Już wiecie, że uwielbiam kiedy roślinki na naszym balkonie wyrastają powolutku z nasionek...
To oczekiwanie...Ta niepewność...I ta radość kiedy spod ziemi wyłania się zielone maleństwo...
Echhh...
A potem maleństwo rośnie...I rośnie...I rośnie...
Żeby w efekcie końcowym zakwitnąć tęczą, albo (co jeszcze milsze) podaruje nam kawałek siebie...Owocka, albo warzywko...
Cudne to jest...
Jeszcze kilka dni temu nasz balkonowy lokator wyglądał tak...
A potem...Matka natura wzięła pędzel do ręki i nasz pomidorkowy prymus nabrał kolorków...
I pozostało nam tylko czekać na "żniwa"...
To był chyba najbardziej monitorowany pomidorek na caluśkim Świecie...
Aż w końcu, nadszedł ten "wiekopojmny" dzień...
I wtedy się okazało, że nasz "prymus" okazał nam pełnię swojego do nas uczucia...
Pomidorek w kształcie serduszka...
A smak ??
Klękajcie narody !!
Od kilku godzin mlaskamy na samo wspomnienie...
:)) Miło :)
OdpowiedzUsuńSzczególnie na podniebieniu...;o)
UsuńJak to się mówi na własnej krwawicy wyhodowane:)Pomidorów nie jadam jednak wiem jak smakuje ich hodowla.radośc wypełnia całe serducho:)
OdpowiedzUsuńTo my będziemy jeść za Ciebie...;o)
UsuńSercem za serce się Wam odpłacił:-)
OdpowiedzUsuńW tym roku to z tym naszym serduchem było kiepsko, szczególnie na początku...;o)
UsuńTy mnie nie denerwuj, ja MUSZĘ mieć swoje pomidory w przyszłym roku.
OdpowiedzUsuńZnam ten smak, cudo :-)))
Musisz !! Już Cię przestaję denerwować...:o) Chyba, że papryczka chili też Ci działa na percepcję...;o)
UsuńOn sie rozrósł jak serce tego domu ;-)
OdpowiedzUsuń