niedziela, 30 stycznia 2022

Liczenie Mew, czyli szukamy Marianów...

     Kiedy zapadła decyzja, że tym razem stawiamy na Kołobrzeg, Babcia i Dziadziuś zaczęli studiować atrakcje, możliwości i różne dziwności, które nasz pobyt miały urozmaicić...Nauczeni doświadczeniem z Władysławowa, wiedzieliśmy, że część Pomorza zamiera zimowo i trzeba atrakcji szukać w terenie...

Co prawda, niezłą ilość zajęć dodatkowych mieliśmy zapewnionych stacjonarnie (do Morza bliziutko, ścieżek spacerowych mrowie, place zabaw, kuleczkowo, kryty basen, siłownia), ale poza Morzem mamy to samo pod nosem...Trzeba nowego !!

A jeśli ma się dwóch Młodych Tropicieli ?? Trzeba odkrywać !!

     Mewy Mariany nadawały się idealnie...;o)

     Babcia przestudiowała chyba wszystkie artykuły dotyczące "Marianów", przeszukała portale, a nawet fora, na których Mieszkańcy Kołobrzegu wyrażali swoje zdania na temat marnotrawionych pieniędzy...No cóż...Co innego "szare życie", co innego rozrywkowe wyjazdy...Chociaż z Gwarków zaściankowych cieszyłam się bardzo...

Szukałam i szukałam...I nie znalazłam...

     Jak my znajdziemy te "mewy", skoro żadnej mapki nigdzie nie ma ??

     W artykułach pojawiały się czasem nazwy ulic, czasem nazwy obiektów, czasem zdjęcia...Czym bardziej prosiaczek zaglądał, tym bardziej "Marianów" nie było - można by rzec...

     Zaczęła babcia te newsy segregować, na mapkach lokalizacje prowadzać i do ośmiu zliczyć...I wierzcie mi na słowo, do dzisiaj nie wiem, czy znaleźliśmy wszystkie, chociaż Wnuki (biegłe w liczeniu) ośmiu się naliczyły...

     Pierwszego wykryliśmy bez problemu...Wiadomo...W Kołobrzegu pierwsze kroki kieruje się na Molo, a on rezyduje po lewej stronie na murku...Odpoczywa na swojej deskorolce...


     Litościwa ze mnie kobitka, więc naszych krętych ścieżek opisywać Wam nie będę...;o)
     Ale do Drugiego Mariana, a właściwie do Mariana, Mariolki i Mariana Juniora dotarliśmy od tak zwanej "drugiej strony"...
     Wystarczy jednak zejść z Molo i skręcić w park, a tam przy Pasażu (koło kortów tenisowych), czeka cała rodzinka...


     Nie wiem, czy Włodarze Kołobrzegu liczą mewy tak jak nasze Wnuki, ale Im wyszło, że mamy już cztery i obudził się entuzjazm, i rządza zaliczenia kompletu...
     Trzeci objawił się nam przez przypadek...
     Zwiedzaliśmy Muzeum Oręża, Princeska nie mogła się doczekać oglądania i zwiedzania samolotów, czołgów i dział (o których opowiadał Jej Księciunio), a tutaj lipa...Muzeum przeznaczone do "drętwego" dreptania, niczego nie wolno dotykać...
     No to Chłopaki zostali podziwiać te cudności, a Babcia z Princeską wyszły z Muzeum i poczłapały na spacerek w lewo, pod górkę...I tak sobie człapały, człapały...Miały właśnie zawracać...A tu Babci coś mignęło...Trąba !!


     To Marian Wielkiej Orkiestry !!
Pięć !! Ufff...
     Na szóstego mieliśmy namiar, bo Babcia pamiętała kto i co, a Dziadziuś sprawdził miejscówkę...
     L.O. Mikołaja Kopernika, a tam...


     Marianikus Mikołajus Kopernikus...;o)
     Jeśli zabłąkacie się w rejony MOSiR-u, to będzie "rzut beretem"...My sprawdziliśmy miejscówkę o dzień za późno...;o)
I wtedy stanęło przed nami największe wyzwanie...
     Ósmego mieliśmy już zlokalizowanego, a nawet widzieliśmy go na własne oczy (z daleka)...Ale siódmy ??
Najgorsze było to, że jest zlokalizowany tam gdzie mieszkamy !!
Ki czort ?? Diabliki ogonem nakryli ??
     Wróciliśmy na miejscówkę i postanowiliśmy nie spocząć, dokąd "kapitana" nie znajdziemy...A jak my się uprzemy, to ho ho ho !!


I jest !!
     Kołobrzeg Podczele ul. Lwowska, Apartamenty Koło Brzegu - Kapitan Marian strzeże posesji swoich Sponsorów...;o)
     Jak daleko był od naszego lokum ?? Dziesięć minut princeskowego spacerkowania...;o)
     Ostatni (ósmy) "ukrywa się" w Porcie jachtowym (Marina Solna), niedaleko Fortu Solnego...

     Trudno go namierzyć, bo śmiga na rowerze...;o)
Ale jeśli ktoś wybierze się na Targ Rybny (gdzie można nabyć rybki w każdej postaci), albo do Skansenu Morskiego, to odpoczywa łobuziak po drugiej stronie Kanału Drzewnego (wjazdu nie ma, więc polecamy wędrówkę pieszą)...
     I tak nasza misja zakończyła się sukcesem !!
Czy się podobało ??
     Księciunio aż wypieków dostał po tym sukcesie...;o)
     Princeska pod Legnicą zażądała od Dziadziusia powrotu do Marianów...
Echhh...

piątek, 28 stycznia 2022

Początek musi być z przytupem...

     Zanim przejdziemy do zwiedzania "po naszemu", trzeba koniecznie odhaczyć rzeczy obowiązkowe...Inaczej się nie da...

     A co obowiązkowego ma Kołobrzeg ??

Molo...


     Uczciwie obeszliśmy całe, wdychając "jod" całymi płucami i wstępując do kawiarenki na molo, na drugie śniadanie...

     Przy molo odkryliśmy jednego z przedstawicieli nowej kołobrzeskiej atrakcji...Mewy Mariany...Zdradzę Wam w tajemnicy, że to jest jedno z naszych wyzwań...Będziemy szukać Marianów !!

Ale ten jest najważniejszy, bo pierwszy...;o)

     Z pełnymi brzuszkami ruszyliśmy do pomnika Zaślubin z Morzem, a potem dalej...Do latarni morskiej...

Princeska była zachwycona ilością schodów i kręciołkami...Babcia musiała nieźle śmigać, żeby wyrobić tempo Malucha...

Widok był piękny !!
     Księciuniowi zabrakło "ochów" i "achów", a Princeska obiegła taras w koło i stwierdziła: boję się !!
Ło Matko i Córko !!
     Nasza Wnuczka czegoś się boi ??
Niemożliwe !!
     Przy okazji zerknęliśmy na kolejną atrakcję...Molo przy Porcie...
     I chociaż molo jest dwukrotnie dłuższe niż to spacerowe, nasi mali Wędrowcy ochoczo maszerowali...Aż do sygnalizatorów !!
Ale Dzieciaki zerkały zaciekawione w stronę Portu...
Hmmm...
Chyba trzeba coś z tą ciekawością zrobić...
     Dziadziuś ruszył na "przeszpiegi", zasięgnął informacji i zostaliśmy zaokrętowani...

     Dla Babci była to "jazda po bandzie", bo objawy choroby morskiej odczuwała od samego patrzenia, ale jak mus to mus...
     Morze wydawało się spokojne...

Ale bujało nami jak "gupie"...;o)
     Księciunio z Dziadziusiem pognali na dziób, bo przecież tam najlepiej buja i chlupie...
Babcia przeżywała katusze, łapiąc powietrze jak ryba na brzegu...
Princesia ochoczo pomagała statkowi się bujać...
     Czegóż się jednak nie robi dla takiego zachodu słońca ??

środa, 26 stycznia 2022

Ruszamy w drogę !!

     Kiedy byliśmy na ostatniej Wielkiej Wyprawie ??

Hmmm...Dawno, dawno temu...

Czyli ??

     Nadeszła pora ruszyć w drogę !!

Ale łatwo nie było...

     Najpierw przeziębienie złapała Princeska, więc Ekipa Podróżników miała się składać z Dziadków (i Babciów), Księciunia i Lucykiego...

     Potem Księciunio okrutnie podpadł Misiowym Rodzicom i Ekipa Podróżników skurczyła się do Dziadków i Luckusia...

     I kiedy Babcia Gordyjka pisała w sobotę maila do Misiowego Taty, skóra jej cierpła...Ruszyć mieliśmy w poniedziałek, a skład nie ustalony...:o(

     Czy Princeska pozbędzie się kataru ?? Czy Księciunio nadrobi zaległości ??

Echhh...

     Po kilkunastu minutach nadeszła odpowiedź: JADĄ !!

     No to Babcia ruszyła z kopyta szykować wszystkie "przydasie", Dziadziuś popakował to wszystko (jakimś cudem) i w drogę !!

     Ekipa Podróżników składała się z Dziadka, Babci, Księciunia i Princeski...

Lucki został w Misiowym Domku, żeby Tygryskowi smutno nie było...;o)

     Dokąd ruszyliśmy ??

     Najpierw na zachód, potem na północ, a potem...

Widzicie za tą latarnią ??

No dobra...Niewiele widać, ale jest bliziutko...

MORZE !!

     I chociaż Dziadkowie całą drogę truchleli, bo jechaliśmy akurat wtedy, kiedy potężny szkwał przechodził przez Polskę, dachy i płoty fruwały, a wielgachne przyczepy TIR-ów ledwie trzymał się drogi...Dotarliśmy bez szwanku, a pogoda zachwycała !!

     Skoro Morze się postarało i słoneczko się nie oszczędzało...Pora na powitanie !!

     Misiowa Mama zapakowała gumiaczki, a my, nie zawahaliśmy się ich użyć...


     Radocha była ogromna, i tylko Babcia wróciła do domu z mokrymi nogami...;o)

     Były też "suche" rozrywki, bo miejscówkę mieliśmy "wypaśną"...

     A potem obiadek i odpoczywanie...Przecież to była podróż przez "caluśką Polskę" !! Trzeba się zagospodarować, rozpakować i poszukać bajkowych kanałów w TV...Ogrom pracy !!

     Jutro czeka nas Wielkie Wędrowanie !! ;o)

czwartek, 20 stycznia 2022

Prawie Kraszewski...;o)

     Co jakiś czas, któryś z moich Czytaczy, rzuca pomysłem, że powinnam napisać książkę...Niewątpliwie bardzo to miłe i spływa na "ego" jak soczek po brodzie, ale ja nieodmiennie jestem zdania, że kiepskiej literatury na księgarnianych półkach jest już dosyć...To, że umiemy pisać nie jest powodem do pisania książek...

     Czasem pomysłodawcą jest ktoś z reala...Wtedy dusza płonie !! Bo nie dość, że "ego" połechtane, to jeszcze dowód, że blogowe wypociny ktoś czyta...;o)

     Czasem pomysłodawca wtrąca mały "szantażyk": "Wnuki miałyby pamiątkę"...Echhh...Wnukami we mnie ?? Skoro wiadomo, że na ich punkcie mam kompletnego bzika ?? To już by pod "paragraf" podpadało, gdyby nie fakt, że...

     Dzięki kilkuletniej "współpracy" z Firmą CEWE, Babcia Gordyjka wnuczy front "obrabia" na bieżąco...;o)

     Księciunio już od pięciu lat "pod choinką" znajduje wspomnienia ze swoich wypraw...

     Oprócz zdjęć znajdują się tam rymowane opowiastki "na temat", a że Księciunio nam odrobinę wyrósł, to teksty z czasem stają się coraz bardziej "dorosłe" i do samodzielnego czytania...;o)

     A że nasze Wnuki mają wysoce rozwinięty poziom sprawiedliwości, więc i Princeska już swoje egzemplarze ma (2)...


     I siedząc pod choinką, babcia totalnie "rozmięka" widząc wnuczą radość i słysząc ich bardzo poważne rozmowy na temat wypraw, zdjęć, gifów i ilości tekstów do czytania...;o)

     Można by rzec, że to "białe kruki", bo wydanie składa się z dwóch egzemplarzy, jeden dla Wnuków, drugi dla Dziadków...

     Czytelnicy zadowoleni, krytyka tekstów się nie czepia, ilustracje najpiękniejsze na Świecie...Który pisarz może się poszczycić takimi sukcesami ??

A po latach wartość woluminów znacznie wzrośnie !! ;o)

     I tak, od września Gordyjka przegląda setki zdjęć, wybiera, kompletuje...W październiku ściąga program CEWE i zaczyna się wklejanie, przycinanie i komponowanie...Potem to już z górki...Opisy, rymcioklepki, gify...I wysyłka do druku...;o)

     Proceder uprawiam od pierwszej, wnuczej wyprawy (przed trzecimi urodzinami Księciunia)...

     Na czwartą Gwiazdkę, oprócz książek, Wnuki otrzymują "wyprawowe kubeczki", zdjęcie z wyprawy informuje kto jest jego właścicielem...Jeden do Misiowego Domku, drugi do Dziadków...

     Dlatego nasze choinki mają ogromne, prezentowe obłożenie...;o)

     (A Babcia Gordyjka ma Boże Narodzenie od września)...;o)

 

P.S. A żeby nie było, że tylko "Wnuki i Wnuki", to zdradzę Wam w sekrecie, że Pan N. też jest bohaterem pewnej książki, a Wrzosowisko otrzymało swojego pierwszego "białego kruka" na piąte urodziny...;o)

piątek, 14 stycznia 2022

Tym razem będzie po "płaskim"...

     Czy czekaliście kiedyś na przesyłkę z wypiekami na twarzy ?? Czy zaglądaliście z niecierpliwością do skrzynki na listy i sprawdzaliście dłonią, czy oczy Was nie mylą ?? 

Jeśli tak, to jest to opowieść akurat dla Was...

     W listopadzie Babcia Gordyjka napisała maila do pewnej Bardzo Poważnej Instytucji, z zapytaniem, jak wyglądają jej wyliczenia w zestawieniu z obowiązującymi przepisami (Gordyjka robiła to pierwszy raz w życiu i nie chciała popełnić gafy)...

     A potem czekała, czekała, czekała...I kiedy już pomyślała, że Bardzo Poważna Instytucja takimi drobiazgami się nie zajmuje, do skrzyneczki gordyjskiej trafiła odpowiedź...Mało odpowiedź...Mail był bardzo skrupulatny, wyliczenia dokładniutkie, a nawet kilka bardzo przydatnych instrukcji i informacji, które znacznie w gordyjskim czerepie "posprzątały"...

     Gordyjka korekty powprowadzała, dopytała mailowo o rzeczy istotne, bardzo istotne i najistotniejsze, kopertę zapakowała i pognała na pocztę przesyłkę nadać, tym razem mailem by nie przeszło...

I się Babcia we wzór cierpliwości zamieniła...

     Najpierw cichutko marzyła, że może do Świąt Bożego Narodzenia niespodzianka dotrze...

Nie dotarła...

     Potem się Babci zamarzyło, że może do końca ferii świątecznych się uda...

Nie udało się...

     Denerwować się nie było potrzeby, bo Bardzo Poważna Instytucja jest jedyna w całym Kraju, a chętnych na jej usługi ilość niesamowita...Szczerze mówiąc, to wszystko ogarnia chyba Jedna Kobieta !!

     Ale przed Trzema Królami do mailowej skrzyneczki wpadła informacja, że wszystko jest gotowe i czas przyszedł na odesłanie przesyłki...

Trzeba nadzieje przenieść na Pocztę...

     No cóż...Skoro przesyłka z Zaścianka do Zaścianka idzie tydzień (i to polecona), to jakie szanse miała Gordyjka, skoro było do pokonania ponad trzydzieści kilometrów ??

Marne te szanse...

     Ale cichutko Babcia Gordyjka marzyła, za Pocztę kciuki trzymała, do skrzynki zaglądała codziennie i bardzo grzecznie mówiła "dzień dobry" Pani Listonoszce...

     Postanowienie było takie, że jeśli do piątku w południe nie dotrze, to się Gordyjka na Pocztę uda, żeby zapytać, czy się czasem przesyłka nie awizowała przez przypadek...

     Otwieram w piątek skrzyneczkę, a tam...


     I chociaż wracałam do domu zmęczona, to skrzydełka wyrosły natychmiast !!

Opasła przesyłka potwierdzała, że w kopercie zmieściło się wszystko...;o)

     A przede wszystkim to...


     Książeczki Turystyki Pieszej PTTK dla Wnuków !!

Przecież nie zawsze wędruje się po górach...;o)

     Kiedy Babcia z Dziadkiem zauważyli zaangażowanie Wnuków w zbieranie pieczątek, stało się jasnym, że trzeba ten zapał jakoś podsycić, zmotywować, zachęcić...Zdobywanie szczytów motywuje automatycznie, a co zdobywać "na płaskim" ?? Jak zachęcić do zwiedzania miast ?? Pieczątkami !! (Chyba, że są krasnoludki)...;o)

     Przesympatyczna Pani Małgorzata z Centralnego Ośrodka Turystyki Górskiej nie tylko odpowiedziała na cały "milion" pytań Babci Gordyjki, do przesyłki dołączyła również:

     "Bieszczadzkie" kalendarzyki, które wywołały uśmiech na gordyjskim liczku...Echhh...Połoniny...
     Wydawnictwo dla Dzieci, przybliżające florę i faunę zwiedzanego Szlaku Orlich Gniazd...

     I niezbędnik prawdziwego, górskiego Wędrowca, co, jak i kiedy robić w górach...
     Dlaczego zawracałam głowę Bardzo Poważnej Instytucji, skoro to wszystko mogłam zamówić przez internet i darować sobie dwa miesiące wyczekiwania, zaglądania i nadziei ??
     Bo głównego powodu tego całego zamieszania dzisiaj Wam nie zdradzę...Wybaczcie...;o)
     "Procedury" jeszcze nie zostały zakończone, a zainteresowani nie mają o tym wszystkim pojęcia, więc TAJEMNICA !! Cicho...Szaaa...Nikt nic nie wie !!
     Ale daję Wam słowo, że jak tylko będzie FINAŁ, to dowiecie się o tym natychmiast...
     A Babcia Gordyjka zmiata teraz wczytywać się w regulamin "płaskiego" wędrowania...;o)

wtorek, 11 stycznia 2022

Porzucony Elemelek...

     Przez kilkanaście tygodni uważnie rozglądałam się po okolicy, wkoło lasy, Osiedle zazielenione w stopniu znacznym, spora grupa Mieszkańców już w połowie listopada wywiesza karmniki, paśniki i smakołyki...No to co jest ??

     - Kiedy ostatnio widziałeś wróbla ?? - zapytałam w końcu Pana N. bo psimi spacerami dzielimy się sprawiedliwie, a w plenerze Ślubny bywa częściej niż ja...

Może tylko przede mną się chowają ?? Może je zawstydzam ??

Pan N. dłuższą chwilę milczał...

     - Nie pamiętam...Dawno...Chyba jesienią...-podsumował...

To gdzie się te nasze wróble podziały ??

     Przez lata były wiernymi przyjaciółmi Osiedla...Zamieszkiwały śmietnikowe wiaty, prowadziły obserwacje z gęstych żywopłotów, i robiły taki rwetes, że nawet szaro-bure dni bywały radosne...

     Teraz na Osiedlu królują sikorki...Jest ich sporo, ale do liczebności wróbli jeszcze im daleko...

Zaczęłam szperać...

     Skoro ja naocznie braki stwierdziłam, chociaż z ornitologią mam tyle wspólnego, że wiem co to słowo oznacza, to specjaliści wiedzieć powinni...

No i się doszperałam...

     Przez ostatnich trzydzieści lat populacja wróbli w Wielkiej Brytanii spadła o połowę, i trend się pogłębia...

     U nas nie jest lepiej...W Warszawie liczebność ćwirćwirków spadła o 1/3 i trend się pogłębia...

     Badacze na całym Świecie potwierdzają fakt...Wróble znikają !!

     Winą obarcza się pestycydy, zanieczyszczenie powietrza, zabiegi pielęgnacyjne miejskich terenów i hermetycznie zamykane pojemniki na śmieci...Wypisz, wymaluj, nasz Zaścianek...

A właściwie, wszystkie "Zaścianki" Świata...

     Wróblom brakuje pokarmu i żerowisk, więc nie zakładają gniazd i się nie rozmnażają...Proste jak konstrukcja cepa...

     Nasz skrzydlaty towarzysz żyje ledwie trzy lata, więc...Za kilkanaście lat czytając bajki o Elemelku, trzeba będzie tłumaczyć dzieciakom, co to był wróbel...Bardzo smutna perspektywa...

     I ledwie kilka dni temu, w czasie spaceru zauważyłam małe stadko...Ledwie dziesięć sztuk...Siedziały na wiacie śmietnikowej i rozglądały się zaciekawione...Nie było radosnego ćwierkania...Ale mnie ten widok ucieszył ogromnie...;o)

     Jednak całkiem nas nie porzuciły...Czy my nie porzucimy ich ??  

 

P.S. Ponieważ problem z komentowaniem wciąż nas gnębi, a chcielibyście podzielić się ze mną swoim zdaniem, zostawiam maila: gordyjka@gmail.com 

piątek, 7 stycznia 2022

Siła, która drzemie w nas...

     Jedna z blogowych Znajomych zamieściła ostatnio wpis o prl-owskiej telefonii, a właściwie o "ulubionej" budce, z której przez lata korzystała...Trudno to ogarnąć, jeśli rzeczywistość podsuwa nam do rąk coraz bardziej wypaśne smartfony...

     Lekko nie było porozumieć się z kimkolwiek, bo nie tylko, że trzeba było "wywalczyć" słuchawkę telefonicznego aparatu (albo zamówić międzymiastową), to jeszcze nasz rozmówca musiał być w zasięgu aparatu...

I teraz pytanie:

     Skoro zwykły kontakt telefoniczny był tak utrudniony, to w jaki sposób porozumiewali się ludzie, kiedy dochodziło do strajków i protestów ??

Przecież wiadomo, że telefony były albo "głuche", albo na podsłuchu, linie były namierzane, abonenci rejestrowani...

     Jakieś pomysły ??

Telegram o treści :"Zaczynamy zawieruchę", albo "Ciotka Zuzanna...", też nie wchodził w grę...

     No to jak ??

Jak Pomorze zawiadamiało Śląsk, że walczy ??

W prasie cisza...W TV cisza...

Jak Nowa Huta wzywała Ursus, i wzajemnie ??

     Znakami dymnymi ??

A przecież wszyscy wiedzieli...

     Bo w tamtych czasach, chociaż dzielą nas od nich dziesięciolecia, funkcjonowały "SMS-y"...Tak, tak...

     Tyle, że dochodziły z lekkim opóźnieniem, bo jechały koleją...;o)

     Okna mojej Szkoły wychodziły na jedną z głównych linii kolejowych, więc miałam podgląd "z pierwszej ręki" (szczególnie, że zawsze siadywałam przy oknie)...

     Węgiel rozwożony był po całym Kraju, do zakładów pracy, do składów...A "węglarki" nadawały się idealnie do pisania tych "SMS-ów"...

     Czasem przekaz był na jednym wagonie, czasem na dwudziestu...Czasem w "ciągu", a czasem po literze...

"MY WALCZYMY, GDZIE JEST ŚLĄSK ?"

"GÓRNICY ! CZEKAMY !"

Najbardziej lubiłam...

"JESTEŚMY Z WAMI !"

Ileż w tym było nadziei...

     Kiedy reakcje bywały spóźnione, w przekazach zdarzały się niecenzuralne słowa, złośliwe przytyki, tych cytować nie będę...

     A wiecie co było niesamowite w tym wszystkim ??

     Że Maszyniści takich pociągów jechali najwolniej jak się dało, stawali gdzie się dało i umożliwiali doczytanie całości, wszystkim po drodze...Taki "SMS" do milionów...

     Czy władze z tym walczyły ??

Owszem !!

     "SMS-y" często były zamalowywane, niszczone, oklejane, ale przecież nie mogli pilnować każdej węglarki...

Czasem Kolejarze sami "odtwarzali" treści zniszczonego przesłania...

     To było jak fala dobrej nowiny...Ludzie przekazywali ją sobie szeptem (SB-cja czuwała)...Coraz dalej i dalej...

Siła "SMS-ów" była wielka...

Siła Ludzi była wielka...

Niech nam więc tej Siły nie brakuje... 

 

P.S. Od kilku dni mam problem z komentowaniem blogów (Waszych i swojego)...Jak loteria, czasem się uda...;o) Po kilku próbach moja cierpliwość kurczy się do rozmiarów nanocząsteczki i potrzebuje sporo czasu, żeby podjąć kolejną próbę...Ale czytam sumiennie !!

poniedziałek, 3 stycznia 2022

"Król" jest nagi...

 Alfa, Delta, Omikrony,

wirus pędzi jak szalony,

nikt logiki nie pilnuje,

kiedy Naród się szprycuje.

Stara fala, nowa fala,

już następne widać z dala,

"leczyć" można procedurą,

albo jeszcze większą bzdurą.

Mała, bawełniana szmatka,

wirusowi drogę zatka,

Dystans pewnie spowoduje,

że paskudnik zeświruje.

Pryskaj dłonie raz po raz,

żeby ci naskórek zlazł,

Chodź cichaczem, po kryjomu,

a najlepiej to siedź w domu.

Ludziom siada już psychika,

panikują gdy ktoś kicha,

podzieleni paszportami,

który ich wolnością mami.

Nienawiścią oczy płoną,

gdy odezwie się "oszołom",

powodując wielki ból,

że to jednak "nagi król"...