Muszę się przyznać, że Jaskinia Mroźna nie była pierwszą z tatrzańskich Jaskiń jakie żeśmy "zdeptali", ale wstyd wyznać...
Pierwszą w polskich Tatrach...
Jakoś tak się złożyło, że słowackie to i owszem, ale do polskich nas dobre Bogi nie zaprowadziły...
Niewątpliwego smaczku dodawał fakt, że Jaskinie Mroźną zwiedza się samodzielnie...
Zabłądzić niepodobna, bo Jaskinia ma tylko "wlot" i "wylot", ale adrenalinki odrobinka jest...
I z każdym krokiem odrobina mniej cywilizacji...
Było "z góry" i "pod górę"...
Było "widnawo" i "ciemnawo"...
Było nawet "na szuraka" i "na pełzaka"...
To taki nowy sposób przemierzania jaskiń...
Nasz autorski wynalazek...
W niektórych fragmentach Jaskinia ma tak mizerną wielkość korytarza, że w "pionie" przebyć się jej nie da...No chyba, że się ma około metr wzrostu...
Już na wstępie Mroźna dokonuje selekcji dietetycznej eliminując jakąkolwiek "nadwagę" w sposób naturalny...
W połowie trasy zmusza swoich Gości do pokłonu...
Najprościej było by pokonać owe korytarzyki na kolanach...
Pan N. liczący znacznie więcej niż metr wzrostu pokonywał owe fragmenty "szuraczkiem"...
W bardzo niskim przysiadzie, trzymając poopę ledwie nad błotnistą mazią robił kroki z niemiłosiernym hałasem...
Szurał podeszwami po blachach ścieżki...
Jaskinia odpowiadała spotęgowanym echem....Szurrrr...Szurrrr...Szurrrrr...
Mnie "poniewierało" odrobinkę mniej...
Nie mając plecaka mogłam sobie pozwolić na przełażenie przesmyków bokiem...
Oczywiście w kucki, ale dostawiając stopy czyniłam znacznie mniej hałasu...Tyle, że pełzłam...
Krok - dostawka...Krok dostawka...
No...Z tym hałasem nie przesadzajmy...
Caluśki czas chichotałam...
Wrażenia były wręcz nieziemskie, a kiedy unieśliśmy wzrok do góry dech w piersiach zamarł...
Pół kilometra niezapomnianych wrażeń zakończonych bardzo prozaicznym wyjściem...
Chociaż nie powiem...Zaskoczenie było...
Za drzwiami wyjściowymi czekały na nas schody...
Nie tradycyjny szlak, ale właśnie bardzo cywilizowane i wygodne, drewniane schodki...
Niech żyją Górale !!
Po "poniewierce" jaką nam zgotowała Mroźna to była prawdziwa rozpusta dla naszych nóg...
A potem zostało nam ledwie kilka kilometrów do Hali na Ornaku...
Odważna jesteś,
OdpowiedzUsuńja bym chyba umarła ze strachu jakbym tak wlazła do takiej jaskini...
Poza Ludźmi nie ma tam nic strasznego...;o)
UsuńKiedyś ludzie mniejsi byli, to mogli łatwiej się w jaskiniach poruszać ;-)
OdpowiedzUsuńnotaria
Bardzo słusznie Noti prawisz...:o)
UsuńTo koniecznie teraz do Mylnej leć. To w połowie Kościeliskiej mniej więcej. Trzeba się wtargać nieco pod górkę i potem też na kucanego, ale dobrze patrz na znaki, bo jak sama nazwa wskazuje - tam się akurat zgubić da. I trzeba mieć latarki. Miłego!
OdpowiedzUsuńMylna już zaplanowana, i kilka innych...Żeby tylko sił starczyło...;o)
UsuńJaskiniowcy całą gębą:) Chciałam napisać, że zazdraszczam, ale nie dałabym rady tak w niskim przysiadzie. Z moim kręgosłupem nie jest najlepiej...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Dziękuję za piękne,
Usuńobrazowo-odtwórcze
słownictwo "jaskiniowe".
Nigdy nie przypuszczałem,
że może być ono tak bogate.
Jak kiedyś może znajdę się
w takiej dziurze, to będę wiedział
jakich mam używać "technik"
LAW
Krzysiaczku...tam kręgosłupy zostawia się pod jaskinią...;o)
UsuńEdukacja to podstawa Ludwiczku...;o)
Trzeba wiedzieć
Usuńskąd czerpać.
LAW
To ja mogę na ochotnika czerpać z Gór...;o)
UsuńJa mogę wam polecić bardzo ciekawy artykuł który jest na stronie internetowej https://climb.pl/jaskinia-mrozna-tatrzanska-przygoda/ . Ten artykuł naprawdę warto przeczytać.
OdpowiedzUsuńBardzo dziękujemy...;o)
Usuń