Odkąd zapanował czas "koronacji" nie korzystaliśmy z "markietów" wcale...Nadmiaru czasu nie mamy, więc budowlane odpadały (wiemy od Pierworodnego, że "sajgon" tam panował nieziemski, a zakupy robiło się makabrycznie)...Jedyny, "spożywczy" jaki zaliczyliśmy, "wstrzelił się" nam cudnie, zanim Pan Premier wprowadził obostrzenia, zakazy i nakazy (weszliśmy normalnie, a kiedy wychodziliśmy było "po ptokach")...Fart !! Prawdziwy fart...
A że od zawsze robimy zakupy "na miesiąc" (a wtedy wyszły nam takie "na miesiąc" z górką), to resztę ogarniałam raz w tygodniu w osiedlowych sklepikach...
Ufff...
Ale przyszedł dzień, w którym zaczął się kończyć mięsny wkład do rosołu (czytaj: mięsny wkład w Luckiego)...Bez rosioła to nie życie !!
No i mineralna się skończyła...:o(
A bez mineralnej nie pohulamy !!
Zapasów potrzebujemy i na Wrzosowisku, i w domeczku...Na dodatek pijamy jedyną, najlepszą, mniam, mniam...Taką na literkę "N"...;o)
Pech chce, że w małych sklepach wypakowują mineralkę ze zgrzewek...
Dla "hurtowego" klienta jak my, koszmar...
I durnowata robota, bo się Kobitka w sklepie naukłada, a ja zgarniam z półki klnąc pod nosem, że mi te butelki majtają się we wszystkie strony...
No to trzeba do "markietu"...
Psychicznie się na tę wyprawę przygotowywałam dwa dni...Strategię opracowałam logiczną (przynajmniej dla nas) i ruszamy...
Kolejki pod "markietem" nie było...Wewnątrz też nikt nie oczekiwał na wejście...Alejki pustawe...Kilka osób na horyzoncie...Można spokojnie przejrzeć, znaleźć i zapakować do wózka...Do wózka, w który nikt nie wjeżdża z rozpędu, albo gapiostwa...Luksusy !!
Do kasy stały raptem trzy Osoby...Pięć minut czekania...
Kasjerka spokojnie czeka, aż majdan wyląduje na taśmie, z aprobatą przyjmuje fakt, że Pan N. przejeżdża ze zgrzewkami (nie musi Bidula tachać każdej przez czytnik)...I koniec zakupów...
Czas mamy rewelacyjny !!
Czterdzieści minut !!
- Chyba polubię "markiety"...- wyrwało mi się mimochodem...
- Zarąbiście się kupowało...- potwierdza Pan N.
Lucky po naszym powrocie zlustrował zakupy i docenił nasze "rosiołowe" poświęcenie...
Może by tych "koronnych" obostrzeń w "markietach" nie zdejmować, Panie Premierze ??
Pewnie, że lepiej, odstępy musza być, nikt mi w plecy nie wjeżdża, kasjerki się nie śpieszą...jedno co mi wadzi to te maski i ciągłe odkażanie rąk, a w niektórych sklepach to i płyn i rękawice, koszmar!...
OdpowiedzUsuńMaseczki są "ku urodzie"...;o) Rękawiczki żeśmy założyli i nikt nic nie sugerował o dodatkowych odkażeniach...;o)
UsuńAle jak idę wieczorem po godzianch szczytu, papieru toaletowego nie ma!
OdpowiedzUsuńOd razu się przyznaję, że papieru na liście nie miałam, więc nie wiem czy był...;o)
UsuńGdy zaczęła się społeczna izolacja z wyboru, zrobiłam spore zapasy, bo panicznie bałam się, że jak nic zaraz trafię na kwarantannę obowiązkową, taką co to sprawdza człowieka policja ;) Wydawało się mi, że po prostu ten wirus to jest tuż, tuż i zaraz mnie dopadnie. Teraz zdroworozsądkowo podchodzę do tematu. Zakupy - raz w tygodniu. No i zawsze w marketach jednak. Bo w jednym miejscu praktycznie wszystko. I zasady bezpieczeństwa też trzymane.
OdpowiedzUsuńUrodzona Optymistka !! ;o)
UsuńByłam na tej poczcie dzisiaj. Działały 3 okienka, stałam z 10 minut w kolejce, tak ze spoko ;)
OdpowiedzUsuńWiem, że nie na każdej poczcie w naszym mieście tak to wygląda. Ta jest moja "rejonowa" jak przychodzą na mój adres jakieś przesyłki to właśnie do tej. A ona jakoś wyjątkowo sprawnie działa :) Dzisiaj byłam tam o 14.00 zaraz po przerwie i jak pisałam poszło ras ras!
Gratulacje !! Pełen sukces...;o)
UsuńW przerwie między "markietami" wpadnij do mnie bo cytuję mądrości i śliczności :-)
OdpowiedzUsuńhttps://stokrotkastories.blogspot.com/2020/05/ukradam-poetce-aforyzmy-i-wiersz.html
UsuńJak tylko odsapnę i się ogarnę...;o)
UsuńA ja wręcz przeciwnie. Jak mam założyć ten kaganiec na twarz, to mi się odechciewa gdziekolwiek wychodzić...
OdpowiedzUsuńMoże o to chodzi...;o)
Usuń