Urodziny…
Czy wy
wiecie, co to są urodziny?
To taki bardzo fajny dzień, kiedy piesek jest najważniejszy w
całym domu, a wszyscy mają dla pieska czas, chodzą z nim na spacerek i drapią
za uszkiem.
Że tak jest
codziennie?
No tak, ale
codziennie nie dostaje się urodzinowych prezentów!
Ale muszę
wam to wszystko opowiedzieć od początku…
Zaraz po porannym spacerze z Misiem, na którym musiałem
siusiać w biegu, bo Miś bardzo szybko biega i wcale się nie zatrzymuje przy
krzaczkach, Żabolka ściągnęła mi obróżkę i założyła muszkę. To taka kokardka na
szyi, którą nosił Miś, jak jeszcze był małym Misiem i nie biegał tak szybko.
Dostałem tą muszkę, a Żabolka powiedziała, że dzisiaj muszę być bardzo
eleganckim pieskiem, bo mam urodziny. Szkoda, że nie mogłem dosięgnąć tej muszki ząbkami, bo bym ją troszkę poprawił.
Mama naszykowała mi piękny tort z wątróbki, parówek i wędzonych szprotek. Nigdy nie widziałem tak pięknego tortu!
A potem były prezenty…
Dostałem kostki do czyszczenia ząbków, i ogromną, prawdziwą kość, której nawet nie mogłem unieść, i piłeczkę…
Ta
poprzednia piłeczka strasznie mi się zestarzała, i wcale nie chciała już się ze
mną bawić. Nowa piłeczka była jeszcze piękniejsza!
Była
oczywiście różowa, bo ze wszystkich piłeczek zawsze wybierałem różowe, miała
takie śmieszne, gumowe kolce, a jak się ją popchnęło noskiem, to tak śmiesznie
podskakiwała.
Tata mi rzucał tą piłeczkę, a ja biegałem i ją przynosiłem,
ale wcale nie oddawałem Tacie, tylko uciekałem, a wtedy Tata zaczynał mnie
gonić. I Misiu mnie gonił, i Żabolek. A potem to już wszyscy, wszystkich
gonili! Musiałem się bardzo starać, żeby tej mojej nowej piłeczki nie zgubić, więc mocniej złapałem ją ząbkami, a wtedy ona zrobiła:
Piiii!
Ależ ja się
wystraszyłem!
Upuściłem piłeczkę i przyglądałem się jej bardzo, a potem ją
dokładnie obwąchałem, a potem polizałem…
Bo może tą
piłeczkę zabolało, że ją tak mocno ząbkami trzymałem?
A to
przecież była najpiękniejsza piłeczka na świecie!
W domu zrobiło się bardzo cicho, bo wszyscy obserwowali mnie,
a ja obserwowałem piłeczkę. Nie wiedziałem, co trzeba zrobić z taką piszczącą piłeczką, więc wziąłem ją delikatnie do pyszczka i zaniosłem do koszyczka. Może jej się kręciło w głowie od tego biegania?
Nawet jej poprawiłem podusię i kocyk, żeby miała wygodnie.
Piłeczka już
nie piszczała.
Ale mnie minęła ochota na zabawę, więc położyłem się koło
koszyczka i pilnowałem, żeby ktoś mojej piłeczki za mocno nie ściskał zębami. Wieczorem, to nawet chciałem iść z nią na spacerek, ale Tata się nie zgodził.
- Albo spacer, albo piłeczka! – tak
powiedział.
Miałem już zrezygnować z tego spaceru, ale bardzo chciałem
zrobić siku, i kupkę też chciałem, bo mój brzuszek był bardzo pełny od tego
tortu ze szprotkami i wątróbką, ale co zrobiłem krok, to mi się przypominało,
że piłeczka sama w koszyku zostaje.
I tak
biegałem od Taty, do koszyka.
Misiek z Żabolkiem
tylko czekali, żeby złapać moją piłeczkę w zęby!
Dopiero Mama
mnie uratowała.
- Popilnuję piłeczki! – powiedziała,
i usiadła koło koszyka.
Ufff…
Mamy chyba
nie łapią piłeczek w zęby?
Nie byłem pewien, więc bardzo szybko zrobiłem siku i kupkę
pod moim drzewem, i zanim Tata zszedł ze schodów, to ja już byłem gotowy do
powrotu.
Może to
dobrze, że potrenowałem to sikanie w biegu na spacerach z Misiem?
Mama bardzo się ze mnie śmiała, kiedy Tata opowiadał jej o
spacerze, a potem poczochrała mnie za uszkiem…
- Mój ty szczeniaczku! – wyszeptała.
- Hau! Mamo! Ja już nie jestem szczeniaczkiem! Ja mam rok! Jestem już bardzo dużym psem, z najpiękniejszą piłeczką na świecie!
Wiem już, że jak spada pilot od telewizora, to nie wolno go naprawiać, bo wtedy zostają ślady ząbków na obudowie, i Tata się bardzo gniewa.
Wiem, że te czarne piłeczki, które robi Mama, to nie są piłeczki, tylko skarpetki Taty, i takimi piłeczkami nie wolno się bawić, bo na nich też zostają ślady ząbków, ale wtedy gniewa się Mama.
Ślady ząbków mogę zostawiać tylko na swoich zabawkach i kapciach, które dostaję od Mamy i Taty. Bo to są wtedy już moje kapcie i nikt się nie gniewa.
Przecież nie
będę się gniewał na własne ząbki?
Ale Mama tylko mocniej mnie przytuliła…
Piłeczka - najważniejsze wyposażenie psa! Moja psina co roku dostawała specjalną piłeczkę kupowaną na parafialnym odpuście :-)
OdpowiedzUsuńPiłeczka i stary kapeć !! A kapeć musiał być koniecznie czerwony !! Cezary był prawdziwym estetą...;o)
UsuńOj, te ostre ząbki!
OdpowiedzUsuńNa szkodę piłeczki,
Usuńzęby jak szpileczki...;o)
Właśnie na takiej mojej "piłeczce", nasz piesek wygryzł mi dziurę wtedy, gdy dopiero uczył się manier w naszym domu ;)
OdpowiedzUsuńSerdeczności ślę, Gordyjko :)
Te "piłeczki" to prawdziwe psie przekleństwo...;o) Same w zęby wpadają...;o)
UsuńMam teraz młodziaka kota z piłeczką, którą zabawia leciwe psy. Psy całkiem są pod jego urokiem...pozwalają na wszystko......;o)
OdpowiedzUsuńCudownie się czyta jak Twój psiak był mądry..... Ja też byłam tyle razy zaskakiwana psią mądrością i przywiązaniem.......;o)To jest dopiero UCZUCIE! ....;o)
Jedyne i niepowtarzalne...;o)
UsuńPiłeczkowy żwacz ;)
OdpowiedzUsuńPiłeczkoholik...;o)
UsuńPrzypomniało mi się jak naszej Lassie dawaliśmy prezenty pod choinkę.
OdpowiedzUsuń:-)
Były i pod choinką, i na "zająca", i z wypadów "bez piesa"...Toż to był członek Rodziny !!
OdpowiedzUsuńAktualnie psica u mojej mamy jest straszliwym gryzoniem i szkodnikiem. Mamy nadzieję, że jej to jednak minie...
OdpowiedzUsuńNa pewno !! To jak sikanie w pieluchy...;o)
UsuńUrodziny całą gębą mama i tata zrobiła!:))Ja sprawiłam sobie kota i teraz kota dostaje po tym co widzę jak wracam z pracy:)))
OdpowiedzUsuńPodrap psine za uszkiem od cioci eli:)
Masz rozrywkę !!
UsuńNie bardzo wykonalne...;o)