Po wiosennym, ogrodowym rozgardiaszu...Po letnich, ogrodowych urokach...Przyszła pora na jesienne ogrodowanie...Nie ma co...Jest sporo do zrobienia...
Czas zagospodarować wszystko co wiosną zasiane, latem pielęgnowane, jesienią oczy cieszy (że o brzuszkach nie wspomnę)...
Ogarnęłam pomidorki i papryki, jestem na etapie buraków, a w kolejce czekają kapusty...Prawdziwa rozpusta...
Tylko czasu jakoś nie przybywa...
W buraczanej przerwie postanowiłam zmagazynować coś jeszcze...Pamiętacie jak pisałam o naszych szalonych nagietkach ?? To było tutaj...
A potem stanęłam przed zielarskim wyzwaniem:
Jak to dobro spożytkować ??
Ususzyć na napar ?? Przetrzymać na zimowe herbatki ?? A może wyciąg ??
Suszonego mieliśmy już spory zapas, ale pogoda przestała być łaskawa, więc...
Postanowiłam zrobić domową maść...
Szczególnie, że po letnich przygodach nasza skóra wymaga wsparcia, a Papcio Czas też jej nie oszczędza...
No to robimy maść z nagietka !!
1. Zbieramy kwiaty...
Zbieram je do kubeczka o objętości ok. 250ml (czyli szklanka).
2. Zasiadam do obrywania płatków, bo są bardziej praktyczne w procesie przygotowawczym, a środeczki ususzę i będę wykorzystywać do naparów i wywarów.
Ufff...Skończone...Można przystąpić do kolejnej czynności...
3. Przygotowujemy "bazę", czyli tłuszcz...
Sporo osób robiących kremy nagietkowe korzysta z baz wazelinowych, albo z pospolitego smalcu (to staropolskie przepisy), ja korzystam z oleju kokosowego...Jest idealny...
Sam w sobie ma właściwości terapeutyczne dla skóry, ma niską temperaturę topnienia, nie ma zapachu...
Rozpuszczam cztery czubate łyżki stołowe oleju kokosowego...
4. Kiedy olej staje się płynny wsypuję płatki nagietka...
Cała sztuka polega na tym, żeby płatki nagietka podgrzewały się równomiernie, a nie żeby się smażyły...Rondelek musi być ledwie muskany ogniem przez 10-15 minut...
5. Są tacy, którzy już w tym momencie kończą proces, czyli cedzą, zlewają i korzystają...Ja odstawiam rondelek w chłodne miejsce na dobę...
6. Przez dobę olej nasiąka nagietkiem, w rondelku robi się nagietkowa maź...Czas na kolejne podgrzewanie...
Olej ma piękny złoty kolorek i z każdą chwilą jest coraz bardziej intensywny...Podgrzewamy znowu przez 10-15 minut na bardzo małym ogniu...
7. Przystępujemy do zlewania...
Na sitku pozostają wykorzystane płatki, które można dodatkowo wycisnąć...
No i właściwie gotowe...
Około 150ml płynnego "złota"...
Po przestygnięciu wstawiam słoiczek do lodówki i otrzymuję pożądaną konsystencję...
Słoiczek dostaje miejscówkę w łazience, żeby zawsze był "pod ręką" i korzystamy bez ograniczeń...Działa świetnie !! Jak widać, poprzednia "produkcja" jest na ukończeniu, więc eksperyment się powiódł...
Pan N. twierdzi, że pachnie orzechowo, ja czuję tylko nagietka...
Bez konserwantów, bez utrwalaczy, bez barwników...
Na zdrowie !! ;o)
Zdrówka!
OdpowiedzUsuńWzajemnie...;o)
UsuńPłatki z nagietka można dodawać do sałatek, także ze względu na kolor, do farbowania też można ich używać, słyszałam, że wełnę farbowało się nagietkiem :)
OdpowiedzUsuńDo sosów też można...I jajka barwić...Zastosowań multum...;o)
UsuńDostępu do pożądanej ilości nagietka nie mam, ale olej kokosowy urzywam od dawna. Mam dwa kubki, jeden w kuchni, a drugi w łazience. :-)
OdpowiedzUsuńTo rozstaw słoików z olejem kokosowym mamy taki sam !! ;o) Nagietka wysiej na wiosnę w dużej donicy, będzie z własnej produkcji...;o)
UsuńNie lubię jesieni - szczególnie takiej jak w ostatnie dni - mokrej i zimnej. Ale nagietki częściowo to rekompensują
OdpowiedzUsuńTo ładuj "baterie" w tym tygodniu...;o)
UsuńFajny pomysł z tą maścią :) Też nie mam dostepu do świeżego towaru, ale moze, w przyszłym roku ;)
OdpowiedzUsuńJa w przyszłym roku sieję na 100%...;o)
UsuńTo się napracowałaś!
OdpowiedzUsuńAle efekt jest zadowalający :)
Ważne, że skuteczny...;o)
UsuńNo proszę, prawdziwe dary natury :-) Tylko umieć wykorzystać.
OdpowiedzUsuńMatka Natura bywa łaskawa...;o)
UsuńNie podejmuję się robienia maści ale od wielu lat używam takiej kupowanej w aptece i jest rzeczywiście rewelacyjna na zniszczoną skórę. Oleju kokosowego jeszcze nie używałam. Może kiedyś wypróbuję. Póki co pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńSpróbuj !! W kuchni jest rewelacyjny !! I znacznie zdrowszy...;o)
UsuńChyba w przyszłym roku też zasieję nagietki.:)
OdpowiedzUsuńZasiej !! Świat wypięknieje...;o)
UsuńPo ile słoiczek???
OdpowiedzUsuńBo ja nagietków nie mam na działce...
Na dodatek leniwa jestem...
Nieskończenie zdziwionam,
UsuńStokrotka rozleniwiona ?? ;o)
ów cudowny balsam chroni łapki przed buraczkowymi wżerami na skórze?
OdpowiedzUsuńobrać worek buraków, to ręce do renowacji trzeba oddać...
Po ogrodniczym sezonie,
Usuńspracowane są dłonie...;o)
Sama natura, świetnie, takie kosmetyki powinnyśmy stosować :)
OdpowiedzUsuń