niedziela, 6 października 2013

"Gordyjka" pod specjanym nadzorem, czyli realizujemy marzenia...

     Nie mogliśmy się doczekać...Tydzień za tygodniem przeciekał nam przez palce, kartki z kalendarza lądowały w koszu, a my ciągle nie mogliśmy się "wstrzelić"...Aż w końcu decyzja zapadła...
     Sobota będzie idealna...
     Musimy mieć tam na Górze niezłe znajomości, bo dzień rozbłyskał złotem słonecznych promieni i błękitami nieba...Nawet temperatura jakoś tak cywilizowanie się ustawiła...
To była połowa sukcesu...
     Mimo niewielkiej odległości od Zaścianka miejsce zaciszne i takie, po prostu swojskie...Nikt się nie spieszy, nikt nie pogania, nikt nie zerka na zegarek...
Echhh...
     Podchodzi do nas Pan w bardziej niż średnim wieku i z uśmiechem zawiadamia...
     - Skoro Państwo w teren, to ze mną...
Malownicza Postać...
Po kilku minutach już wiemy, że to Pasjonat...
     - Pojadą Państwo na hucułach...
I tak poznaliśmy naszych nowych przyjaciół...
     Pan N. dosiadł srokatego ogiera o łagodnych oczkach, a mnie został przydzielony Felek...Szatyn lekko przyprószony siwizną...


 

     Hucuły to górskie koniki z Karpat wschodnich, które wykorzystywane były głównie do transportu towarów...Dzisiaj często pracują jako terapeuci w hipoterapii...Są łagodne, wytrzymałe i posłuszne...Chociaż...
No dobra...O tym za chwilę...
     Pan Przewodnik ustawił naszą skromną kolumnę...On jechał na przedzie...Ja zajęłam miejsce w środeczku...A Pan N. zamykał pochód...
Ta strategiczna pozycja ogromnie się Panu N. podobała...
Mógł mieć na oku swoją mało zdyscyplinowaną Połowicę...






     I mogliśmy zacząć realizować nasze wakacyjne marzenie...
     Ruszyliśmy na konikach w plener...
     Pan Przewodnik początkowo zerkał na nas dyskretnie chcąc określić ile umiemy i jak się trzymamy w siodłach, po czym rzucił jakby od niechcenia...
     - Może pokłusujemy ??
Entuzjastycznie przystaliśmy na propozycję...
Koniki ruszyły z kopyta, a nasze ciałka przeszły do anglezowania...Ależ to była radocha !!
     Co "prosta" nasz przewodnik rzucał...
     - Kłusikiem ??
A my z chichotem ruszaliśmy w ślad za nim...
     A kiedy człapaliśmy niespiesznie Pan Przewodni snuł swoją opowieść o koniach, o lesie, o grzybach, i o tym jak dwadzieścia lat temu przyjechał tutaj przez przypadek i znalazł kawałek swojego Świata...
     Czas się zatrzymał...
Jak było ??
Nieziemsko !!
     Poziom endorfin wzrastał z każdą chwilką, a buźki wyginały się w radosnego "banana"...
     Cudności !!




     Felek to bardzo miłe konisko, chociaż z charakterkiem...A właściwie powinnam napisać, że Felek to łakomczuch ponad miarę...Z boksu wyszedł z pyskiem pełnym siana, a w czasie wędrówki robił wszystko, żeby iść po tej stronie, w której rosły liściaste krzewy...Wystarczyła chwilka mojej nieuwagi i Feluś już miał w pysku listki...
A ja obrywałam "puszczaną" gałązką...
On rżał radośnie, że mu się udało zrobić psikusa, a ja chichotałam trzęsąc się w siodle...
Godzina minęła w momencie...
     Kiedy koniki zauważyły, że wracamy to dopiero zaczął się kabaret...
Z niecierpliwością zaczęły nas poganiać...
     Pora obiadu !!




     Na widok jedzących sianko koników Felka przestałam interesować kompletnie...
Miałam wrażenie, że gdyby umiał mówić to usłyszała bym...
     - Złaź babo !!




     Podjechaliśmy do boksów, poczułam, że moje stopy i łydki są kompletnie ścierpnięte...Hmmm...Jakoś zsiąść muszę...
Ale jak, skoro nogi zaczynają mi się od kolan ??
No i zsiadłam...
I jak nie grzmotnę o Matkę Ziemię...
Jak nic okoliczne sejsmografy zarejestrowały wstrząs, bo bidula Ziemia, aż jęknęła...
Felek spojrzał na mnie z politowanie...
     - Sierota...- mówiły jego łagodne oczy...
     Pan Przewodnik spojrzał z troską, ale widząc moje uchachane oblicze stwierdził tylko...
     - Nóżka w strzemionku została ??
Pan N. aż jęknął...
Całą drogę pilnował i...
Z troską zaczął mnie otrzepywać ze słomy...
     - Ale nic sobie nie zrobiłaś ?? - dopytywał...
     - Dlaczego nie poczekałaś ?? - ganił...
Oj tam...
Endorfinki działały...
     Wieczorem prawa noga zrobiła się jak balon, a każdy krok powodował ból jak przy tańcu na szkle...
     Urodzinowe spotkanie z Miśkami spędziłam z nogą w lodowatej wodzie...
Ło Matko i Córko...
     Czy ja zawsze muszę coś zmalować ??
Muszę !!
Taki urok Gordyjki :o)
     Dzisiaj łapka już nabrała smukłych kształtów, ale zapobiegawczo daje jej luzy ;o) 
Byle do jutra...
Jutro zaczynam wyczekiwaną od pół roku rehabilitację...
     Tyle, że "bolek" został na Czerwonych Wierchach, więc może powinnam te zabiegi wziąć na obolałą nogę ??

 

23 komentarze:

  1. No gordyjko podziw wielki dla Ciebie i Pana N :) pozdrawiam i miłej niedzieli życzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musicie z Joe spróbować...:o)

      Usuń
    2. Kiedyś jeździłam :) jakieś o kurde lepiej nie mówić ile hehe, już mnie nie ciągnie wolę teraz narty :) pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Na nartach też się fajnie przyziemia...;o)

      Usuń
  2. Podziwiam, bo ja wsrod moich niezrealizowanych planow tez mam spotkanie z konikiem... Nie wiem kiedy to nastapi, ale nastapi na pewno. Gdy bylam dzieckiem bardzo chcialam jezdzic, ale to byl w moim otoczeniu "sport dla bogatych", no i nie mial kto mnie dowozic na zajecia a samej mama nie chciala mnie puscic. Potem jakos tak juz zeszlo... A teraz stopniowo od czasu do czasu probuje rzeczy, ktorych kiedys nie moglam sprobowac... Wsiasc na konia to jeden z takich planow. Nie wiem czy mi sie bedzie podobac, moze bede sie bala, moze bedzie strasznie, ale sprobowac kiedys musze...
    Powrotu do stanu skocznej kozicy zycze :)
    Nika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marzenia trzeba realizować :o) Już trzymamy kciuki...;o)

      Usuń
  3. A Felkowi jest w to graj,
    ze Gordyjka... patataj.
    L

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A w Felkowym łbie,
      kiedy znów coś zje...;o)

      Usuń
    2. Felek niestety
      tez ma... apetyt.
      L

      Usuń
    3. Wielka Felka siła
      w brzuchu się ukryła...;o)

      Usuń
  4. Pan Pasjonat to jest osoba godna szacunku. I znalazł swoje miejsce! Fajnie, że ludziom się udaje, a Ty Gordyjko dbaj o swoją nóżkę i obserwuj, coby Ci żadne urazy nie zostały na przyszłość, bo potem wszystko się mści.
    Ja w liceum złamałam nogę w kostce i skutki nie wyleczenia do kończ tego urazu odczuwam (jak się okazało) do dziś, bo oszczędzam prawą nogę, więc obciąża, lewe kolano ono mi odmawia posłuszeństwa :(

    Miłego leniuchowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Urazy z młodości to taki pamiętnik...;o) żeby człowiek nie zapomniał jak miał głupio w głowie...:o)

      Usuń
  5. No nie , tak nóżkę sobie załatwić....
    Ja od 20 lat czuję skutki zwichnięcia...
    Wylecz dokładnie...
    A swoją drogą to masz troskliwą Połówkę :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. No to potem na pogaduszkach konik miał co opowiadać: Wiecie, trafiła mi się taka niegramota, zleźć nie umiała, tylko bach! w piach ;-)
    No co, konie też mają z turystów radochę :-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  7. Nóżko, nóżko zadbaj o siebie,;o) Pewnie te zdrętwiałe nogi to od bolka, więc i jego pogłaszcz na rehabilitacji!;o)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie rozumiem jak ziemia mogła "jęknąć" pod takim chucherkiem:)
    Fajne mieliście marzenie i fajnie, że udało się je spełnić.
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przez grzeczność Krzysiaczku, przez grzeczność...;o)

      Usuń
  9. Ty to potrafisz zadbać o dodatkowe atrakcje! :)
    Skutecznego rehabilitowania życzę. Ja własnie zaczynam intensywne życie zabiegowe w sanatorium. Rospiska zabiegów tak skonstruowana, żeby broń Boże nudzić się nie można było... Bodzianek zasolony po kąpieli chrapie obok, mnie oko opada a tu zaraz na obiad trzeba się udać
    ... i wieloryby na promenadę wyległy, poodsłaniały słoneczku na co dzień niewidoczne części ciała...lepiej, żeby na plażę się udały ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie bardzo ciężka zima,
      Marysia Bodzia zasoliła...:o)

      Usuń
  10. dobra jest maść altacet opuchlizna schodzi po dwóch trzech smarowaniach, a tak w ogóle słuchaj pana N.
    pozdrawiam
    j

    OdpowiedzUsuń