Ledwie ruszyliśmy z parkingu, Pan N. z lisim uśmieszkiem wymruczał...
- Odżyjesz...
To prawda...
Góry są dla mnie jak kroplówka z glukozy...Dopalacz pierwsza klasa...
Może to wina genetyki, a może dzieciństwa i tęsknego oczekiwania wakacji u Bieszczadzkich Dziadków, ale to fakt, że Góry stawiają mnie na nogi...
A ostatni "akumulatorek" ledwie zipie...
Jedyną rozterką była pogoda...
Bo jak ładować akumulatorek jeśli Góry ukryją się we mgle, albo za ścianą ulewnego deszczu ??
Echhh...
Cel wyznaczony...Mapa w plecaku...Ciepła kurtka na grzbiecie...
Na pohybel Matce Naturze...
Dolina Kościeliska...
Zaczynam może trochę mało chronologicznie, ale od czegoś zacząć trzeba, a Kościeliska jest w sam raz...
Tatry Zachodnie, jeszcze dla nas dziewicze i śladów naszych nie znające...Tak jakoś zawsze na "uboczu"...
Dlaczego akurat tam ??
Przypadek...
Ale przypadki są fajne...
Tak więc, zapraszam Was w Dolinę Kościeliską...
Teren Tatrzańskiego Parku Narodowego...Trasa 9 kilosów długości...Szlak przygotowany jak na niedzielny spacerek...
Ogromnie pocieszającym było, że przy tak rozkosznych warunkach, zadeptanie przez Turystów nam nie groziło...
Na "osi" ledwie 6 stopni ciepła...Niebiosa nawilżają nas równomiernie, chociaż Pan N. twierdzi, że to osiadająca mgła ;o), szczyty poza zasięgiem naszego wzroku...
Ledwie kilkaset metrów i można "przełączyć się" na odbiór...
Matka Natura wita nas przy Niżnej Kościeliskiej Bramie...
Zwanej również Bramą Kantaka, wielkiego miłośnika Tatr...
I przyznam szczerze, że trudno się dziwić owemu miłowaniu...Nawet, jeśli Tatry ukrywają się wstydliwie we mgle...
Ale wyobraźcie sobie idealną ciszę, którą "zakłócają" jedynie skrzydlaci autochtoni i energetyczny szum Potoka Kościeliskiego...
A Potok rzeczywiście nieźle sobie poczyna "wbijając się" hukiem w nasze szeptane rozmówki...
Milczenie sprawia tutaj niewątpliwą przyjemność...
W tych pomruczankach i świergotach dochodzimy do drewnianego mostku w Kościelisku Starym, porzucamy spacerową alejkę i ruszamy zmierzyć się z bardziej "tatrzańskimi" szlakami...
Pół godzinki wspinaczki...Kilkaset metrów bliżej nieba...Ciepełko rozlewające się po ciałku...I stanęliśmy u celu...
Jaskinia Mroźna czeka na zdobycie...
Zazdroszczę pozytywnie ...
OdpowiedzUsuńBardzo lubię góry,
ale już na spacer po nich nie pójdę, niewskazane...
To pospacerujesz odrobinkę z nami...;o)
UsuńJak ja Wam zazdroszczę siły.U mnie już jej nie ma wcale.Pozdrawiam.Ula
OdpowiedzUsuńKiedy siedzimy w Zaścianku, to jakoś tej siły nie widać...Ale w górach...;o)
UsuńJestem okazjonalną "góralką", ale moja siostra i szwagier maja to we krwi, sprzedali duszę górom, nie moga bez nich żyć :)
OdpowiedzUsuńGóry to część krwioobiegu...;o) Pozdrowienia dla "zaszczepionych" Górali...:o)
UsuńBędę miała okazję pochodzić po górach w Irlandii, ale Tatry ach, są wspaniałe!
OdpowiedzUsuńIrlandzkich jeszcze nie deptałam, więc podeptaj troszkę za nas...;o0
UsuńRozkoszuję się wędrując i podróżując z wybranymi przewodnikami blogowymi. Wydaje mi się, że jestem wybredna. Z pełnym zaufaniem z Wami idę zdobywać Tatry! W każdych warunkach...:o)
OdpowiedzUsuńDobrego Towarzystwa nigdy dosyć...:o)
UsuńNO to proszę nie wiedziałam, ze tak lubisz góry chyba już nie napiszę, że ja je nienawidzę, jest mi w nich źle, o jaskiniach mowy nie ma, i ta w ogóle, ale o gustach nie dyskutujemy zachwycamy się zdjęciami, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńj
Nigdy nie ukrywałam, że góry to mój żywioł umiłowany...;o)
UsuńCzyli zdrówko wróciło,
OdpowiedzUsuńgratuluję i zazdroszczę,
bo tylko mogę poczytać.
Przy mojej zastawce,
wieku, a nawet wadze,
mogę tylko czytać,
zazdrościć i... gratulować.
Podziwiam Wasze inicjatywy
krakowsko-tatrzańskie.
LAW
LAW
Zdrówko zostało przymuszone do powrotu...;o) A moja zastawka też nie bardzo podziela moje upodobania...;o)
Usuń