czwartek, 5 listopada 2015

Wrzosowiskowe Centrum Rozrywki...

     Jak wygląda jesień na Wrzosowisku ??
Uroczo...
Chociaż brak mi trochę tej zieloności i ptasiego rozgardiaszu...





     Ale, że Matka Natura lubi nas na Wrzosowisku zaskoczyć, więc zieloność nam się trafia...
     Zaczęło się od przygotowywania słomy do ocieplenia truskawek...Pan N. dzielnie machał siekierką, żeby posiekać wyhodowaną przez nas pszenicę...Słoma wylądowała na truskawkowym zagonie, a kłosy na stercie malowniczo usypanej...
Może nic by w tym niezwykłego nie było, ale...
Zmrok zapada teraz szybciutko, więc brakło nam czasu na uprzątnięcie sporej sterty pszenicy...
No cóż...Okoliczne kury będą miały używanie...


      Kiedy po kilku dniach znowu wyrwaliśmy się w nasz plener, mało nam gały nie wylazły z zaskoczenia... 
Ki czort ??


     Żyzna gleba...Odrobina wilgoci...
I Matka Natura zorganizowała nam piękne poletko pszenicy !!
     Kłosy "wklejone" w podłoże, a ścinki słomy stoją na baczność, niby żołnierze na warcie...


Tego to jeszcze nie grali...
Bez "wkładu" własnego mamy teraz oziminę...
     Po analizie sytuacji, postanowiliśmy jednak ograniczyć pszeniczne zakusy na nasze terytorium...



Pszenica wylądowała na bloczkach...
Skoro Matce Naturze tak na tym zbożu zależy, to może jednak wysieję na wiosnę kawalątko, żeby tej słomy na jesień nam nie brakowało ??
A może Matka Natura specjalnie nam podpowiedziała, żeby tego dobra nie zmarnować ??
Zobaczymy...
Ale jakby ktoś miał ochotę na świeże kiełki pszeniczne, to służymy...


My miłośnikami kiełków nie jesteśmy...
     Za to ten dar spodobał się nam ogromnie !!


Czy to opadłe ze śliw liście ??
Nie !!
     To najpiękniejsze łąkowe pieczarki jakie w życiu widziałam...


     Pieczarka łąkowa (lub polna) występowała kiedyś w Europie bardzo obficie, ale chemiczne nawożenie i środki ochrony roślin spowodowały, że jej stanowiska zostały znacznie przerzedzone...
Jest może trochę mniej atrakcyjna smakowo i zapachowo od tradycyjnej pieczarki hodowlanej, ale rekompensuje to rozmiarem...
A jeśli dodam, że rozmiar naszego pieczarkowego zagonu też był słuszny, i wśród chichotów komentowaliśmy pełen kosz grzybów...Hmmm...
Lubimy takie niespodzianki !!
Bardzo lubimy...
     Wrzosowisko uwielbia nas zaskakiwać...
Ostatnio zaskoczyło nas czymś jeszcze...
     Na rozłożonej agrowłókninie setki psich śladów...Maleńkie sadzonki lawendy zmasakrowane przez kurze pazury...Wśród zeschłych liści upolowane przez kocie bractwo myszy...Kruche gałązeczki posadzonych drzewek ponadgryzane przez sarenki...Na młodych pniaczkach ślady zajęczych ząbków...
W czasie naszej nieobecności życie towarzyskie na Wrzosowisku wrze...
     Prawdziwe Centrum Rozrywki...
Nie wygramy tej batalii, bo już w zeszłym roku zauważyliśmy, że obok Wrzosowiska przebiega szlak migracji zwierząt...Sarenki...Zające...Brykają jak po swoim...
Pozostaje nam obserwować radosne gromadki i próbować zaradzić szkodom...
Ale...
     Miło siedzieć na progu Orzeszka, z kubeczkiem herbatki w garści, i patrzeć jak zza sąsiedniego płotu wychyla się rdzawy łebek sarenki...Rozgląda się uważnie...Nasłuchuje...A potem rusza przez drogę pięknym, sarnim skokiem...Jedna...Druga...Piąta...
Wcale im nie przeszkadza, że je podglądam...

 

9 komentarzy:

  1. Matka Natura działa u Was pełną gębą :-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Matka natura jest bardzo mądra i wie co robi...
    :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyroda żyje, ale dzisiaj
    u nas pierwsza noc
    z temperaturą poniżej zera!

    OdpowiedzUsuń
  4. Bez zawinięcia drzewek otuliną trudno je uchronić, są smaczne na zagrychę! ................;o)
    Wiedzą to od dawna sarny i zające a właściciele Wrzosowisk dowiadują się w brutalny sposób, że o swoje trzeba walczyć cały rok!...............;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. no no no aby to na pewno pieczarki były ...no !!

    OdpowiedzUsuń