czwartek, 28 czerwca 2012

EURO Sieroty...


     Ratujcie mnie we dwóch bo jeden nie da rady…
     Orzesz…(ko)…
     Tak się porobiło, że totalnie na nic nie mam czasu, a jeśli już odrobina tego czasu się znajdzie to na nic nie mam siły…
Zawsze byłam przekonana, że w moją „dobę” niczego już wcisnąć siły nie ma…
Hmmm…Durna ze mnie baba…
Życie pokazało, że do tej pory to ja leniowałam się przepisowo, nie robiąc nic, albo prawie nic…
Teraz to wiem…
     Etap remontowo-odświeżający mamy właściwie na finiszu, więc źle nie jest, z etapu porządkowo- cywilizacyjnego też pozostało zasadniczo kilka szczegółów…
Wedle planu strategicznego wiechę wywiesimy w niedzielę…Może w „Palmową”, ale że w niedzielę to pewne…
     Świat sobie człapie wolniutko obok nas, a my upaprani farbami, fugami i innymi gipsami usiłujemy wykrzesać z siebie jeszcze odrobinę sił…Sił, dodam, ukrytych niczym te nasze „łupki” co to podobno gdzieś są…
Czy poza pracą mamy jakieś rozrywki ?? 
Oczywiście !! 
Choćby nasze obowiązki paliły nas w oczy niewykonaniem planu to 90 (albo 120) minut meczu jest wycięte od wszelkich czynności…
Co prawda Naszych już dawno nie ma, ale dobrej piłki nigdy dość…
Jak poszło Naszym ?? 
Hmmm…
Najprościej by było powiedzieć „jak zawsze”…
A tak precyzyjniej, to tym razem zgodzę się z Panem Tomaszewskim…
Mecz z Rosjanami kosztował nas zbyt wiele…To nie był mecz…To była emocjonalna demolka…Rosjan z resztą też…
A jak siadają emocje to nie ma siły fizycznej, która by dała radę nogi pociągnąć…
Pan Smuda poległ był…
Może nie trupem zimnym (nie daj Boże), ale trupem trenerskim…
Ostatni gwizdek na meczu z Czechami był jak gwóźdź do Jego trenerskiej trumny…
I jak na niedoszłego nieboszczyka Pan Smuda znikł…
No i to moi Mili jest dowód, że się na selekcjonera naszej Kadry nie nadawał…
Jak można było pozostawić swoich Chłopaków ?? 
Jak można było nie stanąć przed Kibicami ?? 
Załamanie…Depresja…Rozbicie…
A kicha !! 
Albo się jest Trenerem i się za coś tam odpowiada, również moralnie, albo się jest lebiegą i ucieka się lizać rany u Teściowej (musi to być wyjątkowa Teściowa, bo ledwie trzy dni potrzebowała, żeby Pana Smudę na nogi postawić)…
Wyszedł z ukrycia i obwieścił, że nie ma za co przepraszać…
Orzesz…(ko)…
     Panie Smuda…Masz Pan za co przepraszać…
     I to nawet bardzo !! 
     Masz Pan przeprosić Naszą Reprezentację, że zachował się Pan karygodnie, że opuścił Ich Pan w najcięższej być może chwili życia, że pozostawił Ich Pan udowadniając, że nigdy nie byliście Drużyną…
Mecze się wygrywa, albo przegrywa, ale przegrać też można z podniesioną głową…
     Co się działo z Naszą reprezentacją ?? 
     Nie wiem, i nie wyobrażam sobie co mogło się dziać w Ich głowach…
     Mnie było po prostu przykro i żal…Może to uczucia macierzyńskie jakoweś się we mnie odezwały, bo nad "Sierotami" zawsze moje serducho się litowało...
     Nic się nie stało ?? 
     Stało się… 
     Jeśli Trener opuszcza swoją Drużynę, to znaczy, że nigdy na Nią nie zasługiwał…


P.S. Podobno w mediach panuje istny szał na „strefy Kibiców”, więc i ja naszej w tajemnicy trzymać nie będę…
Takiej „strefy” to Wy nie macie…;o)


środa, 20 czerwca 2012

To był tylko rozruch...

     Kiedy wyszła z tunelu na zalaną słońcem płytę stadionu jej źrenice aż powiększyły się z zachwytu. 
     Nowoczesna bieżnia, na jakiej jeszcze nigdy nie startowała...Równiutko przystrzyżona trawa na płycie stadionu...Trybuny, na których zasiadało kilkuset Kibiców...
Chłonęła ten widok z zapartym tchem...
Jej serce przyspieszyło swój miarowy rytm...Dłonie zwilgotniały od emocji...
     - Mamy drobny problem... - usłyszała za sobą głos Trenera.
     - Co się stało ? - wracała powoli do rzeczywistości.
     - Nie ma zgłoszeń w Twojej kategorii wiekowej... - wyjaśnił Trener - puścimy Cię ze "Starszakami"...
     - Ale... - zaczęła...
     - Jak już przyjechałaś to się przebiegniesz - zakończył dyskusję Trener.
     Odwróciła głowę w kierunku stadionu i poczuła narastającą panikę...Po dłoniach zaczęły spływać zimne krople potu...Serce kołatało coraz szybciej...Oddech zatykał narastający zapach świeżo skoszonej trawy...
Do uszu dolatywały odgłosy z trybun...
Pokrzykiwania...Nawoływania...Śmiechy...
     Łapiąc z trudem nagrzane powietrze spojrzała na grupkę "Starszaków" stojących nieopodal...
Zawsze trzymali się razem...Stali uśmiechnięci komentując stroje jednej z ekip...
     - Do szatni ! - zakomenderował Trener.
     Grupka z lekkim pomrukiem ruszyła w głąb tunelu, a ona poczłapała powoli za nimi...
Tunel wydawał się jej teraz znacznie większy i bardziej mroczny...W głowie kłębiły się miliony myśli...
     - Potraktuj to jak rozruch... - usłyszała odbijający się echem głos Trenera i poczuła jak delikatnie klepie ją w ramię...
     "Rozruch"...starała się powtarzać w myślach...
     "Rozruch"...
     W szatni wsunęła się cichutko w najgłębszy kącik i bez słowa przebierała się w dres..."Starszaki" jak zawsze w gromadzie, opowiadały sobie coś głośno...Nie słyszała co, słyszała tylko głosy...
     - Czekam przy Starterze ! - usłyszała głos Trenera zza drzwi.
     Wyciągnęła z plecaka "kolce" i odruchowo przytuliła je do piersi...To jej pierwsze "kolce"...
Nie prezentowały się tak pięknie jak buty "Starszaków"...Trochę wykrzywione i zniszczone...
     Taka była dumna, kiedy Trener na odprawie podał jej tą parę przechodzonych "kolcy"...Ojciec pomógł jej podokręcać wkrętki...Mama podpowiedziała czym je doszorować i dała parę nowiutkich sznurówek...
     - To Twój pierwszy "wielki" start - wyszeptała...
     "Rozruch"...
Spakowała rzeczy i powoli ruszyła na bieżnię...
     - Biegniesz w ostatnim biegu, idź potruchtać... - rzucił Trener, nawet na nią nie patrząc.
     Położyła plecak na trawie, przewiesiła kolce przez ramię i ruszyła w kierunku bocznej bieżni...
Rytmiczny trucht trochę ją uspokoił...
Nie patrzyła nawet na stadion...
Kiedy przez megafon padło wezwanie na start ubrała kolce i siadła przy stanowisku Startera rozluźniając mięśnie nóg...
     "Rozruch"...
     Serce dalej kołatało tym zwariowanym rytmem...Krople potu spływały po dłoniach...Każdy oddech był jak walka o przeżycie...
Wiedziała, że ten napad paniki minie za chwilę, ale nie poprawiało jej to samopoczucia...
Obserwowała startujące Rywalki bez zainteresowania...
Start...Bieg...Meta...
     - Bieg szósty na tory !! - padła komenda Startera...
     Bez pośpiechu podniosła się z trawy i stanęła przy swoim bloku...
Komentator przedstawiał Zawodniczki...
Mistrzyni...Vice Mistrzyni...Rekordzistka...Mistrzyni...
     "Pewnie znowu się pomylą czytając moje nazwisko" - przemknęło jej przez myśl i uśmiech przekory przeleciała przez usta...
Kiedy Komentator ją wyczytał zachichotała cichutko...
     - Na miejsca !!
     Spojrzała odruchowo na swoje "kolce" i całą siłą umysłu usiłowała zmusić się do głębokiego oddechu...
Kiedy zajęła miejsce w blokach jej dłonie samoczynnie ułożyły się na bieżni...
Poczuła ulgę...
Serce wróciło do swojej miarowej pracy...W myślach zapanował nagły spokój...Do płuc dotarł tak wyczekiwany oddech...
     Wychodząc z wirażu wiedziała, że nie jest źle...Przed nią migały kolorowe rękawki koszulek dwóch Przeciwniczek...To co było za nią już się nie liczyło...
Jak mantrę powtarzała w myślach...
"Wydłuż krok"..."Łokcie przy sobie"..."Równaj oddech"...
Stadion już nie przerażał jej ogromem...Bieżnia odzyskała swój naturalny wymiar...Trybuny stały się barwną plamą...
"Wydłuż krok"..."Łokcie przy sobie"..."Równaj oddech"...
Przez stadionowy szmer dotarł do niej krzyk Trenera...
     - Nie szalej !
Odruchowo przyspieszyła...
     "Rozruch"...
     "Ja Ci pokażę rozruch"...
Kiedy wychodziła na ostatnią prostą żadne rękawki już przed nią nie migotały...
     "Wydłuż krok"..."Łokcie przy sobie"..."Równaj oddech"..."Oddech"...
     Łokcie jakoś odruchowo pociągnęły nogi do ostatniego wysiłku...Kolce miarowo odliczały chrzęstem wbijanych wkrętek dystans do mety...
     "Oddech"...
     Powietrze z coraz większym trudem przebijało się przez zaschnięte usta...
     "Oddech"...Próbowała wymusić na sobie...
     Jeszcze cztery kroki...Trzy...Dwa...Jest !!! 
     Nie podniosła ramion w geście triumfu...Nie podskoczyła radośnie, jak zawsze po zwycięskim biegu...Kilka kroków za linią mety padła na bieżnię i zwymiotowała...
Nie widziała rywalek wbiegających na metę...Nie słyszała Kibiców krzyczących coś z trybun...
     "Oddech"...Jedyna niezbędna jej rzecz...
     Na twarzy poczuła lejącą się zimną wodę...Przytuliła policzek do rozgrzanej bieżni i delektowała się tą ulotną chwilą...
Po kilku minutach poczuła jak Ktoś odpina jej numer startowy...Ktoś wziął ją na ręce i niósł...Ktoś mówił karcącym tonem...
Nie otwierała oczu...
Na twarzy poczuła chłód tunelu...Usłyszała skrzypiące cichutko drzwi szatni...Poczuła chłodną wodę sączącą się z prysznica...
Kiedy otworzyła oczy ujrzała zatroskaną twarz Trenera, po której spływała woda...
Stał pod prysznicem trzymając ją na rękach...
     - Miałaś nie szaleć... - próbował ją skarcić.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi...
     Kiedy wychodziła z tunelu Stadion nie wydawał się już taki ogromny...Bieżnia uśmiechała się do niej swoimi wirażami...Świeżo skoszona trawa delikatnie osładzała powietrze...
Podeszła do stanowiska Starterów tuląc do siebie zamoczone kolce...
Przez trybuny przeszedł szmer i rozległy się brawa...
Rozejrzała się po Stadionie szukając konkurencji, która wzbudziła takie poruszenie...
     - To dla Ciebie... - wyszeptał Trener.
     Nie miała pojęcia jak się zachować, więc uśmiechnęła się tylko i pomachała ręką...
     Komentator wyczytywał nazwiska Zawodniczek, które zakwalifikowały się do następnego startu...Tym razem się nie pomylił...
Nie pomylił się, bo jej nazwiska nie wyczytywał...
To był tylko "rozruch"...
Uśmiechnęła się do swoich myśli...
Była za młoda, żeby mierzyć się ze "Starszakami"...

piątek, 15 czerwca 2012

Z dziczą trzeba na dziko...

     Prawie cała Polska oddycha od tygodnia rytmem na "trzy"...
Oddech przed meczem...
Dziewięćdziesiąt minut bezdechu...
Oddech ulgi po końcowym gwizdku...
Trzy dni odsapki...
Echhhh...
Dzisiaj jeszcze można sobie pooddychać swobodnie...
     To ogromnie przyjemne uczycie być w większości...Być jednym z tych maleńkich ogniwek, które z radością na twarzach i wilgocią wzruszenia w oczach spoglądają na gola Błaszczykowskiego, albo wsłuchują się w śpiewne "Polska...biało-czerwoni"...
Jak miło na serduchu się robi kiedy ową śpiewkę próbują z widocznym trudem mruczeć Obcokrajowcy...
Bo nie ma co mówić...Póki co EURO to piękna impreza...
Rozśpiewani Irlandczycy...Radośni Chorwaci...I Polacy...
Cholernie miło, że tak powiem, jest być Polką...
     Zawsze mówiłam, że mamy najlepszych Kibiców na Świecie...
     Może z Piłkarzami bywa różnie, ale Kibice to potęga...
     Czy starcia po meczu z Rosją zatarły moje dobre o Kibicach opinie ?? 
     O nie !! Po trzykroć nie !! 
Do starć nie doprowadzili Kibice...
Tam walczyły bezmózgie samce nie mające z człowieczeństwem nic wspólnego...To takie sobie pierwotniaki kierujące się instynktem przetrwania...
Maczuga...Kamień...Pięści...
     Kiedy w natłoku zajęć zrobiłam sobie krótką przerwę i doczytałam w neciku, że Rosjanie uprzedzają polskie władze, iż zmierzają do naszego Kraju pseudokibice z tamtejszych Klubów w celach "rozrywkowych", pewien pomysł mi zaświtał...
     Może by tak zapakować owo "wesołe" towarzystwo z buzującym testosteronem i wyekspediować gdzieś w bezludne obszary i po prostu dać im się wyszaleć...
Policja niech tylko zabezpieczy teren, żeby się jakiś nieszczęśnik normalny przez pomyłkę nie napatoczył, a owa gawiedź spragniona ekstremalnych doznań niech podpisze oświadczenie, że takiego dokonuje wyboru, i że koszty ewentualnego leczenia będą pokrywać z własnych funduszy...
A potem to już tylko "zabawa"..."zabawa"..."zabawa"...
Ostatniego, który przetrwa będzie można pokazywać ku przestrodze ewentualnym, nadpobudliwym egzemplarzom...
Echhh...
Na pohybel...
Jutro meczyk...
Wybaczcie nam Bracia Czesi, że Was tak niegościnnie ogramy...;o)

wtorek, 12 czerwca 2012

Dzień za dniem...

Wstaję o świcie z bladym obliczem,
przy porannej kawie obowiązki liczę,
wkładam ubranko lekko upaprane,
bo dzisiaj ściany będą malowane.
Pan N. już wisi na naszej drabinie,
zagipsuje sufit nim kwadransik minie, 
równomierny chrobot wbija mi się w uszy
i gromki wulgaryzm bo się sufit kruszy. 
Rzucam się ze zmiotką żeby nie roznosić
"wyłaź spod drabiny" Ślubny grzecznie prosi. 
Emulsja już bielą z wiaderka nam błyska,
nim włożyłam pędzel...mam białego pyska... 
Tak się energicznie z bieli wycierałam,
że caluśkie portki sobie upaprałam.
Pan N. z cierpliwością znosi te usterki,
bo zapał widzi u swej żonki wielki,
i tak żeśmy dzielnie dwa dni malowali,
że się teraz efektem możemy pochwalić. 
Kuchenka gotowa, bielą oczy cieszy,
a Ślubny już z kielnią do pokoju spieszy. 
Dreptam za nim dzielnie, bo cóż mi zostało,
ostatecznie koszulkę jeszcze mam niebiałą... 
W międzyczasie biegam na swoje zabiegi,
nie powiem...skuteczne dosyć są te biegi... 
Potem na przymiarkę z ozorem na brodzie,
to okup konieczny, jeśli chcesz być w "modzie".
Wieczorem jak kłoda padam na posłanie
i wtedy najczęściej odchodzi mnie spanie,
więc tłukę się w betach jak w łożu boleści... 
Gdzieś spanie zgubiłam...W głowie się nie mieści...
I znowu o świcie z pobladłym obliczem,
przy porannej kawie obowiązki liczę...

niedziela, 10 czerwca 2012

Miała być cezura, a wyszła cenzura...

     Podobno im człowiek starszy to mniej rzeczy go dziwi...Hmmm...Jako żywo wychodzi na to, że ja się wcale nie starzeję...
Nie wiem czy to wina genetyki, czy po prostu moje mózgowie owego faktu jeszcze nie przyswoiło, ale dziwię się ciągle...
Dziwię się i dziwię, i nadziwić się nie mogę...
Nawet EURO jest dla mnie powodem do totalnego zdziwienia...
     Kilka tygodni przed Mistrzostwami w głosowaniu sms-owym został wybrany w naszym Kraju polski hymn EURO...
     Dyskusja zażarta powstała od razu czy się godzi, żeby nas reprezentował jakiś tam Zespół regionalny, żeby tak folklorem po Kibicach "zajechać", no i przede wszystkim, czy Zespół Jarzębina jest na tyle reprezentacyjny, żeby Go w mediach promować...
Media grzmiały, Politycy mieszali co mogli, a Zespół Jarzębina ustami swoich Członkiń stwierdził zgodnie, że Im zwisa...
No i racja !! 
Mnie też zwisa...
Szczególnie postawa tak zwanych Organizatorów i Kreatorów medialnych...
Skoro Ludzie zagłosowali, to "KOKO KOKO" jest hymnem EURO i basta...
FIFA nam sprezentowała jakiś tam OCEAN i zalewa nas tym Oceanem skutecznie, rozgłośnie nadają w ruchu ciągłym różne piłkarskopochodne przeboje, stacje telewizyjne jak opętane wrzucają reklamy z tą Panią co naszego Hymnu śpiewać nie umie...
Jednego tylko w głośnikach się nie usłyszy...
Nie usłyszy się "KOKO"...
Na pohybel...
Ależ się zdziwiłam...
Toż jakiś powód owego wyboru był ?? 
Co się więc z owym hymnem stało ?? 
Czy razi nas ludowy charakter utworu ?? 
A może stroje ludowe w oczy nas kłują ?? 
A może wiek Wykonawczyń jest niestosowny ?? 
A może brak Im odpowiedniego poziomu urody ?? 
Orzesz...(ko)...
Ależ my jesteśmy sfrustrowanym Narodem...
     Z jednej strony oczekujemy czołobitności od wszystkich Nacji na Świecie, a z drugiej niszczymy wszystko za co można nas lubić i szanować...
     Czy Jarzębiny stały by się równie niewidzialne, gdyby zaśpiewały swój przebój w kieckach mini, z odkrytym biustem ?? 
     Czy media byłyby łaskawsze gdyby zamiast zmarszczek od ciężkiej pracy zaświeciły nam w oczy silikonami i innym plastykiem ?? (To a`propos dzisiejszego występu telewizyjnego Pani Rodowicz) 
     A jak się to ma do wydłużenia naszego wieku emerytalnego ?? 
     Pracować możemy o kilka lat dłużej, ale będziemy wówczas niewidzialne ?? Nasze zmarszczki odsuną nas na margines życia publicznego ?? 
     Jestem zdziwiona...Bardzo zdziwiona...
     Hmmm...
     Może to i dobrze...Dłużej będę młoda i na margines mnie nie odsuną, na boczny tor nie odstawią...Chociaż ze mnie to akurat kiepska gadzina medialna...

sobota, 9 czerwca 2012

Żeby mnie tak gardło nie bolało...

     No to pierwsze koty za płoty...
     Dopiero teraz mój układ nerwowy otrząsnął się na tyle, żeby jakoś w miarę logicznie formułować myśli...
Mój Kardiolog może być dumny z siebie...Moja biedna pukawka to przetrwała...
Gardło mnie boli, bo darłam się jak opętana...Niestety przewidzieli, że będę chciała Panu Smudzie podpowiadać i dach zasunęli...
Nijak było wsparciem służyć...
Żołądek mnie boli z nerwów, bo akurat tak się składa, że jak się zdenerwuję to zawsze mi na żołądek siada ten nerw...
Łapy mi się jeszcze trzęsą jak w delirce...
A nogi mnie bolą, bo jako żywo starałam się ze wszystkich sił dogonić Lewandowskiego, co by się taki samotny na greckim polu karnym nie czuł...
To było najtrudniejsze 96 minut jakie ostatnio przeżyłam...
     Jak mi się meczyk podobał ?? 
     Przetrwaliśmy !! 
     Przetrwaliśmy i gramy dalej !! Ładunek emocjonalny jakim zostali zbombardowani nasi Piłkarze jakimś cudem Ich nie powalił...Teraz powinno być lżej...
     Hmmm..Może nie do końca, bo przed nami najtrudniejszy moim zdaniem mecz...Mecz z Rosjanami...
Orzesz...(ko)...
     O tym co mi się nie podobało pisać nie będę, bo na oceny i krytykę czas pewnie jeszcze przyjdzie, ale to co było dobre w serducho zapada...
Stonowana i radosna uroczystość rozpoczęcia...
Pięknie odśpiewany Hymn (już na starej Gordyjce pisałam, że naszą narodową Pieśń powinny śpiewać Chóry !!)...
Bramka Lewandowskiego...
Trzydzieści minut pierwszej połowy...
I to co przeklęłam, prawie opłakałam, owrzeszczałam i w końcu obśmiałam serdecznie...
Postawę naszych Bramkarzy...
Obu !! 
     Nie przepadam za Szczęsnym, ale dzisiaj zrobił coś niesamowitego...Wiedział jakie będą konsekwencje, a mimo to ratował sytuację w jedyny możliwy sposób...
Być może już nie zagra w tym EURO (jeśli z grupy nie wyjdziemy)...Ale być może dzięki temu Reprezentacja Polski będzie miała szansę wyjść z grupy...
Kiedy kamera pokazała Go na zapleczu, obserwującego poczynania Tytonia współczułam mu serdecznie...
Ten gniew wypisany na twarzy...I ta radość kiedy się okazało, że jednak nie będzie zmiany wyniku...
Czapki z głów przed Panem Tytoniem i pokłon do ziemi...
No i ten pieroński ból gardła...
Chyba mnie cały Zaścianek słyszał....
To niewątpliwie był Dzień Tytonia...:o)
     Po meczyku czekały mnie jeszcze jedne emocje, i nie o drugim meczu mówię (chociaż też nieźle dał mi w kość)...
     W naszej klatce jest pewien zwyczaj, którego przestrzegamy jeśli tylko mamy ku temu okazję...
Kiedy któreś z "klatkowych" Dzieci zmienia status społeczny żegnamy Je wspólnie zrobioną dekoracją klatki schodowej...
To świetna okazja do śmiechu i do pobycia razem kilku chwil...
Jutro właśnie żegnamy jednego z Lokatorów...
Żeniaczki się Chłopakowi zachciało...
No to obowiązkowa zbiórka na klatce schodowej, zieleninka dostarczona przez jedną z Sąsiadek, kwiatuszki uplecione przez Drugą, baloniki nadmuchane płucami naszych Chłopaków i czas przystąpić do radosnej twórczości...






              Wszystkiego dobrego Pawełku, niech Ci się wiedzie Chłopaku jak najlepiej...;o)

środa, 6 czerwca 2012

Motywacja kluczem do sukcesu...

     Jeszcze dwa dni i wielka część naszego Społeczeństwa będzie mogła Panu Premierowi zadać sakramentalne pytanie...
     - Panie Premierze...jak żyć ??
Echhh...
Będzie się działo !! 
     Wiem, wiem, zaraz pokiwacie nade mną głowami, ale ja dzisiaj wcale nie mam zamiaru Was namawiać do fascynowania się piłką nożną...
     To, że w naszym domu zapanuje cykl meczowy, to jasna sprawa, ale ostatnio spotkałam się ze Znajomą, która z odrazą wskazała jadący, pięknie udekorowany samochód...
     - Wariat !! - wyartykułowała...
     - Po prostu się cieszy... - odpowiedziałam...
     - Ty też ?? - zapytała...
     - Co też ?? - poprosiłam o sprecyzowanie...
     - Też masz bzika ?? Ja Ślubnemu zakazałam wieszać flagi na samochodzie...- uzupełniła...
     - Pewnie, że mam...tyle, że dekorację zrobię dopiero w piątek... - oświadczyłam...
     - A po co ?? - dopytywała Znajoma...
     - Żeby uczestniczyć w czymś fajnym, wesołym i niepowtarzalnym... - wyrzuciłam jednym tchem...
     - Dziecinada... - nadęła policzki Znajoma...
     - Hmmm...podobno jak się ma dobrze rozwinięty pierwiastek dziecka to się dłużej żyje... - odpowiedziałam z powagą...
Znajoma spojrzała na mnie podejrzliwie...
     - A co mają robić Ci co nie lubią meczy ?? - zapytała...
     - Możesz poczytać książkę, obejrzeć telenowelę, iść do Koleżanki, zamówić fryzjera albo kosmetyczkę...masę rzeczy można robić...możesz iść na zakupy...przynajmniej Ślubny nie będzie Ci marudził...- wyliczałam..
     - To jest myśl...- Znajoma zaczęła analizować moją wyliczankę...
     - Będziesz miała prawie miesiąc totalnego luzu...- podkręcałam atmosferę...
     - Widziałam świetną kieckę w butiku... - rozmarzyła się Znajoma...
     - Droga ?? - zapytałam...
     - Cholernie...ale śliczna...- i Znajoma zaczęła mi opowiadać jak owo cudne dzieło tekstylne wygląda...
     - No to masz niezłe ambicje na EURO... - przerwałam opis zakładeczek w pasie...
     - Żeby nie ta cena...- smutno zakończyła swój wywód Znajoma...
     - Kup sobie... - zachęcałam...
     - Myślisz...?? - zapytała z powątpiewaniem...
     - Daj Chłopakowi udekorować samochód, pomóż mu pomalować twarz i poczekaj aż wyjdziemy z grupy... - wyliczałam warunki kosztownego zakupu...
     - A wyjdziemy ?? - dopytywała Znajoma...
     - Jak będziesz mocno kciuki trzymać to kieckę masz gwarantowaną !! - poświadczyłam z zapałem i pożegnawszy się grzecznie puściłam perskie oko...

No cóż...Każda pomoc przyda się naszej Reprezentacji...Może im właśnie załatwiłam jeszcze jednego Dobrego Ducha Opiekuna...;o)

niedziela, 3 czerwca 2012

Tajemnicza moc "ognistej wody"...

     No to możecie zazdraszczać...Zazdraszczać straszliwie i bez opamiętania...
Od 1 czerwca Gordyjka ma urlopeczek...Urlopeczek milusi, malusi i wyczekiwany niecierpliwie...
Urlopeczek dodam w wymiarze nieskromnym...
Do obowiązków zawodowych wracam 1 sierpnia...
A co !! Fajną mam Szefową tośmy sobie w tym roku wyjątkowo zaszalały...
     Co prawda będzie to urlopeczek wyjątkowo mało wypoczynkowy, ale boczki będą wyleżane należycie, tempo dni można będzie z lekka zwolnić...
     Aby należycie uczcić fakt owego urlopeczku w piątek ruszyliśmy do pewnego ogromniastego marketu nabyć ognistą wodę...
Ogólnie wiadomo, że bez ognistej wody nijak się weselić skutecznie, a weselenie bezskuteczne wielkiego sensu nie ma...
     Już jakiś czas temu zauważyliśmy z Panem N., że ów przybytek handlowy posiada w swojej ofercie największy wybór owych humorodawczych wód...
No to stanęliśmy dzielnie do owego pojedynku...
My kontra regał z winami...
Orzesz...(ko)...
     Po godzinie studiowania etykiet zaczęłam wymiękać...Z trzech gatunków można wybrać bez problemu...Z dziesięciu po wysiłku wybrać można...Ale jak dokonać wyboru kiedy na półkach stoi owego dobra gatunków różnistych sto ?? Ufff...
Po godzinie miałam jakiś mglisty obraz...
Poszliśmy się napić kawy, żeby szare komórki odzyskały kontakt z rzeczywistością...
Kawusia od razu nam horyzont rozświetliła...
Podjąwszy jedynie słuszne decyzje powróciliśmy na zalkoholizowane terytorium...
Postanowiliśmy rozpocząć od trunków, które nam najmniejszy problem powodują...
W koszyk ładowane zostały likiery, brendy i inne "bimbropochodne", które naszych podniebień nie rozpieszczają...
Mijający nas Klienci rodzaju męskiego zaczęli z zazdrością spoglądać na Pana N. ...
Na ich twarzach gościło zazdrosne: 
     "Ten to ma szczęście"...
Echhh...
Z listy zakupów, dzielnie dzierżonej w mej dłoni zaczęło powoli ubywać pozycji...
Po kwadransie w koszyku było wszystko co trzeba...białe, czerwone, niebieskie, zielone...
Nie ma jak dobierać trunki po kolorach tęczy...
     - No to teraz wina... - rzucił Pan N. i dodał - to ja pójdę poszukać jakiejś Obsługi...
A to Spryciarz...
Nim wrócił w koszyku stały wybrane butelki humorotwórcze...
Wrócił z Panem, który jakoby najlepiej w asortymencie na półkach rozstawionym się orientował, ale już na pierwszy rzut oka widać było, że Pan jest równie zagubiony jak my i nijak nie umie nam pomóc w dostarczeniu popakowanych w kartony trunków...
Ruszył co prawda na poszukiwania, ale po kwadransie powrócił z kartonem i smutną twarzą...
     - Musicie sobie Państwo zebrać wina z regałów...
Orzeszko...(ko)...
No to ładujemy...
     Pani Rehabilitantka będzie dumna z ilości gimnastyki jaką zafundowałam mojemu lewemu barkowi...
     Pan N. po rannej zmianie też nie był wulkanem energii...
     Pani przy kasie lekko pobladła na nasz widok...
Po skasowaniu zawartości naszego "wózeczka" zaczęła odliczać promocyjne bony...
     - Ojej...To aż pięćdziesiąt sztuk... - wymruczała pod nosem, myląc się i odliczając ponownie...
     Nim skończyła, przy naszym "wózeczku" pojawili się Panowie z ochrony i poprosili o paragon...
Rozbawiło nas to ogromnie...
Coś mruczeli do mikrofonów przypiętych w klapach "mundurków"...Coś tam przeliczali...Uważnie patrzyli na trzęsące się z emocji dłonie Pani Kasjerki...W końcu usłyszeliśmy łaskawe...
     - Dziękujemy, wszystko w porządku...
A to Odkrywcy...
     Kiedy zapakowaliśmy autko Pan N. rzucił umęczonym głosem...
     - Może byśmy resztę też kupili ?? Za taką cenę nigdzie nie dostaniemy...
     Spojrzałam na rachunek i chociaż mój kręgosłup wrzeszczał wręcz z rozpaczy, nie mogłam zaprzeczyć...
Nawet doliczając cenę paliwa, zakupy zrobiliśmy o kilkadziesiąt złotych taniej...
Na pohybel...
Teraz przynajmniej nie musimy dumać i pracować umysłowo przy regałach...
     - Ochroniarze nas zadziobią...- odpowiedziałam ze śmiechem i ruszyliśmy dzielnie w stronę marketu...
     - Może tylko nie idźmy do tej samej kasy, bo ta Pani jeszcze chyba nie doszła do siebie... - wymruczałam i znowu dostaliśmy "chichotawki"...
     Tym razem była to praca de stricte fizyczna...Regał po kilku minutach świecił pustymi półkami...
     - Te zagubiony Pan i tak będzie musiał odnaleźć ten utracony towar...- stwierdziłam podając Panu N. ostatnią butelczynę...
     - Hihihihih... - usłyszałam w odpowiedzi...
     Widocznie samo przebywanie w tym sektorze marketu wywołuje dobry nastrój...
     Ruszyliśmy do kas, i upatrzyliśmy sobie jako "Ofiarę" młodą Dziewczynę o sympatycznym uśmiechu...
     - A gratisów Państwo nie biorą... - rzuciła zaraz po powitaniu...
     - Jakich gratisów...?? - zapytał Pan N.
     Pani podała nam jakąś gazetkę, w której na pierwszej stronie widniały barwne zdjęcia kilku produktów...
     - A te gratisy gdzie ?? - zapytał mój Ślubny...
     - Na początku alejki... - wyjaśniła Pani kasjerka...
     - No ale jak to tak ?? Mam kasę zablokować ?? - Pan N. ewidentnie był już przemęczony...
Pani Kasjerka z uporem oferowała gratisy...
Pan N. z uporem chciał przyspieszyć tryb obsługi dosyć długiego "ogonka"...
"Ogonek" przyjmował fakt "zablokowania" z sympatią...
     - Poproszę tą gazetkę na moment...ja pójdę... - rzuciłam w końcu, bo Mąż mi się zbiesił całkiem i nijak nie mógł dojść do porozumienia z Panią Kasjerką...
Po kilku minutach wróciłam słusznie obładowana i odliczając butelki na sztuki dokładałam do każdej "tury" przytargane gratisy...
Orzeszko...(ko)...
Koszyk napęczniał nam okrutnie i nim transakcja osiągnęła półmetek pojawił się Pan Ochroniarz...
     - Czy mogę prosić o paragony...- poprosił stanowczym głosem, ale z uśmiechem na twarzy...
     Pan N. wręczył mu plik papierów produkowanych przeze mnie i Panią Kasjerkę...
     Pan Ochroniarz zaczął znowu szemrać do "klapy"...
     - Niezłą imprezkę robicie... - utwierdził nas Ochroniarz...
     - Wesele... - wydukaliśmy na usprawiedliwienie...
     - Oooo...to jeszcze po szampany wrócicie ?? - upewniał się poprawiając ową "klapę"...
     - Nie...szampany mamy... - wyjaśniliśmy...
     - To proszę przekazać najlepsze życzenia Młodym... - rzucił Pan Ochroniarz z uśmiechem...A "Ogonek" i Pani Kasjerka przyłączyli się kiwając potakująco głowami...
Sama pozytywna energia...
Echhh...
- Przekażemy !! - odkrzyknęliśmy zgodnie, pchając "wózeczek" do wyjścia, żegnani uśmiechami mijanych Klientów...
Teraz już wiem na sto procent, że owa "ognista woda" jest humorotwórcza...Działa nawet przez szkło...