Nie ma co...Każdy kto miał psa, jakieś doświadczenia w tej materii ma...A kto psa nie miał, to necik dostarcza niezliczoną ilość filmików tematycznych...
Nasz pierwszy, wspólny pies, Pimpuś, dostarczał nam w tym temacie niezapomnianych wrażeń...Nie żeby był jakimś kąpielowym oportunistą, absolutnie...Ale każda kąpiel kończyła się tarzaniem przy najbliższej okazji...Tarzanie musiało być "wiekopojmne"...W zdechłego ptaka...W zgniłe resztki pod śmietnikiem...W cuchnącym bajorze...Albo...Nie, tego nie napiszę, bo może teraz coś jecie, albo pijecie...
W każdym razie, czym bardziej śmierdzące były te "perfumy", tym Pimpuś był szczęśliwszy...
Bywało, że "ambrozje" tak cuchnęły, że nie odważyliśmy się wsiadać do windy (groziło uduszeniem) i dystans 189 schodów pokonywaliśmy prawie biegiem (10 piętro)...
Jaki był efekt ??
Pimpek lądował w wannie, a po kąpieli...I tak w kółko...
Czarek był mistrzem "niekąpania"...
Chociaż niewielkiej postury (9 kilogramów), sprytu wystarczało mu na trzy dorodne dobermany i śmigał z wanny z prędkością światła...Kąpiele odbywały się dwuosobowo...Jeden trzymał...Drugi kąpał...Cezary wyczekiwał momentu na "śmignięcie"...
Pocieszającym był fakt, że "perfum" nie używał i tarzał się wyjątkowo rzadko...;o)
Czyżby miał uraz do wody ??
Bynajmniej !!
Kiedy bywaliśmy nad jakimiś akwenami, Cezary wykazywał się niewyobrażalnymi talentami ratowniczymi...Co prawda, ratował zawsze tylko mnie, ale jednak...
Pan N. mógł wejść po szyję i rozpaczliwie machać do psa...Dzieciaki mogły symulować podtopienia w różnych kombinacjach...Cezary siedział przy kocu i ani myślał zamoczyć łapę...Ale jeśli ja wchodziłam do wody, a już, nie daj Boże, zaczynałam pływać, pies niczym torpeda ruszał mi na ratunek...Czy to było 5 metrów od brzegu, czy 50...Czy woda sięgała mi do kolan, czy była 20-to metrową topielą...
Opcję "pływanie z psem", opanowałam do perfekcji...
Bywało, że musiałam sierciucha holować do brzegu, bo przecież nie mierzył sił na zamiary...Ratował !! ;o)
Pierwsze kąpiele Luckiego były wyzwaniami...
Psisko nie bywało kąpane, a jedyny kontakt z wodą to były opady deszczu...Moknąć nie lubi...
Po dwóch latach...
Hmmm...
Nie wiem który zmysł odpowiada u psa za przewidywanie kąpieli, ale Lucky ma go wyczulonego na maksa !! Natychmiast śpi...Nawet chrapie !!
Przecież śpiącego psa nikt nie będzie pakował pod prysznic...;o)
Po spionizowaniu przystępujemy do transportu...
Mamy do pokonania 5 metrów...
Ja psa trzymam w pół i ciągnę...Pan N. chroni tylną flankę i popycha...Nogi psa nie współpracują...;o)
Mamy do przetransportowania 20 kilogramów niewładnego sierciucha...Łapy rozjeżdżają się, każda w innym kierunku...
Kiedy mijamy "strefę zero", czyli, Pan N. zamyka drzwi łazienki, Lucky nagle odzyskuje siły i...Drepcze samodzielnie pod prysznic, zajmuje pozycję i spolegliwie poddaje się myciu...Mało tego !! On nawet pomaga !! Podnosi łapki, wystawia bródkę, wypręża grzbiet...Tyle, że z miną "przytul kropka"...Większego nieszczęścia w życiu nie widziałam !!
Lucky całym sobą komunikuje:
"I co mi robisz, zbrodniarko ??"
"Ja cię kocham, a ty do mnie z prysznicem ??"
"Mokry nie jestem fajny !!"
Jedynym bonusem kąpieli jest wycieranie...;o)
Wycieranie jest fajne !!
Bywa, że po deszczowym spacerze Lucky dopomina się wycierania siadając w przedpokoju, albo szturchając ręcznik...
Może by tak wprowadzić wycieranie bez kąpania ??
W każdym razie, woda nie jest żywiołem Luckiego...
A jak zachowuje się na akwenach ??
Jeszcze nie odważyliśmy się spróbować...Dziewięć kilo psa dawałam radę doholować do brzegu...Z dwudziestoma kilogramami mogę mieć problem, szczególnie, że psy w takich sytuacjach zachowują się jak topielcy...A skoro Lucky nie odpuszcza mnie nawet na krok, możemy przypuszczać, że psisko i w tej sytuacji nie odpuści...
Można założyć, że nasze psy bardzo sobie wzięły do serca powiedzenie: "Częste mycie skraca życie"...Przecież wiadomo, że psiaki długowieczne nie są, więc jakoś muszą o siebie dbać...;o)