czwartek, 29 października 2020

Skończ Pan, Naród oszczędź...

     Mam już sporo lat...Wychowałam się w "komunie"...W czasie "stanu wojennego" miałam kilkanaście lat...Widziałam lufy czołgów skierowane na Robotników (a w tym mojego Ojca)...Widziałam zmilitaryzowaną Służbę Zdrowia (a w tym moją Matkę)...Pozostałam sama w domu, bez wiedzy i rozumienia...

     Po nocach słuchałam radia Wolna Europa, płacząc na głos po komunikatach o ofiarach, i zaklinając rzeczywistość, żeby nie usłyszeć komunikatu o Zakładzie Ojca, albo o PDR-ze Matki...Tak, tak...Zmilitaryzowano Państwowe Domy Rencistów, których Mieszkańcami byli głównie samotni Bohaterowie, albo Ofiary II WŚ...

     Miałam kilkanaście lat, z plecakiem pełnym chleba (a czasem udało mi się "upolować" puszki) maszerowałam na piechotę kilkadziesiąt kilometrów, od Matki do Ojca...Aby wiedzieć, że są w miarę bezpieczni...Jak się ma kilkanaście lat, to człowiek jest nieśmiertelny...

     Nie piszę tego dla zaznaczenia jakiś zasług...Tak było trzeba i kropka...

     Oni walczyli dla mnie, ja mogłam chociaż tyle...

     W chleb były powciskane biuletyny, ulotki, gazetki...

     Oni przecież nie wiedzieli jak wygląda Polska po drugiej stronie barykady...

     Po kilku dniach Żołnierze odwrócili lufy czołgów, pozostawieni z durnymi rozkazami jedli chleb, którym dzielili się z nimi Strajkujący, a kiedy ktoś chciał wrzucić za ogrodzenie listy, albo paczkę, odwracali głowy...Rozkaz to rozkaz...

     Przez dziesięć dni nie widziałam Ojca, bo siedział na barykadzie z drutem zbrojeniowym w dłoni...Przeciw czołgom...

     Po tygodni do domu wróciła Matka, tak chuda, że prawie przezroczysta...Wróciła na kilka godzin...

     Ostatni "spacer" odbyłam 22 grudnia...

Pod bramą Ojca zatrzymał mnie "Tajniak"...

     - Nie przychodź jutro...Oni wiedzą...

"Pacyfikacja"...

     Ojciec wrócił do domu w nocy...Przebijali się przez pola i lasy, których ścieżki dobrze znałam...Przez śnieg po kolana...Wyglądał tak, że się wystraszyłam...

     Dlaczego to wspominam ??

Bo mam pytanie do Pana Kaczyńskiego...

     Czy właśnie tego Pan chce dla Narodu ??

     Chce Pan Mężczyzn na barykadach z drutem zbrojeniowym w dłoniach, zmilitaryzowanych Kobiet, które wyją z niepewności o swoje Rodziny, Nastolatek, które samotnie przemierzają świat, nie bardzo go rozumiejąc ??

     Czego Pan chce ??

Tytułu "Naczelnika" ?? "Miejsca" na Wawelu ?? Wojny z Rodakami ??

     Pamięć mam dobrą i doskonale pamiętam gdzie Pan był w czasie Stanu Wojennego...Pamiętam co Pan robił wtedy i przez trzydzieści kolejnych lat...Żadna demagogia i propaganda tego nie zmieni...Bo pamiętam...

Nawet w teatrze "drugi rząd" jest bezpieczniejszy...

     Jestem Szarym Człowiekiem, który sporo przeżył...Jestem Kobietą...Jestem Matką...Jestem Babcią...

     Ma Pan spory udział w zniszczeniu Mojej Ojczyzny...Pan i pańscy Koledzy, nie tylko z PiSu...Udziały w tym "dziele" mieli wszyscy...Unie, Platformy, Sojusze i Porozumienia...

Nie mieliście szacunku ani dla Narodu, ani dla własnej Ojczyzny...

     Teraz nas szczujecie ??

     Kochani...Nie dajmy się !! Tak jak trzydzieści lat temu...Bądźmy jak ten Tajniak, który szeptem uratował nie tylko mnie...

     Panie Kaczyński, doprowadzi Pan do katastrofy !! I czas, żeby Pan to zrozumiał...

     Szary Człowiek to Panu mówi...Kobieta...

wtorek, 27 października 2020

Zapach i smak jesieni...

     Nie da się ukryć...Jesień wyciska z nas siódme poty...

     Zajęć standardowo mieliśmy multum, a przez durnowate pomysły, mamy jeszcze więcej...

No i pogoda...

Uzależnieni od niej jesteśmy okrutnie, bo nasze wyjazdy to przecież "wolny dzień" Pana N. ...

     Czy pogoda to wie ??

Kiepskawo z tym bywa...

Więc nadrabiamy kiedy tylko jest możliwość...

A czasu coraz mniej...Przestawienie czasu obcięło na godzinę...Na horyzoncie przymrozki...

Echhh...

     Nie ma co marudzić, bo lepiej nie będzie...

Chyba że...

     Porządkując sad, zorganizowaliśmy ognisko...

     Czy jest piękniejszy, jesienny zapach, niż zapach ogniska ??

Pewnie, że jest !!

     Zapach pieczonej kiełbaski...;o)

No i kawusia w ogrodzie...;o)

Pita w doborowym towarzystwie...


A czego Lucky tak pilnuje ??

     Gości !!

W odwiedziny wpadły...

Czmychały z pastwiska bardzo zwinnie i wyszukiwały jakiegoś gościńca...

Padło na ziemniaki u Sąsiada, a właściwie, na pozostałości po wykopkach...


Ależ to było chrupanie !!

     I nasz Świat się zatrzymał...

     Siedzieliśmy przy ognisku, piliśmy kawusię i wgapialiśmy się w krowy...

     Nie było Covida, Trybunału (który ciężko trybi), wywoływanych na zamówienie konfliktów, bzdur tłoczonych nam przez Media ze wszystkich stron...

     "Kto sieje wiatr, zbiera burzę"...

     A na Wrzosowisku zapach ogniska, kiełbaski, kawy...Krowy niespiesznie człapią i chrupią ziemniaki...Lucky pociesznie przekrzywia łebek...Pan N. porządkuje suche drewno...Ja grzebię kijkiem w ognisku...

     Świat byłby piękny bez żądzy władzy i pędu za pieniądzem...

     Ależ byłby piękny...

     Tylko Ludzi...

     Echhhh...

czwartek, 22 października 2020

Prus w Zaścianku...

     Nie miałam pojęcia, że tyle podróżował...Warszawa, Płock, Kraków...I jeszcze dalej...Lwów, Wiedeń, Paryż...W końcu dotarł do mojego Zaścianka...Chyba sam się zdziwił...;o)

     Łatwo Mu nie było, bo nawet Poczta Polska potrzebuje kilku dni na takie wojaże, ale dotarł...A właściwie dotarli, dotarli Oboje...

     Agnieszka Zielińska - Autorka serii "Moje podróże literackie"...

     I Bolesław Prus - kolejny bohater tych podróży...

     Z czytaniem planowałam poczekać na "długie, jesienne wieczory", ale nijak było odmówić Bolkowi uwagi...A On ciągle zachęcał machając z okładki...

     "Otwórz...Chociaż otwórz...Jeden rozdziałek i wrócisz do zajęć"...

Echhh...

     Miał być kominek, kocyk i herbatka z soczkiem aroniowym...

     Było siedzenie "półdupkiem", zdrętwiałe "odnóża" i woda mineralna, którą zawsze mam w zasięgu ręki...

No i czytanie "od deski do deski", bo inaczej się nie dało...

     Jakie wnioski po lekturze ??

     Do tej pory nic nie wiedziałam o Bolesławie Prusie...Nic !!

     Może dlatego, że "Lalka" nie była moją ulubioną lekturą, a Izabelka działa na mnie do dzisiaj jak przysłowiowa "płachta na byka"...Lelija i tyle...;o)

     Do lektury, jak pewnie się domyślacie, nie wracam, bo masochistką nie jestem, a kiedy w oczęta wlezie ekranizacja...Lubię tylko jedną scenę...

Wokulski odbiera od Kolejarza "depeszę" i żegna Izusię "z przytupem"...

W końcu się Chłop opamiętał...;o)

     Ale wróćmy do naszej współczesnej Autorki...

     Czytałam z taką przyjemnością, że na stronie 99 trzy razy wracałam do pewnego zdania, bo dysonans myśli nie dawał spokoju, a szare komórki nie ogarniały w czym problem...Jedna literka !! No cóż...Bywa...Poza tym, postanowienie...

     W długie, jesienne wieczory, będzie kominek, kocyk i herbatka z soczkiem aroniowym...Wrócę do lektury !! A właściwie do lektur...;o)

     Piękna polszczyzna Agnieszki, zaangażowanie i pasja...Wiedza podana na "talerzu"...No i podróże, których pewnie będziemy pozbawieni...

     Agnieszko, Twoje książki to pewniaki !! Sama przyjemność pachnąca farbą drukarską...

Trzymam kciuki za kolejne tomy...;o)

czwartek, 15 października 2020

Strategia...;o)

 Kiedy ci życie bardzo przywali,

światła nadziei nie ma w oddali,

odwróć się tyłem, to nie jest głupie,

i zacznij wszystko mieć w "czarnej d***e"...;o)

niedziela, 11 października 2020

Psy galeryjne...

     Przymuszeni koniecznością nabycia tekstyliów, udaliśmy się do pewnej galerii...No cóż...Jak mus to mus...

     Zakupów opisywać nie będę, ale pewne zjawisko wbiło się nam w oczęta dziwnym dysonansem...

     Przy tak zwanej okazji, zahaczyliśmy o część spożywczą, a tam, wśród regałów, maszerował młody człowiek z piesełem na smyczy...

Odrobinę nas to zdziwiło...

     Młody człowiek maszerował dziarsko, pieseł zdezorientowany, kręcił się na tej smyczy totalnie zagubiony...Obwąchiwał regały...Obwąchiwał ludzi...Koszmar dla psiego nosa...

Na uwagę, zwróconą przez jedną z Klientek, młody człowiek zareagował butą i arogancją...

Wolno mu...

     Zdziwiło nas to niebywale...

     Stoiska z wędlinami i mięsem...Stoiska z rybami...Stoiska z pieczywem i ciastami...A w środku pies ??

     Piesolubna jestem do obłędu, ale tego zjawiska zrozumieć nie mogę...

     Wiem, że w czasie upałów, czy mrozów, markety "otworzyły" drzwi dla naszych czworonożnych przyjaciół, ale chyba poszli o krok za daleko...

     Zaczęliśmy się zjawisku przyglądać...

     Piesek-zakupowicz przeżywał kolejną traumę stojąc w kolejce przy kasie...

     Ale na galeryjnej alejce maszerował kolejny "dumny właściciel"...Z piesełkiem rasy uznawanej za niebezpieczną, oczywiście, bez kagańca...

     Na ławeczce siedziały dwie młode dziewoje z kolejnym pieskiem...

     Spacer z czworonogiem w galeriach stał się hitem sezonu ??

Naliczyłam cztery czworonogi...

Galeria spora...Cztery psy nie tłum...

Jeśli jednak stanie się to standardem, to następnym razem będzie czterdzieści...

     Właściciele nie mogą się obyć bez swoich przyjaciół nawet w czasie zakupów ??

     Siedzenie na ławeczce w galerii ma zastąpić psi spacer ??

     A co z klientami, którzy mają "psie alergie" ??

     Kolejny pomysł, który w założeniach miał być dobry, a skończy się totalną katastrofą...

I dla ludzi...I dla psów...  

środa, 7 października 2020

Urodzinowy misz-masz...cz.2

     Potwierdzenie vouchera było "pikusiem", chociaż telefonom i sms-om końca nie było...W końcu dostałam ostatni, najważniejszy numer...

     I teraz dopiero zaczęły się schody...

Na realizację mamy dwa tygodnie...

Do zsynchronizowania mamy kilka elementów...

1. Wolny dzień Pana N.

2. Wyjazd na Wrzosowisko

3. Wolny dzień posiadacza numeru

4. Prognoza pogody

     Nie będę opisywać perturbacji, bo pewnie ze dwa tomy encyklopedii bym zapełniła...Ale ten wpis i tak będzie długaśny...;o)

W końcu, głos w mojej "nokiśce" oznajmił...

     - Jestem na miejscu...Warunki dobre...Za ile możecie być ??

Ufff...

     Rzeczywistość ogarnialiśmy w takim tempie, że nawet Lucky starał się nie podkładać łap (a uwielbia to robić, żebyśmy o nim nie zapomnieli)...

     Godzinę później...

Za chwilkę rozpocznie się nasza przygoda...;o)

     A to jej główna bohaterka...

Będzie odlotowo !!

     Oczywiście, przygodę rozpoczyna Pan N., bo to w końcu, Jego urodzinowy prezent...(Ja bym Mu nigdy tego nie zrobiła)...;o)

     No to ziutttt...


I po kwadransie miękkie lądowanie...

     Pan N. był zachwycony !!

     A ja "pośliniona" do pasa...;o)

     Czyli, pora na "przyczepkę", a właściwie, instruktaż jak się kręcić w cudzy prezent...;o)

A potem było jeszcze lepiej...

     Przy tym seledynowatym kwadraciku (przy hangarach) stoi Pan N. z Luckim...;o)

Kazimierza Mała...

Kazimierza Wielka...

Na horyzoncie Beskid Sądecki...

W dole, pełnowymiarowe boisko (dowód na dyndanie w przestworzach)...;o)

I dowód, że to jednak ja majstruję te fotki...;o)

I że nikt nie maluje piękniej niż Matka Natura...;o)

A ja uhahana jak dzieciak...

I niestety...

Koniec przygody...

     Kierunek lotnisko...

Lądowanie...

I ten, który dodał nam skrzydeł...

     A potem długo musiałam się tłumaczyć Luckiemu, że zostawiłam go na lotnisku, a sama poleciałam sobie bez pieseła...

I był cały wieczór psiego miziania...

I koszmarki po zaśnięciu...

Dla Luckiego to było bardzo trudna popołudnie...

Dla nas odlotowe !!

     Było cudnie !!

     Wręcz, niebiańsko...;o)

poniedziałek, 5 października 2020

Ninja z fantazją...;o)

     Jestem fanką "Ninja Warrior", mogę nawet powiedzieć, że zagorzałą fanką...

Jeśli umknie mi odcinek wtorkowy, poluję na niedzielną powtórkę...

To jeden z nielicznych programów, które oglądam z dużą przyjemnością...

Tutaj nic nie zależy od "widzimisię"...

Pewnie, gdyby nie "wygórowany PESEL" to bym się skusiła...;o)

     Ale skoro tylko "dusza we mnie młoda", pozostaje oglądać, trzymać kciuki i czuć ten "nie mój" dreszczyk emocji...

     Chociaż, na pierwszy rzut oka jest to program dla "Mięśniaków", o "Mięśniakach", to wierzcie mi na słowo...Oprócz mięśni potrzebna jest również wiedza z anatomii, z fizyki, z matematyki, a i odrobina polszczyzny przydaje się w czasie wywiadów...;o)

     Można oczywiście próbować na zasadzie "fantazji ułańskiej" i "instynktu pierwotnego", ale to z reguły kończy się marnie...A właściwie...Kończy się tak jak powinno...Basenem zimnej wody...;o)

     Czy mam "swoich" pewniaków ??

     Nie mam...Mój podziw wzbudza każdy kto się decyduje na tą ekstremalną przygodę...Chociaż...

     Z całą pewnością mocniej kciuki trzymam za "Szczypiorki", które na tle "Mięśniaków" wyglądają bardziej niż skromnie...Jeśli startuje trzech Braci, to moim Faworytem jest Najmłodszy...;o) Jeśli to Małżeństwo, to oczywiście "zmowa jajników"...;o)

Lubię patrzeć jak nonszalancja bywa "karana"...

Lubię odczytywać koncentrację i skupienie, które procentują mimo niedoborów siłowych...

I na tę dumę, która wypisuje się na twarzach Uczestników po "wbiciu" bączka...

Cieszę się razem z nimi...;o)

     Proste reguły...Decydujesz Ty i Twój organizm...

     Bo jak nie podziwiać Uczestnika, który dźwiga swoje sto kilogramów na rękach i przekłada dźwignie "płyty głównej" ??

     Albo Chłopaka, któremu "odcina tlen", ale tak się w sobie zacina, że na bezdechu wdrapuje się w siedmiometrowym "kominie", dedykując swój wyczyn ukochanej Babci (dała by Ci Babcia burę za takie cudaczenie)...;o)

     Dla jednych - przygoda, dla innych - wyczyn życia...

     Dla mnie rozrywka, po której odrobinę bolą mięśnie, bo tak "pomagam" (szczególnie "Szczypiorkom")...

     Ale czekam na pierwszego w Polsce Wojownika Ninja...Na pierwszego, który zdobędzie Górę Midoriyama...

     I każdemu z Uczestników życzę tego z całego serducha !!

     Nie macie "dobrze pod sufitem", ale Wasza fantazja zasługuje na uznanie...;o) 

sobota, 3 października 2020

Urodzinowy misz-masz...

     - Będziesz musiała to ogarnąć...- Stwierdził smutno Pan N., a ja mimo tego, że nerwy mieliśmy na agrafkach, zaczęłam analizować problem...

No cóż...

     Pan N. otrzymał od swoich Współpracowników nietypowy prezent urodzinowy...

Chcieli oryginalnie...Chcieli dobrze...Wyszło...Hmmmm...

A teraz my usiłowaliśmy dopasować możliwości do realiów...

     - Musimy się z tym przespać...Może się coś poukłada...- wymruczałam, oglądając otrzymane wydruki...

     Kolacja dla czterech osób...

Cudności !!

Tyle, że kierunek nie ten...Misiowych Rodziców nie zaprosimy, bo tylko kłopot by z tym mieli...Branie na wynos to abstrakcja, bo koszt paliwa na dojazd byłby spory, a czasowo objazd trwał by pół dnia...

     - A może Mała da się zaprosić ?? - wyartykułował Ślubny, dokładnie w tym momencie, kiedy ta odkrywcza myśl zaświtała mi w mózgownicy...

     - Mała !! - potwierdziłam...

     Mała, to Mała...Na kartach tego bloga czasem zwana Panią B., jest naszą Przyjaciółką z dzieciństwa...Takiego bardzo dziecięcego dzieciństwa...

     Taplałyśmy się w jednych kałużach...Grzebałyśmy patykami w jednej stercie piachu...Wisiałyśmy na tym samym trzepaku...

     Jak się poznałyśmy ??

Ją, Mama wystawiała w wózku przed dom...

Mnie, Dziadkowie wystawiali w wózku na balkon...

Potem było buszowanie po złomowisku i okolicznych ruderach, parasolki z liści łopianu, włażenie na drzewa, płoty i dachy...

W szóstej klasie przyszła do naszej szkoły...Siadłyśmy w jednej ławce...

     Jeśli się mówi, że przeciwieństwa się przyciągają, to nasz przykład powinni opisać w Encyklopediach...

A że Pan N. chodził do tej samej klasy, więc i dla Niego jest to kawał dzieciństwa...

     Mała podawała nasze pierwsze liściki, pisane alfabetem Morse`a...Tylko Ona wiedziała, że mamy się ku sobie, a z czasem, że tworzymy parę...Była Świadkiem na naszym ślubie...

Mała...

     Tylko z Nią, kiedy rozmawiamy, nie muszę kończyć zdania...

     Tylko Ona pamięta, jaką ksywkę miałam w czasach "sportowych"...

Ale wracajmy do prezentu...

     Lekko nie było, bo Pan N. pracuje w innym systemie, Pani B. w innym...Trzeba dogadać sprawy transportowe...Zarezerwować stolik...A czasu na realizację pozostało mało...

     Po dwóch dniach wydzwaniania i sms-owania...Ufffff...

Pierwszy sukces !! 

     No to na Zachód !! Stolica województwa śląskiego czeka...

     Dotarliśmy przed czasem...Zgodnie z zasadą: lepiej pół godziny wcześniej, niż minutę za późno...

Dzwonimy do Małej...Poza zasięgiem...W domu pusto...

     No dobra...Według planu powinna być pod prysznicem...Pod prysznicem komórki nie odbierze...;o)

Jeden telefon, drugi, trzeci...Sygnał i poczta...

Ku czort ??

     Teraz próbuje Pan N. ...

Mamy rezerwę czasową, więc bez paniki...;o)

Ale kiedy czas się kurczy, próbujemy ponownie "wbić się" na chatę...

     Jest Syn Małej !!

     Teraz On, zaniepokojony milczeniem Mamy, zaczyna wydzwaniać...

     Decyduje się nawet, zasięgnąć "języka" u Siostry...Może Ona wie coś, o tajemniczym zniknięciu ??

     Zaczynamy już nawet podejrzewać jakąś "stłuczkę", bo Mała jak my, genetycznie nie lubi się spóźniać...

     Kiedy jesteśmy sekundy od paniki, dzwoni moja komórka...

Mała !! Ufff !!

     Okazało się, że jeden z Rektorów, jednej z Uczelni, przemawiał znacznie dłużej, niż było planowane...Echhh...

     Te kilka minut spowodowało, że Mała ruszyła w drogę, w totalnej godzinie szczytu, a jak to wygląda, wie tylko ten, kto jeździ o tej porze na śląskich drogach...Korki do korków...;o)

Komórka wyciszona, bo ani na inauguracji, ani w samochodzie sygnał dzwonka nie był wskazany...;o)

     Bez kolejnych emocji (nawet miejsce parkingowe udało się upolować), zasiedliśmy w sympatycznie urządzonej knajpce (Chata z Zalipia) i mogliśmy dać się rozpieszczać...

     A rozpieszczali nas tak...

     Kelnerzy życzyli nam powodzenia, a my przystąpiliśmy do konsumpcji...

     - Zdradzicie mi w końcu, co to za okazja ?? - zapytała Mała...

     - Świętujemy wspólne urodziny Dobrego Rocznika...;o) - odpowiedziałam, i streściłam prezentową "zadymę"...

     I tak właśnie powinno się świętować !!

     Wyśmienite towarzystwo...Dobre jedzenie...Tylko szkoda, że tak krótko !!

     Chociaż sam pomysł i dzisiaj uważamy za dziwny...;o)

     A po powrocie do domu, zaczęłam dogłębnie analizować prognozy pogodny...

     Urodzinowy prezent Pana N. ma jeszcze drugą część...;o)

     Szczerze mogę wyznać, że jeszcze "dziwniejszy"...;o)

     Tym razem, oprócz organizacji "ludzkiej", potrzebujemy łaskawości Matki Natury...

Na pohybel !!

Musi się udać...;o)

     Czego urodzinowo życzę Panu N. !! (Oprócz zdrowia, powodzenia, radości, szczęści, sił, itp, itd...)

Buziole !! ;o)

piątek, 2 października 2020

Dziwny jest ten rok...

     Właściwie bardzo dziwny...

     Po majowych mrozach, które spadły na rolników i ogrodników jak "grom z jasnego nieba" nikt nie spodziewał się plonów...Przemarzło wszystko...

Ale Matka Natura i tym razem pokazała nam "figę"...

     Może, gdyby przewidywania meteorologów się sprawdziły, i przynajmniej w Polsce, susza dokończyła zniszczenia, to rzeczywiście teraz zbieralibyśmy "korzonki" w lasach...Ale woda spadła...W sumie spadło jej sporo, a wiem co mówię, bo mamy działkę w wyjątkowo suchym regionie, na dodatek między dwoma prądami powietrznymi, więc pada wkoło, tylko nie u nas...

Ale popadało...

Jesteśmy miesiąc podlewania do "przodu"...

     Nie zmienia to faktu, że świat się zmienia, klimat się zmienia i przyroda też się zmienia...

     Zioła w tym roku kwitły w sobie tylko znanym terminie, cztery-sześć tygodni "obsuwy"...

     Owoce dojrzewały dziwnie, napęczniałe od wody, pękały od niemiłosiernego nagrzewania słonecznego...

     Warzywka też sobie nie krzywdowały...;o)

Gdzie ta dziwność ??

     Początek października i kwitną rumianki, jaskółcze ziele i dziurawiec (po raz drugi)...

     Kwitną i owocują truskawki...

     I to nie tylko odmiany, które robią to do mrozów...


     "Ostara" owocuje w tym roku jak szalona...Do tej pory zbieraliśmy o tej porze dwa-trzy owocki...Teraz zbieram i robię dżemiki w ruchu ciągłym...


     To jest dziwne...Senga Sengana...

     Truskawka owocująca raz, głównie w czerwcu, rozkwita coraz obficiej...


I owocuje...

Jeśli zapowiadane przymrozki nie przyjdą, to zdążą dojrzeć !!

     Ale to zaskoczyło mnie jeszcze bardziej...



     Leszczyna zakwitła !!

     Nasza ma ciężkie życie, wody niewiele, słońca nadmiar, w koło masa "sąsiadów"...

Trudno się nie rozczulić...;o)

     Matka Natura sprezentowała nam maj we wrześniu...Miło...

     Trzeba będzie krócej czekać na wiosnę...;o)