wtorek, 3 listopada 2015

Orzeł odleciał...

     Pamiętacie o naszej "klatkowej" tradycji żegnania młodocianych Lokatorów ??
Jeśli nie, to pokrótce przypomnę...
     Kiedy wieść gminna się po piętrach rozejdzie, że jakiś "wolny elektron" znalazł "drugą połowę", i że zamierza przypieczętować ów fakt uroczystą przysięgą, Sąsiedzi rozpoczynają swoje działania...
     Najpierw szepczemy po cichutku na klatce, wymieniając się informacjami na temat tej uroczystości...
- To kiedy ??
- Za miesiąc...
- Po ile ??
- Tradycyjnie chyba...
- A kolor ??
     I jak te dwa pierwsze pytania są jak najbardziej zrozumiałe, tak to trzecie wyjaśnię w kilku słowach...
     Aby dekoracja klatkowa była udana musi współgrać z całością, z upodobaniami Młodych...
Jeśli "odlatuje" Dziewczyna to temat jest prosty...Idziemy i pytamy...
Jeśli "odlatuje" Chłopak...No cóż...Trzeba zrobić wywiad "środowiskowy"...
A to łatwe nie jest...
Trzeba się "wkręcić" na wizytę u "żeniaczkowych" Sąsiadów i niczym Bond wyłuskać niezbędne informacje...
     - Różowy !! - odparła z ulgą, bo tym razem na mnie spadły obowiązki Agenta...- Młoda uwielbia różowy !!
Ufff...
     W czwartek Drużbowie dekorowali wejście, czyli robili "koronę"...



     Uwielbiam ten zapach igliwia, gdy wchodzi się do klatki schodowej...Taki powiew świeżości...Nadziei...
     W piątek wieczorem nadeszła nasza pora...
     Sąsiedzi zameldowali się stadnie, przybyła nawet Sąsiadka, która już rok temu się wyprowadziła, ale zażądała w czasie wyprowadzki, że ją mamy o takich imprezach zawiadamiać...
Toż mieszkała z nami prawie trzydzieści lat !!
     I nastąpił chaos...
     Wśród śmiechu, żartów i docinków serdecznych rozpoczęliśmy twórczą pracę...



Jeszcze drzwi Nowożeńca...


     I można było ogłosić wiechę...
     Chociaż "impreza" sąsiedzka trwała nadal...
Bo tradycją się już stało, że Rodzice Młodych goszczą Sąsiadów poczęstunkiem...
Ciasta...Napitki...
To i na klatce schodowej panuje później spore natężenie hałasu...
Oczywiście pod drzwiami Oblubieńców...
     W sobotę Sąsiedzi zgodnie stają przy drzwiach wyjściowych i konstruują "bramę"...Czyli zaporę, żeby się jednak Młodzi rozmyślili...
Nie udało się nam nigdy skutecznie zadziałać...
     No to na pożegnanie, Młody otrzymał skromny podarunek, kilka uścisków dłoni, kilka całusów na szczęście...I wyruszył w swoją "nową drogę"...
     Zdjęć z tego pożegnania nie mam, bo na weselisko byliśmy proszeni, więc Wasza Gordyjka była zajęta zajmowaniem miejsca w orszaku weselnym...
Ale możecie mi wierzyć...
Cudnie było !!
     A Tobie Mateuszku wiele dobrego...
     Obyś zawsze był tak szczęśliwy jak w tą sobotę !!

19 komentarzy:

  1. Cudownie! Uroczo i brak słów! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie ma jak sąsiedzki wywiad ;-) A efekty widać :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wywiad sąsiedzki akceptujemy tylko w takim przypadku...;o)

      Usuń
  3. Bardzo fajny zwyczaj :) super :))
    Najlepsze życzenia dla Młodych :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno przetrwać jak nam się jakiś "Ochotnik" przez rok nie trafia...;o)

      Usuń
  4. Gordyjko, czyli,wciąż jesteście LUDŹMI a nie maszynkami do liczenia mamony! ..............;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wspaniałe zwyczaje... szkoda, że u nas czegoś takiego nie ma...

    OdpowiedzUsuń
  6. Nigdy nie spotkalam sie z takim zwyczajem ale bardzo mi sie spodobal. Pozdrowienia zostawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to autorski zwyczaj...Ma ledwie trzydzieści lat...;o)

      Usuń
  7. ech ...a tak niedawno ...jakby to wczoraj było ...inne bramy się robiło :)

    OdpowiedzUsuń