go do dalszej wędrówki...
     Drogowskaz...Mostek...I przestało być łatwo...
     Każdy kto wędrował do Mroźnej wie, że trasa łatwa nie jest...W końcu, to czarny szlak...
Ruszamy i...
     - Ja sam !! - komunikat Księciunia jest wyrazisty...
I klękajcie Narody !!
Duch w Rodzinie nie ginie !!
     Jak trzydzieści lat temu, tak teraz, Trzylatek zawładnął górskim szlakiem bezapelacyjnie...Pierworodny został Królem Beskidów...Czyżby "geny" się przebudziły ?? 
     Każdy głośno chwalił zapał Małego Wędrowca...Każdy chwalił Jego odwagę...Każdy chciał przybić "piąteczkę"...;o)
     Księciunio pęczniał z dumy !!
I dreptał...
     Troszkę na nóżkach...Troszkę na czworaka...I gadał, gadał, gadał...;o)
     Mijający nas Czterdziestolatek aż przystanął...
     - Ależ Ty dzielny jesteś !!
     - Tak !! - potwierdził Księciunio...
     - A wiesz co to jest ?? - zapytał Turysta, chcąc "błysnąć" przed Małolatem...
     - Carny ślak !! - odpowiedział Księciunio...
     - A wiesz co to znaczy ?? - dopytywał Facet...
     - To ślak dla Dorosłych i Dużych Dzieci, bo jest ślisko i bardzo, bardzo stromo !! - kontynuował Księciunio wykład, posapując z wysiłku...- A jak wyjdę na górę to zobaczę TAKI PIĘKNY WIDOK !! - i Księciunio przystanął,żeby zwizualizować piękno widoku szeroko rozpostartymi ramionkami...
Turysta zaniemówił...
     - Chłopie !! To Ty wszystko wiesz !! - podsumował konwersację...- Jeśli teraz tak wędrujesz po Tatrach, to za kilka lat zdobędziesz Koronę Himalajów !!
     Księciunio nie wszystko zrozumiał, ale wgramolił się na kolejny kamień i oświadczył...
     - Bo Babcia mnie asekuruje !! (Asekuracja- ulubione słówko Księciunia)...
     Dziadek robiący nam fotki z kolejnego "zakosu" aż pokładał się ze śmiechu, a Facet zawrócił ze szlaku i zażądał od Księciunia "przybicia piąteczki"...
To "przybijanie" przestało już bawić Księciunia...
Ileż można ??
Kolejnym Turystom odmówił...;o)
     Pod Jaskinią chwilkę się na Babcię boczył, bo kazała ubrać kurtkę i czapkę "na uszy", ale "muminki" szybko Mu przeszły...
     Ruszyliśmy "szukać misia"...
     Ta atrakcja nawet w Dziadkach wzbudzała emocje...Da radę ?? A jeśli się wystraszy ?? Jeśli oświadczy "nie dam rady" ??
Hmmm...
     Po wejściu mieliśmy już tylko jedną możliwość...Iść do przodu...
I Księciunio szedł...
Po krętych korytarzach...Po ciemku...Po stromych schodach...Po kałużach...
     - Dzieci płaczą !! - zakomunikował kiedy usłyszeliśmy donośny płacz z przodu...
     - Bo to małe Dzieci są...- poświadczyła Babcia...
     Śmiech Turystów idących za nami był zaprzeczeniem tego faktu...
     - Tutaj to ja się nie zmieszczę...- wymruczał Dziadek...
     - Babcia !! Dziadziuś się nie zmieści !! - zakomunikował Księciunio niewyraźnym tonem...
     - Zmieści się !! Patrz !! - i Babcia musiała się wykazać niezłym refleksem, bo Dziadziuś właśnie ruszył przez Jaskinię "na czworakach", więc Księciunio chciał zrobić dokładnie to samo...
     - My się zmieścimy !! - zdążyłam krzyknąć...
     - Damy radę !! - poświadczył Księciunio...
     I chociaż kilka razy proponowałam Turystom za nami "przepuszczenie", bo szliśmy bardzo wolniutko, nikt z nich nie chciał nas "porzucić...
     - W życiu !! Z Wami jest świetnie !!
     A kiedy zaczęło być nudnawo...Czyli, korytarz był szeroki, światło jasno świeciło, a na głowę nie kapało, Dziadziuś wrzasnął:
     - Miś !! Miś !! Tam !! Kitę misia widzę !!
W Księciunia wstąpił nowy duch...
W Turystów za nami też...
     Okazało się, że Ktoś odkrył gawrę misia, ktoś znalazł odcisk łapy w błocie, a jedna z Turystek to nawet się misia bała...
Płacz Dzieci, który słyszeliśmy cały czas, przestał być istotny...
     Księciunio dał radę !!
     Miał tylko odrobinę żalu, że z Jaskini schodzi się po schodkach, a nie po śliskich i bardzo, bardzo stromych kamieniach...
Niesmak odrobinę zniwelował kolejny popas urządzony nad strumieniem i koniki z dzwoneczkami...
     A jak trasa ??
No cóż...
     Księciunio, na własnych, trzyletnich (prawie) nóżkach przeszedł szlak do Jaskini Mroźnej, Jaskinię i drogę powrotną przez Dolinę Kościeliską !!
Każdy kto przeszedł tę drogę wie, że łatwo nie jest...
     Trzeba DAĆ RADĘ !! ;o)   

piątek, 15 września 2017

Wielka Urodzinowa Wyprawa...Pensjonat Kornelia...

     Wyszukiwanie Pensjonatów w necie, to jak "orka na ugorze"...Problem jest w tym, że wszyscy reklamują się tak samo, i trudno wyłuskać ziarno prawdy...
     Bywało już tak, że rezerwując pokój w zacisznym ustroniu, lądowaliśmy nad warsztatem samochodowym, a zamiast krystalicznego powietrza, otrzymywaliśmy wyziewy spali i smród olei samochodowych...W takim wypadku, nawet życzliwość Gospodarzy jest marną pociechą, że o widoku na Giewont nie wspomnę...
     Tym razem, przewertowaliśmy dosłownie wszystko...Włączając w to nawet komentarze Gości sprzed kilku lat..."Czujniki" nastawione na maksa i pełna koncentracja...
     Kiedy człowiek wybywa, żeby pobuszować w górach, to wychodzi o świcie, wraca w nocy i lokum, z miejsc komfortowych, musi posiadać jedynie wygodne łóżko...Kiedy rusza się na wyprawę z Trzylatkiem ??
     Lista naszych "życzeń" była długa...
     Chociaż nieodmiennie, pierwszą lokatę na tej liście miała "pogoda"...
     "Kornelia" leżała niedaleko drogi głównej, więc proces "błądzenia" mieliśmy ograniczony...
     Otoczenie zadbane, funkcjonalny parking na "tyłach", zadbany trawnik i boisko do siatkówki, zadaszone miejsce do grillowania (z oświetleniem), no i to, co wyrwało westchnienie zachwytu z Księciunia...
     Huśtawki (kilka), zjeżdżalnia i... trampolina !!
     A kiedy tuż za płotem przejechał pociąg...Klękajcie Narody !!
Lepszego miejsca dla Księciunia znaleźć Dziadek nie mógł !!
     Na powitanie Gospodarz usłyszał, że to nasz domek jest...Babci, Dziadka i Księciunia...Żeby nie było nieporozumień...;o)
     W pokoju Księciunio zaraz wybrał łóżko i tyle Go interesowało w temacie "lokum"...
     Interesowało Go, kiedy Dziadziuś zakomenderuje zejście na plac zabaw...
Ot, co...
     Nie było marudzenia przy jedzeniu, nie było marudzenia przy ubieraniu, nie było marudzenia przy myciu...Nawet "wpadek" z siku i kupką, nie było...
     Była trampolina i pociągi !!
     A kiedy na trampolinie zagościły Gryzaki...
Nie wiecie co to są Gryzaki ??
     Gryzaki pojawiają się na klatkach schodowych, kiedy Dzieci nie chcą wchodzić po schodach !! Gryzaki robią "uuuuu" i łapią za pupy...;o)
Na trampolinie Gryzaki też robią "uuuuu" i łapią przez siatkę !!
A czasem wchodzą pod trampolinę i łapią za nóżki !!
     Na trampolinie w "Kornelii" były dwa Gryzaki !!
     Dziadziuś... (ogólnodostępny, bo po kilku minutach wszystkie Dzieci wołały: "Dziadziuś !! Uuuuu !!") i Pan Gospodarz, który z pełnym poświęceniem wpełzł pod trampolinę i dzielnie uczestniczył w zabawie, w roli drugiego Gryzaka...
     Kiedy spodnie obu Gryzaków były już całkowicie ubłocone, a Dzieciaki z emocji z trudem łapały oddech, Babcia zarządziła "wyciszanie" emocji...Było huśtanie, zjeżdżanie i gra w piłkę nożną...
     Radosny śmiech był najlepszą wizytówką Pensjonatu...
     I najlepszym dowodem na to, że Dzieciaki nie potrzebują "wypaśnych" zabawek...Potrzebują naszej uwagi, i nasze czasu...Wtedy każda "wyprawa" jest Wielka, i każda jest Wspaniała...
     Dziadkowe spodnie Babcia wypierze...;o)      

środa, 13 września 2017

Wielka Urodzinowa Wyprawa !!

     Cóż mogą sprezentować Dziadkowie Wnukom na urodzinki ??
     Nam ten dylemat krążył po głowach od miesiąca, bo lubimy mieć "coś na pawlaczu" (jak twierdzi Dagusia)...
Ale co ??
     Pomysł właściwie był już od kilkunastu tygodni, ale jakoś nie do końca byliśmy przekonani...
     - A może by zorganizować Wielką Urodzinową Wyprawę ?? - rzuciłam nieśmiało...
     I właściwie nie doczekałam się odpowiedzi, bo Pan N. już szperał w necie, szukając godnego lokum...Zapytał tylko...
     - Kierunek już mamy ??
No cóż...
     Skoro Pierworodny był Dwuletnim Królem Beskidów, to może Tatry ??
     A że potrzebowaliśmy tym razem "błogosławieństwa" prawomocnych Rodzicieli, więc wybrana oferta musiała poczekać na ostateczną akceptację...
     Babcia naszykowała sobie odpowiedni długą przemowę argumentacyjną, Dziadziuś zajął Wnuka, żeby niepowołane uszka nie podsłuchiwały, i...
     Totalnie nas nasze Miśki zaskoczyły !!
     Cała babcina przemowa się zmarnowała !!
     Po pierwszym: " Chcieliśmy w ramach urodzinowego prezentu zabrać Księciunia w góry...", nastąpiło:
     - Świetny pomysł !! A dokładnie kiedy ?? - zapytał Tata Miś...
     - W sobotę ruszymy, wrócimy w środę... - odpowiedziałam, zaraz po tym jak mi szczęka wróciła na miejsce...
     - A możemy się dowiedzieć gdzie ?? Jeśli to nie tajemnica...- zapytała Mama Misiowa...
     - W Tatry...- wydukała Babcia...- Dokładne miejsce podamy, jak tylko wciśniemy ostateczny "enter"...
I tyle było w temacie...
     W sobotę Księciunio oczekiwał Dziadków ze spakowaną torbę, plecaczkiem, "kicią" (kocykiem z tygryskiem) i stertą książeczek na podłodze, które też miały jechać, ale się "nie zmieściły" (to jakby Babcia zapomniała wierszyków Pana Tuwima)...Ale Babcia nie zapomniała, więc Księciunio wybrał jedną książeczkę i mogliśmy ruszać...
     Pośpiech był wskazany, bo Księciunio już doczekać się nie mógł, a nóżki same dreptały w kierunku drzwi...
     Wielką Urodzinową Wyprawę czas zacząć !!
Kierunek: Biały Dunajec...
Lokum: Pensjonat "Kornelia"...
Uczestnicy Wyprawy: Księciunio, Dziadziuś, Babcia i "kicia"...
Termin: 9-12 września 2017 roku (żeby Księciunio zdążył wrócić na urodzinki domowe)...(Niestety, Dziadziuś musiał wcześniej wrócić do pracy, więc "ukradziono" nam jeden dzień)...
     Z drogi !!
     Ruszamy !!

piątek, 8 września 2017

I ja tam byłam...Sernik jadłam...Żurek piłam...

     Sala opustoszała...Goście mniej, czy bardziej chwiejnym krokiem ruszyli do domów...Orkiestra zbierała instrumenty...
Szóstka Młodych Ludzi siedziała pod ścianą...
     - Trzeba się brać za porządki, bo świt nas zastanie...- powiedziała Dziewczyna w białej sukience...
     Zastawa stołowa szybko znikała w zakamarkach kuchni, Matka Właściciela lokalu każdą kolejną dostawę kwitowała...
     - Bardzo Wam, Dzieci dziękuję...
     - Oj tam, oj tam...- odpowiadali ze śmiechem...
     Potem było składanie obrusów, które okazało się wyśmienitą zabawą...Potem był taniec z miotłami przy dźwiękach murmuranda...
W progu kuchni stał Właściciel z uśmiechem na twarzy...
     - Ja Was chyba zatrudnię na stałe...- skwitował...
     Po trzech kwadransach sala wyglądała tak, jakby nic się w niej nie działo od miesiąca...
     - No to fajrant...- podsumował porządki Chłopak o orzechowych oczach...
     - Weźmiecie garnki ?? - zapytała Matka Właściciela...
     No to zaczęli pakować siebie, i te garnki, do starej Skody Kuzyna...
Sześć Osób i rondle...Echhh...
Dziewczyna w białej sukience jechała z przodu, trzymając ogromny gar żurku...
Kuzyn z fantazją prowadził samochód, przemierzając parkowe alejki...
     - Zwolnij !! - wrzasnęła Dziewczyna w białej sukience...- Jak mnie schlapiesz tym żurkiem, to Cię zabiję !! A jak nie dam rady, to Wujek dokończy !!
Kuzyn poluzował nogę na pedale gazu, ale żurek i tak miał ogromną ochotę z tego gara wyskoczyć...
     - Nie będę objeżdżał połowy Miasta...- oświadczył w pewnym momencie Kuzyn...
I nim ktokolwiek się zorientował ruszył wprost przed siebie...
Dwupasmówka...Pas zieleni...
W samochodzie zabrzmiał zbiorowy krzyk...
     Nawet stateczny do tej pory bigos usiłował wyskoczyć z rondla...Resztki sernika na zimno zachybotały niebezpiecznie...
Dziewczyna w białej sukience zapobiegawczo uniosła gar z żurkiem...
     - Jesteś trupem...- wysyczała...
Z tylnej kanapy rozległ się zbiorowy śmiech...
     Sprawnie wypakowali samochód i najciszej jak się dało wgramolili się do mieszkania...
Za progiem powitało Ich radosne poszczekiwanie szczeniaczka...
     - Gdzie się kimniemy ?? - zapytał Kuzyn, rozglądając się niepewnie po podłodze usłanej śpiącymi Gośćmi...
     - Moja wersalka jest chyba wolna...- wyraziła nadzieję Dziewczyna w białej sukience...
Była...
     - Ale nas jest szóstka !! - zauważyła spostrzegawcza Kuzynka...
     - Siódemka...- sprostowała Dziewczyna w białej sukience...- Nie wyobrażam sobie, żeby Pimpek odpuścił spania ze mną...- wyjaśniła...
Poukładali pościel w poprzek i zaczęli układać się do snu...
     - Nie ma jak noc poślubna w siódemkę...- wymruczał Chłopak o orzechowych oczach...
I mimo starań, w pokoju zrobiło się bardzo wesoło...
Nawet Pimpuś, wtulony w brzuch swojej Pani radośnie zamerdał ogonem...
Tak było...
Trzydzieści trzy lata temu...

środa, 6 września 2017

Małgosi...

Niezapominajko, siedząca na chmurze,
przyjmij ode mnie te pachnące róże,
przyjmij wspomnienie, które mi się ciśnie,
dwa lata Cię nie ma, lecz ja ciągle myślę...


wtorek, 5 września 2017

O Gęsiarce z przypadku i niespodzioewanych odwiedzinach...

     Bytowanie w "Naszejwsi" powoduje ciągły kontakt z naturą...Pierwsze skrzypce grają oczywiście roślinki, ale na brak zwierzaków też narzekać nie możemy...Kur mamy całe stadko (od Sąsiada)...Do stadka zalicza się również kaczka...Piesy mamy "nienasze" na etacie...Ale bywają również zwierzęce niespodzianki...
     Siedzieliśmy sobie na ławeczce, kawusię poranną żeśmy pili, spoglądam na podjazd, a tam dwie jałóweczki właśnie do forsowania płotu się szykują...
Ale mnie poderwało !!
     Pan N. jeszcze nie wiedział co gonię, ale że stadło małżeńskie tworzymy zgodne, więc też ruszył...
     Krowiska spojrzały na nas małoprzytomnie, zady nam wystawiły i niespiesznie poczłapały drogą...
     Wypadamy na drogę, a tam całe stado krowich ogonów sobie spaceruje...
     No i kilku Sąsiadów, którzy nad żywiołem usiłują zapanować...
     Ledwieśmy na ławeczce przysiedli, żeby kawową konsumpcję kontynuować, patrzę w sad, a tam ścieżką krowa z cielakiem w dyrdy gna...Prosto do Różanecznika...
No to znowu ruszamy...
Tym razem w lewo...
     W życiu nie widziałam tak szybko biegnącej krowy...Mało wymionami po grzbiecie nie tłukła...
     My też poranną gimnastykę mogliśmy uznać za udaną...
A ile śmiechu przy tym było !!
     Kilka dni później wracaliśmy z targu...
Jeszcze jeden zakręt i pewnie zobaczymy psie mordy...
     - Uważaj !! Zwolnij !! - wykrzykuję, chociaż prędkość mamy żadną...
     Pan N. dociska hamulec i mijamy statecznie pasące się na poboczu prosiaczki...
Idealnie różowiutkie, z idealnie powykręcanymi ogonkami...
     - Tego w ZOO nie zobaczysz...- parskam śmiechem...
     - Ciekawe, kto nas tu jeszcze "napadnie"...- docieka Pan N. ...
Nie trzeba było długo czekać...
Kolejne dni, kolejny wypad na targowisko i...
     Lewie kilka metrów od Wrzosowiska, środkiem drogi maszerują gęsi...Tak jak gęsiom przystało, gęsiego...Tyle, że zajmują caluśką drogę i nie mają zamiaru ustąpić nam miejsca...Nie pomaga trąbienie...Nie pomaga podjeżdżanie do gęsich kuprów...Człapią wolniutko, jakby na niedzielnym spacerze były...
     No to Gordyjka musiała swoje poopsko ruszyć i ruchem pokierować...


     A co wówczas robił Szanowny Gordyjski Małżonek ??
     Czyżby wykorzystał gordyjskie starania i udrożnioną drogą przejechał ??
W życiu !!
     Pan N. widząc moją walkę z naturą, krztusząc się śmiechem, uwieczniał to na fotkach...
Ot co...
     Ja walczę z naturą (oporną do tego), a Ślubny ma radochę pierwsza klasa !!
     Ale resztki rozsądku Mu zostały, bo się zreflektował i ruszył, a gęsi spoglądały na nas z wyrzutem...


     W okolicy są jeszcze indyki, kozy i konie, ale te jeszcze z wizytą nie wpadły...;o)

niedziela, 3 września 2017

Busko Zdrój - niesanatoryjnie...

     W 1166 roku Rycerz Dzierżko ufundował miejsce pod Kościół i w tym właśnie roku datowana jest pierwsza wzmianka w bulli papieskiej...W 1287 roku Leszek Czarny nadał miejscowości prawa miejskie...A po wiekach, i tak każdy zna tą Miejscowość jako uzdrowisko...
     Busko Zdrój...
Maleńki znaczek na mapie Polski...
     Zagościliśmy tam całkiem przypadkowo, co w naszym przypadku jest raczej regułą, a nie ewenementem...Nie, nie jako Kuracjusze...Chociaż tych spotkaliśmy wielu...
Jedni byli na "wypasie", inni na uzdrawianiu...
     Na "wypasie" niewątpliwie była pewna Pani, której rozmowa z Koleżanką dotarła do moich uszu...
     "W zimie do sanatorium nie ma po co przyjeżdżać. W lecie to co innego."
     No cóż...Nie korzystałam z sanatoryjnych usług, więc pojęcie mam mgliste...Ale co stoi na przeszkodzie w zimowym uzdrawianiu, nie pojmuję...Wszak, jeśli człeka dopadnie boleść, to chyba wszystko mu jedno, kiedy przyjdzie ulga...Jak dla mnie, to czym szybciej, tym lepiej...
Różne bywają "zboczenia"...
     W każdym razie Busko zrobiło na mnie dobre wrażenie...
Odpowiednio wyciszone...


Odpowiednio ukwiecone i udrzewione...
     "Pchle targi", wystawy, koncerty...Wszystko co skołatane współczesną cywilizacją, można ukoić...
     W licznych kawiarenkach można się napić dobrej kawy, albo zjeść odpowiednich rozmiarów goferka...
Chociaż te goferki spowodowały u mnie napad "myślenicy"...
     Kawiarenki były pełne, Kuracjuszy można łatwo rozpoznać wśród Mieszkańców, schorzenia leczą tu głównie związane z narządami ruchu...To dlaczego ci Ludzie nie mają nad sobą litości ??
Przy stolikach 90% siedzących ma widoczną nadwagę...
Kąpiele i masaże czynią cuda, ale chyba tłuszczu nie odsysają...
W sanatorium racjonalne odżywianie, a potem goferek z bitą śmietaną ?? (I z owocami, żeby było zdrowo)...
Echhh...
No dobra...Czepiam się...
     W Parku Zdrojowym spotkaliśmy znajomego...

Dwa "Matołki" na jednym ujęciu...;o)
     A potem ruszyliśmy w dalszą drogę...Właściwie chcieliśmy ruszyć...
     Cieknąca z fontanny woda wyzwoliła w nas ogromną potrzebę...Potrzebę odnalezienia toalety...
Hmmm...
I tutaj odrobina dziegciu, w tej beczce miodu...Jakby się przez nieuwagę ktoś z Władz Buska Zdroju zabłąkał...
     Miejcie litość !!
     Drogowskazy do WC poustawiane w różnych miejscach, oznakowanie widoczne i czytelne...Tyle, że tłumy całe za tymi drogowskazami chodzą i skorzystać nie mogą...
     Sami błąkaliśmy się przez kilkanaście minut i gdyby nie dogłębne przedstawienie nam szlaku "klozetowego" przez jedną z Mieszkanek, to pewnie skorzystalibyśmy z przydrożnych krzaków...
Starsze Małżeństwo z goryczą wyznało...
     - Już trzeci raz tu jesteśmy, ale ten budynek wcale nam na toaletę nie wyglądał...
No cóż...
Wyobraźnia Ich zawiodła...
Wejście schowane, oznakowanie schowane...
Ciekawe ilu Kuracjuszy "nie zdążyło"...
     Ale warto...Na prawdę warto...
     Oczywiście, nie życzę Wam schorzeń, które wymagały by sanatoryjnego uzdrawiania, ale spacerek po deptaku przedni, Park cudny, wiewiórki oswojone...
     A jeśli byście mieli problem ze znalezieniem toalety, dzwońcie !! ;o)

piątek, 1 września 2017

Morfeusz byłby z nas dumny...

     Wrzosowisko wyzwala w nas tyle energii, że sami jesteśmy zaskoczeni jej rozmiarem...Właściwie, to z pracoholizmu zawodowego wpadliśmy w pracoholizm ogrodowy...
     Odpoczynek nigdy nie był naszą domeną...
     Nie "był", bo w tym roku sytuacja diametralnie się zmieniła...
     Już na lipcowym urlopie pozwoliliśmy sobie na odpoczynek, a nawet leniwe plażowanie...


Że o ciągłym użytkowaniu leżaków i misce z wodą nie wspomnę...
     Fakt...Zawdzięczamy to w głównej mierze Matce Naturze, która podciągnęła temperatury do rozmiarów kosmicznych i jakikolwiek wysiłek fizyczny wykluczyła...
     No to odpoczywaliśmy pod naszą ulubioną śliweczką, snując plany...Nasnuliśmy tego na potęgę !! ;o)
     A że do tej pory, traktowaliśmy pobyty na Wrzosowisku jako długotrwały biwak, więc i warunki panowały biwakowe...
     Tak spaliśmy...


     Wygody średnie...
Materac dmuchany, śpiwory, kołdry...Wybredni nie jesteśmy...
Aż którejś nocy obudziliśmy się na podłodze...
     No cóż...W założeniach materac miał wytrzymać rok, wybijały mu trzecie urodziny...Miał prawo...
     Pan N. namierzył "wyciek", odrobina kleju, trochę taśmy...Ale nasze zaufanie do materaca uszło razem z powietrzem...
     Może wybredni nie jesteśmy, ale nocowanie na deskach nie jest przyjemnym doznaniem...
No to machina ruszyła...
     Zakupiliśmy materacyki, które przybyły do nas tempem wręcz ekspresowym, i Pan N. mógł przystąpić do pracy twórczej...
     Najpierw było tak...


Potem było tak...


     A potem żeśmy zniknęli dla Świata, bo się okazało, że do pełni szczęścia na Wrzosowisku, to nam właśnie łóżka brakowało...
     "Orzeszek" z rangi domku narzędziowego awansował do rangi sypialni...
Łóżeczko, 160/200...
     Prawdziwa, drewniana rozpusta...
Zdjęcia nie pokazuję, żeby Wam ochota na noclegi nie przyszła...
     My w każdym razie, sypiamy teraz po dziesięć godzin, a i w dzień nie gardzimy małą drzemką...;o)
     Ponoć, człowiek jak śpi to się rozwija...
Rozwijamy się na potęgę !!
     A jak Wam jeszcze dodam, że wieczorami leżeliśmy sobie wygodnie i oglądaliśmy transmisję MŚ w lekkiej atletyce ??
Szczęki opadły ??
     Cywilizacja !! Postęp !! XXI wiek...;o)
No i nieustanna chęć na drzemkę...
     Morfeusz byłby z nas dumny...