sobota, 21 września 2013

W opozycji do shoppingu...

     Pan Boguś Linda pewnie by powiedział...
     - Gordyjka !! Co ty wiesz o shoppingu ??
Echhh...
No właśnie...
Jestem teoretyk niepraktykujący...
     Po pierwsze primo, pojąć nie mogę dlaczego nazywamy to obcojęzycznym shoppingiem, a nie rodzimymi zakupami ?? 
Jeszcze kilka lat temu szło się na zakupy...Zwyczajnie...Teraz nawet nie wypada...Dobrze, że przynajmniej jak lecę po chleb to nie "shoppinguję" tylko mam objaw sklerotyczny, bo zapomniałam kupić pieczywo idąc z pracy...
     Ale mnie do owego "shoppingowania" nikt nie namówi...Ot co...
     Chyba, że w markecie budowlanym...W budowlanym mogę...Tylko czy to jest shopping ?? Może takie zakupy nazywają się jeszcze inaczej ??
Orzesz...(ko)...
     Po drugie primo, nie pojmuję jak wielogodzinne pielgrzymowanie po Galeriach i innych Marketach, i przymierzanie setek łaszków może wyzwalać jakieś pozytywne emocje...
To gorsze niż dniówka w kopalni...
Na samą myśl mnie nogi bolą...I jeszcze to wdziewanie i rozdziewanie...Brrr...
     Po trzecie primo, czy te błądzące po marketach Duszyczki spróbowały kiedykolwiek stworzyć coś same ?? Takie nawet drobne coś...
To dopiero jest adrenalinka...
     Najpierw trzeba to coś wymyślić, potem trzeba zgromadzić potrzebne drobiazgi, a potem przystępujemy do działania...Sam proces tworzenia zabiera czasem kilka dni, czasem kilka tygodni...
Ale jaka frajda...
A potem następuje ostatni ruch i nasza duszyczka aż jęczy z rozkoszy...Finisz...









(Taka sobie tunika mogąca urozmaicić jesienno-zimową sweterkomanię).













 ( Zrobiona z czarnego kordonku, szydełkiem, ściegiem najprostszym z możliwych, a dającym w efekcie końcowym, wizualizację małych kwiatuszków).












 (Żeby tunika nie wyglądała zbyt "statecznie" została "odcięta w biodrach "łańcuszkowym" paseczkiem i szarymi kuleczkami).







Finisz ??
Niekoniecznie...
     Zawsze można przy okazji pomyśleć o jakiś dodatkach...





 ("Obróżka" na srebrnym druciku. Zapięcie przymocowane w ten sposób, że zawsze można zmienić "jedynie słuszną" koncepcję).











 (Od razu się przyznaję, że kolczyki noszę bardzo okazjonalnie. W zimie nie noszę, bo metal w uszach bywa niebezpieczny, a w lecie nie noszę, bo kolczyki ograniczają moje "swobody obywatelskie". Ale srebrne kółeczka na jakąś super okazję...Czemu nie...).




 
     I duma nas rozpiera...
     Taki łaszek to dopiero skarb...Nie jakaś tam masówka...
     W takim ciuszku można wyjść bez obawy, że spotka się Znajomą w identycznym odzieniu...
Na pytanie "gdzie kupiłaś?"" ładujemy akumulator podwójnie...
"Sama zrobiłam"...
Niech "zazdraszczają"...
     Taki ciuszek to jak ogromne pudło czekolady...Same endorfiny...

12 komentarzy:

  1. Ja też w opozycji jestem, ale takich kółeczek robić nie umiem. Muszę znaleźć inną formę prostestu ;-)

    notaria

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetne wyroby i naprawdę cieszą oko. Zawsze zazdroszczę takiego talentu, ja niestety nie wiele potrafi,e, no może uwarzyć dobrą zupę i tyle :) Pozdrawiam cię serdecznie i życzę natchnienia co do dalszych dzieł sztuki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witanko :o)
      Jesteś po prostu nieodkrytym Talentem...:o)
      Pomysły to moje drugie imię, tylko niestety doba ma 24 godziny...;o)

      Usuń
  3. Powiem Ci, że jak między Tatrami, aerobikiem i szybkimi tańcami zdążyłaś zrobić to przecudne cudo, to jakbyś nie wiedziała co zrobić z wolnym czasem, to....no nie wiem, może jeszcze jedną zrób bo kupiec w zachwycie z rozdziawioną gębą czeka!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapomniałaś o kilku drobnych szczegółach, ale daruję Ci to w wielkiej łaskawości...;o)
      Na realizację trzeba będzie poczekać, bo mi się już coś innego po głowie kołacze...;o)

      Usuń
  4. Gordyjka mądrze gada! Gordyjka na prezydenta!
    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. E tam zakupy... to takie prostackie. A "shopping" - do dopiero brzmi.
    A co do dzieł.... jęczę z zazdrości,że chociaż dotknąć nie mogę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie słoń na ucho nadepnął to nie słyszę "jak brzmi"...;o) Ale dotyk opisać mogę...Mięciusie to takie, milusie...:o)

      Usuń
  6. Też się dziwię, że mówi się częściej "jadę na shopping" niż zwyczajnie na zakupy... A same zakupy lubię średnio, gdyż nigdy nic nie mogę znaleźć (może jestem za wybredna, a może w tych wszystkich galeriach po prostu wszystko wygląda niemal tak samo i jest na jedno kopyto...?). I faktycznie wychodząc z trzeciego sklepu wyglądam chyba jakbym wyszła z kopalni i czuje się dziwnie zmęczona... ale przynajmniej mój partner nie narzeka :D Dzieło wyszło Ci super, pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wybredna, tylko wymagająca...:o) Dzięki...:o)

      Usuń