Kiedy wyszła z tunelu na zalaną słońcem płytę stadionu jej źrenice aż powiększyły się z zachwytu.
Nowoczesna bieżnia, na jakiej jeszcze nigdy nie startowała...Równiutko przystrzyżona trawa na płycie stadionu...Trybuny, na których zasiadało kilkuset Kibiców...
Chłonęła ten widok z zapartym tchem...
Jej serce przyspieszyło swój miarowy rytm...Dłonie zwilgotniały od emocji...
- Mamy drobny problem... - usłyszała za sobą głos Trenera.
- Co się stało ? - wracała powoli do rzeczywistości.
- Nie ma zgłoszeń w Twojej kategorii wiekowej... - wyjaśnił Trener - puścimy Cię ze "Starszakami"...
- Ale... - zaczęła...
- Jak już przyjechałaś to się przebiegniesz - zakończył dyskusję Trener.
Odwróciła głowę w kierunku stadionu i poczuła narastającą panikę...Po dłoniach zaczęły spływać zimne krople potu...Serce kołatało coraz szybciej...Oddech zatykał narastający zapach świeżo skoszonej trawy...
Do uszu dolatywały odgłosy z trybun...
Pokrzykiwania...Nawoływania...Śmiechy...
Łapiąc z trudem nagrzane powietrze spojrzała na grupkę "Starszaków" stojących nieopodal...
Zawsze trzymali się razem...Stali uśmiechnięci komentując stroje jednej z ekip...
- Do szatni ! - zakomenderował Trener.
Grupka z lekkim pomrukiem ruszyła w głąb tunelu, a ona poczłapała powoli za nimi...
Tunel wydawał się jej teraz znacznie większy i bardziej mroczny...W głowie kłębiły się miliony myśli...
- Potraktuj to jak rozruch... - usłyszała odbijający się echem głos Trenera i poczuła jak delikatnie klepie ją w ramię...
"Rozruch"...starała się powtarzać w myślach...
"Rozruch"...
W szatni wsunęła się cichutko w najgłębszy kącik i bez słowa przebierała się w dres..."Starszaki" jak zawsze w gromadzie, opowiadały sobie coś głośno...Nie słyszała co, słyszała tylko głosy...
- Czekam przy Starterze ! - usłyszała głos Trenera zza drzwi.
Wyciągnęła z plecaka "kolce" i odruchowo przytuliła je do piersi...To jej pierwsze "kolce"...
Nie prezentowały się tak pięknie jak buty "Starszaków"...Trochę wykrzywione i zniszczone...
Taka była dumna, kiedy Trener na odprawie podał jej tą parę przechodzonych "kolcy"...Ojciec pomógł jej podokręcać wkrętki...Mama podpowiedziała czym je doszorować i dała parę nowiutkich sznurówek...
- To Twój pierwszy "wielki" start - wyszeptała...
"Rozruch"...
Spakowała rzeczy i powoli ruszyła na bieżnię...
- Biegniesz w ostatnim biegu, idź potruchtać... - rzucił Trener, nawet na nią nie patrząc.
Położyła plecak na trawie, przewiesiła kolce przez ramię i ruszyła w kierunku bocznej bieżni...
Rytmiczny trucht trochę ją uspokoił...
Nie patrzyła nawet na stadion...
Kiedy przez megafon padło wezwanie na start ubrała kolce i siadła przy stanowisku Startera rozluźniając mięśnie nóg...
"Rozruch"...
Serce dalej kołatało tym zwariowanym rytmem...Krople potu spływały po dłoniach...Każdy oddech był jak walka o przeżycie...
Wiedziała, że ten napad paniki minie za chwilę, ale nie poprawiało jej to samopoczucia...
Obserwowała startujące Rywalki bez zainteresowania...
Start...Bieg...Meta...
- Bieg szósty na tory !! - padła komenda Startera...
Bez pośpiechu podniosła się z trawy i stanęła przy swoim bloku...
Komentator przedstawiał Zawodniczki...
Mistrzyni...Vice Mistrzyni...Rekordzistka...Mistrzyni...
"Pewnie znowu się pomylą czytając moje nazwisko" - przemknęło jej przez myśl i uśmiech przekory przeleciała przez usta...
Kiedy Komentator ją wyczytał zachichotała cichutko...
- Na miejsca !!
Spojrzała odruchowo na swoje "kolce" i całą siłą umysłu usiłowała zmusić się do głębokiego oddechu...
Kiedy zajęła miejsce w blokach jej dłonie samoczynnie ułożyły się na bieżni...
Poczuła ulgę...
Serce wróciło do swojej miarowej pracy...W myślach zapanował nagły spokój...Do płuc dotarł tak wyczekiwany oddech...
Wychodząc z wirażu wiedziała, że nie jest źle...Przed nią migały kolorowe rękawki koszulek dwóch Przeciwniczek...To co było za nią już się nie liczyło...
Jak mantrę powtarzała w myślach...
"Wydłuż krok"..."Łokcie przy sobie"..."Równaj oddech"...
Stadion już nie przerażał jej ogromem...Bieżnia odzyskała swój naturalny wymiar...Trybuny stały się barwną plamą...
"Wydłuż krok"..."Łokcie przy sobie"..."Równaj oddech"...
Przez stadionowy szmer dotarł do niej krzyk Trenera...
- Nie szalej !
Odruchowo przyspieszyła...
"Rozruch"...
"Ja Ci pokażę rozruch"...
Kiedy wychodziła na ostatnią prostą żadne rękawki już przed nią nie migotały...
"Wydłuż krok"..."Łokcie przy sobie"..."Równaj oddech"..."Oddech"...
Łokcie jakoś odruchowo pociągnęły nogi do ostatniego wysiłku...Kolce miarowo odliczały chrzęstem wbijanych wkrętek dystans do mety...
"Oddech"...
Powietrze z coraz większym trudem przebijało się przez zaschnięte usta...
"Oddech"...Próbowała wymusić na sobie...
Jeszcze cztery kroki...Trzy...Dwa...Jest !!!
Nie podniosła ramion w geście triumfu...Nie podskoczyła radośnie, jak zawsze po zwycięskim biegu...Kilka kroków za linią mety padła na bieżnię i zwymiotowała...
Nie widziała rywalek wbiegających na metę...Nie słyszała Kibiców krzyczących coś z trybun...
"Oddech"...Jedyna niezbędna jej rzecz...
Na twarzy poczuła lejącą się zimną wodę...Przytuliła policzek do rozgrzanej bieżni i delektowała się tą ulotną chwilą...
Po kilku minutach poczuła jak Ktoś odpina jej numer startowy...Ktoś wziął ją na ręce i niósł...Ktoś mówił karcącym tonem...
Nie otwierała oczu...
Na twarzy poczuła chłód tunelu...Usłyszała skrzypiące cichutko drzwi szatni...Poczuła chłodną wodę sączącą się z prysznica...
Kiedy otworzyła oczy ujrzała zatroskaną twarz Trenera, po której spływała woda...
Stał pod prysznicem trzymając ją na rękach...
- Miałaś nie szaleć... - próbował ją skarcić.
Uśmiechnęła się w odpowiedzi...
Kiedy wychodziła z tunelu Stadion nie wydawał się już taki ogromny...Bieżnia uśmiechała się do niej swoimi wirażami...Świeżo skoszona trawa delikatnie osładzała powietrze...
Podeszła do stanowiska Starterów tuląc do siebie zamoczone kolce...
Przez trybuny przeszedł szmer i rozległy się brawa...
Rozejrzała się po Stadionie szukając konkurencji, która wzbudziła takie poruszenie...
- To dla Ciebie... - wyszeptał Trener.
Nie miała pojęcia jak się zachować, więc uśmiechnęła się tylko i pomachała ręką...
Komentator wyczytywał nazwiska Zawodniczek, które zakwalifikowały się do następnego startu...Tym razem się nie pomylił...Nie pomylił się, bo jej nazwiska nie wyczytywał...
To był tylko "rozruch"...
Uśmiechnęła się do swoich myśli...
Była za młoda, żeby mierzyć się ze "Starszakami"...
W 1947 roku byłem na koloniach w Książu obok zamku.
OdpowiedzUsuńZrobili sprawdzian na 100 metrów po alejce parku.
Po wygranej w młodszej grupie "zmierzyłem się ze zwycięzcą do 16 lat,
wygrałem w czasie 12,8 w... tenisówkach
i tak się zaczął "romans" z lekkoatletyką.
Mam pewne domysły co do Twojego wpisu...
Pozdrawiam
Lw
Znalazłeś sobie bardzo wymagającą "kochankę" :-)
OdpowiedzUsuńAle i dała... żonę.
UsuńLW
No to zgarnąłeś najwyższą Nagrodę...;o)
UsuńMoja żonka wciąż ma "krzepę",
Usuńkiedyś rzucała... oszczepem.
LW
Tajemnica się wydała...
UsuńŻona JanTosia
oszczepem dziabała...;o)
JanToś by umknąć
kiedy był celem...
musiał być dobrym Sprinterem...:o)
Taki unik
Usuńbyłby słodki,
lecz biegała
też przez płotki.
LW
Płotki to jest coś co Gordyjki lubią najbardziej...;o)
UsuńPróbowałem biegać bokiem,
Usuńbo "bawiłem" się trójskokiem.
LW
Świetne :-)
OdpowiedzUsuńO matko jak tu pisać komentarz jak blokada :-(
A może zajrzyj tutaj
http://klubkotajasna8.blogspot.com/2012/03/weryfikacja-obrazkowa.html
A tak dobrze mi się czytało...
Dzięki :-)
OdpowiedzUsuńJakoś się udało skomentować ;-)
Dziękuję za zaproszenie :-)
Za leniwa byłam żeby uprawiać coś wyczynowo, wolałam majsterkować. Z czasem mi przeszło, to majsterkowanie, bo nieuprawianiu sportu pozostałam wierna:)
UsuńŁadnie napisane, chociaż szkoda, że poszła para w gwizdek.:)
Różne bywają zboczenia ;-) jedni gonią w kółko, drudzy walą młotkiem po paluchach ;-)
OdpowiedzUsuńLubię te Twoje wspomnienia...:) Może będzie jeszcze kiedyś coś o Bieszczadzkich Dziadkach? Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńAleś Ty wymagająca Krzysiaczku...:-)
OdpowiedzUsuńnie wiem dlaczego ale to wydarzenie jakoś mi się łaczy z tym, że nasi przegrali, widać jeszcze muszą dorosnąć, rozwinąć się zeby ich wyczytać, na dalsze eliminacje...pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAleż Ty masz nosa Merlin...;o)
OdpowiedzUsuńA ja zawsze "zwolniona z w-f"
OdpowiedzUsuńTyle mnie ominęło :((
Zakwasy...siniaki...czasem naderwane ścięgna...:-) rzeczywiście jest czego żałować ;-)
OdpowiedzUsuńJa nie byłam zwolniona z wf a nawet skonczyłam AWF no i znam smak zwycięstwa i gorycz porażki, a wspomnienia piekne
OdpowiedzUsuńj
Jak wiele takich Jadwiniu...;o)
Usuń