piątek, 9 stycznia 2015

Bitwa wygrana, czyli powrót do Pana Tolkiena...

     Dziecina się narodziła...Nowy Roczek powitany...Trzej Królowie zakończyli paradę...
Można wrócić do codzienności...
Chociaż nie...
     Kiedy Mędrcy maszerowali wytrwale, nie bacząc na skwar i niewygody, postanowiliśmy z Panem N. wykorzystać to Ich zaangażowanie i ruszyliśmy do Krakusowa...Skwaru i niewygód nie było...
     Cel może nie był aż tak spektakularny, ale wyprawa zapowiadała się godnie...
     Zamierzaliśmy uczestniczyć w Bitwie Pięciu Armii...
No bo jak pozostawić na pastwę takich bestii:


ulubionego Legolasa...,


czy zadziorne Krasnoludy...,


że o umiłowanych Hobbitach nie wspomnę...


     No dobra...Na punkcie Pana Tolkiena mam świra zupełnego...
Fakt...
     Postanowiliśmy więc, wesprzeć swymi ramionami towarzystwo znamienite...
     Produkcja w 3D, więc jeśli nawet fabuła nas nie porwie, i tak zostaniemy "uprowadzeni"...
Okularki na nosy i można zacząć degustację...
     Pierwsze zaskoczenie, to fakt, iż salka kinowa zapełniona była przynajmniej w 70%, a to dla nas nowość niebywała...Chodzimy na seanse z reguły w dni powszednie, i to w porach, kiedy reszta Narodu pracuje...
Bywa, że siedzimy sami...
Tym razem jednak towarzyszyć nam miała w tej bitwie, spora zgraja Zapaleńców...
     Pierwsze litery...Pierwsze dźwięki...I się na ekranie zaczął wyginać piękny smok...
Nieźle się zapowiadało, bo smoki lubię pasjami...
A ten nawet malowniczo "wystawił" łeb z ekranu...
     Fabuły opowiadać nie mam zamiaru, bo ten kto kocha Tolkiena, kochał Go będzie, a kto uczuć nie żywi, to go żadnym smoczydłem nie przekonam...
Ale produkcja jest na prawdę udana...
     Nie to, żeby się obyło bez wpadek...
Czasem perspektyw jest zbyt wiele...Czasem się "rozjeżdżają"...
Z zachowaniem proporcji też różnie bywa...
Ale to może przez ten mój koślawy astygmatyzm...
     Przestawiona "ośka" powodowała, że momentami widziałam kilka przyklejonych do siebie płaszczyzn...
A fujjj...
     Ze trzy razy musiałam ściągnąć okulary, żeby mi się pupa do krzesła przykleiła...
Nie ma to jak dobry "odlot"...
     Kiedy seans się skończył pozostał mi żal...
A co z Władcą Pierścieni ??
Pozostawią Go teraz biedaka takiego płaskiego ??
Niech mu się nawet odrobinę ta perspektywa rozjeżdża...Ale w trójwymiarze !!
Jakże ja teraz będę oglądać początek w nowej technice, a koniec w starej...
Nijak mi już ta "ośka" na miejsce nie wróci...
Echhh...
     Ale Bitwę, żeśmy wygrali !! ;o)


P.S. Zdjęcia pożyczyłam od Wujaszka Googla...Dziękuję ;o)

2 komentarze:

  1. Przepraszam,
    ale nigdy w nic nie grałem
    i nie gram, ale uwielbiam sf.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardziej fantastyka...Baśnie dla całkiem dużych Dziewczynek i Chłopców...;o)

      Usuń