czwartek, 16 października 2014

"Gęsi" Pana Szymona, czyli o trekkingu ze Sports Evens...

     Tak się jakoś porobiło, że w naszej grupie trekkingowej przewagę stanowiły Kobiełki...
No nie, żeby Pan Szymon był jedynakiem, ale "Gąsiorków" była ewidentna mniejszość...
Ufff...
Z "Młodymi Wilkami" moje szanse były równe zeru...Z "Wilczycami" miałam szansę na przeżycie...
     Po poniedziałkowym stanie spoczynku ruszyliśmy zdobywać Bojin Kuk, czyli ledwie 1110 m n.p.m.
Niby "Pikuś"...A właściwie "Pan Pikuś"...
     Do trasy właściwej podwiózł nas Pan Andrzej, nasz Kierowca...

Malownicze wioski wśród wzgórz Velebitu.

I tyle było dobrego...
     Przyszedł czas na zamortyzowanie obuwia i przekonanie się, czy moja "pukawka" ma ochotę na górskie spacerki...

Takie niby Górki...

A "Gąsiątka" człap, człap, człap...
     Po dwóch kwadransach już wiedziałam...
     Mam szansę pobić rekord Świata w kategorii szalonego pulsu i ślimaczego tempa...
Pukawka szalała...
Pulsometr darł się w niebogłosy...
A mnie pozostało pilnować, żeby wskaźnik nie pokonał magicznej normy 180...
Litości nie było...
     Trzeba zająć strategiczną pozycję na końcu "łańcuszka" i równać oddech...Albo zrezygnować z wędrówki...
Ło matko i córko...
Zrezygnować ??
Mowy nie ma !!

Cel wędrówki kusił..
Pozostało się jakoś z tą "pukawką" dogadać...
     No to człapiemy...Ja...Pan N. ... I Martusia - nasza druga Przewodniczka, zwana Banankiem ( tak uśmiechniętej Dziewuszki to ja jeszcze nigdy nie spotkałam - "Bananek" jako żywo)...

Często czytam w neciku pytanie...
     "Po co Ci Ludzie łażą w te Góry ??"
Po co ??

Na szczyt wchodzi się po to, żeby zjeść pomidorka...Na przykład...
Można też zjeść coś innego, ale pomidorek smakuje wybornie !!
No i w bonusie dostaje się widoki, których z poziomu asfaltu nie zobaczy się nigdy...
Trzeba mieć tylko odpowiednią miejscówkę...


No i przyszedł czas na powroty...


     Adrenalinki dostarczyło wspaniałe zejście po linach, którego niestety uwiecznionego na fotkach nie mamy, bo potrzeba było dwóch nóżek i dwóch łapeczek...
Ale że kamerka naszych kończynek nie potrzebowała, więc zejście owo uwieczniliśmy na filmie...
     Potem był odpoczynek na parkingu...


     A że "Gąsiątka" grzeczne były, więc nas Pan Szymon zabrał na taras widokowy, żeby oczka nasycić zachodem Słońca...

Echhh...
     Jak można nie kochać gór ??
Nie można...
     No i Bojin Kuk został zdobyty przez zdechlaka...;o)

16 komentarzy:

  1. Z tytułu wpisu niewiele rozumiem, ale widoki piękne. Skały nie najgroźniejsze ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co tam tytuł !! Liczy się urok gór...;) Ale stanowczo lepiej się je ogląda, niż się po nich maszeruje...;o)

      Usuń
  2. Mnie na... Himalaje
    miłości nie staje. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie cierpnie skórka,
      gdy przede mną górka...;o)

      Usuń
  3. Skoro zdobył, to nie taki znowu zdechlaczek :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z łataną "pukawką" i na antybiotykach...Do kompletu mi tylko gipsu na nodze brakowało...;o)

      Usuń
  4. Ciebie tylko gdzieś wypuścić a od razu górkę znajdziesz!.............;o)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zazdraszczam niemożebnie, bo ja przecież też z tych waryjotów co po górach nie wiadomo po co chodzą!!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak Mallory mógł nie wspomnieć o pomidorku, kiedy go pytali dlaczego chodzi po górach... :) Bardzo fajna fotorelacja, gratuluję pomyślnego wejścia i zejścia :) Pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takiej Personie nie wypadało przyznawać się do pomidorka...;o)

      Usuń
  7. Jak widać, było czym oczy pieścić.Pozdrawiam.Ula

    OdpowiedzUsuń
  8. Najważniejszy ten bonus do pomidorka. :D. Pozrawiam

    OdpowiedzUsuń